Modlitwa odpocznienia a hezychia

 

Modlitwa odpocznienia a hezychazm

Św. Teresa od Jezusa w swych dziełach mówi o modlitwie odpocznienia i śnie władz, w których dominującym elementem jest głęboki pokój duchowy, wypełniający po brzegi całe wnętrze szczęściem i ogniem duchowym. Te rodzaje modlitwy są w warstwie fenomenu bardzo podobne do tego, do czego dąży ruch hezychastyczny. Warto na tym poziomie się spotkać, gdyż wydaje się, że te dwie tradycje wzajemnie się naświetlają.

Św. Teresa z Avila w niezwykły sposób łączy zwyczajność modlitwy z jej najwyższymi szczytami. I tak, tworząc komentarz do zwyczajnej, codziennej modlitwy „Ojcze nasz”, jednocześnie nasyca go treściami mistycznymi (zobacz „Droga doskonałości” rozdziały 27-42). Między innymi mówi o modlitwie odpocznienia, jako pierwszej z modlitw kontemplacyjnych, w których bierność wywołana przez Boga osiąga swą pełnię. św. Teresa rozumie ją jako znak, że Ojciec Przedwieczny wysłuchał prośby: „przyjdź królestwo Twoje”. Ono rzeczywiście przychodzi i pozwala świętować tajemnice Boskiego Króla.

Modlitwa odpocznienia to modlitwa, która polega na słodkim zatopieniu woli w woli Pana. Modlitwa całkowitego zanurzenia w Bożym świecie. Inne nazwy tej modlitwy to: modlitwa słodkiego ukojenia, modlitwa smaków Bożych, modlitwa serdecznego milczenia.

Dzięki niej, Bóg wprowadza ducha ludzkiego w stan głębokiego pokoju, uciszając całe wnętrze. Teresa tłumaczy:

„Wola jest tu ujarzmiona i jeśli coś może jej sprawić cierpienie, to myśl, że musi wrócić do wolności. Umysł nie pragnie nic pojmować, pamięć niczym się zajmować. Ciało chciałoby uniknąć wszelkiego poruszenia, aby mu ciszy jego nic nie przerywało. (…) rozum jakby nieprzytomny pomiarkować się nie może, jak gdyby nie u niego się działo to, co się dzieje; zdaje mu się, jak gdyby był tylko gościem w domu własnym i, niezadowolony z tej gościny, szuka sobie innych, bo nie wie, jak to dobrze trwać niezmiennie we własnym jestestwie swoim”.

Zmienia się poznanie Boga i siebie. Człowiek poznaje w sposób niezrównanie wyższy niż zmysłami, widzi się obok Króla i odchodzi od zmysłów, doznając stanów ekstatycznych. Można rozróżnić trzy stopnie ekstatyczne:

– zawieszenie – powstrzymanie działania zmysłów, władz (woli, umysłu, pamięci);

– ekstaza – łagodne, słodkie, wynikające z rany miłości, przelotne spotkanie z Oblubieńcem, miłosne omdlenie;

– oraz zachwycenie – raptowne, nagłe, niespodziewane, uniesienie, porwanie.

Głęboki stan uciszenia i miłosnego omdlenia powoduje, że ciało odczuwa największą rozkosz w potokach szczęścia. Może to przypominać zachowanie św. Piotra z Taboru, który chciał utrwalić ową niezwykłą sytuację, stawiając trzy namioty (por. Mk 9, 5).

Ciało, duszę i ducha przenika niezwykłe, głębokie uciszenie czuje w sobie wielkie, dziwnie uszczęśliwienie. Cały człowiek zostaje wciągnięty w głębokie skupienie, a wszystko zostaje poddane miłości tak, że czuje się zagubiony, bezwładny.

W tej swoistej opcji królewskiej, gdy człowiek staje się obywatelem królestwa Bożego, nabiera dystansu do współczesności, do obecnego wieku, do współczesnych zachwytów i również nadmiernej ważności spraw zewnętrznych. Zaczyna przeważać powaga spraw duchowych nad materialnymi.

Człowiek w stanie modlitwy odpocznienia pokornie oddaje się w ręce Boga. Ta stanowczość oddania siebie jest głębią prawdy samej modlitwy: „bądź wola Twoja”. Człowiek dba sam, by czyniona była jedynie Jego wola. Dochodzi tu do apogeum kwestia duchowej wolności, zanurzonej w Wolności Boga. Chrystus sam pokazuje nam w Eucharystii jak dalece sięga „bądź wola Twoja”, oddając się bezprzykładnie, jednoznacznie i całkowicie Ojcu, podkreślając cenę życia daną za każdego.

Człowiek w tej modlitwie nabiera niezwykłej dzielności wobec cierpienia: „Zna Pan serce każdego; wie, że kto Go bardzo miłuje, ten zdolny jest wiele ucierpieć dla Niego; kto mało miłuje, temu mało da do cierpienia. Miara zdolności naszej do noszenia krzyża, wielkiego czy małego, jest, w moim przekonaniu, miarą miłości naszej. Pomnijcie, jak mało jest dusz, które Mu towarzyszą w cierpieniu i strapieniu; za to niewiele, co ucierpicie dla Niego, boska hojność Jego sowicie wam odpłaci. Pomnijcie jeszcze, ilu jest takich, którzy nie tylko nie chcą zostawać z Nim, ale jeszcze z wielką zelżywością wypędzają Go od siebie. Powinnyśmy zatem przecierpieć coś dla okazania Mu, iż pragniemy szczęścia oglądania Go kiedyś. I kiedy On wszystko to znosi i będzie znosił aż do końca świata dla miłości choćby jednej duszy, która Go pragnie przyjąć z miłością i zatrzymać u siebie, starajcie się, by każda z was była tą wybraną” (D 35, 2)

Pojawia się też inny skutek modlitwy: głębokie rozróżnienie spraw pierwszoplanowych od drugoplanowych, ważnych od nieważnych. Kształtuje się duchowa troska. Teresa tłumaczy: „O inny zaś chleb ziemski już się nie troszczcie, skoro raz z całego serca zdałyście się na wolę Bożą; Nie troszczcie się, mówię, w czasie modlitwy, w którym macie do uproszenia rzeczy ważniejsze. Dosyć macie kiedy indziej czasu, by się starać i pracować na chleb powszedni. Ale przy tej pracy o chleb codzienny nie zaprzątajcie zbytnio myśli waszych; niechaj ciało  pracuje na swoje utrzymanie, ale dusza niech odpoczywa. Zostawcie troskę o jej pokarm Oblubieńcowi waszemu – jak to wam mówiłam – bo On o niej zapomni). Właściwa troska (gr. kedia) pozwala uniknąć czegoś, co Ojcowie wschodu nazywają akedią – porzuceniem troski. Akedia powoduje rozproszenie, zmęczenie, wstręt do rzeczy świętych – zwłaszcza do modlitwy.

Teresa stosuje kilka sugestywnych obrazów, do łatwiejszego zrozumienia i wyobrażenia sobie natury tej modlitwy. Klasycznym  w tym względzie jest obraz dziecka ssącego pierś matki. „Dusza w tym stanie modlitwy odpocznienia podobna jest do dziecięcia jeszcze ssącego piersi, które matka trzyma na łonie i sama mu pokarm zapuszcza w usta, a dziecko tylko go połyka i słodkością jego się lubuje, nie poruszając nawet wargami” (D 31, 9). Trzeba przyznać, że mleko matki, inaczej niż mleko zwierząt (krowy) posiada wszelkie potrzebne do funkcjonowania i rozwoju składniki. Zawiera nawet endorfiny – grupę hormonów peptydowych, wywołujących doskonałe samopoczucie i zadowolenie z siebie. One również generalnie wywołują stany euforyczne. Modlący się na podobieństwo dziecka „wciąga w siebie to mleko, które Pan do ust podaje i napawa się słodkością jego, czując to i widząc, że Pan sam własną ręką swoją tę rozkosz na nią wylewa i nią się cieszy” (D 31, 9).

Teresa przypomina, że właściwym pokarmem jest Eucharystia. Teresa gani martwe wyobrażenie (D 34,11) o Eucharystii, gdy Msze i komunie przypominają kogoś, kto zawzięcie modli się do obrazu, mimo, że Pan prawdziwie przyszedł: “Byłoby to taką niedorzecznością, jak gdyby ktoś, mając u siebie wizerunek osoby mu drogiej, w chwili gdy taż osoba sama go odwiedza, nie chciał z nią mówić, a wolałby gadać do wizerunku”. Radość obecności staje się głęboka i rzeczywista. Eucharystia staje się karmicielką, zaspokaja głód duszy, głód eucharystyczny. Teresa mówi schronieniu się z Chrystusem w swym wnętrzu. Wtedy rozpala się żar serca, tak istotny dla hezychii. „Bo pod tą osłoną, która Go ukrywa, objawia On siebie każdemu, kto zechce wykorzystać Jego obecność, i choć dla oczu ciała jest niewidoczny, to przecie czyni siebie widocznym dla duszy, bądź przez zapalanie jej wielką żarliwością, bądź innymi drogami. Nie bójcie się więc, by jakkolwiek ukryty dla zmysłów, trzymał się w ukryciu przed tymi, którzy Go miłują; wy tylko wielkim i ochotnym sercem do Niego się garnijcie i przy Nim trwajcie (D 34,10). „Wiem także o tej duszy, że przez wiele lat, choć jeszcze nie była zbyt doskonała, w chwili Komunii świętej tak żywo czuła obecność wchodzącego do niej Chrystusa, jak gdyby Go na oczy widziała, a wzbudzając w sobie głęboką wiarę, witała Go, zstępującego do ubogiego domu jej serca i, odrywając się od wszelkich rzeczy zewnętrznych, chroniła się z Nim w swym wnętrzu. Tam zbierała w głębokim skupieniu wszystkie zmysły swoje, aby i one odczuwały to wielkie dobro i nie przeszkadzały duszy w używaniu go” (D 34, 7).

Teresa określa sposób przyjmowania Chrystusa: „Gdy przyjąwszy Komunię świętą, macie Pana samego we własnej Osobie w duszy waszej, starajcie się wtedy zamknąć oczy ciała, a otworzyć oczy duszy i patrzyć na Niego, jako mieszka w pośrodku serca waszego. Mówiłam wam już i powtarzam, i po wiele razy jeszcze powtarzać będę, że jeśli nauczycie się tego świętego obyczaju trzymania się przy Panu, zawsze, ile razy Go w Komunii przyjmiecie i postaracie się tak mieć czyste sumienie – by wolno wam było często tym najświętszym darem się cieszyć – bądźcie pewne, że Boski Oblubieniec nie przyjdzie do was tak ukryty, by wam w jakiś sposób nie objawił siebie, stosownie do gorącości pożądania, z jakim Go pragniecie oglądać. Owszem, nawet do tego stopnia może uróść pragnienie wasze, iż się wam ukaże bez zasłony” (D 34, 12).

Ta ognista obecność Pana rozpala serce coraz mocniej zamieniając je w czysty płomień modlitwy: „Podobnie jak ogień, chociażby był wielki i silny, nie zagrzeje cię, jeśli się trzymasz z daleka od niego i będzie ci zimno, choć może mniej, niż gdybyś go wcale nie widziała – ale gdy się przybliżysz i ręce do niego wyciągniesz, zimno ustąpi i błogie ciepło owieje cię i przeniknie, tak i Pan Jezus jest wielkim ogniskiem szerzącym dokoła ciepło miłości swojej; ale dobrze się przy tym ogniu ten tylko zagrzeje, kto blisko do niego przystąpi. Gdy dusza jest przysposobiona – pragnieniem przyjęcia Go i złączenia się z Nim – jedna iskierka z tego ogniska na nią padająca, zapali ją całą i jedna chwila przebyta przy Nim pozostawia ją rozgrzaną na długie godziny” (D 35, 1).

Odnajdujemy w modlitwie odpocznienia te same elementy, co w modlitwie hezychastycznej: głębokie skupienie, przenikający wszystko pokój duchowy, żywe uczucie obecności Chrystusa, żar ognistej obecności Pana, przemieniające serce, czystą radość, nasycenie ducha.

o. Marian Zawada OCD