Trud tworzenia siebie
Asceza wiąże się jednoznacznie z praxis i nie można jej nadać właściwego znaczenia, ani pojąć jej roli od zewnątrz, bez własnego zmagania się o siebie, a ściślej o miejsce Boga pośród struktur ludzkich. Pyta ona jednoznacznie o kształt istnienia, o kierunek, w którym się zmierza w kontekście ostatecznych racji. Asceza to zmaganie się o siebie w horyzoncie boskich przeznaczeń. Człowiek duchowy nie chce żyć na miarę człowieka, pocieszając się jakąś homogeizacją, pragnie żyć na miarę Boga. Ale ponieważ współcześnie dochodzi do głosu niespotykanych rozmiarów uwodzenie miernotą, jakaś obłędna solidarność karlenia, asceza zasiadła na ławie podejrzanych. Stawianie sobie wymagań, trudzenie się nad duchową wielkością, pomawiane jest o indywidualizm, zuchwałość, o wyniosły styl.
Asceza niepokoi z prostego względu: przejawia bowiem pasję świętości, radykalnie stawia kwestię podobieństwa do Boga, opuszcza ziemię niepodobieństwa. W swej istocie jest sporem o tajemnicę człowieka, sporem z tym wszystkim, co tę tajemnicę czyni mglistą, osłabia, zasypuje banalnością. Jest trudem boskości. Sięga niezwykle głęboko, gdyż nie tyle stawia pytania o kwestie człowieka, o pochodzenie tego, co pojawia się we wnętrzu, o poruszenie człowieka: co go porusza, co stoi u jego początku, co nim powoduje, ale z tym się mierzy. Staje na krawędzi antropologicznych przepaści i pragnie zmierzyć się z tym, co porusza do myślenia, do chcenia, do działania, co w ogóle porusza do bycia. Tu zarazem rozpoczyna się trud, poruszenie do trudu. Następnie podejmowany ma za zadanie utorować bożej miłości. Osłabia i odsuwa to wszystko, co by sprzeciwiało się logice miłowania. Dopiero w perspektywie miłości trud odnajduje swe uzasadnienie i jasność poczynań.
1. Antropologia przydatna ascezie
Aby uchwycić doniosłość trudu tworzenia siebie należy przywołać kilka spraw związanych ze strukturą człowieka. Bardzo pomocnym wydaje się zwłaszcza dla naszego tematu uświadomienie sobie trójdzielności antropologicznej, o której wspomina św. Paweł np. w Liście do Tesaloniczan. Wymienia tam: ducha, duszę i ciało (1Tes 5,23). Tę triadę antropologiczną podejmuje w swych rozważaniach Edyta Stein. Dusza znajduje się niejako pomiędzy duchem i ciałem i stanowi klucz do duchowego rozwoju. Dzięki duszy osoba ludzka może wychodzić ku temu, co materialne, zewnętrzne, ale jednocześnie otwierać się na ducha, ku wnętrzu. Dusza jest wrażliwa na tajemnicę własnego bytu (tego, że jest zamieszkiwana przez Boga), następnie na to, co jest zgodne z jej własnym istnieniem, a co mu przeczy[1]. Rzeczą najbardziej istotną jest stwierdzenie iż dusza jest czymś nieukształtowanym w odróżnieniu od ciała i ducha. W zależności od ukierunkowania, bądź na ciało, bądź na ducha, człowiek albo marnieje w materii, albo kieruje się w stronę wysokości nieba. Klarownie brzmi tu zalecenie św. Pawła: Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi (Kol 3,2). Asceza świadoma owej plastyczności duszy, podejmuje zadanie własnego formowania, by żyć w przestrzeni podobieństwa do Boga, a nie podobieństwa do ziemi. Zdaniem Edyty Stein owo stawanie się, czyli idea rozwoju duszy jest potrójna: samokształtowanie jako rozwój własnej istoty, formowanie ciała i wznoszenie się ponad siebie do zjednoczenia z Bogiem[2]. Taki jest horyzont ascetycznego trudu.
Zdrowa asceza nie rodzi się sama z siebie, jako jakiś duchowy rewanż za nieudaną obecność w świecie czy pośród ludzi, nie rodzi się nigdy z rezygnacji. Prawidłowa asceza jest wtórna do odkrycia pierwotnego – Piękna, którym warto żyć, którym warto pięknieć. Pojawia się jako wymóg miłości, która upodabnia miłujących się do siebie. Chcąc być podobnym Bogu, należy przejść kilka metamorfoz, przebijając się przez grzeszną naturę, czy też używając bardziej zręcznego wyrażenia – porządkując ją.
2. Fałszywy trud
Należy jasno stwierdzić, że trud ascezy, który nie powoduje pogłębienia miłości, nie przybliża do Boga, jest fałszywy. Zwróćmy uwagę na kilka sytuacji.
Fałszywa asceza może wynikać z przerażenia złem czy słabością, czy lękiem przed jeszcze większą karą. Wynika z jeszcze bardziej przerażającej wizji Boga. W istocie jest próbą schronienia, szukania kryjówki.
Fałszywa asceza może pojawić się w wyniku wstrętu, nawet pogardy do życia, do ludzi, do siebie. Jeżeli brak podstawowej akceptacji, wtedy człowiek ma skłonność, by swoje lęki, kompleksy, rozczarowania osłaniać potrzebą oddalenia. W istocie odmawia podstawowym wartościom. Wtedy asceza jest potwierdzeniem i stróżem obrzydzenia i odrazy.
Asceza może wynikać z chorobliwego braku odpowiedzi na rzeczywistość, niezdolnością na sprostanie jej wymaganiom, dlatego przybiera formę ucieczki przed odpowiedzialnością. Może również usprawiedliwiać niezdolność do miłowania, niewrażliwość na potrzeby innych czy też nieumiejętność podstawowego przyjmowania człowieka.
Asceza fałszywa może być skrywaną formą nienawiści, kierowanej ku sobie (ku wnętrzu), i przybiera formy samokatowania, lub też na zewnątrz, domagając się czasem szaleńczej w środkach rozprawy ze złem. Tak zawoalowana nienawiść może być wzmacniana świadomością odrzucenia, zdrady, uprzedmiotowienia, itd.
Fałszywa asceza może objawiać się w złym ukierunkowaniu wysiłku. Zamiast człowiek umartwiać zło czy grzeszne odruchy, zamartwia się sobą. Szuka kryteriów duchowego sukcesu, czy też chce sprostać czyimś oczekiwaniom. Z takiego rodzaju martwienia się wypływa, jak ze źródeł, martwota, paraliżowanie coraz większych przestrzeni bycia człowiekiem.
3. Przestrzenie trudu
Miłość do Boga pozwala dostrzec szereg przeszkód, które od Niego odciągają, fałszują prawdę o człowieku oraz uwodzą w stronę niskich zachowań. Jedne z nich pochodzą od strony wnętrza, komponując się w syndrom starego człowieka (wyrażenie św. Pawła), drugie pochodzą od zewnątrz, przyjmując formę tego świata (wyrażenie św. Jana Apostoła).
3.1. Stary człowiek
Człowiek, nazwijmy go naturalnym, jest istnieniem rozproszonym, rozbitym. Doświadcza rozproszenia nie tylko w słowach, myślach, czy działaniu, w swej fragmentaryczności, ale przede wszystkim w swym istnieniu. Podlega grawitacji ku zmysłowości, swoistej ociężałości naturalnej, żyjąc w stanie niewiedzy, spustoszenia i zatracenia. Nie wychodzi poza zewnętrzną stronę rzeczy, nie dochodzi do ich istoty. Usiłuje zredukować Boga i Jego tajemnice do rzeczy odczuwalnych i przyswajalnych. Godzi w tajemnicę. Ujawnia się sam sobie jako pozbawiony Bożego światła, zaślepiony, nie mający dostępu do duchowej wzniosłości. Z drugiej strony pokonywany jest przez nienasycony i wzmagający się głód. Stanowi to komponenty pawłowego wyrażenia: stary człowiek (por. Ef 4, 22).
Stary człowiek jest zdecydowanym i konsekwentnym zdrajcą Boga i człowieka, gdyż w istocie jest bezbożny, jest bogiem dla siebie i nie zamierza tolerować żadnego dzielenia tronu. Ze wszech miar pragnie i dąży do zachowania siebie. Ponieważ nie chce być podległy Bogu, z całą furią reaguje, gdy napotyka odmowę dla siebie.
Asceta pragnie, by w nim dokonało się całościowe tak dla Boga. Pragnie niejako przywrócić stworzenie, zwłaszcza siebie – Stwórcy. Gdy podejmuje ten trud, pojawia się na scenie sprzecznych dążeń: Ciało bowiem do czego innego dąży niż duch, a duch do czego innego niż ciało, i stąd nie ma między nimi zgody, tak że nie czynicie tego, co chcecie (Ga 5,17)[3]. Ewangeliczne wyrażenie niezgoda w dążeniach pomiędzy cielesną a duchową warstwą jest tłem życia religijnego i jednocześnie nieustannym wyzwaniem dla duszy, która osadzona pomiędzy tymi sprzecznościami, niemal w każdym wyborze musi potwierdzać wprowadzany duchowy porządek.
Trud ascezy staje się wymowny, gdy człowiek zamierza podjąć stanowcze porządkowanie siebie. Pojawia się jako niedopuszczanie do głosu racji zmysłowego człowieka, spieranie się z nim. Stary człowiek bowiem daje pierwszeństwo zmysłowości, spychając ducha. U podstaw ascezy leży przekonanie, iż to co zmysłowe, a więc ewangeliczne ciało i krew, nie mogą posiąść królestwa Bożego (1Kor 15,50). Asceza jest sporem o niezniszczalność, o trwanie człowieka, o dziedzictwo. Jest również sporem o ciało, które podlega zniszczeniu. Ascetyk oczekuje, że Chrystus przekształci nasze ciało poniżone, na podobne do swego chwalebnego ciała, tą potęgą, jaką może On także wszystko, co jest, sobie podporządkować (Flp 3,21). Poprzez podporządkowanie siebie Chrystusowi człowiek ma udział w tej samej potędze porządkowania, co nasz Pan.
Tajemnica ascezy wiąże się z krzyżowaniem ciała: ci, którzy należą do Chrystusa Jezusa, ukrzyżowali ciało swoje z jego namiętnościami i pożądaniami (Ga 5,24). Jest to droga jednoznaczna, konsekwentna. Krzyżowany jest stary człowiek i on realnie umiera. Może to wzbudzać niezliczone lęki. Ale ten, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości (1 J 4,18).
Asceza nie jest to jedynie spieraniem się z ciałem, z tym co cielesne i zmysłowe i zdominowane przez grzech czy uwodzenie, ale jest to w istocie spór z pierwiastkami zła: Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw… pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich (Ef 6,12). Toczy się w istocie spór z Niegodziwcem.
3.2. Ten świat
Biorąc w nawias wszelkie zachwyty nad współczesnością zamierzamy podkreślić duchowy jej wymiar. Na wielkiej scenie teatru historii rodzaju ludzkiego, gdzie człowiek działa, odnosząc zwycięstwa i porażki, pojawia się tajemnica nieprawości, która zniewala grzechem i kłamstwem. Św. Jan Apostoł nazywa to tym światem. Duch tego świata, tego czasu to cały zespół zjawisk i tendencji, jak kreowanie poglądów, tzw. opinia publiczna, mody, kontrolowane i manipulowane przez potęgi ekonomiczne nurty kultury, które w istocie niosą prymitywną i upadlającą wizję człowieka, redukując przestrzeń wolności i spychając kwestie religijne. Słowem – to przestrzeń bez łaski, w której wypowiada się konsekwentną wojnę wszystkiemu co święte. Posiada ona charakter demoniczny, gdyż nie zna Chrystusa (J 1,10) i Go nienawidzi (J 7,7).
Człowiek duchowy stawiając w centrum problem Boga, jednocześnie kwestionuje zabiegi obecnego wieku, spiera się o Boga. Cała historia ludzka jest przeniknięta straszną walką nie tylko o Boga, ale i o człowieka (por. GS 37). Ten wymiar doczesności, który można określić królestwem zepsucia, domaga się, by przeżywać współczesność jako pole zmagań[4].
Zmagania te, to konfrontacja, nie tylko otwarta walka z grzechem, który zawiera jad śmierci i ukąszonym odbiera duchową wielkość, ale z wszystkimi współczesnymi demonami i upiorami: hedonizmem ze swoim kultem przyjemności, konsumpcją ze wszystkimi warstwami zachłanności, z uwielbieniem zewnętrzności, z beztroską wolnością, która żywi dumę doczesności. Człowiek duchowy musi wypracować alternatywny styl wobec stylów doczesności. Na antypodach hedonizmu leży konfrontacja z krzyżem, cierpieniem, powagą czasu. Na antypodach konsumpcjonizmu wdzięczność Bogu wypływająca z głębi cudu stworzenia, dzielenie się darami, sztuka rezygnacji z dóbr doczesnych, wrażliwość nadprzyrodzona, a obłędnej chciwości wobec dóbr doczesnych należy przeciwstawić tajemnicę wspólnej odpowiedzialności za dobro najwyższe – zbawienie wieczne. Banałowi powierzchowności należy przeciwstawić pójście w głąb. Tak formułuje się odpowiedź wobec tego świata.
4. Strategie trudu
Praxis ascezy można podzielić na dwa zasadnicze nurty, negatywny: wydobywanie się z grzechu, grzesznych sytuacji, uwikłań, zniewoleń oraz na wydobywanie się z pułapek rzekomego dobra, oraz pozytywny – rozwijanie postaw miłości.
4.1. Wydobycie z grzechu
Nie interesuje nas teoria grzechu, ale praktyczne reagowanie na jego rzeczywistość. Pierwszym zasadniczym etapem ascezy jest zmaganie z grzechem, destrukcyjnymi i śmiercionośnymi tendencjami tkwiącymi głęboko w człowieku. Człowiek duchowego trudu zauważa, jak św. Paweł, że nie czyni tego, co chce, ale narzuca mu się zło, które próbuje bezskutecznie oddalać. Musi walczyć o słowa, myśli, pragnienia, obronić te przestrzenie przed nieproszonymi gośćmi, którzy żerują przy niedomkniętych furtkach serca. Asceza polega na ich domykaniu, czyli oddzielaniu zła od dobra, plew od ziaren. Można by tu przywołać wielką sztukę straży serca mnichów Kościoła Wschodniego.
Wychodzenie z grzechu obywa się przez kontrolę przyjemności. Przyjemność objawia znany mechanizm pożądliwości (osób, rzeczy i własnej wielkości). Dziś, w świecie hedonistycznym i konsumpcyjnym nastąpiło niefortunne zastąpienie kategorii szczęścia, przyjemnością, zwłaszcza przyjemnością przeżywania (doświadczania) i przyjemnością spożywania. To pozbawia siły duchowej[5].
4.2. Wydobycie ze złudzeń
Drugim wielkim trudem, o wiele subtelniejszym, jest rozróżnianie dobra. W korynckim tekście św. Pawła znajdujemy wyjaśnienie: Wszystko wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść. Wszystko wolno, ale nie wszystko buduje (1Kor 10,23). Asceta to człowiek, który musi poruszać się sprawnie pośród dobra. Chce uczynić jedno: swoją wolność wpisać w przestrzeń wolności Boga – pełnić tylko Jego wolę. Wyznacza to ogromny wysiłek budowania nadprzyrodzonej wielkości. Dlatego mierzy się z dobrem, kontempluje, szuka najgłębszych podstaw dla Boskich dróg.
Nieprzyjaciel naszej świętości, gdy nie potrafi nas złamać grzechem, kusi innym dobrem, odciąga od tego, co ewangelicznie nazywa się prostowaniem dróg dla Pana. Mamy na myśli skłonność do przylegania. Na skutek grzesznych poczynań pierwszych ludzi w strukturze człowieka nastąpiła tragiczna zmiana, poprzez którą tak jak rajskiemu wężowi, staje się on posłuszny rzeczom. Zamiast świętować na szczycie stworzenia swe powołanie, poprzez owo pierwsze grzeszne posłuszeństwo poddaje się bezwiednie czemuś, co winno być mu posłuszne i służyć. Ten odwrócony porządek pojawia się w zależnościach i uwikłaniach, w pętaniu, urzekaniu, oślepianiu przejawiających się w przeróżnych relacjach wobec świata rzeczy. Wybierając rzeczy, ulegając im, jednocześnie człowiek traci to, co najważniejsze – siebie samego.
Początek ascezy pojawia się w myśleniu, w dostrzeżeniu bezmyślności beztroskiego przyjmowania wszystkiego, co przechodzi i pochodzi od życia. Asceza rozpoczyna się takim właśnie czuwaniem u rzeczy. Chodzi o rodzaj ewangelicznego czuwania, które nie poddaje się rzeczom, a formułuje się jako odmowa zdominowania – zasada duchowej wolności. Człowiek poznając – lgnie do poznawanego. Przylgnięcie do rzeczy – jak tłumaczy św. Jan od Krzyża – powoduje pewną troskę, która krępuje ducha jakby więzami i przywiązuje go do ziemi, nie pozostawiając swobody w sercu (3 DGK 20, 2). Dlatego czuwa – odmawiając naturalnemu lgnięciu.
Czuwanie to ma jeszcze jeden istotny wymiar – trud ponawianego otwarcia. Dzięki ascezie człowiek trwa w otwarciu. Nie daje się zamknąć w jednym czy w jakimś powierzchownym doświadczeniu. Asceza objawia swą siłę w odmowie zamykania. Św. Jan od Krzyża w Żywym płomieniu miłości zwraca uwagę, że człowiek ma strukturę otchłani. Wnosi to ze sobą dwie konsekwencje: nie może go napełnić nic stworzonego, oraz, że może pomieścić nieskończonego Boga. Ta przedziwna i boska właściwość jest jednak zagrożona. Dziwna rzecz, że chociaż potrafią [władze człowieka] pomieścić nieskończone dobra, wystarczy drobiazg, by tak je wypełnić, że nie mogą przyjąć żadnego z dóbr doskonałych (ŻPM 3, 18). Pojemność wewnętrzna pomimo takich możliwości, jest radykalnie ograniczana przez zmysłowy sposób istnienia, a więc zdominowany przez impulsy i siły, które koncentrują życie na zmysłowości i doczesności. Obronić swe powołanie do boskości, nadprzyrodzoną godność syna i córki Boga można jedynie odmawiając doświadczeniu.
4.3. Wybór krzyża – droga miłości
Ale istnieje jeszcze jedna warstwa, gdzie asceza nabiera najbardziej czytelnego znaczenia – to asceza chrystusowej drogi. Tu jesteśmy świadomi, że asceza to nie tylko spieranie się ze sobą, ale i wierność miłości w przeróżnych sytuacjach. Wierność ta biegnie przez etos błogosławieństw. Człowiek duchowy wybiera cichość, ubóstwo, czystość serca, pokój, miłosierne przebaczenie, jako przestrzeń dla swoich decyzji. Wierność ta jest zazwyczaj poddana próbie.
Nie hołduje współczesnym chimerom, ale rzetelnie stawia sprawę człowieka. Dopomina się najpierw o myślenie, następnie o praktyczne konsekwencje w kształtowaniu formatu bycia człowiekiem. Człowiek duchowy wnosi świadomość krytyczną, zachęca do myślenia. Następnie podejmuje zmaganie o chrystusowy kształt miłości. Pojawia się pośród ludzi jako herold zbawienia, który nie tylko pragnie ocalić człowieka w czasie obecnym, ale na wieczność. Chce zaradzić jego biedzie objawiając zupełnie inny stosunek do zła: miłość zakrywa wiele grzechów. Prawdziwego ascetę rozpoznać po posłudze zakrywania. Posługa ta natrafia na opór wewnętrzny i zewnętrzny, tzn. zostaje ogarnięta tajemnicą krzyża.
Biegnie przez nieporozumienia, niezrozumienie, niechęć, a nawet wrogość. Rodzi się swoista zmowa natury, by człowieka powstrzymać na duchowej drodze. Kwestionowanie ascezy w różnych kontekstach, ba, niezwykła solidarność w obdarzaniu jej niewybrednymi epitetami czy uśmieszkami, a nawet swoista zmowa podejrzliwości jest w istocie zabiegiem mającym osłabić wyrzut sumienia tych, którzy unikają ścieżek duchowej wielkości. Zdarza się, że niektórzy cały swój wysiłek poświęcają nie temu, by duchowo wzrastać, lecz by zneutralizować, pomniejszyć, zbagatelizować czy ośmieszać – jak kiedyś faryzeusze Chrystusa – kogoś zauroczonego rzeczywistym pięknem. Asceta nie ucieka bowiem od świata, człowieka czy rzeczywistości w sensie ogólnym, ale dystansuje się od miernoty, chamstwa, lenistwa, od łatwizny bycia człowiekiem. Nie chce się zadowalać pasożytniczym i lekkostrawnym, niewymagającym życiem, ale zmaga się o czystość człowieczego stylu, o potwierdzenie swego boskiego pochodzenia.
Trudności zewnętrzne są wzmocnione jeszcze dotkliwszymi trudnościami wewnętrznymi. Mistrz Eckhart sugeruje w 56 kazaniu, że dla człowieka duchowego świat staje się udręką. Udręki nie da się pogodnie wkomponować w jakąś aranżowaną integrację. Udręka codzienna znacząca modlitwę, kontakty z ludźmi, staje się czymś dotkliwym, ale zbawczym, wzmacniającym Kościół od wewnątrz. Do tego dochodzi czasem stan tak straszliwego mroku, jak gdyby wszystko umarło, co miało miejsce na przykład w życiu Matki Teresy z Kalkuty. Człowiek nosi w sobie odrobinę tych ciemności, którym podlegał Chrystus.
***
Konkretny trud pojawiający się w spotkaniu z tajemnicą Boga odsłania tajemnicę człowieka. Podejmujący ten trud zmaga się aż po śmierć (gr. agonia znaczy walka), umartwia, czyni martwymi, nie żywi określonych sytuacji i oczekiwań, postaw, by z tej śmierci rodziło się i wzmacniało jeszcze głębsze życie – życie łaski. Asceza idzie przez śmierć. Chyba tutaj śmierć jest czymś najbardziej konkretnym i dramatycznym. Chcąc umrzeć grzechowi, złudzeniom, sobie samemu, pragnie umrzeć z miłości za sprawę Chrystusa. Nikt inny jedynie Chrystus może to uzasadnić to umieranie i nadać tej śmiertelnej walce własny, zbawczy sens. Trud bycia chrześcijaninem jest na wskroś chrystologiczny.
o. Marian Zawada OCD
[1] E. Stein, Byt skończony a byt wieczny, tłum. J.I. Adamska OCD, Poznań 1995, s. 443.
[2], Tamże, s. 459.
[3] W tym miejscu należy przestrzec przed zbyt banalnymi interpretacjami tak zwanych integracji w różnych kontekstach. W głębokim życiu duchowym pojawia się sprzeczność, rozdarcie pomiędzy wartościami do których dąży duch i ciało, jako stały element drogi. Pokój, swego rodzaju hezychia osiągana jest po nocach mistycznych, po stoczonych wielu walkach; pokój integracji pojawia jak mówi św. Augustyn, po tym, jak człowiek spocznie w Panu. Można powiedzieć, że nie ma żadnej duchowo znaczącej integracji w obrębie człowieka. Jedyną niekłamaną i sensowną integracją jest integracja z Bogiem, z Chrystusem, w duchowym wymiarze.
[4] Współczesność nie może być dla człowieka wierzącego żadnym istotnym punktem odniesienia. Jest nim Ewangelia.
[5] W starej polszczyźnie funkcjonowało słowo – folgowanie sobie, któremu można nadać duchowe znaczenie. Folgować sobie znaczy z jednej strony zupełny luz w dogadzaniu sobie, ale z drugiej oznacza zgodę na szereg mglistych sytuacji, które obezwładniają ducha i okradają z dynamizmu łaski. Według Ojców pustyni najgorszym grzechem otwierającym bramę wszystkim innym jest ten z raju: łakome wyciąganie ręki po owoc, właśnie folga. Grzech rodzi się często z głodu, który zaspokojony syci zatrutą nadzieją. Dlatego pojawia się post, który ze wszech miar jest jednoznacznym powstrzymaniem tego mechanizmu, przeciwstawia się tej pierwotnej tendencji do grzechu. Niezwykłego znaczenia nabiera w poście eucharystycznym, gdzie człowiek rezygnuje niejako z pokarmu doczesnego, by otworzyć się na ten z nieba. W rzeczywistości Eucharystia najbardziej radykalnie odnawia nasze ciało, a więc tradycyjne siedlisko słabości, żywiąc je i odnawiając Ciałem Boskim. Asceta podejmuje trud, by nie hołdować ciału (Ga 5,13), by nie poddawać się na nowo pod jarzmo niewoli (Ga 5,1).