Św. Bernard z Clairvaux

Św. Bernard ujrzał światło dzienne niedaleko Dijon, w 1090 roku. Jego ojciec, Tescelin, należał do arystokracji miejscowej jako wasal księcia Burgundii. Jego matka, Aletta, była córką hrabiego Bernarda z Montbard. Święty miał 5 braci i 1 siostrę. W wieku 22 lat, wstąpił do cystersów w Citeaux razem z braćmi i wieloma przyjaciółmi. Wraz z 12 towarzyszami został wysłany do założenia nowego opactwa w pobliżu Aube, któremu nadano nazwę Jasna Dolina, Clairvaux. W wieku 25 lat jako opat otrzymał święcenia kapłańskie. Stąd też rozpowszechni dzieło, zakładając 68 nowych opactw. Wkrótce stał się niekwestionowanym autorytetem w sprawach papieskich, krucjat i pośrednikiem w wielu kwestiach zakonnych (napisał regułę dla Templariuszy). Jako teolog zasłynął w sporze z Abelardem († 1142) oraz licznymi pismami: O łasce i wolnej woli, O stopniach pokory i pychy, Księga o miłowaniu Boga, Pięć ksiąg do papieża Eugeniusza III. Z jego kazań najpiękniejsze to komentarze do Pieśni nad pieśniami (1136) i O Najśw. Maryi Pannie. Opuścił ziemię 20.08.1153 roku w wieku 63 lat. Do chwały świętych wyniesiony w 1174 roku, a Doktorem Kościoła ogłoszony został w 1830 roku.

Teksty

 

Dlaczego Bóg zasługuje na naszą miłość

Na szczęście wierni zdają sobie sprawę, w jakim stopniu winni kochać Jezusa, Jezusa ukrzyżowanego. Ogarniając i podziwiając ogrom Jego miłości, przechodzący wszelką miarę, czuliby się zawstydzeni, nie umiejąc choć w części wynagrodzić tę bezprzykładną miłość. Zaiste, więcej kochają ci, którzy wiedzą, że są więcej umiłowani; komu zaś mniej dano, mniej miłuje (por. Łk 7, 47). Bez wątpienia żyd czy poganin nie czuje takiego bodźca miłości, jakiego doświadcza Kościół, który wyznaje: „Miłość zraniła mię”, po czym: „Obłóżcie mię kwieciem, obsypcie mię jabłkami, bo mdleję z miłości” (Pnp 2, 5). Widzi i ogląda króla Salomona „w koronie, którą go ukoronowała matka jego” (Pnp 3, 11 ); widzi jednorodzonego Syna dźwigającego krzyż: widzi Pana chwały ubiczowanego i oplwanego: widzi Dawcę życia i zbawienia przybitego gwoździami, przeszytego włócznią, obrzucanego obelgami: w końcu – oddającego pełną dobroci duszę za przyjaciół swoich. Ogląda to wszystko i strzała uczucia przenika serce coraz głębiej. Woła więc: „Obłóżcie mię kwieciem, obsypcie mię jabłkami, bo mdleję z miłość”.Zaś owe jabłka są czerwone. Oblubienica, wprowadzona do ogrodu Oblubieńca, zrywa je z drzewa życia. Mają smak chleba niebiańskiego i barwę krwi Chrystusowej. Oblubienica widzi unicestwienie śmierci i klęskę sprawy śmierci; widzi więźniów wyprowadzonych z otchłani na ziemię, z ziemi ku niebiosom, „aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych” (Flp 4, 10). Patrzy na ziemię objętą starym przekleństwem, rodzącą osty i ciernie, a teraz rozkwitającą w promieniach nowego błogosławieństwa. Mając w pamięci słowa: „Zakwitło na nowo ciało moje i ochotnie wysławiać Go będę” (Ps 27, 7), pragnie spożywać owoce męki Pańskiej z drzewa krzyża i oddychać wonią kwiatów zmartwychwstania, pociągających Oblubieńca do częstych odwiedzin Oblubienicy.A ona zawoła: „Otoś ty jest piękny, miły mój, i wdzięczny! Łoże nasze kwiecia pełne” (Pnp 1, 16). Wskazując na łoże, odsłania swoje pragnienie. Nazywając je zaś „kwiecia pełnym”, wyznaje, skąd spodziewa się zaspokojenia tych pragnień: nie z zasług osobistych, lecz z kwiatów ogrodu, któremu Pan błogosławił. Chrystus, który się począł i żył w Nazarecie, zachwycał się kwiatami. Boski Oblubieniec upaja się ich wonią, dlatego z przyjemnością wchodzi do przybytku serca pełnego owoców i kwiatów. Kiedy rozpoznaje Oblubienicę skupioną na rozważaniu tajemnic boskiej męki i chwały zmartwychwstania, przychodzi do niej chętnie i pozostaje z nią. Jeżeli ślady męki są jakby owocami roku minionego, czyli wszystkich wieków, które upłynęły pod władzą grzechu i śmierci, a ukazały się, kiedy nadeszła pełnia czasu, to oznaki zmartwychwstania są jak nowe kwiaty następnego czasu, który powraca do dawnych sił dzięki łasce w nowym lecie, a swe trwałe owoce wyda w dniu powszechnego zmartwychwstania. „Bo już zima minęła, deszcz przeszedł i ustał. Ukazały się kwiaty na ziemi naszej” (Pnp 2, 1 1–12), co znaczy, że nastał czas lata razem z Tym, który z mrozu śmierci przeszedł do ciepła nowego życia i mówi: „Oto czynię wszystko nowe” (Ap 21, 5). Jego ciało, posiane w śmierci, rozkwitło w zmartwychwstaniu. Woń zmartwychwstania sprawia, że niebawem na naszej dolinie zieleni się uschła trawa, topnieją lody, wszystko, co martwe, zrywa się do życia.(…) Dusza przepojona wiarą z utęsknieniem oczekuje obecności Bożej, delektuje się myślami o niebie, a dopóki nie dostąpi łaski „spoglądania twarzy w twarz”, chlubi się w poniżeniu krzyża. Jak Oblubienica i gołąbka Chrystusowa, oczekując, spoczywa „w pośrodku działów” i w czasie rozważania nadmiaru słodyczy Twojej, Panie Jezu, otrzymuje „pióra posrebrzane”, czyli znak niewinności i czystości. Wtedy też unosi ją nadzieja, że w radości stanie przed obliczem Twoim i, wprowadzona triumfalnie do krainy świętych, przeniknięta zostanie blaskiem mądrości, tak że nawet ramiona i plecy zapłoną tęczą pełną złota (por. Ps 67, 14). Nic też dziwnego, że wznosi okrzyk radości: „Lewa ręka jego pod głową moją, a prawica jego obejmuje mię” (Pnp 2, 6). Lewa ręka jest wyrazem takiej miłości, ponad którą nie masz większej, bowiem jej znakiem jest oddanie życia za przyjaciół swoich. Prawa ręka jest obrazem wizji uszczęśliwiającej, którą Chrystus przyrzekł umiłowanym swoim, wizji majestatu Boga, dającej szczęście niewypowiedziane, wynikające z Jego obecności. O tym śpiewa Psalmista: „Rozkosze na prawicy twojej aż do końca” (Ps 15, 11). Lewa ręka słusznie symbolizuje wspomnienie miłości, bo „dopóki nie przeminie nieprawość” (por. Ps 56, 2), na niej Oblubienica opiera się i odpoczywa.Widzimy więc, dlaczego lewa ręka Oblubieńca znajduje się pod głową Oblubienicy. W rzeczywistości Oblubienica, kładąc na niej głowę, czuwa, by myśli jej nie uległy urokom zmysłowym i ziemskim, „bo ciało, podległe skażeniu, obciąża duszę, a ziemskie mieszkanie tłumi umysł wiele myślący” (Mdr 9, 15). Cóż innego może przynieść zgłębianie niepojętego miłosierdzia, na które sobie człowiek nie zasłużył? Miłości tak niezwykłej, a tylekroć doświadczonej? Życzliwości wprost nieoczekiwanej? Łagodności zawsze zwycięskiej? Niewypowiedzianej słodyczy serca? Jakież – pytam – owoce nadprzyrodzone przynoszą owe zgłębiane prawdy, jeśli nie wspaniałe wzloty ducha myślącego człowieka, wyzbyte obciążeń ziemskich, podnoszące, oświecające i pozwalające pojąć to, co należy odrzucić, by sięgnąć po rzeczy nieskończone? Nie można się dziwić, że Oblubienica biegnie śladami „wonnych olejków”, rozpala swą miłość, jakkolwiek czuje, że jest ona wciąż zbyt skąpa wobec tamtej, Bożej miłości, chociażby nawet zagłębiła się w niej zupełnie. Nie dzieje się to bez przyczyny. W jakiż bowiem sposób można się odwzajemnić za miłość nieskończoną, gdy człowiek jest zaledwie pyłkiem wobec uprzedzającej go swym ogromem zbawczej miłości Bożego majestatu? „Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał” (J 3, 16). Nie ulega wątpliwości, że słowa te odnoszą się do Boga Ojca. Inne natomiast: „Wydał na śmierć duszę swoją” (Iz 53, 12) – odnoszą się do Syna Bożego. O Duchu Świętym czytamy: „Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w imię moje, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, cokolwiek wam powiedziałem” (J 14, 26). Bóg kocha, a kocha cały, ponieważ kocha Trójca Święta, jeżeli „cały” można powiedzieć o Nieskończonym i Niepojętym, który jednocześnie jest Prosty.Wgłębiając się w te prawdy, chrześcijanin – jestem o tym przekonany – zdaje sobie sprawę, dlaczego Bóg powinien być kochany i dlaczego zasługuje na miłość najwyższą. Rzecz jasna, że niewierzący, nie uznając Syna, nie uznaje też Ojca i Ducha Świętego. „Kto nie czci Syna, nie czci też Ojca, który Go posłał” (J 5, 23), ani Ducha Świętego, który został posłany. Nic więc dziwnego, że kogo się mniej poznaje, mniej się kocha. Ale przecież i poganie uświadamiają sobie, że cały swój byt zawdzięczają Sprawcy wszystkiego. O ileż więcej zobowiązany jestem uczynić ja, który wierzę niezłomnie, że Bóg jest nie tylko najłaskawszym dawcą życia, najczulszym opiekunem, najlepszym pocieszycielem, wspaniałomyślnym władcą, lecz nadto – najmiłosierniejszym odkupicielem, który zachowa mnie na wieki i napełni chwałą. W tym znaczeniu napisano: „Obfite u Niego odkupienie” (Ps 129, 7). Następnie dodano: „Wszedł raz na zawsze do Miejsca Świętego, zdobywszy wieczne odkupienie” (Hbr 9, 12). A o naszej odmianie na lepsze: „Nie opuści świętych swoich, na wieki będą zachowani” (Ps 36, 28). O najwyższej szczęśliwości: „Miarę dobrą, napełnioną, utrzęsioną i opływającą dadzą wam w zanadrze wasze” (Łk 6, 38). Albo: „Czego oko nie widziało ani ucho nie słyszało i co w serce człowieka nie wstąpiło, to przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2, 9). O wieczności chwały: „Zbawiciela oczekujemy, Pana naszego Jezusa Chrystusa, który przemieni ciało naszego uniżenia i upodobni je do ciała jasności swojej” (Flp 3, 20–21 ). Podobnież: „Utrapień czasu niniejszego ani porównać nie można z przyszłą chwałą, która się w nas objawi” (Rz 8, 18). W końcu: „Dzisiejsze bowiem utrapienie nasze, lekkie i przemijające, gotuje bezmiar chwały przyszłego wieku dla nas, którzy jesteśmy zapatrzeni nie w to, co widzialne, lecz w to, co niewidzialne” (2 Kor 4, 17–18)[1].

 

W jaki sposób kochać Pana Boga

Rozważ więc nasamprzód: w jaki sposób, w jakiej mierze, albo raczej bez miary, Bóg zasługuje na miłość naszych serc. Ten Bóg, który – by przypomnieć jeszcze – umiłował nas pierwszy. Umiłował bezgranicznie, On, Nieskończony – nas, nędznych i niegodnych. Dlatego też powiedziałem: miarą miłości Boga jest miłość bez miary. Bowiem miłość ta obejmuje niezmierzoność i nieskończoność, tak jak Bóg jest niezmierzony i nieskończony. Pytam: jaki może być kres i rodzaj naszej miłości? Zwłaszcza że miłość nasza wynika również z obowiązku spłacenia zaciągniętego długu. Kocha Niezmierzoność, Nieskończoność, Miłość przechodząca wszelkie wyobrażenia ludzkie. Kocha Bóg, którego wielkość nie ma jakichkolwiek granic, a mądrość wymiarów, i Jego „pokój przewyższa wszelkie pojęcie” (por. Ef 3, 19). My zaś odmierzać będziemy miłość naszą? „Będę Cię miłował, Panie, mocy moja, twier–dzo moja i ucieczko moja, i wybawicielu mój!” (Ps 17, 2–3). Jesteś tym, czego pragniemy i co kochać możemy, Boże mój, Wspomożycielu mój! Niechże Cię kocham, ile mi pozwolisz, a ja zdołam. Z pewnością zdołam mniej, niż na to zasługujesz, ale nie mniej, niż potrafię. Chociaż nie tak bardzo, jak zasługujesz, nie jestem jednak w stanie przekroczyć moich możliwości. Mógłbym więcej, gdybyś mi udzielił więcej łaski, nigdy jednak tyle, ile jesteś godzien. „Niedoskonałość moją widziały oczy moje”, a jednak – „w księgach Twoich wszyscy są zapisani” (Ps 138, 16), którzy czynią, co mogą, choć nie mogą wszystkiego, co powinni. Z tego – tak mi się zdaje – wynika dość jasno, jak i za co powinniśmy kochać Pana Boga. Mówię „za co”, ponieważ „ile” – komuż dane zrozumieć? Kto to zgłębi? Kto wysłowi?[2]

 

Trzeci stopień miłości: człowiek kocha Boga dla Boga

Jeśli weźmiemy pod uwagę niezliczone ludzkie potrzeby życiowe, ucieczka do Boga staje się koniecznością. Człowiek wzywa Boga i doświadcza Jego dobroci. I tu do czystej miłości skłania nas bardziej wspomnienie doznanej łaski niż palące potrzeby ludzkie. Postępujemy jak Samarytanie, którzy do niewiasty oznajmiającej im przyjście Chrystusa powiedzieli: „Już nie dla twego opowiadania wierzymy, ale samiśmy słyszeli i przekonali się, że On jest prawdziwie Zbawicielem świata” (J 4, 42). Za ich przykładem i my mówimy do naszego ciała: „Już nie ze względu na twoje potrzeby kochamy Boga, lecz wiemy z doświadczenia, jak słodki jest Pan”. Potrzeby to jakby język ciała, które swoim zachowaniem potwierdza wartość otrzymanych darów Bożych. Temu, który osiągnął ten stopień miłości, nie będzie trudno wypełnić przykazania miłości bliźniego. Kto bowiem prawdziwie kocha Boga, jednocześnie kocha wszystko, co od Niego pochodzi. Kocha uczuciem czystym i nie ociąga się w dopełnieniu przykazania, aby jeszcze bardziej oczyścić swe serce, jak powiedziano: „w posłuszeństwie miłości” (1 P l, 22). Kocha sprawiedliwie i wypełnia sprawiedliwość przykazania. Miłość taka jest wzniosła, ponieważ jest bezinteresowna. Jest czysta, gdyż nie polega na słowach, lecz na uczynkach i prawdzie. Jest sprawiedliwa, bo co otrzymuje, to oddaje. Kto tak kocha, nie kocha inaczej, ale tak, jak sam jest kochany. Nie szuka też siebie, ale Jezusa Chrystusa, jak On szukał naszego dobra, a właściwie szukał nas. W ten sposób kocha mówiący: „Wysławiajcie Pana, bo jest dobry” (por. Ps 117, 1). Kto wysławia Pana nie dlatego, że jest dlań dobry, ale że jest On źródłem dobra, ten rzeczywiście kocha Boga dla Niego samego, nie dla siebie. Inaczej postępuje człowiek, o którym napisano: „Będzie Cię chwalił, gdy mu dobrze czynisz” (Ps 48, 19). Trzeci więc stopień miłości polega na tym, że kochamy Boga dla Niego samego[3].

 

Różne sposoby kontemplacji Boga

Może Cię już niecierpliwi to ciągle powtarzane pytanie: czym jest Bóg? Może Ci się wydaje, że im dłużej szukamy na nie odpowiedzi, tym trudniej ją znaleźć. Ja jednak powiem Ci, że tylko Bóg jest tym, czego nigdy nie szukamy na darmo, nawet gdy nie możemy Go znaleźć. Pouczy Cię o tym własne doświadczenie, a jeśli nie, to uwierz temu, który je miał – nie mnie, lecz Prorokowi. Mówi on: „Dobry jest Pan dla ufających Mu, dla duszy szukającej Go” (Lm 3, 25).Czym więc jest Bóg? Dla wszystkiego, co istnieje, jest celem. Dla wybranych – zbawieniem. Czym jest dla siebie? On tylko wie. Czym jest Bóg? Jest wolą wszechmogącą, najłaskawszą mocą, wiekuistą światłością, niezmiennym rozumem, najwyższą szczęśliwością. Stworzył dusze, aby im się udzielać. Ożywia je, aby Go mogły odczuwać. Daje im serca, aby Go ukochały. On je rozszerza, aby Go przyjmowały. On je usprawiedliwia, aby Go były godne. On je zapala, aby płonęły gorliwością. On je użyźnia, aby przynosiły owoce. On je prowadzi, aby kroczyły drogami sprawiedliwości. On je napawa dobrocią. On umacnia w mądrości. On rozwija ich cnoty. On nawiedza, by je pocieszyć. On oświeca. aby Go poznały. On przedłuża ich trwanie ku nieśmiertelności, napełnia szczęściem, otacza opieką[4].


[1] Święty bernard z clairvaux, O miłowaniu Boga, tłum. S. Kiełtyka SOCist, w: O miłowaniu Boga i inne traktaty, Poznań 2000, s. 27-29, 32-36.

[2] Tamże, s. 36-37.

[3] Tamże, s. 46-47.[

4] bernard z clairvaux, O rozważaniu, przekł. S. Kiełtyka SOCist, w: O miłowaniu…, s. 247-247.