Jestem drogą (J 14, 6)

Czekającym drogi i wyruszającym: Jestem drogą (J 14, 6)

Jestem drogą (J 14,6). Panem dróg i ich wyścieleniem. Drogi początek we Mnie znajdują, we Mnie bywają dookreślane i scalam się z nimi, wdeptany w podróżny czas i podróżną przestrzeń.  Jestem twardością ubitych traktów, drogą zdeptaną, gościńcem uładzonym i pewnym, gdzie stopa odnajduje oparcie. Trwam pośród ludzi jako deptany. Takim chcę być Bogiem.

Jestem drogą, spowity wysiłkiem zmierzania. Ktokolwiek wyrusza, gdzieś zmierza, wytycza kierunek, wpisuje się we Mnie. Mnogość szlaków,  traktów, kursów obranych, jest mnogością Mojej hojności. W nowości krajobrazów, koronkach obrzeży, wystroju topografii, motywach zdobnych pejzaży, przemawiam i ukrywam świeżość mej miłości.

Jestem u zarania wszelkich podróży, gotowością gotowych do wyjścia, gromadzących i zgromadzonych  u drzwi, aż otworzą, by wyruszyć. Jestem cierpliwością cierpliwych, czekających na znak, z pochodniami w ręku i duchem otwartym. Jestem niezmąconym czekaniem w prostocie nadziei, aż nadejdzie odźwierny.

Z człowiekiem docieram do wszystkich miejsc i rozświetlam mu drogi, by uniknął pułapek przydrożnych.

To ja niestrudzenie odsuwam złudzenia sprzed oczu zmęczonych i łudzących się bliskością łatwych owoców, co to w koronach drzew porzucają swe marzenia.

Jestem czystą słusznością drogi, odwagą jej podejmowania. Jestem siłą dochodzenia i odnajdywania celu, mądrością znaków i drogowskazów.

Jestem w krokach zmęczonych i słowach niedopiętych, porozrzucanych w pospiesznym nieładzie. Jestem w pocie czół i skołatanych sercach, w udręczeniu skwarem i znojem i w ujadaniu bezpańskich psów, co lęk wzmagają  i rozpraszają owce.

To ja dyskretnie wyprowadzam już przygotowanych na drogi przeznaczenia, umacniam i krzepię nieufnych. To ja wybiegam naprzeciw powracającym i pielgrzymom, wędrownikom niestrudzonym i opatruję ich stopy. Zbieram ich myśli i wątpienia z przydrożnych kamieni i dyskretnie usuwam w niepamięć.

Jestem drogą ku pełni, gdzie koniec znajduje i ukojenie wszystko, co stworzone, bo przecież gotuję mu spełnienie, odpoczynek w Moim odpoczynku. Jestem w trudzie wypatrywania oczu przyćmionych i zmęczonych nadmiarem rozgałęzień.

Jestem pól zapachem i aromatem wiatru; cieniem przydrożnych drzew i chłodem nadciągających chmur i radością promieni słonecznego ciepła.

Jestem drogą, lecz jakże często człowiek śmiało porywa się w bezdroża. Nie ma nic trudniejszego, niż przepastność bezdroży. Nie jest to bowiem ani splątanie dróg, ani nadmierność drogowskazów. Bezdroże jest przejmującą otchłanią, w której przejmowany jest człowiek, tracąc prawo do siebie. W bezdrożu człowiek już nie zmierza, bo nie ma kierunku, nie podnosi się do wyjścia, bo wyjść już nie ma.  Kona w domknięciu. Żal mi człowieka bezdrożnego, bo mnoży troskę nieskuteczną i ból unosi aż do nieba.

Jestem wąską drogą, ścieżyną codzienności, nieznacznie udeptaną, darowaną pokornym, co chylą nisko czoła. Drogą rozświetloną tysięcznym kolorem zwykłości, spiętym w jedno białe pasmo, proste i nieznaczne.

Jestem drogą osłoniętą nocą. Nie wiesz skąd przychodzi i dokąd podąża. Tak jest z każdym, który narodził się z Ducha. Jestem drogą zrodzenia. Drogą nocy i drogą dnia.

Jestem drogą błogosławionych w błogosławieniu hojnych. Towarzyszę tym, co z wiarą się mierzą i szukają stanowczo.

Jestem wąską drogą,

a nie okazałością zajazdów. I nie lubuję się w obrzędach pozdrowień i pożegnań.  Uwielbiają to martwi.

Jestem drogą ciasną, pośród wąwozów i jarów tajemnic, o które ocierać się musisz i lgnąć do nich twarzą, zdzierając patynę chełpliwości. A w utraceniu siebie siebie odzyskujesz. Bo tak to sporządziłem, byś widział boską hojność i śpiewał o niej pieśni. O boski podróżniku! Drogą jestem. A ty kim jesteś stojąc?

 

O. Marian Zawada OCD