Jestem bramą (J 10,9)

Jestem bramą (J 10,9)

Jestem bramą, by ujawnić, że jest „za” i jest „przed”, że rzeczywistość domaga się oddzielenia. Jestem bramą, bo spodziewasz się znaleźć i wejść, i takim rządzisz się prawem – celowością. Istnienie bramy budzi twe pragnienie i otwiera oczy, a przekroczenie progu jest u początku wszystkiego, i najgłębszą udręką.

Uczyniłem bramę z człowieczeństwa, i odtąd wchodzący w dziedzinę Boga, idą przez człowieka. Biada lekceważącym bramę człowieczeństwa, bo nie znajdując człowieka, nie znajdą Boga.

Upodobałem sobie w bramie przybytku, tam mą obecność mnożę, zagęszczam i czynię widzialną. Uczyniłem ją bramą uchwytności.

Jestem bramą – ocaleniem, bezpiecznym schronieniem. Mówię to, bo ludzie szukają bram na oślep. I ufają każdym otwieranym drzwiom na oścież. Nie rozróżniają niebios od piekieł. W otwartych bramach świata często gaśnie rozsądek i są one jak otwieranie szaleństwa. Zwiedziony słyszy tylko trzaskające odrzwia.

Jestem bramą do głębi i bramą do wysokości. Otwieram dosiadającym rumaków spełnień, a dla powrotów swoje podwoje. Nie umiera człowiek w daremności starań. Porta itineri longissima – mozół pokonywania bram. Staję w bramach twoich i mówię: Warto! Wchodźcie przez ciasną bramę! Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ja znajdują!” (Mat. 7, 13-14). Ciasną bramą się rodzisz i ciasną powracasz do łona Ojca. Uciekaj od przestronnych bram co majestatem swym nęcą, bo przydają przechodzącym ciężaru i nie dają powrotu. Wąską bramą przedostaje się ten, co porzuca złą troskę i mieści się w słowach niewielu. Bogactwo człowieka jest w ogołoceniu z tego co zabrać można. Żyj tym, czego nie przenosi się przez bramy – zakorzeń w nadziei.

Nie otwieraj bram swego serca na wszystko co przychodzi, bo w umęczeniu dopełnisz dni. Zadręczony umysł i serce nie potrafią śpiewać pieśni. Nie dozwól by wślizgnął się Jadowity, co kąsa trucizną wątpienia, bo nie udźwigniesz ciężaru dni. Strzeż bram swych oczu i bram swoich uszu, by powstrzymać uporczywe i natrętne w dławieniu wolności ducha. Gdyż ono jak wejdzie, głosić będzie jedynie hańbę tego co widziałeś i o czym słyszałeś. Bramy twych oczu i uszu będą jak świadkowie nieszczęść, upojonych krwią rozdzieranych ran.

Jestem bramą do „drugiej strony”; bramą przeżytego i spodziewanego, nowego i starego, śmierci i życia.  Moim strażnikom, opiekunom rozwiązań, oddałem klucze. Cherubom bram dałem lśniące szaty, by oślepiały zuchwałych i ogniste miecze, by rozcinali życie aż do istoty, wydobywając żar istnienia.

Oto otwieram, a nikt zamknąć nie zdoła. A gdy zamykam, czynię to nieodwołalnie. W domknięciach spraw wyznaczam kresy, otwieram i zamykam czasy. Jestem wchodzeniem i wychodzeniem, na granicach dziedzin osiadłem i strzegę ich, poddając prawom. To ja ustalam kodeksy wejść i udzielam prawa wchodzeń. Szczęśliwi, którzy słyszą słowa zaproszenia.

Jestem nadzieją dotarcia i szczęściem znalezionych bram. Tak wiele jest radości w uchyleniu wrót, gdy wędrowiec zdyszany znajduje przyjęcie i wyciągniętą dłoń.

Jestem bramą boskich tajemnic i wpuszczam umiłowanych, którzy tocząc spór z sobą, wolą Mnie od swego życia. U bram niebios wyczekują stłoczeni i gwałtowni. I będą nagrodzeni.

Oto ja ustalam wysokości progów i wymagania, zgodnie z przeznaczeniem i miarą obdarowania. Wysokie progi przeznaczam tym, którym wiele dano. I ujmuję trudu nadmiernego.

Wchodzących przyodziewam i znaczę boską pieczęcią chwały, uczę ich słów nieznanych, nowego języka i pieśni, której nikt, prócz nich, nie śpiewa. Ozdobą są mej korony i podziwem dla domowników nieba.

O. Marian Zawada OCD