Apokalipsa: Kościół w Tiatyrze. Historia wewnętrznego smoka

o. Marian Zawada OCD

Kościół w Tiatyrze: Historia wewnętrznego smoka

Przejdziemy do Kościoła w Tiatyrze. Aniołowi kościoła w Tiatyrze napisz: To mówi Syn Boży, ten, który ma oczy jak płomienie ognia, a nogi Jego podobne są do drogocennego metalu. Znam twoje czyny, miłość, wiarę, posługę i twoją wytrwałość i czyny twoje ostatnie, liczniejsze od pierwszych, ale mam przeciwko tobie to, że pozwalasz działać niewieście Jezabel, która nazywa siebie prorokinią, a naucza i zwodzi moje sługi, by uprawiali rozpustę i spożywali ofiary składane bożkom. Dałem jej czas, by się mogła nawrócić, a ona nie chce się odwrócić od swojej rozpusty. Oto rzucam ją na łoże boleści, a tych co z nią cudzołożą wielkie utrapienie. Jeśli od czynów jej się nie odwrócą i dzieci jej porażę śmiercią, a wszystkie kościoły poznają, że ja jestem ten, co przenika nerki i serca i dam każdemu z was według waszych czynów. Wam zaś pozostałym w Tiatyrze, wszystkim, co tej nauki nie mają, tym, co ja mówią, nie poznali głębin szatana, nie nakładam na was nowego brzemienia, to jednak, co macie, zatrzymajcie aż przyjdę. A zwycięzców i temu co czynów mych strzeże do końca, dam władzę nad poganami, a rózgą żelazną będzie ich pasł, jak naczynia gliniane będą rozbici. Jak i ja to wziąłem od Ojca mojego dam mu gwiazdę poranną. Kto ma uszy niechaj posłyszy co Duch mówi do Kościołów. (Ap 2, 24-29)

 

Tiatyra to stara twierdza wojskowa, ośrodek handlowy, słynęła z produkcji purpury, dzisiejszy Akisar. Była tam wspaniała świątynia Artemidy, bogini płodności, oraz boga słońca Apolla. Nazwę miasta można by dosłownie przetłumaczyć jako „woń ofiary”, lub „ofiara skruchy”.

V.1. Oblicza bestii

W liście do Tiatyry czytamy o głębiach szatana. Możemy zatem więcej powiedzieć o Bestii, o Smoku, które wypełniają przerażeniem historię. Włączamy czerwone światło, Bestia się zbliża, musimy się jej trochę przyjrzeć. W Apokalipsie mamy do czynienia z demoniczną trójcą, a są to Smok i dwie Bestie. Smok jest starodawnym wężem, zapewne tym, który przychodzi jako pokusa. W pokusie wystawiona jest na próbę ufność wobec Bożej drogi. Kusiciel usiłuje zaaranżować sytuację, w której człowiek by przestał ufać Bogu, a zaufał czemuś innemu. W scenie kuszenia w Edenie główne uderzenie węża skierowane na odebranie Adamowi i Ewie ufności do Boga. Zręcznie zmanipulował Ewę, że zaufała jego słowom.

Pierwsza Bestia to przemoc, to tyrania. Niektórzy mówią, że to symbol, zapowiedź XX wiek, w którym doliczono się 210 milionów ofiar zabitych z rozmysłem przez różne totalitaryzmy. Pierwsza Bestia ma coś z siły zabijania: to geniusz zadawania śmierci, o tajemniczej liczbie 666, co oznacza skończoność i niedoskonałość. Ale ta skończoność i niedoskonałość jest tak zuchwała, że chce być jak Bóg, chce być doskonała, ale w swym morderczym rzemiośle.

Druga Bestia to fałszywy prorok. Można by tu mówić o kłamstwie, które nazywamy czy propagandą, czy manipulacją, tyranii mediów, poprawności politycznej, o zastąpieniu wyższych aspiracji bezmyślną, lekkostrawną papką dla publiczności. Druga Bestia – spreparowane kłamstwo, bezmiar zdradzonej prawdy, makro i mikro wydaniu. To pomijanie oczywistych rzeczy i kreowanie zupełnie nieprawdopodobnych scenariuszy i zastępowanie rzeczywistości „produktem” medialnym.

To również cały przemysł oszukiwania i naciągania człowieka chociażby przez przemysł reklamowy.

Smok zaś jest ikoną tego wszystkiego co najgorsze, najpodlejsze, najbardziej przerażające. Jest kimś kto nieustannie zagraża, pożera przepastną gardzielą, a ogonem zmiata zuchwalców, dybie na ich życie. Z nich utkane są nasze strachy, lęki, trwogi, to, co zagraża naszemu światu, naszej stabilności. Cień Smoka zawsze pojawia się jako antyteza naszego świata. To jest symbol tego wszystkiego co może nas unicestwić, bądź zmienić nasz świat w nieodwracalny chaos, jakaś brutalna siła, dzikość, która drzemie w historii, gdzieś w zakamarkach naszej podświadomości. To jest zdziczałe barbarzyństwo, które od czasu do czasu wyłania się nawet w najbardziej cywilizowanych sytuacjach (chociażby wojna w Jugosławii w samym sercu niemal Europy w 80-tych latach XX w.). Dostrzegamy brutalność wojen, rewolucji, kłamstw społecznych, politycznych, niezliczonych białych plam w historii, które nie mogą doczekać się właściwej im barwy. Bestia to terror słów, zakaz nazywania pewnych rzeczy po imieniu: mordom, ludobójstwu i ogromnemu cierpieniu, które miało miejsce, ale się je wycisza.

V.2. Smok wewnętrzny

Ów apokaliptyczny smok czai się nie tylko „gdzieś tam”, w zaułkach historii strzeżonej przez służby specjalne, ale należy go rozpoznać w sobie: w pomrukach naszego zranionego egoizmu, kłujących gniewów, żalów, dąsów, ziania ogniem, palących słów z opóźnionym zapłonem, sprawy załatwione w białych rękawiczkach. Znamy ogień naszej porywczości, pożeranie ludzi namiętnym pragnieniem, doskonalenie systemów tropienia najbliższych, dopadania ich, chwytania za słowa, wszystkie gry rodzinne, małżeńskie, służące do powolnego dobijania kogoś, metodycznie, wycinania kogoś metr po metrze z życia publicznego, rodzinnego.

Te smoki działają, a my niejednokrotnie powołujemy je do istnienia. To jest nasz problem apokaliptyczny: smoki wewnętrzne. O nich sobie trochę opowiemy, ponieważ gdy się sumują to wyglądają potężnie i niebezpiecznie.

Smok wewnętrzny współpracuje z wielką Bestią, która za przysłowiowymi „siedmioma górami, za siedmioma rzekami” pożera ludzi i całe stworzenie. Nam jeszcze bezpośrednio nie zagraża, rząd nas chroni, a nawet jak jakieś „pomruki” kryzysu się pojawiają, to oni nie dopuszczają żebyśmy się bali, pogodnie sobie przeżywamy naszą codzienność. Taki jest program „antysmoczy” naszego rządu i to jest dosyć kojące, możemy przecież spokojnie przeżywać te rekolekcje.

Smoka wewnętrznego trzeba rozeznać, bo jesteśmy z nim oswojeni. Nie sadowi się naprzeciw, ale dyskretnie lekko za nami, nie dostrzegamy go en face. Zadaniem tych rekolekcji jest by mu trochę przejrzeć, jakiego to gościa mamy u siebie w domu, schowanego gdzieś tam może w piwnicy (podświadomości). Bywa on czasem, uprzejmy, nie zawsze dochodzi do głosu, czeka tylko na swoje ulubione konteksty. Nasz smok jest miniaturowym echem wielkich zbrodni, działa jako domowy pustoszyciel, który ściąga nas poniżej naszej godności.

Należy sobie zdać sprawę, że mierząc się z nim, rozprawiając się ze smokiem wewnętrznym, jednocześnie pokonujemy tego gigantycznego, apokaliptycznego smoka, w sensie makro. Wiemy, że ten nasz smok odzyskuje siły, gdy go karmimy: nasze zazdrości, jakieś wydumane aranżacje, które nie doszły do skutku, przewrażliwienia, pretensje, „obrażanie się” na cały świat, bo nikt nas nie docenia, nikt nas nie widzi, a człowiek ciągle gdzieś jest spychany, zawsze ktoś ma mocniejsze łokcie, ciągle go ktoś uprzedzi, sprytnie go bokiem ominie i nie zdąży. Jest to naturalne środowisko, w którym smok się dobrze czuje. Odżywia się półprawdami, kłamstwem o naszym życiu i ono jest najbardziej pożywnym przysmakiem naszego ponurego domownika.

Należałoby zwrócić uwagę na jeszcze jedną cechę smoka, mianowicie jest z natury zbuntowany, zawsze mruczy, jest niezadowolony, ma dziwne, czasem nieprzewidywalne pretensje. Ich pomruk się wydobywa i na jego tle trzeba by zobaczyć nasze gniewy, wzburzenia, irytacje, to, co czasami w nas eksploduje. A ten smok się czasem urywa ze smyczy.

Bunt to historie od zwykłego gniewu, niechęci po soczystą i nieprzejednaną nienawiść. W „mini” wydaniu to fale gniewu, które jak małe tsunami bezpowrotnie niszczą więzi. Lecz poprzez gniew dokonuje się zbratanie z demonem. Gniew to jest imię własne smoka.

A ten smok chce być ponadto ważny, chce, żeby wszyscy się go wszyscy bali, żeby go poważali, bo każdy smok musi dbać o swoją reputację. Ma niezwykle delikatne cielsko, jest bardzo wrażliwy, niby takie smoczysko potężne, ale jaki delikatny z drugiej strony. Kiedyś byłem zaskoczony gdy wziąłem do ręki małego krokodyla. Wydaje się, że krokodyl ma twarde, niemal „pancerne” cielsko, a okazuje się, że to jest takie mięciutkie, delikatne, jakby człowiek zamknął oczy i pogłaskał, to zupełnie by mu nie przyszło na myśl, że to krokodyl. Taka jest również delikatność naszego smoka, co też powinno być przedmiotem naszej refleksji. Wystarczy mały nietakt, małe zlekceważenie, a już mruczy. Smoki zazwyczaj są „pielęgniarzami” – pielęgnują pamiętliwie bóle, niesprawiedliwości, ciągle zamawiają nam kolejkę do pochwał, do pochlebstw, do znaczenia, a gdy nas inni wypychają, to on mruczy i odbiera nam spokój i podpowiada: „zaraz, zaraz tu coś nie gra, to jest niesprawiedliwe”. Oznacza to, że nasz smok jest po prostu głodny. Człowiek zbuntowany, człowiek smoczy, nie potrafi ustąpić, jest w nim upór, zacietrzewienie, zaciętość, inteligencja odwracania sensów, szafowanie faktami, recenzjami.

Trzeba to sobie uświadomić, że mamy zdolność do szybkich ocen, przemeblowań w scenariuszach, kojarzenia wydarzeń, jak czasami potrafimy naprędce pewne sprawy zmontować, po to, żeby znowu wykorzystać sytuację, czy to podkarmić chęć odwetu czy też kogoś upokorzyć. Tyle zmarnowanej inwencji, rozproszonej energii, zabiegów, tyle toksycznych, trujących emocji, by potwierdzić wrogość, bunt. Wielki mur wrogości zburzył Chrystus (por. Ef 2, 14) – mur oddzielający Boga od człowieka, człowieka od człowieka, a nawet od własnej głębi w nim samym. Wewnętrzny smok jest natomiast niestrudzonym budowniczym, zajęty budowaniem nowych murów. Wobec tego, trzeba nam razem z Chrystusem burzyć ten mur wrogości. On czasami narasta, zniechęcamy się. Mamy na przykład trudnego sąsiada, rezygnujemy szybko z chrześcijańskich rozwiązań, wchodzimy w postawy obronne, a nawet, jak to w taktyce są walki partyzanckich, wolimy rozstawiać miny, a na odgłos eksplozji rośnie nam serce, że nie zmarnowaliśmy wysiłku, że to działa wszystko skutecznie.

Należy namierzyć smoka i zmierzyć się z nim, nie bać się jego pomruków, ale pójść do Chrystusa, wziąć smoka na smycz, pokazać Chrystusowi te wszystkie nasze niemiłosierne strony naszej osobowości, naszych rozwiązań.

V.3. Grzeszne uwikłania

Czy smoka da się pokochać? One nie pozwalają nam miłować, więc zdaje się, że trzeba by się z nimi po prostu rozprawić. Nasz wewnętrzny smok to również struktury grzechu, które mamy, każdy z nas ma grzech pierworodny i on ma różną strukturę. Jeden z siedmiu grzechów głównych, oprócz pychy, która jest w każdej kompozycji, zawsze jest jakoś eksponowana czy to nieczystość, czy chciwość, czy zazdrość, czy lenistwo. Człowiek się już znudził nieczystością, pornografią, różnym związkami, to teraz dołoży sobie coś, żeby żyło się tak bardziej pikantnie. Wydaje się, że w jakimś sensie człowiek za bardzo nie jest zainteresowany, żeby tego smoka wewnętrznego, ten grzech dopaść w sobie i starać się go zniszczyć. Czasami i to jest bardzo przewrotna sytuacja, człowiek dba, żeby mieć dostęp do grzechu. Bywa, że tym grzechem człowiek się karmi, potrzebuje więc świeżego towaru: ploteczek (szczególnie te bardziej pikantne, są wysoko kaloryczne), skandali, itd. Pikanteria czyjegoś grzechu jest mu bardzo potrzebna, bo to grzech go ekscytuje, potrzebuje mocnych faktów.

Człowiek potrafi tkać piękny kobierzec różnych spraw, ale grzech zawsze gdzieś funkcjonuje w tle, ciekawi go. Jak to czasem zjadliwie brzmi: „Tak bardzo chciałam panią poznać, tyle o pani słyszałam”. W istocie karmi się grzechem i chce mieć do niego dostęp.

Bywa w nałogowych scenariuszach, że człowiek jakiś grzech obsesyjnie popełnia, szuka w nim ulgi, ale nie chce w życiu nic zmienić, czasami upaja się złem, czyta „fachową” literaturę, ona nie jest wprost grzeszna, ale upaja, daje nam poczucie fałszywej wolności, wyzwolenia z więzi, od odpowiedzialności. Daje zatem miejsce złemu duchowi, bestii, która potem go więzi, pustoszy wnętrze. Niekiedy idzie się w grzechu tak daleko, że człowiek zaczyna oskarżać Boga, że dał mu życie, że musi żyć w tym zwariowanym świecie, zaczyna nienawidzić świat i Boga. Traci w ten sposób religijny rozsądek, powodowany jest, która gardzi się Bogiem i chętnie Go oskarża.

V.4. Czuwający smok pychy

Święta Faustyna, nasza krakowska mistyczka powiedziała, że szatan ma takie dwa dojścia do nas: pierwsza droga to lęk, lęk jest o tyle niebezpieczny, że paraliżuje dobro, boimy się podjąć pewnych sytuacji, boimy się wejść, lęk nam zabiera miłość, blokuje, nie dopuszcza do przebicia się miłości, do otwarcia, a drugą drogą szatana jest pycha. W pysze dobro jest przesłonięte. Pycha jest znakomicie opracowana, nawet w literaturze antycznej, zwana po grecku hybris. W kulturze helleńskiej pojęcie to związane jest z pochodzeniem, ze znaczeniem społecznym. Określa ono zaślepienie bohatera tragicznego, który w nieposkromionej pysze wywołuje gniew bogów. Jest to duchowa arogancja, zuchwałość, wyniosłość, która urąga bogom. Wiąże się z kwestionowaniem wszystkiego i wynosi się ponad, ostatecznie ponad Boga.

Jest ukryta za kompetencją: ktoś w konkretnej sytuacji wydaje się być kompetentny, ale nie omieszka tego zauważyć i od razu „wbić” w ziemię wszystkich, którzy chcieliby coś w tej sprawie zrobić, czy przejąć kompetencje. Albo związana jest ze „stażem” życia: „ktoś, kto ma tu cokolwiek do powiedzenia to ja, bo już 70, 80 lat żyję i znam się na życiu i proszę mi tu nie podnosić głów”. Może korzystać z taktyki niedopuszczania do krytyki: bestia się ujawnia, jak ktoś nas skrytykuje, i wytacza miażdżące działa.

Z drugiej strony, w swej negatywnej kliszy pycha nie tylko wynosi, ale pomniejsza innych, sączy lekceważenie, kwestionowanie, ujawnia skrywaną pogardę: co to za ludzie, co to za kontekst, to nie jest miejsce dla mnie, to nie są tematy dla mnie. Bardzo łatwo mieć wtedy jakąś racjonalną wymówkę, żeby coś albo porzucić albo czymś wzgardzić.

Pyszny ma słabość do pewnej lukratywnej sytuacji: lubi decydować o losach innych. W. Churchill to przypadek „pokornego” człowiek, który lubi mówić o sobie: wszyscy jesteśmy robakami, ale ja mam się za robaczka świętojańskiego. Są ludzie, którzy muszą świecić, sobą oślepiać. Jeżeli pyszny wydaje osąd, to ma on coś ze spraw ostatecznych, jest już nie do odwołania, nie do obalenia, jak słowo Boga miażdżące. Swój świat musi ciągle utrzymywać w poddańczym lęku. Nie ma mowy o jakiejś niezależności, spontaniczności. W takim zaślepieniu rodzi się też bezwzględność, nie ma rywali, nie ma konkurencji, jest się jedynym panem w swoim świecie. Człowiek taki czasami nie potrafi zrozumieć źródeł swojego niezadowolenia, niepokoju, podejrzeń, a być może to ten właśnie smok z rana wstaje razem z nami, przeciągnie się i szepnie słóweczko, że można by pożyć szerzej i jeszcze komuś życie obrzydzić. Zmyślny smok inteligentnie zaślepia i trudno jest wytropić samowyzwalajacą się autodeterminację. W przestrzeni pychy pojawia się nadludzka, wręcz boska pewność siebie.

V.5. Antysmoczy projekt – skromność pokory

Jedyną skuteczna odpowiedzią na pychę, jako na zasadniczy problem, jest pokora, skromność. Ale można zapytać, jak skromnie żyć, skoro współczesny człowiek nieprzytomnie ugania się za wielkością, za znaczeniem. Ideałem życia duchowego, jest pokora i skromność, bycie bezpretensjonalnym: nie mam pretensji do Boga, do ludzi, noszę pokój w sobie, żyję zbratany ze sobą, powściągliwy w słowach, w gestach, w swojej obecności.

Człowiek skromny to człowiek, który odkrył umiar. Wiąże się to z brakiem przesady w ocenie samego siebie, spokojem, nie zawłaszczam czyjejś przestrzeni. Łacińska modestia, czyli skromność, to swoista wiedza o tym co należy czynić, albo co należy powiedzieć w odpowiednim czasie i miejscu.

Poza tym skromność to zwykłe zdrowie psychiczne, higiena, zdrowie duchowe, trzeźwość duchowa. Modestia jest nam bardzo potrzebna. Rozważając Apokalipsę, w której występuje smok, możemy bardziej plastycznie zobaczyć i rozeznać zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz siebie, obecność swojego smoka. Niech nam Pan błogosławi w tych poszukiwaniach, by nie bać się, nie lękać się go i żyć przeciw niemu, zwalczając go skromnością, pokorą, tym, co jest tak piękne i szlachetne w chrześcijaństwie.