Dlaczego Pan Bóg miał słabość do Mojżesza, czyli o przyjaźni
Zacznijmy daleko od przyjaźni, tzn. od wrogości. Często kojarzymy ją z mocnym uczuciem gniewu, czymś podświadomym, do tłumienia, co może wyprowadzić na bezdroża zemsty, spustoszyć nie tylko obecną scenę życia, ale zrujnować ją w całości, bo gdzieś w końcowych etapach nakłania do zabijania. Czy można żyć jak mityczny Mars, wrogi ludziom i bogom? Wróg to nie tylko mistrz użądleń, ale i ktoś, kto ostatecznie, skrycie czy otwarcie, nas nienawidzi. Zatem Bóg nie może być wrogiem, bo z natury miłuje. Atmosfera tremedum wokół Boga rodzi się, gdy mieszamy Jego święty gniew z naszą miarą „wściekania się” i zjadliwą wrogością. Bóg się gniewa, nie po to, by kogoś zniszczyć, ale dlatego, że nie może zaznać pełnego szczęścia bez człowieka, mimo, że sam sobie wystarcza. Gniewa się wtedy, gdy traci nieodwołalnie człowieka, mimo, że jest wszechmocny w miłości.A w grzesznym sercu najpierw – jak u Adama – rodzi się lęk. To on wyprowadza na zalęknione peryferia i nabudowuje mury przerażenia. W efekcie, nie można już wierzyć, że można żyć blisko Boga. Już Bóg Mojżesza, dla wielu mu współczesnych, był zbyt potężny i zbyt straszny, pełny grozy niewysłowionej i przejmującej, doprowadzający do granic paniki, wygłodzony i żądny ofiar i krwi dobrze wypasionych byków. Zbliżał w ponurym dudnieniu ziemi i oślepiających błyskawicach. Lepiej się trzymać od Niego z daleka. Tu znajdują swe źródło „techniki wymijania”. Rzadko kto zachowuje się wobec Bożej mocy, jak kobieta, która przyszła zalękniona i drżąca, gdyż wiedziała, co się z nią stało, upadła przed Nim i wyznała Mu całą prawdę (Mk 5,33). My często chowamy się w naszym lęku i drżeniu, niezdolni, by przyjść, nie wiemy co się z nami dzieje, ani nie kwapimy się do prawdy o sobie.Jak zatem zaprzyjaźnić się ze Starym Bogiem? Przyjaciel przychodzi kiedy chce. Budzi się pragnienie: wejdę do Twojego domu (Ps 5,8), a jeśli okazuje się, że przychodzi nie w porę, nie rezygnuje: Ocknij się! Dlaczego śpisz, Panie? Przebudź się! (Ps 44,24). Okazuje się, że Bóg zazwyczaj czeka. Przyjaciel lubi u Boga przesiadywać. Wie przecież, że umiłowany przez Pana, bezpiecznie u Niego zamieszka, u Niego, który zawsze będzie go bronił, odpocznie w Jego ramionach (Pwt 33,12). Obiecuje sobie nawet: jak się da, zamieszkam w domu Pańskim po najdłuższe czasy (Ps 23,6). Nieprzyjaciele mówią inaczej: Wyzwoliliśmy się! Nie przyjdziemy już więcej do Ciebie! (Jer 2,31).Przyjaciele Boga żywią się tekstem psalmu 127: Daremnym jest dla was wstawać przed świtem, wysiadywać do późna – dla was, którzy jecie chleb zapracowany ciężko; tyle daje On i we śnie tym, których miłuje (Ps 127,2). Przyjaciele widzą trud innych, spochmurniałe czoła od nieprzespanych nocy, opadające ręce, zaciśnięte zęby, by się czegoś dorobić, czymś pochwalić, przeżyć jakąś satysfakcję. Przyjaciele Boga w przedziwny sposób są bogaci, wolni, tryskają młodością. Tylko dlatego, że są przyjaciółmi i poznali tajemnicę słów: Jeżeli Pan domu nie zbuduje, na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą. Jeżeli Pan miasta nie ustrzeże, strażnik czuwa daremnie (Ps 127,1). Poznali konieczność pierwszeństwa Boga. Nie tylko robią Mu miejsce, ale żyją jak wcielone pierwszeństwo. Przyjaciel wyskakuje ubogacony z rana darami i świętuje wolność: [Pan] wyprowadza mnie na miejsce przestronne, ocala, bo mnie miłuje (1Sm 22,20). Każda godzina staje się przestronnym miejscem, by Boga uwielbić. Są jak aniołowie. Stara żydowska mądrość tłumaczy imię człowieka, jako tego, który ma dwie nogi. Anioł zaś ma dwa skrzydła, a niektóre, jak serafinowie, po sześć. O ile człowiek trudzi się i drepcze, anioł zwinnie, precyzyjnie trafia do celu. Dlatego przyjaciele są jak aniołowie, chyżo zmierzają do spełnienia. Nie mówiąc o tych, płomienistego ducha – ci po trzykroć szybciej (dlatego długo nie żyją). Nieprzyjaciele natomiast trudzą się, pocą, marnieją i zbierają gorzkie owoce swoich rozczarowań. Dławieni zazdrością pytają: Skąd on to ma? (Mk 6,2).Przyjaciel nie przychodzi sam. Spotykając się z Panem, ma serce eklezjalne, które woła i zaprasza: Zgromadźcie się, a przyjdźcie…, zbierzcie się! Sprowadź, Panie, swych bohaterów!(Jl 4,9). Przyjaciel nie tylko stoi blisko Boga, on zazwyczaj ma duchowych przyjaciół, a przyjaciel oblubieńca, który stoi i słucha go, doznaje najwyższej radości na głos oblubieńca (J 3,29). Przyjaźń z natury zwołuje zgromadzenie, a zatem jest nie tylko eklezjalna – jest jeszcze bardziej liturgią. Przyjaźń jest radością.Pismo mówi o Mojżeszu, który rozmawiał z Bogiem twarzą w twarz, jak się rozmawia z przyjacielem (Wj 33,11). Bóg lubił go najpierw za to, że miał twarz. Mieć twarz, to dziś coraz rzadsza właściwość, a wątpliwa wytworność napotykanych masek czy gęb, potrafi napełnić niesmakiem. Bóg lubił go od początku, bo spotykał go tam, gdzie sam lubił przebywać. Od początku Duch Boży unosił się nad wodami (Rdz 1,2), a Mojżesz znaczy tyle, co „wydobyty z wody” (Wj 2,10). Przemawiał do niego chętnie, gdyż był on człowiekiem o sztywnym języku (Wj 4,10). Mógł zatem powiedzieć mu o wiele więcej, a Mojżesz nie zdążył tego zagłuszyć własnymi słowami. Bóg lubił Mojżesza za to, że wpadał w szał, gdy faraon kazał się sobie kłaniać (Wj 11,8), zamiast wypuścić lud, by pokłonił się prawdziwemu Bogu. Przyodział go chwałą dlatego, że był postrachem nieprzyjaciół Pana (Syr 45,2). Pokazał mu rąbek swej chwały i uświęcił go przez wierność i łagodność (Syr 45,4). W tym miejscu należy się zatrzymać. No bo przecież my ulegamy tak łatwo wewnętrznej i zewnętrznej dezorientacji, tematy religijne nas krępują, a niejednokrotnie nie widzimy sensu kłócić się i przekrzykiwać w Bożych sprawach. Czy zatem krętacze, pechowcy, neurotycy, mitomani, dzieci buntu, mogą wchodzić na Boże góry, i mimo, że kręci się w głowie, mogą postać trochę w zasięgu Bożego ciepła? Zdecydowanie tak. Nawet Mojżesz by tego nie wyjąkał, jaką słabość ma Bóg do człowieka.
O. Marian Zawada OCD