Zadomowienie w rodzinie

Zadomowienie jako sposób obecności w rodzinie

W niniejszym wystąpieniu pragnę przywołać kilka wątków związanych z zadomowieniem, rodziną, obecnością człowieka, a zwłaszcza obecnością dla człowieka. Zadomowienie jest rodzajem zagospodarowania określonej przestrzeni duchowej i materialnej, zakorzenienia w niej i owocowania. Obecność zaś to przejawianie się życia w podstawowych formach, zwłaszcza w relacjach podmiotowych, czyli mam na uwadze zasadniczo obecność „dla”. Pozostajemy bowiem w kontekście współczesnej rodziny.Prezentowana wypowiedź wynika z uwrażliwienia na zjawisko, które można by nazwać duchową bezdomnością, pogłębiające się w nowych szablonach zachowań i modelach kultury, a co za tym idzie swoistą nieobecnością.

Bezdomność człowieka i Boga

Współczesny świat bardzo mocno lansuje ludzi ruchliwych, zdolnych do adaptacji. Mówi się o funkcjonowaniu w wielu odrębnych, niesprowadzalnych do siebie wymiarach, płaszczyznach, kontekstach, językach. Gubi się ten sposób poczucie przynależności do określonej kultury, społeczeństw, narodu. Nawet zrzuca się to jako ograniczenie. Skutkiem tego jest człowiek nieokreślony, bez wyrazu, nawet bez twarzy. Pojawia się pragnienie życia bez ograniczeń, bezbrzeżnego, by nie czuć się niczym związany. Ale takie życie jest życiem bez wzorców, ideałów, bez geometrii i miar. Życie pośród fragmentów prawd, okruchów historii, niezdolne już do wiązania i rozumienia niczego. Nie ma już prawdy, ale jest gra: gra wyobrażeń, gra słów, gra faktów, z których można układać dowolne znaczenia i sensy historii. Nazwałbym to współczesną bezdomnością. Religijnie, wyrażając to językiem antropologii teologicznej, można powiedzieć, że człowiek żyje, nie znając siebie, swego podobieństwa do Boga. Nie wie, do czego chce być podobny. Opuścił swój dom i przeszedł w skrajność: świat staje się domem i człowiek chce rozpoznawać się wszędzie, czuć się dobrze jako obywatel świata. Zdaje się, że taki chce być Paryż z pomysłem prezydenta Chirac’a, by zbudować obiekt dla wszystkich kultur, by każdy mógł się tam rozpoznać i czuć swojsko.Tych procesów dopełnia dramat emigracji, który powoduje przemieszczenia milionów ludzi do innych regionów Europy (tu szczególnie emigracja za pracą z Europy Centralnej, nasz polski problem – tylko w Anglii jest około 600 tysięcy Polaków).Bezdomność ma również wewnętrzny wymiar, w ludzkim sercu. Jest wykorzenienie duchowe, pustka, jałowość. Tym, co najbardziej dokuczliwie się narzuca, to doświadczenie pustki serca. Najbardziej dokuczliwą jest pustka po Bogu, wznoszenie i budowanie współczesności bez Niego. Objawia się ona jako przestrzeń osamotnienia, powstającej wskutek usunięcia Boga, który może ograniczać wolność ludzką. Pustka przychodzi jako pustka po ludziach. Puste miejsca, nie obsadzona historia, przez tych, którym nie pozwolono zaistnieć, przeżyć, urodzić się. Nie można tej pustce odmówić najwyższej powagi. Jej imiona: puste łona, puste gniazda rodzinne, puste twarze…Jednak niejako równolegle pojawia się inny problem, który możemy nazwać bezdomnością Boga. Nie chodzi bynajmniej o problem filozoficzny. Pytanie tego typu zadawał sobie już król Salomon, zastanawiając się, czy jednak naprawdę zamieszka Bóg na ziemi? Przecież niebo i niebiosa najwyższe nie mogą Cię objąć, a tym mniej ta świątynia, którą zbudowałem (1Krl 8,22). Nie chodzi o potwierdzenie wszechobecności Boga, jak tego dowodził św. Paweł na Areopagu mówi, iż Bóg, który stworzył świat i wszystko na nim, On, który jest Panem nieba i ziemi, nie mieszka w świątyniach zbudowanych ręką ludzką i nie odbiera posługi z rąk ludzkich, jak gdyby czegoś potrzebował, bo sam daje wszystkim życie i oddech, i wszystko (Dz 17,24-25). Mam na myśli innego typu dramatyczną bezdomność, wynikająca z poczynań człowieka. Bóg jest bowiem tak często wyrzucany dziś ludzkich serc, domów, zakładów pracy, środowisk. Bezdomność Boga wynika z grzeszności człowieka, gdyż grzech z natury usuwa Boga z życia, zrywa więzi i sam wpędza w duchową bezdomność. Kain, kiedy zabił Abla, stał się tułaczem i zbiegiem na ziemi (Rdz 4,12). Kain nie jest pozbawiony jedynie swej ziemi, nie może osiąść w swoim człowieczeństwie. Zostaje niejako przez grzech wyrwany, skazany na tułanie się bez obietnicy, bez celu, skazany na błądzenie. Jak dowiadujemy się z Ewangelii św. Mateusza, konsekwencją grzechu jest to iż człowiek zostaje związany i wyrzucony na zewnątrz, w ciemności (por. Mt 22,13). Człowiek w takim stanie traci siły na uciążliwe dryfowania i poddaje się inercji, podlega syndromowi zabłąkanej duszy, niespełnienia. Grzech czyni człowieka kimś obcym, wypędza go z człowieczeństwa, albo też więzi w nowym rodzaju zamieszkania – w domu niewoli. Ale wiemy że więzienie nie może być domem. Grzech pozbawia umiejętności i zdolności za-mieszkania. Człowiek nie zrozumie siebie jako kogoś zamieszkałego przez Boga, nie dopuszcza, by Bóg objawił się jako Boski Gospodarz. W tym horyzoncie problematyki, pragniemy mówić o zadomowieniu, jako obecności wiernej i obecności nastawionej na drugiego człowieka. Pełna, podmiotowa obecność jest możliwa jeśli jest zadpomiotowana w obecności Boga – ludzkie „ja” oparte i wpisane w Boskie „Jestem”. Bez tego obecność człowieka jest nie tylko ułomna, ale i niebezpieczna, niebezpiecznie destrukcyjna.

Od odkrycia domu do zadomowienia

Szczególną funkcją człowieka, małżonków, czy rodziny jest budowanie domu. Mówiąc o domu, nie mam na myśli murów, ale przestrzeń wewnętrzną, gdzie człowiek się znajduje u siebie, przestrzeń oswojoną, zagospodarowaną, sprzyjającą życiu i miłości. Nie chodzi o miejsce, gdzie człowiek przebywa, czy jedynie nocuje, a życia i ludzi szuka poza nią, ani o środowisko, gdzie rządzi prawo silniejszego, agresja, czy strach. Dom to przede wszystkim przestrzeń uporządkowana, wyjęta z żywiołu świata, czy też chaosu, osłonięta. Używając języka Edyty Stein, można stwierdzić, że jest to przestrzeń zamieszkana przez sens, aksjologicznie zorientowana. Mieć swój dom znaczy wybudować, czy odnaleźć obszar, na którym człowiek osiada, wzrasta, pośród osób i narzędzi do życia. W domu człowiek czuje się rozumiany, kochany, gdzie odnajduje wspólne myślenie, swą małą ojczyznę. Niemcy odróżniają małą ojczyznę (heimat) od tej wielkiej (vaterland).Dom uczy relacji, więzi z osobami, uczy również rozumienia świata, rzeczywistości, otwarcia na nią. Tu też dojrzewa w relacji do Boga. W dobrym domu, wszystko dorasta do rangi sacramentum, pamięci i znaku Boga, Jego obecności. Domy i miasta były strzeżone przez obrazy i tzw. wratnice, ikony obecności świętych, strzegących progów domów, ścian, i bram i murów. Wreszcie dom to przestrzeń umocnienia dla wychodzących, i pokrzepienia dla powracających. Wtedy akcentuje się prawdę o stole, zapraszającym do posilenia się i do wspólnoty.W języku polskim istnieją dwa znakomite wyrażenia: ognisko domowe i zacisze domowe. Symbolika ogniska domowego wywodzi się ze starych kultur, znana była w Rzymie, jako coś świętego, wymagającego szacunku i ofiarnego podtrzymywania. W semantyce tego symbolu dostrzegamy ogień, który rozprasza ciemności, rozgrzewa, oraz skupia wokół siebie. Pozostaje to przeciwwagą chłodu, rozproszenia, współczesnego zagonienia, nieobecności w domu. Ognisko domowe to przestrzeń zadomowienia, zakorzenienia we wspólnocie dóbr i wartości, otwarta i nastawiona na obecność drugiego człowieka. Domownicy w niej spędzają czas wspólny, czas wzajemny, różny od równoległych „egoistycznych czasów”. W takim czasie rodzi się i rozgrzewa wspólnota (communio), która jednoczy, cementuje na dobre i na złe. Rodzinny dom wymaga ciągłej troski, chronienia, wzbogacania własnym wkładem. Rodzinę buduje przekonanie, że najważniejsze i najpiękniejsze chwile przeżywa się w domu, a nie poza nim. To przez dom przebiega oś szczęścia. Aby zbudować przestrzeń rodzinności, należy rozwijać, czy też odbudować zdolność do wspólnej radości. Radość domowa wiąże się z osobistymi, rodzinnymi świętami, urodzinami, imieninami, świętowaniem jubileuszy, jak i uroczystościami kościelnymi, społecznymi, czy narodowymi. Wydaje się, że zdolność do świętowania jest u nas słabo rozwinięta. [Ktoś błyskotliwie powiedział, że przeżywanie zamieniliśmy na „przeżuwanie”, przez co wymiar konsumpcji dominuje rodzinne i przyjacielskie spotkania]. W czas świętowania należy zadbać o rodzinne rytuały, zwyczaje, sposoby podkreślania uroczystego czekania, okazywania ciepła i życzliwości. Wtedy pomnaża się radość oczekiwania. Dzięki temu doświadczenie czasu uroczystego staje się o wiele głębsze.Drugie z przywołanych określeń: zacisze domowe wyznacza przestrzeń pokoju, gdzie nie słychać szczęku ostrych słów, pomruku gniewnych uczuć, nie ma ducha rywalizacji. Dominuje natomiast pokój wzrastania, oparcia w drugim. Istnieją różne kategorie ludzi: ci, z którymi pracujemy, od których zależymy, ale są i przyjaciele, wśród których odpoczywamy. Przy nich czujemy się bezpieczni, akceptowani, możemy zdjąć ochronne pancerze, wyłączyć czujniki psychologicznej toksyczności. Kiedy we własnym domu człowiek może odpocząć, stanowi on zacisze. Dom powinien mieć miejsce, gdzie rodzina się gromadzi. Tradycyjnie jest to stół, co stanowi znakomity pomost do przejścia w rzeczywistość sakramentu, zwłaszcza Eucharystii. Stół z natury zaprasza do wspólnoty, do dzielenia. Zatem, w temacie zadomowienia należy postawić pytanie, wokół jakiego stołu człowiek zaprasza do zgromadzenia: czy jest to stół pokrzepienia, wzmocnienia więzi, czy też stół załatwiania kolejnych spraw, albo stół przeznaczony do ostrych pokerowych rozgrywek. Rodzaj stołu odsłania czym też człowiek pragnie karmić swych bliskich, co przygotowuje do wspólnego spożywania, jaki chleb i jaki głód przywołuje. Zadomowienie zatem objawia się poprzez rodzaj stołowania.Jeszcze jeden wymiar zadomowienia wydaje się być istotny: gościnność. Człowiek pozbawiony domu nie ma gdzie zaprosić, nie ma gdzie przyjąć, gdzie ugościć. Natomiast częścią etosu zadomowienia jest dom otwarty, wrażliwy na innych, rządzący się prawem przyjmowania, skory do dzielenia się. W takiej przestrzeni człowiek zaprasza do uczestnictwa.

 

Duchowe źródła etosu zadomowienia

Dotychczas przedstawiłem kilka wymiarów etosu zadomowienia. Lecz należy sobie zdać sprawę z tego, że zdolność czy też talent budowania przestrzeni zadomowienia nie odnosi się jedynie do domu w sensie fizycznym czy materialnym. Zdolność ta pochodzi z ducha człowieka, ponieważ człowiek jako taki, jest stworzony na kształt domu. Zwłaszcza jego serce jest „pod” zamieszkanie. Wielkość etyczna i duchowej zawiera prawdę o tym, jakim wartościom pozwala on zamieszkać w sercu. Znajdujemy tu prawdę o sercu gniewliwym, zazdrosnym czy wyniosłym, ale też zdecydowanie bardziej o sercu, w którym może zadomowić się miłość, czy wyrozumiała łagodność, jak ja określa św. Paweł (Fil 4,5). Należy uświadomić sobie to duchowe prawo zamieszkania, gdyż zarówno Bóg, jak i szatan, pragnie w człowieku zamieszkać. Prawo zamieszkania zostało wskazane przez Chrystusa, jednej strony mówiąc, iż w niebie jest mieszkań wiele, a z drugiej, objawia wolę Ojca, który w tych, którzy Go miłują, chce przebywać, a dokładniej: uczynić mieszkanie (J 14,23).W duchowości karmelitańskiej posiadamy swoistą teologię zadomowienia dzięki bł. Elżbiecie od Trójcy Świętej, karmelitance z Dijon[1]. Odkryła ona najpierw tajemnicę swego imienia, Elisabeth, co znaczy „dom Boga”. Zapragnęła, by On w niej przebywał, zadomowił się i z trudem opuszczał jej serce. Mówi w swoich tekstach (poezja 66), że czeka na Boga w bramie swego człowieczeństwa, następnie pragnie, by mogła zamieszkać w Bogu. Nabudowuje ją na dwóch filarach: zamieszkiwanie Boga w człowieku i człowieka w Bogu. Tłumaczy, co znaczy pawłowe wyrażenie, że jesteśmy domownikami Boga (Ef 2,19): «domownikiem Boga»: to żyć na łonie pełnej pokoju Trójcy Świętej, w mojej wewnętrznej przepaści, w tej „niezwyciężonej twierdzy świętego skupienia”, o której mówi św. Jan od Krzyża! (Ostatnie Rekolekcje 43)Ukoronowaniem teologii zadomowienia jest wzajemność boskiego przyjmowania. W Zapiskach duchowych (17) czytamy, że dokonuje się takie oto zjawisko: Bóg, jest w głębi nas i przyjmuje Boga przychodzącego do nas. Jest to odsłonięcie boskiego sposobu zamieszkania i jednocześnie tajemnicy człowieka.***Aby zatem odkryć całą głębię etosu zadomowienia, należy sobie uświadomić, że jest to miejsce najbardziej właściwe – przestrzeń jego własnego człowieczeństwa, stworzone pod zamieszkanie. Następnie należy odkryć dla siebie Boga jako rodzinę i jako dom. Bóg jest rodziną Trzech, poszczególnych Osób Boskich i pragnie człowieka dopuścić do wspólnoty rodzinnej, życia Trójjedynego Świętego Gospodarza. Chrystus pozostawił nam obietnicę wielu mieszkań. Zadomowienie zatem rozpoczyna się i jest wieńczone w Bogu, który jest gwarantem szczęścia i radością obecności. Nieobecność w domu Ojca wiąże się z odrzuceniem, z wieczną bezdomnością, byciu na zewnątrz, w ciemnościach. Ideę zadomowienia zasila wizja miasta Bożego z Apokalipsy, zstępujące z nieba od Boga, mające chwałę Boga (Ap 21,8). Miasto to przestrzeń zagęszczonego, spiętrzonego zadomowienia, szczególna wspólnota bliskości życia, która zostaje wsparta i związana wieczystą radością Boga. Święte wzorce mogą być przełożone na schematy doczesne. Jednak zdrowe zadomowienie może dokonać się jedynie w oparciu rodzinne życie Boga i boski sposób zamieszkania. Bezdomność zaś rodzi się w wyniku opuszczenia domu wewnętrznego, domu łaski Boga, wydziedziczenia, które utrwala się w utracie możliwości wieczystego zamieszkania. Jest zarazem ostateczna forma nieobecności dla Boga.

O. Marian Zawada OCD


[1] Błogosławiona Elżbieta od Trójcy Świętej, Pisma wszystkie (I-III), przekł. J. E. Bielecki OCD, Kraków 2006.