Jestem Życiem (J 14, 6)

Jestem Życiem (J 14, 6)

Życiem jestem w ziarnku maku, i robaczku, i w najsubtelniejszych duchowych istotach. Wszystko ogarniam życiem i wyzwalam je w przeznaczeniu do istnienia. Wszystko bowiem jest, by żyć i opowiadać pieśń życia dniem i nocą. W nim przenikam i ruchliwością najruchliwszą osiągam głębiny i szczyty, by odnawiać i ogłaszać nowe. Życie jest zawsze nowe i zawsze przychodzi, choć nieuchwytne i nieogarnione.  Życie jest podziwem.

Jestem życiem, wewnętrznym nurtem wszystkiego, co tworzę, i ożywiam nieskończoności, w największym cudzie Ducha. Wydobywam z nicości i obwieszam imiona życia. W syceniu jestem wierny i budzę nieprzeniknione. Poczęty nie ma już końca, a zaczęte uprasza usilnie dopełnienia we Mnie.

Życiem jestem, więc nie ma ono początku i na próżno człowiek rozgrzebuje praźródła. Jestem życiem, bo jedynie ja zamieszkuję prawdziwie. Jestem życiem, co w oczywistości tak prostej, że niepojętej daje i objawia niepowstrzymanym tchnieniem.

Życiem jestem,  bo imię moje – wypełnienie wszystkiego i w światłach upodobałem sobie nosicieli spełnień.

Moim uczniom ukazuję pełnię radości przy sobie, a nie masz już wygnania, ani obcości. Radość bliskości jest nieskończona i tryska ciągle w nowych zachwytach.

Człowiek czasem myśli, że życie to słońca, wody i powietrza. Ale jest ono niewidzialną istotnością widzialnego, rozpiętą na oktawach świateł i miłości. Życie jest miłością.

Jestem życiem obfitym i mocnym, co nie zna zmęczenia, o głębi zawrotnej, niepowstrzymany w darowaniu. Jestem radością narodzin i budzenia, żywotnością nasion i migotaniem sklepień. W żywości nurtów i chyżości wiatru, kwileniu ptaków i ryku dzikich stad osadziłem to, co tętniące i nieujarzmione. Dla człowieka zaś zastrzegłem tchnienie – jedyne co ożywia i budzi do żywotności, co powstawać każe i głowy zadzierać. Kiedy rodzi się człowiek łza moja spada na samo dno jego serca, by pamiętał skąd pochodzi. Jest ona pamięcią i zagadką.

W żywotności ducha miłuję i pozwalam wyrastać nad miarę, gdzie gubi się człowiek bezmierny. W wysokich koronach drzew pozwalam zasiadać ptakom wysokim, a w kołysaniu rytm życia ustalam. Oto kim jestem: karmię życie życiem, cudownością świeżych pąków, które z radością otwierają się w słońcu, zrywając kajdany zamknięć.

W rozmachu i niezliczonej formie życia lubuję się przechadzać i w wielości otwartych oczu światło kreślę, i kształty piękna i tajemnicę, bo życie się rodzi z zachwytu.

Jestem życiem już nie do odebrania, szaleństwem dobijania się do niebios.

Jestem w krzykach zduszonych, co żyć pragną, a nie mogą, lecz szamotają się w cieniach śmierci. Nie uczyniłem śmierci, by panią była człowieka, ani nie zatrważam nieistnieniem. Ukryłem ją pośród drzew, w samym sercu mateczników i była bezsilna, bez władzy. Nie uczyniłem śmierci panią, lecz ktoś ją wypatrzył i wyprowadził haniebnie i splątał z życiem. Obudziło ją dotknięcie zachłanne i nienasycone – żądanie wielkości. Stała się kłamstwem wszelkich kłamstw, wrotami niespełnień. Jej imię to klęska człowiecza. Śmierć jest w każdym wyciąganiu ręki, spożywanych łapczywie owocach, w mnożeniu doświadczeń i tam, gdzie człowiek szuka ubogacenia; tam, gdzie gromadzi i chce bardziej trwać. Właśnie tam umyka mu życie, tam je traci.

Jestem życiem wyciągniętej ręki z miłości i spojrzeniu, które ocala od gniewu i lęku.

Mówię Wam „żyjcie” i krzyczę w historię w tysiącach darowanych istot. Nie masz większego dowodu na Boga niż dane małe życie, które łapczywie chwyta powietrze i wyciąga rączki.

O. Marian Zawada OCD