Estera od Krzyża

Estera od Krzyża


Z  karmelitą bosym, ojcem Marianem Zawadą OCD, dyrektorem Centrum Kultury Duchowej „Communio Crucis” im. św. Edyty Stein w Krakowie, rozmawia Łukasz Kaźmierczak

Po lekturze życiorysu Edyty Stein stwierdzam: trudno chyba o dalszą i bardziej krętą drogę do Kościoła.

– Biografia rodziny Steinów i osobista Edyty to część doświadczenia, które można by nazwać pielgrzymstwem. Gliwice – Lubliniec – Wrocław to różne typy rodzinnych „osiedleń” Steinów. A sama Edyta kontynuuje: Getynga, Fryburg, Spira, Munster, Kolonia, Echt. To drogi geograficzne. Równie bogate jest jej pielgrzymowanie intelektualne: racjonalizm psychologiczny, fenomenologia, neotomizm, teologia, mistyka. No i wreszcie droga religijna: judaizm, stanowczy ateizm, katolicyzm, z ukoronowaniem tej drogi w konsekracji. To wszystko wplecione we wrzenie intelektualne, dojrzewającą maszynerię faszyzmu, święty jubileusz chrześcijaństwa z 1933 roku, pasję pedagogiczną, oraz najbardziej intrygujący – trop karmelitański.

 

 

 

M. Zawada OCD

 

Edyta Stein musi przejść tak długą drogę, żeby na końcu powiedzieć: „Trwałam w naiwnym złudzeniu, że wszystko jest we mnie w porządku, co zdarza się często ludziom niewierzącym”.

– Wymiar religijny dochodzi do głosu końcem I wojny światowej, a w 1922 roku Edyta przyjmuje chrzest i podejmuje się nauczania w liceum w Spirze. Potem nowa pasja tomistyczna – prawda u św. Tomasza, lektura pamiętników i listów kardynała Johna Newmana, przyjaźń z tradycją benedyktyńską poprzez opactwo Beuron, wreszcie decyzja o wstąpieniu do Karmelu (1933r.), układają się w coraz bardziej wyraźny ciąg, który moglibyśmy nazwać nawróceniem. Jej droga do wiary trwa 10 lat, uwieńczona nawróceniem w 1921 roku.

 

Takie wielkie nawrócenia są najlepszym dowodem działania Łaski. Każdy człowiek, choćby nawet najbardziej oddalony do Boga, może w pewnym momencie powiedzieć za Edytą Stein: To jest prawda!

– Czasem człowiek z dalekich obrzeży ląduje w samym centrum bliskości Boga wypełnionej Jego Miłosierdziem. Tak było z Edytą. Ten cudowny „przeskok” dokonuje się niejako na końcu jej drogi fenomenologicznej i jest przeskokiem jakościowym, w dziedzinę wiary. Te słowa: „To jest prawda” Edyta wykrzykuje w domu swej przyjaciółki Jadwigi Conrad-Martius nad ranem pod koniec czerwca 1921 roku w Bad Bergzabern, po całonocnej lekturze „Księgi życia” św. Teresy od Jezusa, reformatorki Zakonu Karmelitańskiego z XVI w.

Dzięki Edycie lepiej rozumiemy, że Bóg jest reżyserem naszego życia. Osobiście zapewnia nas, że  każdy najmniejszy szczegół jej życia miał istotne znaczenie, że  w z gruntu „przypadkowych” rzeczach była ręka Boga, który wiedział co robi i gdzie człowieka prowadzi. Edyta uczy nas w ten sposób teologii małych historii, które splatają się w tę wielką.  Wnikając w życie Edyty można powiedzieć, że „porzucenie” Boga czasem jest oczyszczające, bo pozwala porzucić stereotypy czy szablony o Nim, a odkryć Go „w prawdzie”.

To tylko nam wydaje się, że żyjemy w ułudzie oddalenia od Boga?

Tak, ponieważ człowiek żyje „tępo”, nieuważnie i nie potrafi czytać Jego śladów. Edyta przechodzi przez najtrudniejszą z trudnych lekcji życia i do końca widzi Boże prowadzenie. Stąd wniosek, że nawet wtedy, gdy człowiek zagubi się, błądzi, może to stanowić część boskiej pedagogii Boga, który ostatecznie człowieka chce zbawić.

Każdemu należałoby życzyć takiego wstrząsającego odkrycia. Prawda jest piękną, ale i trudną drogą do wnętrza. Decyduje uczciwość wewnętrzna. Można by dzięki Edycie rzec, że jedynie człowiek prawdziwy, zbratany z prawdą ma do niej dostęp i może z nią podążać do istoty rzeczy, za którymi stoi Bóg. Nawrócenie u Edyty miało raczej naturę olśnienia, kiedy prawda objawia swe głębsze, osobowe oblicze. Było czymś w rodzaju porwania w Prawdę.

 

Nie można rozpatrywać drogi do świętości Edyty Stein bez oderwania od jej korzeni. Ona sama nigdy zresztą nie odrzuciła żydowskiej cząstki swojej duszy

– Środowisko, tradycja i kultura żydowska były częścią jej domu rodzinnego, wzrastania i częścią atmosfery intelektualnej, gdyż znaczną część elity uniwersyteckiej stanowili Żydzi.  W tych czasach wytworzyła swoista się spójność jednocząca etos żydowski i niemiecki (z pruskim modelem państwa). Również po nawróceniu na katolicyzm, więź z Chrystusem, była wzmocniona przynależnością do tego samego narodu. Sądzę, że u Edyty doszło do syntezy tych trzech rodzajów geniuszy: ducha żydowskiego, niemieckiego i katolickiego. To model poszerzonej Europy.

Edyta szczególnie blisko była Chrystusa nie tylko poprzez chrzest, ale poprzez  konsekrację w Karmelu – ta góra w Palestynie znajduje się kilkanaście kilometrów od Nazaretu, a eremici z góry Karmel utrzymują, że święta rodzina ich nawiedzała. Owa świadomość dochodzi do szczytu u końca jej życia, gdy rozumie rozporządzenia kancelarii Hitlera wobec swych pobratymców jako krzyż nałożony na naród wybrany i ofiaruje siebie za niego.

 

Przejmujące jest zwłaszcza to zdanie, które wypowiada niedługo przed śmiercią do swojej siostry: „Chodź, pójdziemy umrzeć za swój naród”.

– Motyw ekspiacyjny konsekracji siostry Benedykty od Krzyża, bo takie imię przyjmuje wstępując do Karmelu w Kolonii w 1933 roku,  jest zwornikiem jej religijności. Odkrywa go powoli w miarę narastającej tragedii samych Żydów. Wreszcie sama chce być Esterą, która samotnie zmaga się z wrogą i okrutną historią.

Restrykcje wobec holenderskich „niearyjskich” katolików nasilają się po stanowczym proteście episkopatu Holandii z 10 lipca 1942 roku. Tydzień później, komisarz Arthur Seyss-Inquart wydaje rozkaz wywiezienia do obozów wszystkich katolików pochodzenia żydowskiego. W klasztorze w Echt, w którym przebywa Benedykta od początku 1939 roku (wraz ze swą siostrą Różą – furtianką), pojawia się oddział  policji w niedzielę 2 sierpnia 1942 roku.  Opuszczając klasztor Edyta wypowiada przytoczone słowa. Zaraz potem zostaje wywieziona do obozu w Wasterbork, a następnie do Auschwitz .

 

Teresa Benedykta od Krzyża – właśnie ten przydomek „Od Krzyża” wydaje się kluczowy dla duchowości Edyty Stein…

-W predykacie „od Krzyża” chciała kluczowo ująć to, w jaki sposób życie nabiera wartości: Uświęcenie przez cierpienie, odrzucenie, upokorzenie, odarcie z chwały, z dobrego imienia, marginalizację, eksterminację. Krzyż jest ciężarem, drogą trudną, nie można go wytłumaczyć w racjonalny sposób. Ale jest boskim przyodzianiem w chwałę,  uświęceniem osoby i historii, nadaje życiu i śmierci nowe znaczenie. „Wiedzę Krzyża można zdobyć, gdy samemu krzyża się doświadczy” – napisze Edyta.

I naprawdę go doświadcza…

– Konkretne postaci Krzyża w życiu Edyty możemy doszukać się w jej religijnym szamotaniu się, udręczeniu jakimś nieznanym ciężarem, który pół życia gniótł jej serce. Następnie w trudnych kontaktach z matką, która nie mogła zrozumieć jej decyzji o przyjęciu chrztu św.

Krzyż dostrzega w tragedii swego narodu. Według niej, krzyż, na którym umiera Chrystus, przygniata naród, który kiedyś wołał: Krew Jego na nas i na dzieci nasze (Mt 27, 25). Odrzucenie Chrystusa z powodu krzyża doprowadza do odrzucenia narodu.

Krzyż to również ta sama co u Chrystusa tajemnica pojednania. Życie Edyty jest wielkim, dziejowym nawoływaniem do jedności. Jedno zagazowane życie konsekrowanej Żydówki, Kościół pieczołowicie wydobywa z zapomnienia, by ukazać, jak nienawiść duchowo obezwładnia, pochłania wypracowany ład społeczny i moralny.

 

Ta ofiara jest bezcenna.

– Z krematoryjnego komina wydobywa się wołanie przeciw tym wszystkim, którzy pragną za pomocą terroru doczesnej władzy skazywać na upodlenie i śmierć całe współczesne społeczeństwa; przeciw tym, którzy potrzebują nienawiści, by osiągać zachłannie swe cele; przeciw tym ludziom duchowo upośledzonym, którzy nie znajdują granic dla zachłanności zabijania w przeróżny sposób.

Jej krzyż staje się komorą gazową. Umiera jako męczennica. Edyta stając w komorach Auschwitz nie znalazła innego rozwiązania, jak miłością i cichością ofiary przezwyciężyć, wydawałoby się nie do opanowania obłęd niszczenia. Swoją osobistą konsekracją wychodzi jak Dawid przeciw Goliatowi, by wypowiedzieć swe słuszne „nie” dla tego wymiaru śmierci, który pragnie dosięgnąć ducha człowieka, jego rodziny, wspólnoty, kultury, pracy czy religii. Śmierć Edyty jest adresowana do tych, którzy fałszują drogi człowieczeństwa, do twórców zdegenerowanej ludzkiej wolności, do tych, wszystkich, którzy żyją syndromem rozdzierania i rozpadu, skazując ludzi na piekło niepojednania.

Przewodnik  katolicki 31(2012), s. 22-23.