O. Marian Zawada OCD
Astrologia?
We współczesnym świecie tak bardzo rośnie poczucie zagrożenia, że człowiek odczuwa coraz większą potrzebę uchronienia siebie (czy też swojego świata). Jeżeli jego wiara słabnie, ucieka się on do środków zastępczych takich jak magia, wróżbiarstwo czy przepowiadanie przyszłości. Czy oby na pewno słusznie…?
Wróżbiarstwo rodzi przekonanie, że ludzkim życiem rządzą: położenie gwiazd i planet, tajemnicze liczby, sny czy magiczne słowa, że one nie tylko zapowiadają wydarzenia, ale i je wymuszają. W konsekwencji więc źródłem dobra i zła są nieuniknione i nie do przezwyciężenia ruchy gwiazd. U podstaw takiego myślenia tkwi zasada mówiąca o jedności całego wszechświata oraz o tym, że człowiek jest bezwolnym pionkiem w grze sił natury; nie może on nic uczynić poza poddaniem się tajemnemu układowi kosmicznych sił. To jest przyczyną determinizmu, fatalizmu i pesymizmu wszelkich tego typu koncepcji. Astrologiczne odwoływanie się do powagi niebios przebiegle wnosi niebezpieczne elementy: wspiera ludzkie przedsięwzięcia oraz zwalnia z odpowiedzialności. A więc „uszlachetnia” wolą „niebios” doczesne poczynania człowieka, a w razie porażki – beztrosko zwalnia go z odpowiedzialności za postępowanie. W astrologii tkwi zatem ukryta zasada: „Nie odpowiadam za moje czyny”. Kościół, który w swej wizji człowieka akcentuje jego wolną wolę, nie może zgodzić się na wykrętne umywanie rąk, dlatego konsekwentnie sprzeciwia się tego typu poglądom. Wierzy, że autorem historii jest Bóg i współpracujący z Nim w dziele zbawienia człowiek (gmatwa ją natomiast ojciec wszelkiego kłamstwa i ludzka bezmyślność). Ojcowie Wschodu uważali, że każde stworzenie nosi w sobie zamysł Boga,
wewnętrzny sens i cel istnienia. Właśnie w tym tkwi źródło radosnej prawdy o Bożej Opatrzności. Sobór Watykański I naucza: „Wszystko zaś, co Bóg stworzył, to opatrznością swoją zachowuje i wszystkim rządzi, «dosięgając od końca do końca mocno i urządzając wszystko wdzięcznie»” (Mdr 8, 1). Mnie osobiście bardzo pocieszają słowa: „Nie martwcie się zatem i nie mówcie: Co będziemy jedli? Co będziemy pili? Czym będziemy się przyodziewali? (…) Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie” (Mt 6, 31-32). A jeszcze większą otuchą napełniają mnie słowa o policzonych włosach… „U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone” (Mt 10, 30). Troska Boga o człowieka sięga więc aż tak daleko i aż tak jest delikatna. On liczy z szacunkiem każdy nasz włos… każdy włos naszych dobrych słów, uśmiechu, życzliwości serca i miłości niedostatniej. Wypatruje nas rozmiłowanymi oczyma. Świadomość tego wypełnia człowieka pokojem duchowym, pozwala mu każde wydarzenie przyjmować jako dar pochodzący od Boga, nawet wtedy, gdy dar ten jest trudny i niezrozumiały, gdy wszystko tonie w niepewności. Dla człowieka, który nie do końca wierzy Bogu, najczęściej potrzebę wróżenia rodzi właśnie niepewność. Potrafi ona być tak dręcząca, że człowiek szuka sposobów, by uchylić rąbka tajemnicy i wyciszyć cierpienie. A wróżbita, do którego się zwraca, w istocie jest terapeutą pragnącym go uspokoić, oddalając groźne fatum; wieści więc pomyślność. Wróżbita nie zna przyszłości, ale – inteligentny – jest mistrzem hipotez, interpretacji. Ludzie zaś uganiają się za kojącymi mrzonkami. Jeżeli ktoś troszczy się jedynie o to, jak obronić siebie, jak zachować dotychczasowy status życia, podświadomie dąży do neutralizowania ewentualnych zagrożeń i zapomina o słowach Pana: „Kto będzie się starał zachować swoje życie, straci je; a kto je straci, zachowa je” (Łk 17, 33). Klient astrologicznych gabinetów szuka zatem siebie, nie Boga. Pociąga to za sobą opłakane skutki. Przewidywanie przyszłości, zwłaszcza astrologia,
po pierwsze rodzi mentalność zdeterminowaną, uzależnioną, skłonną do otwierania się na zewnętrzne wpływy, po drugie wzbudza destrukcyjne mechanizmy w psychice. Jest źródłem depresji: nie można zrobić nic, by wpłynąć na swój los. Owocem są nie tylko zaburzenia emocjonalne, ale także różne formy opętania. Ulegając powabom mrocznej wiedzy, człowiek albo poddaje się jej regułom, co doprowadza do otwarcia na nieznaną rzeczywistość, nazywaną np. polem sit wibracyjnych (tarot), matematyczną zależnością od kosmicznych sił (numerologia), wpływem materialnych przedmiotów (psychometria), albo – zapatrzony w równinę marsjańską swych rąk (chiromancja) – ufa mętnym, ogólnikowym słowom wróżbitów. Owo „nieznane” to przedpola demoniczne. W tym miejscu należy przywołać znane słowa Chrystusa, że nie można dwom panom służyć (Mt 6, 24).
Człowiek zatem oddaje się albo Bogu Ojcu, albo ojcu kłamstwa. Nie ma terenów neutralnych. Wróżenie zniekształca wyobraźnię, podstawowe pojęcie o życiu, jego istocie, podmiotowości człowieka; potwierdza i wzmacnia mechanizmy uzależnień. (Może to dotyczyć również religijnych znaków: krzyżyków, obrazków, jeśli traktuje się je jako talizmany. Symboliczna interpretacja życia czy przyszłości może rozszerzyć pole rażenia: nie tylko uzależniać od sytuacji czy osób, ale także ożywiać podejrzliwość, a nawet nienawiść do ludzi, których postrzegać można jako domniemanych sprawców naszych kłopotów. Dramat wróżenia polega na tym, że człowiek oddaje swój los w ręce drugiego człowieka lub też demona, usuwając się świadomie spod skrzydeł Pana.
O przepowiadaniu przyszłości i wróżbitach Bóg wypowiedział wiele stanowczych słów: „Nie znajdzie się pośród ciebie nikt, kto by przeprowadzał przez ogień swego syna lub córkę, uprawiał wróżby, gusła, przepowiednie i czary; nikt, kto by uprawiał zaklęcia, pytał duchów i widma, zwracał się do umarłych. Obrzydliwy jest bowiem dla Pana każdy, kto to czyni. Z powodu tych obrzydliwości wypędza ich Pan, Bóg twój, sprzed twego oblicza” (Pwt 18, 10-12). Również Katechizm Kościoła Katolickiego jasno stwierdza, że należy odrzucić wszelkie formy wróżbiarstwa, korzystania z astrologii, horoskopów, wróżb, wyjaśnień przepowiedni. Są one chęcią panowania nad czasem. Praktyki te są sprzeczne ze czcią i szacunkiem, które należą się jedynie samemu Bogu (zob. KKK 2116). W istocie bowiem we wróżbiarstwie chodzi o kreowanie bożyszcz. Dlatego Biblia ostrzega, abyś „gdy podniesiesz oczy ku niebu i ujrzysz słońce, księżyc i gwiazdy, i wszystkie zastępy niebios, nie (…) pozwolił się zwieść, nie oddawał im pokłonu, nie służył im” (Pwt 4, 19). Dlaczego? „Nie usłuchasz słów tego proroka albo wyjaśniacza snów. Gdyż Pan, Bóg twój, doświadcza cię, chcąc poznać, czy miłujesz Pana, Boga swego, z całego swego serca i z całej duszy” (Pwt 13, 4). A zatem każda życiowa zawierucha jest szczególną łaską, skłaniającą do tego, by wybierać drogi Boga i opowiadać się po Jego stronie, konsekwentnie odmawiając nie-Bożym rozwiązaniom. Wierzący powinien kształtować swe życie zgodnie ze słowami: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego (zob. Łk 23, 46). Takie zawierzenie jest drogą błogosławionych.
Oprócz religijnego kontekstu istnieją jeszcze inne. Współczesne sybille internetowe czy osiedlowe straciły siłę sugestii, którą cieszyły się starożytne rytuały obmyć, siedzenia w ciemnościach po kilka dni w oczekiwaniu na święte słowa, schodzenia w czeluści ziemi, by usłyszeć głos spoza świata żywych, jak to było w Didymie koło Miletu czy w Mani na Peloponezie. Ale należy z uznaniem stwierdzić, że rozwinęły one swoje umiejętności usługowo-finansowe. Oczywiście nie trzeba nikogo przekonywać, że mamy do czynienia z wielkim oszustwem. Prostym dowodem na chybione aspiracje przepowiadaczy przyszłości są różne historie życia ludzi urodzonych w tym samym czasie; a już bezsprzecznie są nimi bliźniaki: skoro narodziły się w tej samej konstelacji gwiazd, powinny mieć identyczne życie… A ono należy wyłącznie do Boga. Zatem „nie trwóż się, nie drżyj / Wśród życia dróg – / Tu wszystko mija, / Trwa tylko Bóg! / Cierpliwość przetrwa / Dni ziemskich znój. / Kto Boga posiadł, / Ma szczęścia zdrój! / Bóg sam wystarcza!” (św. Teresa od Jezusa, Poezje, 30).