Bartłomiej Kucharski OCD – O cnocie umiaru

O cnocie umiaru. Poezja Zofii Zarębianki[1]

Żyjemy w czasach rozkochanych w wielości słów. Codziennie słyszymy i wypowiadamy ich bardzo dużo. Dlatego zrodziła się wśród ludzi wrażliwych tęsknota za umiarem w mówieniu. Należy do tych osób Zofia Zarębianka. Jej twórczość poetycka jest świadectwem egzystencji zatroskanej o to, by słowo wyrażało prawdę o relacji do Boga, drugiego człowieka i świata. Słowo ze swej natury bowiem jest czymś, co ma budować więź, tworzyć jedność między tymi, którzy się nim posługują. Słowo, które jest Bogiem, wypowiada się w osobie Jezusa, by nawiązać z nami relację miłości i pojednania. I analogicznie do tej teologicznej rzeczywistości nasze słowa kierowane do Stwórcy i do stworzenia mają być czymś, co tworzy więź. Zofia Zarębianka chce nam powiedzieć, że w świecie nadmiaru słów, w świecie medialnego chaosu, pośród miliardów publikacji książkowych i internetowych stron, czujemy się coraz bardziej osamotnieni i opuszczeni. Dlatego postanowiła krzyczeć szeptem, z ascetycznym umiarem, z powściągliwością godną doświadczonego mędrca, o tym, że grozi nam katastrofa życia w Jerozolimie, która została zburzona…

 

Słowo skierowane do Boga

Duchowym tłem poetyckiego świata poetki jest wiara rozumiana jako zakorzenienie w osobowym powierzaniu się Bogu. Ale to powierzanie się często nacechowane jest bólem wynikającym ze świadomości własnych ograniczeń i wewnętrznych zmagań.

Modlę się Panie/ Moją pustką/ Żałosne strzępy zdań/ Modlę się/ Zagubieniem/ Samotnością/ Grzechem/ Brakiem wiary/ Brakiem nadziei/ Brakiem Miłości// Miłości (W, 62)

Usłyszeliśmy szczere wyznanie o duchowej kondycji podmiotu lirycznego, a jednocześnie jest ono przejmującym i trafnym ukazaniem najgłębszej prawdy o nas samych. Wobec Boga zawsze będziemy tylko grzesznikami, którzy mogą Mu ofiarować jedynie własną nędzę i wciąż zagrożoną zerwaniem więź. Towarzyszy bowiem naszej świadomości pokusa rozpaczy, czyli możliwość odrzucenia Boga. Zofia Zarębianka niejednokrotnie chce nam to w swoich poetyckich mądrościowych mini traktatach uświadomić.

Nicość wsącza się w szczelinę/ między wiarą a ufnością/ kruszy miłość/ rozmywa nadzieję/ rozsadza zasadę świata (N, 31)

Nicość rozpaczy może jednak być dla człowieka szansą. Paradoksalnie, im bardziej doświadczamy swojej kruchości, tym mocniej poszukujemy oparcia w Tym, który przychodzi do nas spoza horyzontu naszego zwątpienia i bezsiły. Poetka twierdzi tak zgodnie ze świadectwami wielkich mistrzów duchowości. Upatrywali oni ratunku dla człowieka, zgnębionego przez niedoskonałość własnej kondycji, w przeświadczeniu, iż prawdziwa nadzieja rodzi się pośród najczarniejszej nocy ducha.

Czasem modlitwa wytryska/ z najgłębszej niewiary/ wtedy/ ciemność pulsuje ciemnością/ a dusza odnajduje/ zapomnianą bezbronność/ dziecka (N, 60)

Powrót do bycia dzieckiem poprzez cierpienie nocy jest zamieszkaniem w cichej przystani ufności, która przez psalmistę została określona mianem uciszenia. Czesław Miłosz tak przełożył jego słowa na język polski:

 

Czyż nie uspokajałem i nie uciszałem duszy mojej/ jak niemowlęcia przy matce?/ Jak niemowlę jest we mnie dusza moja ( Ps 131)[2]

Zofia Zarębianka ucisza w swojej poezji duszę po to, by powrócić do tego co najbardziej konieczne. Do słuchania Boga. Jego Słowo ostatecznie ocala zagrożoną relację. Człowiek pognębiony przez grzech zaczyna rosnąć w ciszy…

Człowiek rośnie w ciszy/ przepełnia się dobrocią/ żyje ciszą w prawdziwym/ istnieniu/ słucha ptaków/ wiosennych/ i odczytuje głos Boga/ Błogosław nas ciszo/ Błogosławiona bądź ciszo/ niesiona lekkim/ powiewem wiatru – tchnieniem Ducha (Cz, 62)

Na końcu drogi przez ciemność zawsze czeka na nas jasność. Dlatego krakowska poetka zachęca i wręcz nalega:

Nie bój się wejść/ w otwartą ciemność/ Po drugiej stronie/ światło kołysze ciszę/ nicość/ odsłania zupełność (N, 45)

Kresem drogi w czerni jest światło. Taka konstatacja pozwala nam uznać, iż podstawowym przesłaniem duchowym twórczości Zofii Zarębianka jest poszukiwanie na „niebie w czerni” gwiazd nadziei i obietnicy Boga. Poezja autorki „Wierszy: Pierwszych” należy więc do nurtu, który na swój prywatny użytek nazywam „nurtem pocieszenia”. Umieszczam w ramach tego nurtu takich twórców jak Czesław Miłosz i Julia Hartwig. W tym gronie niewątpliwie Zofia Zarębianka jako poetka czuje się najlepiej.

 

Słowo skierowane do człowieka

Więź z Bogiem jest warunkiem sine qua non budowania prawdziwych relacji z człowiekiem. Skoro jednak te teologalne więzi są narażone na różnego rodzaju kryzysy, trzeba zgodzić się na kruchość relacji z ludźmi. Poetkę boli niedoskonałość więzi z drugim człowiekiem. Wyraża to w bardzo wymownym obrazie amputowanej ręki. Wiemy, że zewnętrznym znakiem relacji z drugim jest gest podania sobie dłoni, symbolizuje on chęć bycia z kimś w jedności, jest to gest pokoju i pojednania. Tymczasem Obecność nagle/ ucięta//trwa//i boli/jak//amputowana ręka (J, 13) Kryzys relacji, opuszczenie, którego doznajemy na skutek wycofania się bliskiej osoby z kontaktu z nami, nie staje się jednak, jak twierdzi Zofia Zarębianka, powodem do rezygnacji z próby powrotu do bliskości.

Biedna Relacja/ siedzi sama/ przy drodze/ czeka na spotkanie// Biedna Relacja/ nie może odejść/ bo się wtedy/ całkiem zerwie (J, 62)

Potrzebujemy do tego, by istnieć licznych i intensywnych więzi z innymi. Dlatego poetka wyznaje:

Ludzie są dla mnie/ Jak/ powietrze/ nie da się/ bez/ nich/ Żyć (W, 50)

Potrzeba bycia kochaną, tęsknota za relacjami, które kształtują najgłębszy sens egzystencji człowieka na ziemi, prowadzi Zofię Zarębiankę do zrozumienia, iż wartością ocalającą nas przed pustką braku więzi jest współczucie wobec cierpienia innych. Sugestywnie wyraża to w poetyckim zapisie zaobserwowanego na ulicy zdarzenia:

Biała laska staruszka/ W niewidomych okularach/ Brzeg krawężnika – krawędź/ Przepaści//Strach oświetla/ Nieśmiały głos dziewczynki/ Zbawcy// Ja pana przeprowadzę ( W, 10)

Współczucie ratuje nas ostatecznie przed rozpaczą osamotnienia. Tak można odczytać przesłanie nadziei płynące ze słów Zofii Zarębianki, pragnącej ocalić więź z drugim człowiekiem poprzez powrót do najprostszych gestów dobroci i miłosierdzia.

 

Słowo skierowane do świata

Wszystkie tomy poezji dotychczas opublikowane przez poetkę zawierają motyw ukazujący naszą relację wobec stworzonego świata. I ona, tak jak było to w przypadku więzi z Bogiem i człowiekiem, naznaczona jest piętnem swoistej katastrofy. Przezwyciężony kryzys wiary w Boga, uratowana więź miłości i współczucia wobec drugiego człowieka musi rodzić poszukiwanie ocalenia dla systematycznie niszczonego naturalnego środowiska ziemi. Dramatycznie trzeba poszukiwać nadziei, apeluje poetka, bo:

Z pasją godną lepszej sprawy/ zniszczymy przyrodę/ Wytniemy wszystkie drzewa/ Będą leżeć/ Pokotem poranionych pni/ Na jałowej martwej/ Ziemi (W, 11)

Szuka Ona ratunku dla zabijanego przez współczesną cywilizację świata fauny i flory w akcie desperackiego wręcz ofiarowania ich cierpienia, wraz z Ofiarą Zbawcy, samemu Bogu. W ten sposób bezmyślna zbrodnia dokonywana przez ludzi na żywym organizmie zwierząt i roślin zostaje włączona w mękę Chrystusa i nabiera nowego eucharystycznego znaczenia.

Ojcze Przedwieczny ofiaruję Ci/ wraz z Ciałem i Krwią Twego Syna/ ciało i krew tej ziemi/ofiarę lasów usychających/ i wycinanych bezlitośnie/ ofiarę zabijanych saren i zajęcy/ ofiarę nieba rozrywanego/ hukiem samolotów/ ofiarę wody źródlanej/ która raz zamącona/ nigdy już nie stanie się przezroczysta./ Dla Jego Męki Bolesnej/ na Drzewie Krzyża/ zmiłuj się nad światem/ konającym/ nad błękitem oceanów/ i głębią chłodu Twych rzek/ z których w dawnych wiekach/ wodę pijały konie/ nad cieniem lasów/ ale także nad nami/ grzesznymi/ niegodnymi twej łaski/ którzy jesteśmy wrogami/ naszego brata/ świętego Franciszka./ A na koniec zmiłuj się/ zmiłuj się Panie koniecznie/ nad ostatnim skowronkiem/ ujrzanym nad polami/ który ogłasza ziemi/ Twoje/ Zmartwychwstanie. (s.24-25)

Ten piękny tekst jest wyznaniem wiary w to, że ból istot żywych ma sens, gdyż prowadzi do zmartwychwstania całego kosmosu w Chrystusie. To On mocą swojej Męki i Wielkanocnego Zwycięstwa ocali cierpiące stworzenia przed unicestwieniem. Zofia Zarębianka jest przekonana, że znajdzie się dla nich miejsce w wiecznym królestwie nieba. Uzasadnia to, zadając Bogu retoryczne pytanie:

Skoro tu/ Odnajduję Ciebie/ W miękkim dotyku/ Psiego futerka/ I/ Łagodnym spojrzeniu/ Mojej siostry/ Ciężarnej mlekiem/ Krowy/ Ślicznie łaciatej//Panie wszystkiego/ Niebo bez nich? (W, 7)

 

Podsumowanie

Mądrościowa poezja autorki „Wierszy: Pierwszych” otwiera przed nami drogę poszukiwania w cichej medytacji nad kruchością człowieka i świata oraz nad niezmienną wspaniałością Boga, sensu opowiadania się po stronie istnienia wbrew nicości, która kusi nas rozpaczliwą otchłanią zwątpienia. Poezja ta ma głęboki wydźwięk duchowy i wpisuje się we wspaniały kontekst wielowiekowej tradycji tworzonej przez mistrzów Ducha. Sądzę, że przede wszystkim trzeba tu wymienić św. Jana od Krzyża i Eckharta. Idąc tropem ich poszukiwań, poetka znajduje słowo nadziei ostatecznie ocalającej świat przed mrokiem nieistnienia. Moim podziękowaniem za to, będzie zacytowanie wiersza ze zbioru „Niebo w czerni”. Jest to mój ulubiony tekst Zofii Zarębianki:

Gdy naciera nicość/ trzeba chronić się/ w zwyczajność/ dobrze robi na przykład/ zmywanie naczyń/ po kolacji/ cerowanie rozerwanej/ serwetki/ może przywrócić/ porządek…/ wszechświata/ i nawet polna mysz/ zazwyczaj/ zdąża uciec przed/ kotem nocy (N, 20)

Bartłomiej Józef Kucharski OCD


[1] W tekście będę stosował następujące skróty odnośnie tytułów tomików poezji Zofii Zarębianki: „Człowiek rośnie w ciszy”, Kraków 1992 – Cz, „Niebo w czerni”, Bydgoszcz 2000 – N, „Jerozolima została zburzona”, Kraków 2004 – J „Wiersze: Pierwsze”, Poznań 2008 – W. [2] Czesław Miłosz, „Księgi biblijne”, Kraków 2003, s. 233