B. Stanowska-Cichoń Wiersze

Modlitwa

Jezu

Hostio Biała

Chlebie przeczysty

Który przekraczasz granice nocy i światła

Tego co widzialne i wciąż nie poznane

Co wskrzeszone z upadków

A życiem się staje

Co przybite na krzyżu naszych wątpliwości

 

Baranku

Który dałeś się pojmać

I wciąż dzień po dniu jesteś prowadzony na tamto wzgórze

 

Krzyżu mego serca

Rozpięty między tą która wciąż jestem

I tą na którą czekasz

Miłości ukrzyżowana

Prawdo złożona do grobu

Codziennych niepewności

 

Cierniowa korono

Niepoliczonych grzechów

Które świat dziś chce zetrzeć

A przecież trwają jak głaz u Twego grobu

 

I jak bolejące Oblicze

Z chusty Weroniki

Które zostawiłeś na dnie każdego serca

 

Pozwól mi stanąć jak trzy Marie

Z dzbanuszkiem cennych pachnideł

na progu Twej Tajemnicy

Wsłuchać się w szum wiatru

W cichy szept skrzydeł lecących wciąż z południa

W szelest chorągwi zbudzonych o brzasku

 

Daj jeszcze raz wzejść mej nadziei

Na progu nowego dnia

 

Baranku cierpliwie czekający na dłonie kapłańskie

Pozwól zobaczyć w Twej jasności

Promień słońca Jerozolimy

Odnaleźć biel Twej szaty

Na mej codziennej drodze do Emaus

 

Moje serce wciąż czeka

Na Twoje Zmartwychwstanie


Panie

udziel mi łaski słowa

które jak cierń szarpie subtelną materię pojęć

abym mogła opisać Twe oblicze

udziel mi łaski dotyku pędzla

który wysuwa się z ręki

gdy szukam barw

aby malować piękno Twej twarzy

blask Twoich oczu

odcień Twoich włosów

daj łaskę skojarzeń abym umiała nazwać niezwykłą jasność Twej szaty

na którą nie pada żaden cień

prócz cienia fałd przeczystego płótna

które w kryształowym świetle

mieni się jak najlżejszy jedwab Panie

daj mi łaskę pokory

otul najbielszym odcieniem Twej jasności

wytłumacz czemu

na progu Sanktuarium

na śnieżną szatę spływa

Twoja

najświętsza

Krew 


Jezu

to Ty dałeś mi zaznać jasności Twego światła

która jest najczystszą bielą

zrozumieniem stanu i sensu rzeczy

nieprzerwanym odczuciem Twej miłości

harmonią bez niepokojów pragnień i tęsknot

prawdą nienaruszalną i nietykalną

absolutem ciszy

początkiem i końcem

To Ty przychodzisz do mnie

chociaż moja droga do Ciebie wciąż jest tylko marzeniem




Wciąż widzę

Twoje stopy

Naznaczone ranami

Pęknięcia mego serca

Które nie znalazło innego miejsca

czuję w dłoniach Ciężar

Twego odkupienia win

Który przecieka jak cenny olejek

Wciąż widzę Twoją Twarz

Spiętą niewypowiedzianym bólem