Lewe bicie, czyli fałszywki religijne

 

O. Marian Zawada OCD

Lewe bicie, czyli fałszywki religijne

 

Żyjemy w świecie, w którym wymyślono pieniądze, by móc wymieniać się dobrami. Od początku w relacjach międzyludzkich istniał jakiś ekwiwalent. Kiedyś najważniejszym „płacidłem” było bydło (łacińskie słowo pecunia (pieniądz) pochodzi od pecus czyli  bydło) albo też konie, sól, tytoń.

Wraz z pojawieniem się pieniądza pojawili się oszuści, zajmujący się „podróbkami”. Podrabiano pieniądze na wiele sposobów. Zwykłe fałszowanie: swego czasu Polikrates, król wyspy Samos Spartanom kiedyś zapłacił za zwycięstwo fałszywym pieniądzem, oblewając ołów złotem. Takie nadziewane „blaszaki” nam się zdarzają w świecie religijnym, gdy puste wnętrze przyodziewa się estetyką, lekkim patosem, czymś, co zdobi. Ładne, świecące obicie, natomiast wewnątrz jakość bulwersująco banalna. Znamy to z Ewangelii: groby pobielane (Mt 23, 27), eleganckie, odświętne, uroczyste, lecz zatęchłe duchowo.

Innym rodzajem lewego bicia jest podrabianie monet, tłoczenie z fałszywej matrycy. Religijne fałszywe matryce są szeroko dostępne, chociażby w internecie. Wywoławcze hasła: medytacja, mistyka, kontemplacja, a w głębi usidlenie, mentalność sekciarska, duchowe uwodzenie.

Kolejnym typowym fałszerskim zabiegiem jest obniżanie wartości pieniądza przez skrawanie brzegów kruszca lub stosowanie gorszego stopu metali. Ma to miejsce wtedy, gdy duchowe koszty pokrywamy coraz mniejszymi nakładami, wkładamy coraz mniej miłości w słowa, gesty i czyny.

Natomiast dobra moneta posiada kilka istotnych cech: głębokie bicie, dźwięczny dźwięk, czysty rysunek.

Głębokie, wyraźne rysy naszych postaw, klarowność wewnętrzna i zewnętrzna, jednoznaczność wyraża głębokie żłobienie łaski w naszym życiu. Wydawanie czystego dźwięku, to również część prawdy o naszej religijności. Czasami słyszymy pozytywki, czy małe dzwony wykonane z pospolitego lub zubożonego stopu, a wtedy ich bicie przypomina raczej tłuczenie się w dziurawym garnku, niż dostojne przypomnienie. Chrześcijanin powołany jest do tego, by w każdych okolicznościach wydawać czysty dźwięk miłości, a nie jęk czy ujadanie.

Czysty rysunek, ostrość obecności i widzenia spraw,  pozwala wyprowadzić się z mglistych okolic, żyć odważnie w smudze świateł, które ujawniają umiłowanie prawdy.

Przed fałszowaniem chroni pieniądze także artystyczna wartość: im był subtelniejszy i bogatszy rysunek, tym trudniej go było podrobić. Wydaje się, że duchowy człowiek podążając za łaską i poddając się jej, pozwala czynić Boskiemu Mistrzowi dokonywać subtelnych pociągnięć pędzla, jak to nazywała św. Teresa z Lisieux.

Prawdziwość monet próbowano tylko jednym sposobem: przez nacinanie brzegu, nagryzanie. Prawdziwość w nacinaniu, to boski program sprawdzania i ujawniania wartości. Skrawanie brzegów może boleć, ale jest jednocześnie próbą. Złote monety czy medale poddaje się próbie, czym zajmuje się cały fachowy dział zwany probiernictwem. Oznacza on zawartość czystego złota w stopie. Gwarantuje to rzetelność metalu. Jako kamień probierczy stosuje się zazwyczaj lidyt (rodzaj twardszego od złota węgla) oraz wodę królewską (głównie kwas azotowy i solny). Nacina się metal i „zakrapia” wodą. Gdy kontur linii ginie lub metal się odbarwia, znaczy, że nie jest wartościowy. Duchowa wskazówka jest tu intrygująca. W wartościowych metalach nie ma „zabliźnień”. Noszą oni w sercu, w duchu głębokie rowki łaski, po których ścieka Miłość Boga i sięga głębin historii. Wystarczy spojrzeć na serce św. Teresy w Alba de Tormes. Wcięcia są do dziś. To dopiero uwieczniona miłość.

w: Głos Karmelu 2(50)2013, s. 43