Celina Chludzińska urodziła się 29 października 1833 r. w Antowilu koło Orszy na Białorusi w rodzinie Ignacego Dołęgi Chludzińskiego i Klementyny Rozalii z Kossowów. W wieku 20 lat (1853) poślubiła Józefa Borzęckiego, właściciela Obrębszczyzny k. Grodna, troszcząc się o dwie córki, Celinę i Jadwigę. Po śmierci męża (1874) i uporządkowaniu spraw majątkowych, udaje się z córkami do Rzymu, gdzie spotyka generała zmartwychwstańców, ks. Piotra Semenenkę, który dopomógł Celinie w zrozumieniu dróg Bożych i przygotował ją na założycielkę żeńskiej gałęzi zgromadzenia (Sióstr Zmartwychwstania Pana Naszego Jezusa Chrystusa, 1891) z charyzmatem kontemplacyjno-czynnym, poświęcającym się zwłaszcza wychowaniu dziewcząt. Pozostawia po sobie m. in. Zapiski i notatki. Umiera w Krakowie 26 października 1913 roku. Pochowana w Kętach. Dnia 31 października 1944 r. otwarto proces, zamknięty dnia 10 kwietnia 2002 roku.
Teksty
Tajemnica Serca
W święto Przenajświętszej Krwi wpatrywałam się w Rany Chrystusa Pana, ze szczególną łaską udzieloną mi niespodzianie.Te Rany i Krew z nich sącząca się, wyjawiając mi tajemnice miłości, dawały mi razem uczucia Maryi Współcierpiącej, a głębokość nieskończona Rany Serca Jezusa sprawiała mi ból wewnętrzny, a jakby zewnętrzny w miejscu serca dotkliwy.Gdy na chwile o sobie pomyślałam, ta Krew stawała się ratunkiem moim i oczyszczeniem.Jakby z Panem Jezusem czułam wielką miłość dla grzeszników; modliłam się za nich, jakby z rozkazu Pana Jezusa.C. Borzęcka CR, Zapiski i notatki, w: Napełniona skarbami Bożymi, Rzym 1992, s. 83
Często nic nie myślę, nic robić nie mogę – zdaje mi się, że czas tracę, a jednak czuje połączenie z Jezusem, który mnie trzyma jakby w więzach, niezdolna jestem do niczego. I jakby ktoś mówił: czekaj, bo nie tracisz czasu. I jakby panowanie swe rozszerzał we mnie lub pokazywał, że w jego ręku niewidomie zawsze byłam. Wydaje mi się wtenczas, że się we mnie Pan mój wpatruje najgłębiej i wchodzi w tajniki mojej duszy, ja zaś obojętnie czekam, mając być wkrótce żertwą wielkiej Miłości.Tamże, s. 85
Pytam siebie wtenczas, czemu wzajemnie popędu gwałtownego nie czuję, a tylko owładnął mnie leniwy spokój osoby gotowej na wszystko.Chcę zapytać, czego chce jeszcze, bo wszystko, co mogłam, dałam – odpowiedź: Nic jeszcze nie dałaś. Więc chyba nauczysz, jak mam dawać? Odpowiedź: Zatop się w niewiadomości[1] tego, co Ja chce najmiłośniej z tobą uczynić, a staniesz się ofiarą wesołą i swobodną mojego działania.Tamże, s. 86
Myślałam, że w oschłości trwać będę przy Mszy świętej, gdyż taką mnie Pan Jezus od dawna chce mieć, odbierając mi wszelką słodycz w modlitwie.Gdy w jednej chwili uczułam w duszy obojętność pod względem natury dla dzieci moich, mogłam zrozumieć, że dusze powierzone mi przez Boga niemniej mnie obchodzą i jakbym objęła dusze moich dzieci nadnaturalną Miłością Bożą.Tamże, s. 88
Z powodu tęsknoty i smutku trwałam od dni kilku w stanie cierpienia, płakałam z miłości (tak przynajmniej to tłumaczę). Stan ten poprzedzony był oschłością, znudzeniem życia i niemożnością modlenia się. Podczas Mszy św. nie mogłam zwrócić uwagi (chociaż w tym celu przyszłam) na ceremonię nawracającego się protestanta. Widziałam ciągle oczami duszy Ojca przemienionego. Stan rozrzewnienia i miłości powiększał się ciągle; przed Komunią nabrało i jedno i drugie jeszcze większej siły. Tu uczułam obecność Pana Jezusa jakby przede mną, nie we mnie jeszcze, a widziałam jednocześnie zawsze Ojca przemienionego. (Ojciec przemieniony to dla mnie jego ludzka powłoka z wewnętrznym przemienieniem w Pana Jezusa, co nadaje tejże powłoce wyraz świętości, a rodzi we mnie uczucie, że nie jest z tego świata).Obecność nie we mnie jeszcze Pana Jezusa to uczucie osoby Jego, zbliżającej się jako dobro największe, to uczucie wzrasta z pragnieniem posiadania Jego w duszy czyli we mnie, ale nie jest to jeszcze, jak gdy łaska szczęściem i słodkością nas napełnia.Gdy więc uroczysta chwila nadeszła, pod działaniem samegoż Pana Jezusa, połączyłam się czyli jakbym przyjęła do duszy mojej. Wtenczas znikły z oczu obie osobistości i uczułam się w posiadaniu szczęścia jedynego, co mi dało największy spokój i zdumienie zarazem. [Byłam jakby schwycona i przeżywałam całkowity spokój]. Już się modlić mogłam o wszystko i za wszystkich, intencje snuły mi się jedna po drugiej. Korzystałam z tych chwil łaski i jakbym się lękała, żeby mnie nie przerwano, bo to ze szkodą byłoby. Prosiłam z pełną ufnością i pewnością, że mi to danym będzie. I jakbym miała czucie Magdaleny tulącej najdroższe Serce Ukochanego.Przejścia wewnętrzne Celiny Borzęckiej spisane na rozkaz spowiednika O. Piotra Semenenki 1881 – 1886 roku, w: Archiwum Generalne Zgromadzenia Sióstr Zmartwychwstania Pańskiego w Rzymie, Sygn. BC 136, s. 13
Nogi Zbawiciela
Dnia 28–go podczas Mszy św. miałam następujące widzenie.Nie mogłam modlić się do Ducha Świętego, jak mi Ojciec rozkazał, bo od początku Mszy św. widziałam nogi Zbawiciela. Myślałam, że znowu mi się ukażą w trzech postaciach, ale były tylko śnieżnej białości i świętej przezroczystości. Obudzały we mnie żal i miłość wielką. Jednocześnie ujrzałam znowu Magdalenę zawieszoną w powietrzu i tuląca miłośnie Serce Przenajświętsze. Trwało to prawie do Agnus Dei[2]. Czekałam ujrzenia Ran Przenajświętszych, gdy uczułam nogi Zbawiciela na mej głowie, na znak upokorzenia mnie i błogosławieństwa; znikłam wtenczas z obrazu równocześnie z Magdaleną. Tu się wysunęła postać młoda w białym stroju, poza Krzyżem, jakby przez Krzyż Zbawiciela wznosząc się powoli do góry zawinięta jakby w obłokach swej śnieżnej szaty, ręce na piersiach skrzyżowane – myślałam „może przenajświętsza Panienka!” Ale spokojnie i ze wzrastającym rozrzewnieniem poznałam siebie taką, jaką przed wyjściem za mąż byłam, gdy wszystko co Boże mnie ciągnęło. zatrzymałam się z lewej strony Ukrzyżowanego Zbawicielem czując ramię Jego na mej głowie, a w chwili Komunii św., może nawet przedtem, przyjęłam Hostię do mej duszy z samego boku Pana Jezusa. Chciałam prosić, chciałam modlić się za innych, pytałam, co mam czynić w tej uroczystej chwili, ale byłam ciągle spokojnie nachylona do Boku Przenajświętszego, jakby dawna, jakby inna, aż powoli znikło to wszystko.Tamże, s. 14
Mistyka Eucharystyczna
Widziałam trzy Hostie. Ich siła i światło wchodziły do duszy mojej; obojętną byłam na ich znaczenie, bo myśl moja skupioną była do tej równości siły trzech Hostii. Wracało mi to kilkakrotnie następnych dni, aż uczułam, że to wyobrażało jedną wspólną moc trzech Osób Trójcy Przenajświętszej.Tamże, s. 14-15
Po przebytych wielkich pokusach wewnętrznych, podczas wystawienia w kościele San Vincenzo ed Anastasio prosiłam Pana Jezusa, aby mnie ratował, aby mi pozwolił być wierną.Patrząc na Hostię uczułam miłość gorącymi promieniami z niej wychodzącą; to ciepło i ta łaska wchodziły do duszy mojej. Uczułam raz pierwszy gorący pocałunek miłosny, który mnie strwożył a razem napełnił nieopisaną błogością – trwałam tak długo zdumiona i upokorzona dobrocią Pana mego.Modląc się widziałam rany rąk Pana Jezusa i tylko rąk. Uczułam kilka razy głowę moją wśród tych świętych rąk – wracało to ciągle, a tak miłośnie w chwilach osamotnienia mojej duszy, żem zrozumiała, że mnie Pan Jezus do siebie przygarnia – aż na koniec na Jego łonie uczułam głowę moją. Było to jednak wskutek prośby usilnej od pewnego czasu, żeby On był wszystkim dla mnie, bo mi tak ciężko.Dzisiaj u św. Agnieszki widziałam bardzo wyraźnie znowu przemienionego Ojca. Pytałam siebie dlaczego? Kiedy już wierzę i nie potrzebuję ani tej nauki, ani tego zapewnienia. Było mi to jednak słodkie bardzo.Tamże, s. 19
Moc Ducha Świętego
Modląc się uczułam jakby rozjaśnienie umysłu mego i siłę Bożą w tymże umyśle. Była to łaska Ducha Świętego, Który obdarzał w tej chwili władzę mego umysłu przewagą nad miękkością uczucia.W tejże chwili mogłam w pokorze dziękować. Taż sama siła Ducha Świętego obróciła wszystkie władze moje do Maryi, a za Jej miłosną pomocą zlałam się z Nią, używając błogości tejże miłości i uczułam pełniej niż kiedy, że jestem miłość z miłości Ojca, tak jak życie z Jego życia Jezusowego a także cierpienie z Jego cierpienia. Czułam miłość Maryi dla Ojca, bo dla Syna Swego. Więc powtórzenie. Od tego czasu czuję oschłość wielką w modlitwie, prawie niechęć do niej. Wołałam do Pana Jezusa, aby odjął mi ten ciężar i połączył ze Sobą węzłem trwałym i dającym mi siłę przeciw pokusom niszczącym ślad Boży w mojej duszy, która tym pokarmem tylko żyć może. Wszystko inne złudzenie. Wydało mi się bowiem w tej chwili połączenia, że jestem powołaną do szczególnej jedności z Bogiem – że ta jedność odkryje mnie wiele w przyszłości, ale że okupię to wielkim oczyszczeniem i cierpieniem.Tamże, s. 20
Na dni kilka przed Wniebowzięciem byłam przejętą Chwałą, którą Maryja używa w obecności Trójcy św., z którą Ona w zrozumieniu moim wewnętrznym, jest nierozdzielną. To przejęcie się moje i to zrozumienie powiększało się, chociaż tłumaczyłam to sobie jako wrażliwość.W dzień Jej Święta uczułam obecność Maryi w duszy mojej, co się opisać nie daje. I jakbym tej drogiej chwili łaski stracić nie chciała, pytałam Maryi, jak mam zużytkować to, co Ona daje na Ich Chwałę mnie? I obficie spłynęły do duszy mojej intencje, którymi się głęboko przejąć musiałam i na powrót Panu przedstawić, co mi się dziwnym zdało, bo od Niego mi przychodziły, ale ta moja modlitwa i ofiarność całego mego istnienia, była Im miłą. Więc wysyłałam na powrót co mi dane było. Widziałam cierpienie Kościoła, widziałam złość grzechu, widziałam nieczystość intencji tych, co na pozór wiele dla Boga czynili. Mogłam głęboko za potrzeby wielu osób się modlić – widziałam dotkliwie ich słabości i niedoskonałości. Ale miłosierdzie i miłość Pana mnie zdumiewała i rozrzewniała. Słodko i łatwo mi było oddać się na wszystko i za wszystkich. Nie modliłam się o moje zbawienie, bo byłam Ich Chwałą przejęta i jakby napełniona skarbami Bożymi, więc któżby mógł o czym innym myśleć? Ale je oddać musiałam, bo pożyczone mi były. Prosiłam tylko Maryję, aby swą czystością mnie ogarnęła. Więcej nie pamiętam.Tamże, s. 28
Zmaganie duchowe
Miewałam stany duszy jakby zupełnej próżni wewnętrznej lub uczucie nicestwa nieskończonego; tak chora będąc wewnętrznie, ciało mając też chore porównywałam siebie do Joba, opuszczona będąc od wszystkich i nie czując współczucia Ojca.W obecnej chwili dusza moja jest w stanie miłosnym (od powrotu Ojca), ale jakbym się poddać temu nie chciała, gdyż jestem wtenczas tylko pod wpływem Ojca, a nie mogę stanu głębszego wyjawić – nie poddaję się łasce jakby zewnętrznej, bo czuję jak dalece wrócę do tej próżni i do ego nicestwa i do skutków, które stan taki daje. Odpowiada to może trwodze wewnętrznej i objawieniu, które miałam, „że wkrótce zapalę Ciebie i dam Siebie i będziemy Jedno”. To miało miejsce po kamiennych przejściach i spotkaniu się prawie oko w oko z szatanem. Czułam siłę złego ducha zagarniająca mną, wstrętna a ciągnąca, łechcąca siła, która mnie pokazywała do czego przyszłam z Bogiem niby miłosnym! bo w takich chwilach nic nie miałam od Pana Jezusa – jałowość taka odbierała mi życie nadnaturalne. odbywało się to w nocy i usłyszałam nie wiem skąd te słowa: „Rogi ci urwę” – i nastąpiło plunięcie święte i znikł przerażony nieprzyjaciel nie zostawiając śladów po sobie. Wkrótce potem miałam w dzień św. Michała następne widzenie podczas Mszy św. Byłam jakby bez znajomości siebie a Msza św. wydała mi się chwilą, choć była śpiewaną. Znajdywałam intencje modlitwy na dnie duszy, a chociaż pragnęłam modlić się, aby za przyczyną św. Michała Bóg odwrócił pokusy ode mnie, przemogła intencja, aby Bóg odwrócił straszne pokusy i bezprawia w Kościele swoim. Przez cały czas widziałam przed sobą, bardzo blisko, potężną postać Michała Anioła – wzrok Jego był przeszywający i mądry. Dwa jego skrzydła białe, jak dwie ściany cienkie i lekkie ochraniały mnie. Tymi skrzydłami czułam się dotkniętą delikatnie z jednej i z drugiej strony – jakby wymiatał Anioł spokojnie to, co wiedział, że jest panem wyrzucić. Przed końcem Mszy św. już nie było tej postaci – duży gołąb z równo przeszywającym wzrokiem otoczony promieniami (anioł nie miał promieni) trzymał w dziobie wieniec z róż. Powoli znikło to wszystko, a ja wróciłam do siebie, chociaż Anioła dzień cały czułam przy mnie.W tym wszystkim było inne zrozumienie i świat i gospodarstwo niebieskie, zakryte żyjącym na świecie. Było w Aniele i w gołębiu jakieś zajęcie się i przejęcie się życiem wiekuistym. Byłam spokojnym widzem tego, a porywała mnie miłość i potęga Boga. Widzenie spisałam w dniu św. Michała w Patrica 1884 r.Tamże, s. 29
Chwała Trójcy Świętej
W dzień Wniebowstąpienia dał mi Pan błogie zrozumienie Chwały, którą miała Trójca Święta z Wniebowstąpienia Jezusa. Uczułam miłosne zlanie się Trzech Osób w pełności Ich Chwały. Potęga i Miłość Ich nie miały początku ani końca a rozlewały tę potęgę i tę miłość na światy niezliczone. Było mi to dane w skutek zrozumienia, że Zmartwychwstanie Jezusa było napiętnowane pamięcią Męki za nas poniesionej; nie było jeszcze ostatecznego triumfu. Zmartwychwstanie było miłosnym oddaniem Ojcu Przedwiecznemu dokonanego życia boleści na tej ziemi, aby On dał Mu ostatnią Chwałę na łonie Swoim.Więc trwała w mojej duszy dzień cały wdzięczność za miłość Pana Jezusa dla nas i jakbym z Nim dzieliła pełną już Chwałę z Jego Wniebowstąpienia.Tamże, s. 34
Nieskończone Miłosierdzie
Miłosierdzie Jego było coraz większe i nieskończone, i jakby w stosunku z głębokością tej Rany, pełnej ognia Miłości. O tej Miłości pojęcia mieć nie można, a też obfitości łaski biedny człowiek zrozumieć nie może. Taka chwila wyjaśnia ubóstwo nasze, a także bogactwo bez miary, które posiąść możemy za pomocą krzyża najsłodszego i wierności naszej.C. Borzęcka CM, Zapiski…, s. 84
I jasno mi się zrobiło, że błąd sióstr Bóg miłosierdziem im naprawi, prowadząc je łatwiejszą drogą. Stanęłam więc odważnie po stronie tych, co Pana Jezusa głębiej zrozumieć powinni. Żal minął do błądzących, ustąpiła z duszy wymarzona potrzeba szczęśliwych skutków i rzuciłam się jakby w objęcia tego życia zbawiennej niewiadomości, ślepej gotowości, spokojnego wyczekiwania godziny Pana, przyjmując z uśmiechem nadziei to, co świat mianuje niewdzięcznością ludzi, bo mi doświadczenia i prześladowania słodkimi już były. Stąpałam drogą nie ciernistą, lecz słodką i miłosną ku Kalwarii do Pana mego. Tamże, s. 91
Ale ta moja modlitwa i ofiarność całego mojego istnienia była Im miłą. Wiec wysyłałam na powrót, co mi dane było. Widziałam cierpienia Kościoła, widziałam złość grzechu, widziałam nieczystość intencji tych, co na pozór wiele dla Boga czynili.Mogłam głęboko za potrzeby wielu oso się modlić – widziałam dotkliwie ich słabości i niedoskonałości. Ale miłosierdzie i miłość Pana mnie zdumiewały i rozrzewniały.Słodko i łatwo mi było oddać się na wszystko i za wszystkich.Tamże, s. 93
O. Semenenko zachęcał Matkę Celinę do lepszego poznania i pokochania Magdaleny, mówiąc:„W ten Świętej miłosierdzie Boże doszło jakoby swego szczytu, i łaska Jego święci swój najwyższy tryumf. Tu dopiero pokazuje się, co to jest przebaczenie Boże! Tyle przebaczyć, i tak oczyścić, i odnowić istotę, i do takiej miłości, i chwały, i najbliższej z Sobą poufałości przypuścić, i to taką Magdalenę, to dopiero daje poznać dno miłości Bożej, i jaka jest skuteczność i wielkość odkupienia, spływającego ze Krwi Chrystusowej.Kochać Magdalenę – to kochać miłość Bożą, i podziwiać ją, i nią się zachwycać w jej największym cudzie zlitowania i zbawienia – a tem samem oddawać najwyższą chwałę Bogu i Jezusowi, Zbawicielowi naszemu.Tamże, s. 89
Krwawiące Rany Pana
Widziałam w skupieniu będąc zakrwawione Dłonie Pana Jezusa; była to jakby wymówka mojej niewierności i zwątpienia. Uczułam też całą słodycz działania bez skutków i bez pociech w pracach Bożych, w jednym widoku spełnienia Jego woli.Inne to było zrozumienie niż przed chwilą, gdym cierpiała z doznanych zawodów po wyjściu sióstr z naszego zgromadzenia.Ogrom chwały Bożej cierpi nad małościami pochodzącymi ze świata, który sobie tworzymy około siebie, a w gruncie tylko dla siebie.Bóg ogarnia dobrocią swoją wypadki życia naszego, czyny dobre, a także słabości ludzkie. Widzi skutki, bo je przewidział od początku, ale zakrywa je stworzeniom swoim i jednego tylko żąda od nich datku tj. miłosnego oddania się Jemu na wszystko.Daje na to każdemu odpowiednią łaskę; grunt tej łaski jest ślepa wiara, że dobrze czyni Pan Bóg.Słabszym zaś udziela większej pewności skutków w ich pracach, bo oni gonią za pomyślnością w działaniu.Tym zaś, co je na pozór zakrywa, powiększa łaskę wytrwania i te z trudem poniesionym w pozornym ujęciu wszystkiego, oni miłośnie dochować powinni, bo to Kalwaria prowadząca do ścisłego połączenia z Jezusem.Tamże, s. 89-90
Nie daj mi patrzeć Jezu, na TWE RAMIONA WYCIĄGNIĘTE, na KREW sączącą się z Twych RAN PRZENAJŚWIĘTSZYCH bez zrozumienia, że wołasz i garniesz do siebie grzesznika. Nie daj mi całować TWE NOGI ZAKRWAWIONE bez żalu i nadziei miłosiernego przebaczenia Twego. A gdy ujrzę SERCE TWE, niech się w nim zatopię, jak w miejscu miłosnego wypoczynku. Tam czerpać mam skarby życia, a tajemnica przemienienia mego i połączenia z Tobą niech mnie wzmocni na dalszą walkę i niech już mówię teraz, zaraz, że cierpieć z TOBĄ to – słodycz niewymowna a nieznana! Amen.Tamże, s. 146 Owo widzenie Magdaleny miało miejsce 5 września 1861 roku w Boussu. Matka Fundatorka tak je opisuje na żądanie O. Semenenki: Na początku Mszy św. prosiłam o skupienie, aby ta Msza św. z korzyścią moją była i napiętnowała w duszy mojej to, co Sam Pan Jezus chce. I jakby mnie już nie było, bo wołałam słodko i spokojnie od Confiteor aż do Memento: Madelaine, Madelaine, Madelaine. Po memento znalazłam się u stóp Chrystusa Pana, nie widziałam Go samego, a tylko do końca Mszy św. dwie Jego nogi zranione, zakrwawione były przede mną, i jakby coraz mniej krwi w nich było, a coraz wydatniej występowały dwie święte rany.Tamże, s. 90 Nie modliłam się o moje zbawienie, bo byłam Ich chwałą [tj. Trójcy Św.] przejęta i jakby napełniona skarbami Bożymi, wiec któżby o czym innym mógł myśleć?Ale je oddać musiałam, bo pożyczone mi byty. Prosiłam tylko Maryję, aby czystością mnie ogarnęła.Tamże, s. 94
Noc ducha
Stan mojej duszy – głębokie przygnębienie. Uciekam się do Ogrójca, do Jezusa boleścią zgniecionego – pod ciężarem niemocy swej ludzkiej. Uciekam się do Boskiego Jego Serca i zanurzam się w Nim, szukając ochłody i współcierpiąc z Nim.Gdyby nie ta laska, wytrzymać by nie mógł człowiek cierpień nieopisanych.Niepewność przyszłości, niewidzenie woli Bożej, niezrozumienie jej, ciemność straszna.Bóg tak czyni, aby zaufać Jemu, aby oddać się bezwarunkowo – a jednak są chwile strasznego ucisku. Tamże, s. 95 Uczułam wiarę wstępującą do umysłu, jak promień gorący wśród nocy ciemniej. A Maryja dziś rano owionęła mnie swą przejrzystą czystością, a ogrom Jej pokory w zdumienie mnie wprowadził. Dzień łaski wśród skalistej drogi.Tamże, s. 165 Stan duszy mojej – głębokie przygnębienie. Uciekam się do OGRÓJCA, do JEZUSA BOLEŚCIĄ ZGNIECIONEGO pod ciężarem niemocy swej ludzkiej – uciekam się do BOSKIEGO JEGO SERCA i zanurzam się w nim szukając ochłody i współcierpiąc z Nim. Niepewność przyszłości – niewidzenie woli Bożej, niezrozumienie jej – ciemność straszna. Bóg tak czyni, aby zaufać Jemu, aby oddać się bezwarunkowo – a jednak są chwile strasznego ucisku.Tamże, s. 156
Byłam w zamieszaniu coraz większym, zbolała, skarżyłam się Panu Jezusowi przedstawiając Mu jako jedynemu Przyjacielowi /a także Maryi/ moje życie pełne trudu, a które na niekorzyść Jego dzieła wpływają. Pokusę usunięcia się z domu na ten dzień, za ich pomocą walecznie usunąwszy, trwałam w bólu, który On miłośnie przyjmował, bom może miłośnie ten ból Mu ofiarowała.Było to we mnie jakoby zwycięstwo nad sobą, bez możności zupełnego zrozumienia wymagań Ojca i usposobień nielitościwego dziecka. Myślałam, że w oschłości trwać będę przy Mszy Świętej, gdyż taką mnie Pan Jezus od dawna mieć chce, odbierając mi wszelką słodycz w modlitwie. Gdy w jednej chwili uczułam w duszy obojętność pod względem natury dla dzieci moich, mogłam zrozumieć, że dusze powierzone rai przez Boga niemniej mnie obchodzą – i jakbym objęła dusze moich dzieci nadnaturalną Miłością Bożą.Tamże, s. 87 Stan cierpienia z powodu wyjścia tych sióstr był wielki w mojej duszy – zdawało mi się, że krzyża nie udźwignę. Wołałam i jęczałam dwie noce i tylko WIDOK PANA JEZUSA W OGRODZIE OLIWNYM w końcu mnie uspokoił.Nie wiem, skąd teraz czerpię siły, bo głucho w duszy, głucho wokoło, trwoga niekiedy ogarnia i chyba niewidomie i nieświadomie trzyma mnie Pan Jezus na krzyżu swoim, bo nawet nie wiem czy go obejmuję z poddaniem się, bo jestem narzędzie zbite, zgruchotane, jakbym pytała wciąż: „I cóż jeszcze możesz ze mną uczynić; i cóż będzie Panie, gdy bryłą jestem lub chwastem spalonym i nieużytecznym”?Tamże, s. 191
Żertwa wielkiej miłości
Często nic nie myślę, nic robić nie mogą – zdaje mi się, że czas tracę, a jednak czuję połączenie z Jezusem, który mnie trzyma jakby w więzach, że niezdolna jestem do niczego. I jakby ktoś mówił: „czekaj, bo nie tracisz czasu”. I jakby panowanie swe rozszerzał we mnie lub pokazywał, że w jego ręku niewidomie zawsze byłam. Wydaje mi się wtenczas, że się we mnie Pan mój wpatruje najgłębiej i wchodzi w tajniki mojej duszy, ja zaś obojętnie czekam, mając być wkrótce żertwą wielkiej Miłości. Pytam siebie wtenczas, czemu wzajemnie popędu gwałtownego nie czuję, a tylko owładnął mnie leniwy spokój osoby gotowej na wszystko. Chcę zapytać czego chce jeszcze, bo wszystko po mogłam dałam – odpowiedz: „Nic jeszcze nie dałaś”. Więc chyba nauczysz jak mam dawać? Odpowiedź: „Zatop się w niewiadomości tego co Ja chcę najmiłośniej z tobą uczynić, a staniesz się ofiarą wesołą i swobodną mojego działania. Tamże, s. 84
Głębia modlitwy
Na kilka dni przed Wniebowzięciem byłam przejęta chwałą, którą Maryja używa w obecności Trójcy Świętej, z którą Ona w zrozumieniu moim wewnętrznym jest nierozdzielna. To przejęcie się moje to zrozumienie powiększało się, chociaż tłumaczyłam to sobie jako wrażliwość. W dzień Jej święta uczułam obecność Maryi w duszy mojej, co się opisać nie daje. I jakbym tej drogiej chwili łaski stracić nie chciała, pytałam Maryi, jak mam zużytkować na Ich chwałę to, co Ona mi daje. I obficie spłynęły do duszy mojej intencje, którymi się głęboko przejąć musiałam i na powrót Panu przestawiać, co mi się dziwnym zdało, bo od Niego mi przychodziły. Ale ta moja modlitwa i ofiarność całego mojego istnienia była Im miłą. Więc wysyłałam na powrót, co mi dane było. Widziałam cierpienia Kościoła, widziałam złość grzechu, widziałam nieczystość intencji tych, co na pozór wiele dla Boga czynili.Mogłam głęboko za potrzeby wielu osób się modlić – widziałam dotkliwie ich słabości i niedoskonałości. Ale miłosierdzie i miłość Pana mnie zdumiewały i rozrzewniały. Słodko i łatwo mi było oddać się na wszystko i za wszystkich. Nie modliłam się o moje zbawienie, bo byłam ich chwałą przejęta i jakby napełniona skarbami Bożymi, więc któżby o czym innym mógł myśleć? Ale je oddać musiałam, bo pożyczone mi były. Prosiłam tylko Maryję aby swą czystością mnie ogarnęła.Tamże, s. 100
Radość przyszłego wieku
Czemu mój Jezu, gdy drugich nęcą rozkosze tego świata, gdy niewinnie lubują się tym cos dla nich stworzył… ja usycham za czymś lepszym, czekam zniszczenia powabów tego życia i zaćmienia światła doczesnego, a wznosząc się ponad tym wszystkim, to najlepsze staje się dla mnie znikome, to co oko bawi, co sercu rozkosz sprawia, co zadawalnia myśl i wolę, jakby w proch nicestwa się obraca – i wewnątrz siebie szukam stałego oparcia i jakbym znalazła nie siebie, ale Twą siłę uwielbioną, która to nicestwo moje w świętą całość obejmując wraca tam, gdzie Twą chwałę powiększa, o Jezu.Tamże, s. 96
„Gdy tak gorąco się modliłam, przestałam żyć zwyczajnym życiem i widziałam Pana Jezusa w chwale wielkiej, otoczonego wielką jasnością. Był cały miłością i to, co Go otaczało, było miłością, i zrozumiałam całe szczęście życia przyszłego, które opisać „ani uczuć człowiek nędzny nie może na tym świecie. Inne tam powietrze, inne głosy, inne uczucia tych szeregów dusz, żyjących życiem nadprzyrodzonym, a każda chwali i kocha Pana stosownie do miejsca, które jej Bóg przeznacza. Gdy tak wspólnie czułam, jakby z nimi coraz jaśniej mi się robiło, i spostrzegłam Ojca klęczącego u nóg Pana Jezusa z twarzą jaśniejącą szczęściem. Głowa Ojca była jakby w promieniach i miłość, i światłość Pana Jezusa była jakby w połączeniu z całą osobą Ojca. Uczułam wtenczas bardzo wyraźnie, że to nagroda, którą Bóg Ojcu gotuje, nieopisany spokój opanował moją duszę i wróciłam do stanu zwyczajnego. Potem dziękowałam prawie Bogu, że rzadko daje mi uczuć szczęście wiekuiste, bo niepodobnaby żyć na tej ziemi, czując zawsze miłość Jego.Tamże, s. 87
[1] Niewiedzy, ignoracncji.[2] Baranku Boży, momentu Komunii św.