Walka duchowa kapłana

O. Marian Zawada OCD

Walka duchowa w życiu kapłańskim

Podejmując temat duchowej walki, trzeba mieć na uwadze, że nie służy to „odgrzewaniu” utartych schematów myślowych o „Kościele walczącym”, ani z drugiej strony, uprawianiu słynnej swego czasu wśród szwoleżerów kozietulszczyzny (brawury Hipolita Kozietulskiego), aby całą scenę świata, na której żyjemy, traktować jako pola bitewne.

Aby jednak mądrze i sensownie żyć duchowo, należy nie tylko mieć dostęp do rzeczywistości, ale i umieć się w niej poruszać, skutecznie osiągając duchowe cele. Jednym z elementów realizmu duchowego jest świadomość toczącego się sporu pomiędzy dobrem i złem, pomiędzy Bogiem i szatanem, mocami duchowymi a człowiekiem. Żyć z Bogiem i dla Boga w świecie znaczy również prowadzić walkę, znaleźć się na polu bitwy, na scenie konfliktu z tym wszystkim, co Boga ignoruje i osłabia łaskę. W świecie bowiem jest zawarta tragiczna obecność zła i to tragicznie aktywnego – zła, które może zwyciężyć człowieka i realnie pobawić go celu jego życia – szczęścia wiecznego.

Kapłan, jako człowiek Kościoła, odpowiedzialny za powierzone mu owce, a w swej zasadniczej misji – posłudze zbawienia, stawia sobie cel wydobycie ludzi spod wpływu i dominacji grzechu i szatana, by prowadzić ich do Boga. Wynika to z logiki chrztu św., a utrwalone zostaje w sakramencie pojednania i Eucharystii, nie mówiąc już o wiatyku. Jest to zarazem spór o życie z zarzewiem śmierci duchowej, która przychodzi przez oddalenie od Boga i grzech.

 

1. Natura walki duchowej

Z głęboką powagą należy wskazać, że aktywna obecność struktur zła i grzechu, powoduje, że rzeczywistość nie jest dialogiczna, tzn. nie jest skłonna szerzyć umiłowania prawdy, respektować godności człowieka, czy pozwolić mu w wolności dokonywać wyborów (na czym właśnie polega rzetelny dialog), lecz posługując się różnymi formami zakłamania i uzależnień, spycha człowieka poniżej godności, chcąc uwikłać go w grzech i oderwać od Boga. Czytając słowa: grzech leży u wrót i czyha na ciebie (Rdz 4,7) dowiadujemy się, że on czai się, łasi, nastaje zgłodniały jak lew. Słowem, nie pozostawia człowiekowi wyboru, narzuca się, zagraża, nie pozwala swobodnie przejawiać się dobru, lecz wciąga w przestrzeń sprzeniewierzeń. Dlatego realizm duchowy sytuuje człowieka w teatrze wojennym: bojowaniem jest życie człowieka (Job 7,1). Św. Jan mówił o zrodzonych z Boga (1J 5,4) którzy zwyciężają świat, który leży w mocy Złego (1J 5,19). Zapewne przeciwstawiają się im ci, którzy rodzą się z grzechu, w nim żyją i nim się karmią.

Aby prowadzić walkę należy określić wroga. Św. Paweł odsłania przed nami zręby tajemnicy: Nie toczymy… walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich (Ef 6,11). Z tego wynikają dwie zasadnicze sprawy. Przeciwnikiem naszym jest rodzaj potęgi, sytuującej się wysoko na niebie, na szlaku naszej duchowej drogi, która oddziela nas od Boga. Po drugie, walka ta odbywa się w przestrzeni naszego „zadomowienia” w ciele.

Znamy imię naszego wroga: Zły, Nieprzyjaciel. Biblia mówi o nim diabolos – oszczerca, satanas – przeciwnik, a Chrystus nazwał go ojcem kłamstwa (J 8,44). Jest nieprzyjacielem wszystkich, wszędzie wznieca wojnę i pozbawia pokoju. Ma naturę węża: wije się, gładko wślizguje, pomiędzy ludzie słowa, uczucia, czyny. Ma naturę cierpliwego pająka: starannie, metodycznie rozciąga swą pajęczynę w labiryntach zdarzeń. Ma naturę robaka: drąży owoce od środka, pozwalając im cieszyć się do końca okazałą powierzchownością.

Co więcej, istnieje po to, by zabijać. Jest bezwzględnym myśliwym, a zadawanie śmierci jest jego pasją. Zachowuje się niczym lew ryczący, który krąży szukając kogo pożreć (1P 5,8). Niestety, nasz wróg jest doskonałym strategiem, działa bowiem bez twarzy. Jak nazwał go kiedyś, przy okazji innych analiz kard. J. Ratzinger, jest raczej nie-osobą niż osobą, gdyż znajduje się w stanie rozkładu. Jest mistrzem niewidocznego stylu, stosuje techniki niewidzialnych pociągnięć, niejasności, zaskakujący i oszałamiający zarazem: podaje z pełnym elegancji gestem dżentelmena, wytworny puchar pełen cykuty.

Rozpoznanie wroga uświadamia, że mamy wroga wewnętrznego, domowego, a zatem część naszego człowieczeństwa skłonna jest do zdrady i współpracy z przeciwnikiem. Są to grzechowe złogi, dziedziczone w adamowym człowieczeństwie, czyniące nas dostępnymi dla Złego. Na własnym terytorium, „u siebie w domu” czai się zdrajca. Św. Paweł nazwał to, zmysłowym, dawnym człowiekiem (Rz 6,6), a św. Jan – potrójną pożądliwością. Są to ślepe, doczesne, dążenia, które wprowadzają we wnętrzu zamieszanie i kształtują egoistyczną miłość do wszystkiego, co pojawia się w zasięgu człowieka. U źródeł pożądliwości, to co ją budzi do życia, jest swego rodzaju zmysłowa ponętność – przyciąganie, atrakcyjność, wabienie, „ciążenie ku”, napięcie szukające spełnienia. Dla zaspokojenia tych głodów, dla rozkoszy i zrealizowania przyjemności, człowiek uwięziony, uwikłany w pożądliwość, gotowy jest zrobić wszystko, nawet zdradzić siebie, bliźniego, a przede wszystkim Boga i pójść w grzech.

Jest jeszcze wróg zewnętrzny – grzeszny moduł świata, który wypiera Boga z doczesności. Są to struktury zła, które poddają ludzi pod pręgierz zorganizowanego grzechu. Świat taki nadto skłonny jest do kreacji bogów, „sprawczych” mocy i sił, które go chronią i pozwalają żyć. Posługuje się swoim paradygmatem idolatrycznym, zespołem fałszywych założeń i twierdzeń, których natarczywie broni, gdyż dostarczają „racji” dla jego istnienia. Wewnątrz jednak rządzi się prawem deprawacji i przewrotności. Jest mistrzem odwracania sensów.

Dla kapłana jest ważne to, co stwierdził papież Jan Paweł II:

Wciąż na nowo Kościół podejmuje zmaganie się z duchem tego świata, co jest niczym innym jak zmaganiem się o duszę tego świata. Jeśli bowiem z jednej strony jest w nim obecna Ewangelia i ewangelizacja, to z drugiej strony jest w nim także obecna potężna anty-ewangelizacja, która ma też swoje środki i swoje programy i z całą determinacją przeciwstawia się Ewangelii i ewangelizacji (Przekroczyć próg nadziei, Lublin 1994, s. 96).

2. Elementy defensywne walki duchowej

Walka posiada dwie strategie: defensywną, nie dopuszczając do osiągnięcia zamierzonych przez wroga celów, oraz ofensywną, osłabić i pokonać wroga na jego własnym terytorium. Walka dokonuje się wewnątrz kapłańskiego serca, gdy zmaga się on z „człowiekiem zmysłowym”, który lgnie do grzechu, nie chce poddać się łasce i tym samym naraża nie tylko skuteczność posługi kapłańskiej, oraz niejako na zewnątrz, gdzie poprzez głoszenie i szafowanie sakramentami, odnawia podobieństwo w łasce.

Kapłan sprawuje swą funkcję nie tylko pośród sprzyjających warunków i oczekiwań, ale również w kontekście złowrogich sił, które nie chcą poddać się Bogu, a są realnie uciążliwe i kwestionujące w sposób oczywisty jego posługę. Celem walki duchowej kapłana jest:

1/ obronić człowieczeństwo (własne i wiernych)

2/ obronić kapłaństwo (własne i wiernych).

2.1. Spór o człowieka: słowo i nadzieja

W kapłańskim etosie odnajdujemy dwa zasadnicze wymiary: posługę słowa i ofiarę, przepowiadanie i sakramenty. Posługa słowa natrafia na myślenie, którym zawładnęła jak to określa współczesna kultura i filozofia – dekonstrukcja, dekompozycja w istocie polegająca na kwestionowaniu wszystkiego (prawdy, faktów, języka, przyszłości) oraz kreowania nowych autorytetów (dziennikarze, sportowcy, piosenkarze, itd.). Rodzą się nowe języki, niemal technologie spotkań, nowe rytuały społeczne, co doprowadza do poczucia powszechnej wewnętrznej i zewnętrznej obcości, bezdomności. Świat staje się coraz bardziej obcy, a kultura osadziła się pomiędzy arogancją a upokarzaniem człowieka. Jak przepowiadać w świecie o tak nadwątlonych strukturach przekazu? Szukając biblijnych metafor można by powiedzieć, że słowo zostało zmuszone do ucieczki do Egiptu, żyje na wygnaniu. Co więcej, niekiedy przywołuje się obraz gigantycznego śmietnika, na którym żyjemy. Doprawdy słowa stanowią jego największą część. W kapłańskim środowisku winno paść pytanie: jak przywrócić światu słowo, jak przywrócić Boga? Czeka nas gruntowna praca nad słowem. Powinniśmy dbać, by euaggelion był nie tylko głoszeniem dobra, ale i był dobrze głoszony.

Zapewne, by dobrze przemawiać, należy najpierw dobrze zagospodarować własne słowo. Kapłan powinien odnaleźć w sobie warstwę, w której rozumie siebie jako słowo Boże wypowiedziane do człowieka. To odsłania w kluczu profetycznym. W tradycji Kościoła Wschodniego istnieje określenie, do którego często nawiązywano: logos mądrości – sophos, czyli zamysł Boga zawarty w stworzeniu. Logos to zarazem sens, zmierzanie, przeznaczenie. Obecność kapłana powinna przywoływać logos, ożywiać go w człowieku.

Co zrobić, by własny, wewnętrzny logos, świadomość drogi się pogłębiała? Przywołajmy inną znakomitą tradycję, która zdobywa sobie właściwe miejsce – benedyktyńska tradycja – lectio divina, boże czytanie. Oto zadanie dla kapłana: odpocząć w Bożym słowie. Lectio divina to szczególny typ otwarcia i zaufania do słów, to rodzaj miłosnej inteligencji. Dzięki niej poznajemy ów zamysł chrystusowy, odwieczny Logos. Poprzez Boże czytanie, łączymy się Logosem, nawiązujemy i odnawiamy więź z tradycją, Kościołem, Bogiem. Poprzez kontakt z Bożym słowem, słowo kapłana się odnawia.

Szczególnym przyczółkiem współczesnego Kościoła jest wielka nadzieja. W dziedzinie nadziei mamy dwie przestrzenie duchowego zmagania: masowe kroczenie ku zwątpieniu, czy nawet rozpaczy oraz redukcję nadziei do doczesności.

Początkiem każdej rozpaczy jest wątpienie, które najpierw pojawia się jako pokusa oczyszczenia myślenia, istnienia, świata z nawarstwień pozoru czy nieprawdy, lecz szybko staje się wątpieniem chronicznym, a nawet napastliwą metodyką, która kwestionuje konsekwentnie wszystkie punkty odniesień. Wątpienie, będąc destrukcyjnym kłamstwem, znosi wszystko, dokumentuje, że nie potrzebuje żadnego miejsca, i nikomu go nie przyznaje. Stanowi drogę totalnego unieważnienia. Lecz to nie koniec drogi. Popycha ją w istocie zafascynowanie zniszczeniem, możliwość demonicznej anty-kontemplacji własnego konania.

Przestrzeń rozpaczy wyznacza umierające słowo, milczenie śmierci i odebranie czasu. Prawdziwa rozpacz dotyczy nie tyle śmierci, co niemożliwości umierania – wieczystego konania. Wypatrywanie śmierci, która nie nadchodzi, przydaje okrucieństwa konaniu. W rozpaczy religia zostaje poddana katharsis panikon, oczyszczeniu, które oczyszcza religię z Boga.

U źródeł wątpienia leży poczucie zdrady. Świat staje się objawieniem zdrady. Nie daje on już żadnej odpowiedzi, jedynie słowa zatrute, jak kolejne kostki w dominie oszukiwania. Temu wątpieniu należy przeciwstawić chrześcijańską nadzieję. Jest to zmaganie o samą istotę bycia człowiekiem, ratowanie jego przyszłości świecie i „wobec” Boga.

Drugi „front” walki przebiega wzdłuż zakłamanej nadziei. Współczesność z wielkim rozmachem rozwinęła strategie uwodzenia, odwołując się do mocno zredukowanej wizji człowieka, jako biologicznej masy z dziecięcymi potrzebami (tzw. cywilizacja dzieci). Domaga się ona jednoznacznego zaangażowania po stronie doczesności, zagospodarowując horyzont wielkiej, nadprzyrodzonej nadziei, małymi nadziejami realizacji konkretnych celów. W Ecclesia in Europa (nr 34) czytamy, że w obecnej sytuacji kulturowej i duchowej kontynentu europejskiego… [jesteśmy] wezwani, by być znakiem sprzeciwu i nadziei dla społeczeństwa chorego na horyzontalizm i potrzebującego otwarcia na Transcendencję.

W posłudze kapłańskiej należy kłaść nacisk na pogłębioną analizę nowego człowieczeństwa, danego w Chrystusie i jego kluczowe elementy, które należy obronić i rozwinąć, by odnajdywać nadprzyrodzony wymiar życia. Troska kapłana zatem ma imię: obronić „nowego człowieka” i promować duchowe rozwiązania, przeciwne krótkowzrocznym, technicznym, utylitarystycznym koncepcjom człowieka.

2.2. Spór o naturę religii: zdolność do ofiary i idolatria

Ponieważ kapłan sytuuje się w samym centrum kultu, niejako z natury rzeczy walka duchowa dotyczy jego „czystości”, a zatem wiąże się nie tylko z głoszeniem Boga prawdziwego, lecz z demaskowaniem fałszywej religii i chronieniem ludzi przed idolatrią. Pierwsza dotyczy zaniku ducha ofiary, druga jest skłonnością hołdowania nowym bogom.

2.1. Zanik ducha ofiary

W pierwszym wypadku mamy skorodowanie postawy ofiary. Imperatyw dawania, „zdzierania” siebie dla Boga, życie bez folgi, ofiary ze swego czasu i możliwości, przybiera coraz bardziej formę heroizmu. Patologiczna idea zdobywania bogactwa, władzy, przewagi, rozziew pomiędzy deklaracjami a rzeczywistymi motywami działań, doprowadzają do recesji ducha i miłości. Znane prawo ekonomiczne, że gorszy pieniądz wypiera lepszy dotyczy również kultury i ducha: prymitywna kultura staje się dziś czymś powszechnie panującym, a słabszy duch wypiera czy też nie dopuszcza do głosu mocnego. Dzieje się tak dlatego, że mocny duch dąży do ukrycia, słaby zaś do uzewnętrznienia.

Przy analizie mentalności ofiary należy uwzględnić, że współczesnemu życiu towarzyszy świadomość nie tylko schyłkowa, ale i bezwzględnego przemijania, co rodzi odruch korzystania ze świata, póki jeszcze nie utonął w nicości. Instynkt ten objawia się w kulturze tym, że zastąpiono przeżywanie wyższych dóbr, zwłaszcza duchowych, mocniejszymi doznaniami. Korzystanie z nadarzających się okazji urasta do rangi inteligencji, ale w rzeczywistości duchowej, jest jak zachłanne zrywanie każdego owocu z rajskich drzew, często bez respektowania boskich ograniczeń. Sieje to spustoszenie i zasadniczo niszczy zdolność do ofiary. Dlatego kapłanom zagraża życie w duchowej schizofrenii, gdyż Kościół zbudowany jest na ofierze. Nie można pogodzić zachłanności natury z duchową naturą kapłaństwa.

W tym temacie należy zwrócić uwagę, że została wypaczona natura samej religii. Istotą religii jest oddanie czci Bogu, zwłaszcza w liturgicznym wymiarze (człowiek jako „istnienie liturgiczne”, wielbiące Boga, jako świątynia duchowa: chwalcie więc Boga w waszym ciele! – 1Kor 6,20) i składanie ofiary własnym życiem (proszę was, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz waszej rozumnej służby Bożej – Rz 12,1). Dzisiaj religia zmienia swą funkcję na bardziej terapeutyczną, duchowość zastępuje się psychologią (religia jako terapia, przestrzeń ulgi, czy ucieczki), oraz można dostrzec dowolność i naiwność wierzeń jako „pożegnanie” z prawdami wiary („kompozycje” międzywyznaniowe czy międzyreligijne). Prawda o religii jest do odzyskania, do wywalczenia. Ponieważ dominująca jest mentalność konsumpcyjna, trudno jest odnaleźć motyw ofiary, lecz można zastąpić ją teologią daru. Mamy dziś do czynienia z wielką wrażliwością i skłonnością do poczynań charytatywnych czy wolontariatu, należałoby to ubogacić duchowym wymiarem.

Wsparciem w zmaganiu się o naturę ofiarniczą religii jest Eucharystia, największa i już jedyna ofiara w dziejach człowieka, w której każda ofiara odnajduje swój sens i swe uwieńczenie. Eucharystia jest terenem wzmożonej walki.    

2.2. Idolatria

Kapłaństwo służebne i kapłaństwo powszechne spotykają się w jednym szczególnym punkcie: sprawowanym kulcie. Kult dokonuje się w dwóch przestrzeniach: w liturgii i w sercu. Piękno i czystość kultu najbardziej są zagrożone przez idolatrię. Należy zwrócić uwagę, że syndrom idolatryczny, polega nie tylko na „milczącej apostazji” ale i na rozwoju panteonu nowych bogów i skrzętnemu im hołdowaniu.

Dziś ekonomia oraz informatyka mają wszelkie dane ku temu, by stać na czele wszelkich bożyszcz. Zarówno jedna, jak i druga, pretendują do budowy własnych światów. Pierwsza z bogiem sukcesu, kościołem przedsiębiorców, ewangelią produkcji i dochodów, misjonarzami-menedżerami i piekłem dla bankrutów, swoistą liturgię z namaszczeniem sprawuje w supermarketach i kuluarach banków.

Druga, zrodzona z technologii komunikacji łączy ludzkość w jedną rodzinę w wirtualnym logosie. Elektroniczne królestwo, z nową informatyczną ewangelią, głoszona po całej ziemi, chce zastąpić świat ducha. Globalny przepływ informacji i obrazów tworzy tkankę nowego mistycznego ciała – wirtualną wspólnotę. „Wiara” w szybkość mikrochipów i uczestniczenie w wolnej przestrzeni internetu urasta do rangi soteriologii.

Obie stworzyły wspólny klucz rzeczywistości – przepływ, a jego intensywność odnośnie do informacji, towarów, ludzi, itd. stała się miarą dynamizmu, a nawet życia. Niestety z tej przyczyny żyjemy jakby na ruchowych piaskach. Religijny, pewny grunt, punkty oparcia, tradycja, toną w wartkim strumieniu wydarzeń, interpretacji, tempa, wprowadzając wielowymiarową dezorientację.

Ekonomia, komunikacja oraz kapłaństwo mogą spotkać się w szczególnym miejscu. Wszystkie trzy posiadają swe sieci: handlową i informatyczną, telewizyjną oraz Chrystusowe słowa wypowiedziane do ludzi z sieciami w ręku: Odtąd ludzi będziecie łowić (Łk 5,10).

Powstaje kluczowy problem, jak spotkać się w sieciach, z innymi sieciami, jak tworzyć ewangeliczną mentalność sieci? Oto pytanie dla współczesnego kapłana czy zakonnika. Jak powinien wyglądać soborowy dialog w tym względzie, dialogi sieci, dialog sieciowy? Tym bardziej, że sieć, która ma służyć człowiekowi, może przekształcić się w matnię, stać się częścią uwikłania. Dlatego ważne jest owo zmaganie sieciowe: promowanie komunikacji, domaganie się bożej obecności oraz walka z zagrożeniami.

W dziedzinie idolatrii należałoby również zwrócić uwagę chociażby na „liturgię” supermarketów, bezkrytyczne uwielbienie dla możliwości naukowo-technicznych, czy kreację nowych autorytetów, pochodzących z kręgów show bussinesu czy mediów. (Ostatnio został sformułowany kolejny bóg: religia zdrowia). Przeciwdziałanie idolatrii, oczyszczanie „przestrzeni kultu” pojawia się kapłańskie zadanie i obowiązek radykalnego życia zgodnie z pierwszym przykazaniem, które zakłada, by nie mieć bogów cudzych. W tym względzie jednym z głównych zadań i „przyczółków” do obrony ze strony Kościoła – jest obrona człowieka przed nim samym, a w szczególności zaś wtedy, gdy kreuje się na „domniemanego boga”.

3. Elementy ofensywne: kontemplacja i wspólnota

W strategii walki istotne są nie tylko cele obronne, świadomość tego, jakie szańce należy obronić, lecz równie istotna jest strategia ofensywna, a zatem świadomość, w jaki sposób najskuteczniej wroga osłabić i zwyciężyć, a nade wszystko odebrać mu zdobyte „łupy”. Kościół ofiaruje nam dwa skuteczne oręża: contemplatio – klucz do nowych czasów danych na początku tysiąclecia – drogę kontemplacji oblicza Chrystusa (NMI), oraz communio – wizja świata, człowieka i Boga dana we właściwej świadomości eklezjalnej.

Kontemplacja polemizuje z powszechnym dziś antropocentryzmem i wprowadza klarownie całkowitą zależność człowieka od Boga. Kwestionuje redukcyjne, ograniczone rozumienie chrześcijaństwa, które się obecnie lansuje, jako jedynie zbiór „uciążliwych” zasad i ograniczeń. Domaga się całościowego „widzenia” rzeczywistości, w którego centrum znajduje się świadomość daru oraz niewyczerpana wola miłosnego obdarowywania ze strony Boga. Dlatego też jest ona najbardziej skutecznym zaczynem przemiany, ewangelizacji, misji, każdego wielkiego czynu w Kościele, orężem, po które należy sięgać każdego dnia.

Jako drugi element pojawia się wspólnota. Problemy wspólnot ludzkich to codzienne problemy rodzin, społeczności, a na szerszym planie, pojawiają się w „nożycach napięć” pomiędzy tożsamością osobistą i narodową, a uniwersalnymi wykładnikami współzamieszkiwania różnych kultur i tradycji; pomiędzy uszanowaniem godności (zwłaszcza słabszych czy mniej znaczących) a uprzedmiotawianiem w pociągnięciach politycznych i socjalnych; pomiędzy korzyściami jednostek i dobrem wspólnym. Sprzyja temu brak zaufania do instytucji przedstawicielskich, oraz niechęć do szerszej współpracy poza najbliższym środowiskiem.

Trudność ta winna być przezwyciężona w eklezjalnej wizji osoby, ujętej jako otwartej na życie pośród rodziny rodzin. Dlatego ciągłym wyzwaniem dla nas jest wprowadzanie relacji, a nie sztucznych i formalnych form komunikacji, oraz nacisk na wspólnotowy wymiar pasterzowania, promujący eklezjalność – wspólnotę życia łaski oraz wspólny „los” i odpowiedzialność ludu Bożego, a nie tylko zarządzanie „zasobami” ludzkimi.

4. W boskiej zbrojowni – elementy zbroi

W centrum tradycyjnego pouczenia o walce duchowej znajdujemy prawdę o zbroi Bożej z Listu św. Pawła do Efezjan. Zgodnie z pouczeniem św. Pawła, mamy zasadnicze elementy zbroi:

Stańcie więc do walki przepasawszy biodra wasze prawdą i oblókłszy pancerz, którym jest sprawiedliwość, a obuwszy nogi w gotowość głoszenia dobrej nowiny o pokoju. W każdym położeniu bierzcie wiarę jako tarczę, dzięki której zdołacie zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego. Weźcie też hełm zbawienia i miecz Ducha, to jest słowo Boże – wśród wszelakiej modlitwy i błagania. Przy każdej sposobności módlcie się w Duchu! (Ef 6, 14-18)

Mówiąc o przepasaniu bioder, odwołujemy się do paschalnej gotowości do wyjścia, podjęcia zadań „w prawdzie”. Św. Piotr mówi o „przepasaniu bioder umysłu” (1P 1,13), co odwołuje się do głębokiej prawdziwości życia zakotwiczonego w Bogu i ogarniętego przez Niego. Przepasany umysł, jest z jednej strony osłonięty przed kłamstwem, z drugiej – mocno do prawdy przylega.

Pancerz składała się zazwyczaj z dwóch części, napierśnika i naplecznika, wiązanych na ramionach, i przypomina symbol szkaplerza, osłaniając serce tajemnicą sprawiedliwości. Sprawiedliwość jest z definicji oddawaniem tego, co się innym należy. Jeżeli pójdziemy tropem „oddawania” trafiamy na tajemnicę człowieka uczynionego z chwały Bożej i przeznaczonego dla niej. Sprawiedliwość odkrywa chwałę Boga, jako coś, co należy Mu oddawać. Skoro „oddać” to znaczy, że ona pochodzi od Niego i jest mu w jakiś sposób „zwracana”.

Obuwie posiada podwójną charakterystykę: oznacza przywiązanie do ziemi, oraz chroni nogi pielgrzyma. Poza tym w starożytności noszenie butów było przywilejem ludzi wolnych. Być może dlatego, że wolny – miał prawo do własności, a postawić but na ziemi, jak to uczynił Jahwe z ziemią Edomu (Ps 60,10), znaczyło brać w posiadanie. Uczyniony obuwiem ślad, znaczył pokój. Pokój oznacza najpierw możliwość życia. Poza pokojem jest ono rozszarpywane pośród dzikości serca i ciała, niezdolne do przejawiania się w Bożym świecie. Co więcej, pokój winien być poszukiwaniem dobra bliźniego. Pokój najpierw odnajduje człowieka: nie wroga, nie konkurenta, nie obcego, ale bliźniego – tego, który jest blisko, i który „bliźni”, czyli zabliźnia ranę okrutnego osamotnienia. Następnie, szuka wspólnoty, ponieważ pokój wynika ze wspólnoty: celów, drogi, pragnień. Jest bliskością spełnienia. To jedynie w czas pokoju możliwy jest wzrost i dojrzewanie do pełni. Wreszcie pokój jest milczeniem: nie tylko uciszeniem walecznych słów czy okrzyków, nie tylko uciszeniem szczęku oręża, ale pogrążeniem w głębokim skupieniu tego, kim człowiek jest.

Tarcza umożliwia parowanie ciosu, pozwala się ukryć, często powstrzymać śmiertelny cios, obronić się przed zabójczą strzałą czy bełtem kuszy. Doświadczony Paweł radzi: W każdym położeniu bierzcie wiarę jako tarczę, dzięki której zdołacie zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego (Ef 6,16). Przeciwko destrukcyjnej inteligencji musimy wystawić najwyższej jakości zorganizowaną obronę – typu boskiego. Jest nią wiara, boski rodzaj poznania i poddania się Bogu. Wiara jest z drugiej strony miarą ufności. „Waleczny” sens wiary zrozumiemy jedynie wtedy, gdy dojdzie do nas prawda, że jest to jedyny skuteczny środek przeciw naszemu wrogowi.

Słowo jest jak miecz (Hbr 4, 12). Jest ono żywe, a zatem ma moc ożywiać, jest ono skuteczne i ostre oraz przenika, by rozdzielać oraz osądzać. Posiada moc obnażania subtelności knowań. Tylko słowo Boże posiada taką moc, moc burzenia, dla Boga twierdz warownych. Udaremniamy ukryte knowania (2 Kor 10,4). Znajomość Pisma, to doskonały sprzęt o zasięgu taktycznym.

Kolejnym elementem uzbrojenia jest hełm. Hełmy miały podwójne zadanie: chronić głowę i nadawać groźny wygląd. Hełmy polskie były o tyle skuteczne, że były stożkowe, i nawet wtedy, gdy cios doszedł głowy, często miecz, czy topór, ześlizgiwały się, nie czyniąc większej szkody. Idea hełmu jest jasna: osłonić zdolność myślenia zbawieniem. Zbawiać, tzn. wybawić od klęski. Jeżeli zatem pragniemy toczyć skuteczne walki duchowe, należy z głęboką ufnością powierzyć się Bogu, zwłaszcza Boskiemu Strategowi – Duchowi Świętemu, który jako jedyny może wspomóc nas w zwycięstwie. Jeżeli możemy zwyciężyć, będzie to zwycięstwo w Chrystusie. Ponieważ sprawy poszły tak daleko, że dawno już przekraczają możliwość nawet zbiorowej odpowiedzi czy rozwiązań, zasadniczym rozwiązaniem niech będzie ufne złożenie historii w miłosiernych rękach Boga. Niech On będzie naszym zbawieniem, a nasza ufność miarą męstwa.