Sł. B. Wanda Malczewska

Urodziła się dnia 15 maja 1822 r. w Radomiu, w rodzinie Stanisława i Julii z Żurowskich. W wieku ośmiu lat przyjmuje pierwszą Komunię św. Od dzieciństwa pragnęła służyć ludziom miłosierdziem. W roku 1846 przenosi się do Klimontowa. korzystając ze wsparcia krewnych Siemieńskich, organizuje życie oświatowe dla biednych dzieci i opiekuje się chorymi w kolejnych miejscach pobytu: Wilkoszewice, Kraków, Żytna, pozostając wzorem świeckiego apostoła. W sierpniu 1870 wiąże się z III Zakon OO. Marianów Białych, przyjmuje imię Stanisławy Marii od św. Hostii, zamieszkując przez dziesięć lat pod Przyrowem. Od roku 1872 rozpoczynają się cierpienia duchowe związane z tajemnicą Paschy. Ostatnie trzy lata przeżyła na plebani w Parznie. Tam umiera dnia 25 września 1896 roku. Jej notatki zostały zebrane w tomiku zatytułowanym: Wizje, przepowiednie, upomnienia dla Polski, a mistyka jej wiąże się z głębokim patriotyzmem.

 

Teksty

 

Adoracja

Godzina Adoracji, odprawionej dla uczczenia Mnie, utajonego w Najświętszym Sakramencie i dla oddania czci Matce Mojej, jest niewypowiedzianie radosna. Dusze to nabożeństwo praktykujące, są milsze dla Mnie niżeli Jan Apostoł, Mój ulubieniec, co na Ostatniej Wieczerzy położył głowę na Moim Sercu, by przeniknąć głębię Mo­jej miłości. Jan widział Mnie osobiście, nic dziwnego, że Mnie kochał i tulił się do Mnie. Dusze zaś Adorujące Mnie, zamkniętego w Cyborium, widzą tylko przybytek, gdzie mieszkam w postaciach sakrame­ntalnych i słyszą tylko głos Mój wewnątrz duszy, a jednak wierzą, Że tu jestem żywy, że im wszystko dać mogę i miłują Mnie miłością wyższą…, przytulają się do stopni ołtarza Mojego z taką wiarą, jak Jan do Moich piersi i zatapiają się w głębi miłości Mojej – od­chodzą stąd pocieszeni w smutkach, rozłzawieni z radości i umoc­nieni do wszelkich walk życiowych. Szczęśliwe te dusze… szczęśliw­sze od Aniołów w Niebie… Ja też ich kocham więcej niż całe zastępy mieszkańców Nieba. Wytrwajcie w tym nabożeństwie, a ubogacę was cnotami przeciwnymi grzechom głównym. Dam wam moc do zwyciężania pokus wszelkich i cierpliwość do zniesienia wszelkich bied i prześladowań.Nabożeństwo adoracyjne rozkrzewiajcie w rodzinach i gdzie tylko możecie. Niech ono stanie się codzienną, żywotną potrzebą waszą. Obudziwszy się w nocy, przenieście się myślą do kościoła i odwiedźcie Mnie w świętym Tabernakulum, które Aniołowie we dnie i w nocy otaczają. W ciągu dnia, zajęci pracą, nie możecie pójść do kościoła. Idźcie tam myślą. Odwiedźcie Mnie. W drodze jesteście, spotkacie kościół, wstąpcie, jeśli otwarty. A jeśli zamknięty, wejdźcie tam myślą i serdeczny uczyńcie Mi pokłon. Odwiedźcie Mnie. Takie nawiedze­nie każdy, nawet chory może spełnić.Gdy się to nabożeństwo rozpowszechni wśród wszystkich klas spo­łeczeństwa w świecie, świat się odrodzi. Nastąpi braterstwo narodów, uświęcenie rodzin… Królestwo Boże zbliży się do was, o które prosicie (ale bez zastanowienia): „Przyjdź Królestwo Twoje!”W. Malczewska, Wizje, przepowiednie, upomnienia dotyczące Kościoła i Polski, opr. ks. A. Majewski, Wrocław 2005, s. 53-54

 

Ostatnia wieczerza

Dziś byłam w Wieczerniku. Pan Jezus siedział za stołem w po­środku Apostołów, w szacie lnianej, białej jak śnieg, wyglądał jak kapłan ubrany w albę do Mszy Świętej. – Płaszcz wierzchni miał czerwony, przewieszony przez lewe ramię. Postać Pana Jezusa przedstawiała się bardzo majestatycznie – opisać tego niepodob­na, a jeszcze trudniej opowiedzieć! – Jasność słoneczna biła od niej – w oczach malowała się nadziemska dobroć, z ust płynęły słowa gorącej miłości . Byłam tym widokiem tak zachwycona, że ręce wyciągnęłam do Pana Jezusa, jak dziecko stęsknione do mat­ki. Pan Jezus mówił do Apostołów o zbliżającej się męce i swojej śmierci, a widząc ich smutek, pocieszał słowami, że nie zostawi ich sierotami, lecz będzie z nimi do skończenia wieków utajony w Naj­świętszym Sakramencie. Zachęcał ich do zgody i jedności… uczył swoim przykładem pokory – miłość wzajemną nakazał im jako obowiązek. „Po tej wzajemnej miłości poznają ludzie, że jesteście Moimi uczniami”.Następnie Pan Jezus odprawił z uczniami wieczerzę starego przymierza, spożył z nimi baranka przepisanego przez Mojżesza przy wyjściu z niewoli egipskiej i tym obrządkiem zakończył ofiary Starego Zakonu, będące figurą ofiary Nowego Zakonu, która od wschodu aż do zachodu słońca będzie się odprawiać na całym świecie.Następnie widziałam, jak Apostołowie sprzątnęli kostki ze spoży­tego baranka, oczyścili stół, położyli czyste białe przykrycie, po­zapalali lampy, pokładli biały chleb z czystej pszennej mąki, płaski na podobieństwo placków, jak wielkanocne mace żydowskie, pieczo­ne bez drożdży i kwasu, postawili także butelki wina. Potem Pan Jezus kazał wszystkim usiąść rzędem, podać sobie miednicę z wodą; zdjął płaszcz, przepasał się długim kawałkiem płótna (ale nie tak białego, jak Jego szata) i wszystkim Apostołom począł umywać nogi. Widziałam zdziwienie Apostołów, że Pan Jezus będzie im nogi umy­wał, a najwięcej Piotr był zdziwiony i rzekł: „Panie, nie Ty mnie, ale ja Tobie powinienem nogi umywać”. Dopiero, gdy Pan Jezus mu powiedział, że jeżeli nie pozwoli sobie umyć nóg, nie będzie miał miejsca w chwale Ojca Niebieskiego, Św. Piotr zgodził się i ucałował ręce Pana Jezusa. Myślałam, że to tylko akt pokory, lecz Pan Jezus objaśnił im, że za chwilę ustanowi Najświętszy Sakrament; Apos­tołów wyświęci na kapłanów i poda im do spożycia Ciało i Krew Swoją Najświętszą. Umywając im najpierw nogi, nauczy ich, że go­tując się do przyjęcia Sakramentu Kapłaństwa i do przyjęcia Prze­najświętszego Sakramentu, trzeba być wolnym od wszelkich grze­chów śmiertelnych, mieć wstręt do grzechów nawet powszednich i mieć siłę zdeptać wszelką zmysłowość i rozkosze światowe.Po tej ceremonii Pan Jezus usiadł z Apostołami za stołem, a powstawszy podniósł ręce i oczy w niebo, głosem przenikającym na wskroś całą moją istotę, odśpiewał błagalne i dziękczynne mod­litwy, wyciągnął ręce nad Apostołami i błogosławił ich. Następnie odmówił inną modlitwę. A gdy wszyscy usiedli, wziął w Swoje ręce chleb leżący na stole, błogosławił go, łamał i podawał Swoim uczniom mówiąc: „Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy, to jest bowiem Ciało Moje”. Potem wziąwszy kielich z winem błogosławił i rzekł: „Bierzcie i pijcie, to jest Krew Moja, która za was i za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów… to czyńcie na Moją pamiątkę”. Wtedy widziałam nad głową każdego z Apostołów (oprócz Juda­sza) jasną gwiazdę, a w górze Aniołów ze świecami w ręku, prze­ślicznie śpiewających: „W Niebie Święty w Hostii Święty, w du­szach niewinnych Święty Pan Bóg zastępów, pełne są niebiosa i ziemia chwały Twojej”.O, jakże byłam w tej chwili szczęśliwa… tylko w Niebie będę szczęśliwsza, bo tam na wieki oglądać będę Pana Jezusa i słuchać śpiewów anielskich.Radość udzieliła się wszystkim, tylko Judasz zdenerwowany rzucał złowrogie spojrzenia na wszystkich, a szczególnie na Pana Jezusa. Spojrzenie Judasza było tak straszne, że oczy zakryłam, aby się z nim drugi raz nie spotkać. Apostołowie także byli przerażeni, Pan Jezus tylko zachował spokój i z powagą, prawdziwie Boską, odezwał się do Judasza: „Synu zatracenia, wiem, że wziąłeś od Żydów zapłatę za to, że Mnie wydasz w ich ręce. Idź prędzej… popełniłeś już dwie zbrodnie. Świętokradzko przyjąłeś Sakrament Kapłaństwa… Drugą zbrodnię popełniłeś przyjmując Sakrament Ciała i Krwi Mojej… a teraz idź, dopełnij trzeciej zbrodni, sprowadź Żydów, aby Mnie pojmali i zamordowali…Myślałam, że Judasz upadnie do nóg Pana Jezusa, przeprosi Go i zechce surową pokutą zmyć swoje zbrodnie. Ale nie! Diabeł wstąpił w jego serce, gdy przyjął świętokradzko Sakramenty Świę­te i w kamień je zamienił. Judasz jeszcze raz spojrzał złowrogo na całe zgromadzenie i wyszedł… Ja zapłakałam na widok zaślepienia Judasza. Sam sobie wieczną zgubę zgotował, Panu Jezusowi, który go uczynił skarbnikiem i różnymi łaskami obdarzał, wyrządził nie­opisaną krzywdę, Apostołom boleść sprawił, a następnym pokole­niom dał straszne zgorszenie.O, Jezu! Jezu! Jakże mi Cię żal! Za tyle serca… za tyle miłości okazanej przed chwilą wszystkim tu zgromadzonym i wszystkim następnym pokoleniom, tak czarną niewdzięczność odbierasz…Do mnie, zapłakanej, zwrócił się Pan Jezus i rzekł: „Patrz, do czego doprowadziła Judasza chciwość i świętokradztwo! Wstąpił do grona Apostołów, bo myślał że będę królem ziemskim a swoich zwo­lenników uczynię ministrami i naznaczę im wysoką pensję i będą używali rozkoszy światowych. Gdy się przekonał, że Króle­stwo Moje nie jest z tego świata, że moich uczniów i zwolenników czeka praca bez zapłaty pieniężnej, nędza, prześladowanie, a nawet śmierć męczeńska, wtedy postanowił odstąpić ode Mnie. Ale chciał coś przy tym zarobić. Jako skarbnik, okradał kasę ubogich, a wresz­cie uległ namowom żydowskim i sprzedał mnie za 30 srebrni­ków. – Chciwość go zaślepiła, przystąpił do kapłaństwa i w grze­chach przyjął Ciało i Krew Moją. – To go ostatecznie zgubiło. Innych Apostołów powołałem osobiście do tej godności, a Judasz sam przyszedł. – Nie chciałem go przyjąć, bo wiedziałem z jaką intencją przychodzi i jak zakończy swój urząd. – Lecz usilnie pro­szony, przyjąłem go, aby inni mieli przykład, że do kapłaństwa wdzierać się nie można, lecz oprócz pobożności i nauki, trzeba być wolnym od grzechów cielesnych, od pychy, chciwości i od zamiłowa­nia w światowych rozkoszach, trzeba być człowiekiem umar­twionym, gotowym na wszystkie niedostatki, a nawet na śmierć dla Imienia Mego i w obronie wiary.Powiedz księdzu proboszczowi, żeby wśród zdolnych, czystych i pracowitych młodzieńców upatrywał kandydatów do semina­rium, poddawał im myśl poświęcenia się stanowi duchownemu, ale nie namawiał i nie zmuszał. Zgłaszających się niech dobrze zbada, czy mają powołanie, niech im przedstawi, że w kapłaństwie trzeba wypeł­nić ślub dozgonnej czystości. Kto się nie zlęknie, owszem jest pewny, że tego ślubu dotrzyma, niech wie, że go Bóg powołuje.Seminarium nie jest domem poprawy, lecz szkołą udoskonalenia i oświecenia młodych lewitów, posiadających już ugruntowane cno­ty chrześcijańskie, gotowych do poświęcenia wszelkiego rodza­ju. – Takim tylko niech daje świadectwa moralności i wysyła do biskupa. Jeżeli spotkasz rodziców, kształcących syna na księdza, powiedz im, żeby go nie namawiali – a tym bardziej nie zmuszali; niech się sam namyśli, niech się zapozna z jakim gorliwym i świątob­liwym kapłanem i przypatrzy się jego codziennemu życiu; niech się często u niego spowiada, a rodzice niech się modlą w jego intencji. Niech nie liczą, że syn zostawszy księdzem, będzie im dostarczał pieniędzy, bo księdza nie święci się na kupca, by zbierał kapitał i wzbogacał rodzinę.Judasz tak myślał i dlatego został świętokradcą i zdrajcą. Ksiądz po wyświęceniu staje się ofiarą całopalną na Moim ołtarzu, jak ja stałem się ofiarą na ołtarzu Ojca Mojego Niebieskiego. Jego ojcem i matką, siostrą i bratem jest Kościół Święty, a dziećmi jego są wierni, dla których ma pracować, dawać dobry przykład i uczyć, jak mają zdobywać bogactwa duszy, tj. cnoty, za które kupią sobie dobra w Królestwie Niebieskim.Ksiądz, przyjmujący święcenia z wyrachowania materialnego, z namowy lub przymusu, będzie na pewno jawnym lub skrytym Juda­szem, ale kapłanem według Serca Mojego nie będzie. – Taki kapłan nie będzie pasterzem Moich owiec, Krwią Moją odkupionych, lecz trucicielem i rozbójnikiem. Zewnętrznie będzie się starał zachować pozory gorliwego pasterza, czasami podniesie głos na am­bonie przeciwko występkom, ale w skrytości będzie gorszycielem i nie dla Mnie, lecz dla szatana będzie łowił dusze. – W każdy czwartek wysłuchasz Mszy Świętej i przyjmiesz Komunię Świętą za tych kapłanów i na wynagrodzenie świętokradzkich Komunii.”Dalej Pan Jezus mówił: „Judasz nie tylko Sakrament Kapłań­stwa, lecz i Sakrament Ciała i Krwi Mojej przyjął świętokradzko. – Ta druga zbrodnia zaślepiła go i przemieniła w zdrajcę. Oto masz jawny dowód, jak straszne są skutki niegodnego przyjęcia Ko­munii Świętej… jakie to okropne świętokradztwo. Judasz, przy-jąwszy świętokradzko Komunię Świętą, zamordował Mnie w swoim wnętrzu – a teraz oddawszy Mnie w ręce Żydów, zamorduje Mnie na Krzyżu.Powiedz księdzu proboszczowi, aby jak najczęściej mówił do ludzi o Najświętszym Sakramencie, że tam jestem obecny Duszą, Bó­stwem i Ciałem, że pragnę, aby wszyscy jak najczęściej przystępowali do Komunii Świętej, ale bez grzechu, z sercem miłością gorejącym; z duszą pragnącą Mnie przyjąć. Przed Komunią Świętą niech się dużo modlą i starają o skupienie wewnętrzne… o żal serdeczny za popełnione grzechy… niech odczuwają w sobie głód duchowy i ni­czym nieugaszone pragnienie spożywania tego Anielskiego Pokarmu, bo jak pokarm codzienny spożyty bez apetytu nie wyjdzie na zdrowie ciału, ale może nawet zaszkodzić, tak pokarm duchowy, który Ja daję w Komunii Świętej, spożyty bez pragnienia, a tylko ze zwyczaju, zbawiennych skutków duszy nie przyniesie.Po Komunii Świętej niech nie wychodzą zaraz z kościoła, niech się pomodlą dłuższy czas, dopóki przyjęta Komunia Święta nie roz­płynie się w ich wnętrznościach, dopóki Krew Moja nie przejdzie do ich serca i nie odnowi ich krwi, z serca wypływającej i ożywiającej całe ciało. Niech zapomną o interesach domowych, a ze Mną obec­nym w ich duszy niech serdecznie i szczerze porozmawiają. Rozkosz Moja być z synami ludzkimi, słuchać ich próśb i dawać im skuteczne rady. Do tego mają najlepszą sposobność, gdy Mnie przyjmą w Ko­munii Świętej.Jak mnie to boli, gdy lud podczas odpustu biegnie do Komunii Świętej prosto od kramów, rozproszony i bez modlitwy ciśnie się do Komunii Świętej ze śmiechem i żartami; albo gdy po Komunii Świętej ludzie wychodzą z kościoła bez pomodlenia się, idą do kramów i kłó­cą się z przekupkami. – A jeszcze więcej Mnie boli, gdy idą do szynku na, poczęstunek. To samo robią w dni targowe w miastach. Cisną się do konfesjonałów i do Stołu Pańskiego, a myślą, jak by co sprzedać lub kupić. Czy spowiedź tych ludzi może być dobra? A czy Komunia Święta z takim roztargnieniem przyjęta może być dobra? Niech tak poucza ksiądz proboszcz i ty pouczaj, gdzie możesz.Ci, którzy chcą codziennie, a choćby kilka razy na tydzień przyjmować Komunię Świętą, powinni się wyróżniać w codzien­nym życiu od swoich sąsiadów. Powinni być pobożniejsi, pokorniejsi, łagodniejsi, cierpliwsi. Powinni więcej pracować nad zmy­słowością ciała i panować nad namiętnościami. Skoro się przebu­dzą rano, powinni myśl swoją zwrócić do Mnie, utajonego w Najświętszym Sakramencie; przed pójściem do kościoła powinni unikać swarów i starać się o skupienie ducha. Po powrocie z ko­ścioła powinni zachować to samo skupienie i wszelkie zajęcia do­mowe załatwiać spokojnie bez krzyków. Straszne to jest zjawisko, gdy osoby codziennie przyjmujące Komunię Świętą, niczym nie różnią się od innych, bo dają świadectwo o sobie, że Mnie niego­dnie przyjmują, a kto Mnie niegodnie przyjmuje, nie będzie miał cząstki ze Mną w Niebie i może go spotkać los Judasza”.Po tych słowach Pan Jezus zwrócił się do Apostołów i rzekł: „Niedługo, a już Mnie nie ujrzycie, i znowu niedługo, a ujrzycie Mnie, bo idę do Ojca” (J 16,16). Pan Jezus powstał i wyszedł z jede­nastu Apostołami (Judasz, jako zdrajca już wyszedł do Żydów) i doszedł z nimi do bramy ogrodu – tu ich zostawił, a wziął tylko z sobą Piotra, Jakuba i Jana i z nimi wszedł do ogrodu. – Wieczór już zapadł… Widziałam, że wszyscy Apostołowie płakali.Tamże, s. 58-63

 

Żal Piotra

Widziałam Piotra, gdy się wmieszał w niewłaściwe towarzy­stwo i zaparł się trzykrotnie Pana Jezusa, nim kogut zapiał. „Nie znam tego człowieka” powiedział. To zaparcie się Piotra było dla mnie sztyletem, przebijającym serce… więc nie tylko Judasz jest zdrajcą, ale i ty Piotrze? Więc wszyscy Pana Jezusa opuścicie… W tym moim bólu spojrzałam w stronę, dokąd Pana Jezusa pro­wadzono. Pan Jezus przechodząc, spojrzał na Piotra i tym spoj­rzeniem przypomniał mu obietnicę niedawno daną: „Panie, ja Cię tak miłuję, że choćby się Ciebie wszyscy zaparli, ja się nie zaprę… na śmierć z Tobą pójdę”. „Piotrze! Nim kur zapieje, trzykroć Mnie się zaprzesz”. Kur zapiał, a Pan Jezus spojrzał na Piotra, którego oczy spotkały się z tym spojrzeniem. Przypomniał sobie swoją obietnicę i przepowiednię Pana Jezusa, rozpłakał się serdecznie, porzucił towarzystwo, które go do zaparcia się Pana Jezusa do­prowadziło. .. poszedł za Panem Jezusem i do śmierci nie przestał płakać.W tej chwili przypomniałam sobie, ile to ludzi teraz zapiera się Pana Jezusa i zawołałam: „Panie, gdybyś spojrzał na nas, jak na Piotra, wszyscy byśmy się nawrócili…” Pan Jezus mi odpowie­dział: „Na Piotra raz spojrzałem, a na dzisiejszych zaprzańców spog­lądam z każdego Krzyża; spoglądam z Hostii Świętej, gdy Ją kapłan we Mszy Świętej podnosi; spoglądam z Komunii Świętej, gdy ją ksiądz rozdaje i mówi: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata”; spoglądam często i mówię do duszy: „Grzeszniku, przy Chrzcie Świętym przyrzekłeś mi miłość, przy Spowiedzi Świętej, gdyś żebrał o rozgrzeszenie, przyrzekłeś, że będziesz wierny aż do śmierci, a gdzie są te obietnice i przysięgi? Zapierać się Mnie, jak Piotr, grzesznicy umieją, ale płakać jak Piotr, choć na nich spo­glądam, nie chcą… ile razy spojrzysz na mnie rozpiętego na Krzyżu, lub utajonego w Najświętszej Hostii, odnawiaj wiernie złożone mi przyrzeczenia”. „Panie, serdeczne łzy żalu i wdzięczności… łzy nad męką Twoją wylane są szczególnym darem łaski Twojej, a więc błagam o ten dar, a płakać będę”. „Otrzymasz, o co prosisz” rzekł Pan Jezus. Odtąd na widok Krzyża lub Hostii Świętej zawsze serce mi płacze i oczy zachodzą łzami.Tamże, s. 65-66

 

Biczowanie

Rozpoczęło się straszne widowisko, nie znane dotąd ani ludziom, ani Aniołom. Naprzód wystąpili dwaj kaci z rózgami kolczastymi, później bili Pana Jezusa z całej siły od szyi aż do ostatniego palca u nóg, tak że zostało zryte całe ciało ranami jak rola bronami.Po tych zbirach przystąpili dwaj inni i dalej bili Pana Jezusa batami skręconymi z powrozów zakończonych żelaznymi haczy­kami. Haczyki te za każdym uderzeniem rozrywały Ciało Pana Jezusa pocięte rózgami i rozrzucały na wszystkie strony. Kiedy się ci oprawcy zmęczyli, przystąpili inni z żelaznymi, ostrymi łańcusz­kami, którymi jak nożami krajali Przenajświętsze Ciało Zbawicie­la. Wreszcie przystąpili kaci z rzemiennymi dyscyplinami, zakoń­czonymi ołowianymi kulkami. Za każdym uderzeniem rany się powiększały, ciało coraz więcej odpadało. Wiele ran było wielkości sześciu cali, a głębokość ich dochodziła do samych kości. Całe Ciało Pana Jezusa, oprócz głowy, było pokryte ranami i sińcami, bardziej podobne do jakiejś masy bezkształtnej niźli do człowieka. I tak stał Pan Jezus w kałuży własnej Krwi, a była chwila, że biedny Jezus nie mógł ustać, gdy sił mu już zabrakło… upadł na ziemię na kolana… ręce mając przywiązane do słupa i zawisł na słupie jakby nieżywy. Widziałam, jak jeden z katów kopnął Go kilka razy nogą. Na widok tego nieludzkiego czynu, na widok strasznych ran, okrywających Ciało Pana Jezusa, serce mi bić przestało z nad­miaru boleści… skamieniałam… wyciągnęłam ręce do Jezusa, chcąc rany Jego opatrzeć i zapłakałam gorzkimi łzami.Gdy mnie Anioł-Stróż ocucił, usłyszałam naradę katów, zasta­nawiających się, co by jeszcze wymyślić, aby powiększyć męki Je­zusa i dogodzić Żydom, którzy im za to zapłacili. „Królem się mianował – zawołał jeden .– więc Go ukoronować”. „Dobra myśl” – powtórzyli inni – i zaraz się zabrali do spełnienia tego barbarzyńskiego projektu. Odwiązali Pana Jezusa od słupa, posa­dzili Go na ostrym kamieniu polnym niby na tronie; okryli Go starą czerwoną płachtą niby płaszczem królewskim. Płachta ta, brudna i gruba, przylgnęła do zranionego Ciała Pana Jezusa i za­dawała Mu straszny ból. Wyszydzając Jego władzę królewską, związali Mu ręce i włożyli w nie trzcinę niby berło królewskie. Na głowę wtłoczyli koronę, uwitą z gałęzi kolczastej akacji. Grube kolce tej korony porozrywały Ciało i przebiły czaszkę aż do móz­gu. Zranione zostało czoło, skronie, oczy, uszy i szyja. To wszystko sprawiło Panu Jezusowi niesłychane boleści; oblany krwią podob­ny był do krzaka czerwonego, pomalowanego czerwoną farbą. Wreszcie podchodzili do siedzącego Pana Jezusa i uderzali laskami w koronę wbijając głębiej jej kolce w Jego głowę. Naigrawając się z cierpiącego Zbawiciela klękali przed Nim, pluli Mu w twarz i mówili: „Witaj Królu”.Jezus milczał… w tym jednak milczeniu wyczytałam skargę: „Obaczcie, a przypatrzcie się, jeżeli jest boleść, jako boleść Moja… Ludu mój ludu, cóżem ci uczynił… czemem zasmucił, albo w czym zawinił…”Widząc tę straszną zniewagę Pana Jezusa, słysząc różne bluźnierstwa przeciwko Niemu, czytając w Jego milczeniu skargę zbo­lałego serca, upadłam na kolana, zalana łzami żalu i boleści i za­wołałam: „O, Jezu! Jasności ojcowska, śliczności świata wiecznego; ozdobo i rozkoszy nieba, najpiękniejszy z synów ludzkich… naj­czystszy i niepokalany Baranku, cierpisz za grzechy całego świata! Jakie to grzechy były główną przyczyną, że Ty, świętością przewyższający wszystkich Aniołów, dałeś się z szat obnażyć i pozwoli­łeś w taki sposób skatować Najświętsze Swoje Ciało i cierniem zranić swoją głowę! Panie! Gdyby mnie Twoja łaska nie wspie­rała, byłabym skonała na widok okrutnego biczowania i korono­wania.. .”Na tę prośbę otrzymałam odpowiedź: „Każdy grzech, jako bunt stworzenia przeciwko Stwórcy, jest ciężką zniewagą Jego Majestatu. Ale najcięższą zniewagą są grzechy popełnione przeciwko szóstemu i dziewiątemu przykazaniu Bożemu, tj. grzechy rozpusty cielesnej. Wszakże wiesz o tym, że człowiek jest stworzony na obraz i podobie­ństwo Boga, że przez Chrzest i Komunię Świętą jest we Mnie wszczepiony i jego członki stały się Moimi, i że jest Kościołem Ducha Świętego. Zatem, kto popełnia grzech cielesny, ten znieważa bardzo ciężko wszystkie Trzy Osoby Boskie. Znieważa Boga Ojca, bo od­dając swe ciało na rozpustę, siebie jako obraz Boży rzuca w błoto. Znieważa Syna Bożego, bo oddając się rozpuście cielesnej zbeszczeszcza Jego członki. – Znieważa Ducha Świętego, bo grzesząc cieleś­nie gwałci Kościół Jego. Czy ten grzech popełnia ktoś, kto jest w sta­nie wolnym, czy w małżeńskim, w każdym razie grzeszy ciężko, śmier­telnie. .. znieważa bowiem Boga w Trójcy Świętej Jedynego i za­sługuje na wieczne potępienie”.„Aby naprawić krzywdę wyrządzoną Bogu przez grzechy rozpu­sty i aby grzesznikowi wyjednać przebaczenie, potrzeba było, abym ponosił katusze biczowania, podczas którego cierpiałem moral­nie, stojąc obnażony wśród tłumu rozpustników urągających Mi. Cierpiałem jizycznie – bo jak widzisz – ciało moje okryli rana­mi i sińcami. Ty odczułaś mękę Mojego Ciała… odczułaś ból Mego serca, że człowiek, najwspanialsze Boskie stworzenie… mieszkanie Trójcy Świętej, przez cudzołóstwo i wszelką nieczystość stał się gorszy od nierozumnego zwierzęcia.Za grzechy rozpusty cały świat został ukarany potopem, a Sodo­ma i Gomora ogniem siarczystym. Jeżeli ludzie tych zbrodni nie porzucą, będą karani krwawymi wojnami, zaraźliwymi, śmiertelnymi chorobami i różnymi innymi klęskami; wylewem wód, posuchą, gło­dem, aby roztyłych rozpustników brakiem chleba sprowadzić na drogę moralności. A jeżeli i to nie powstrzyma ludzi od rozpusty, powymierają całe rodziny… zmarnieją całe państwa…”.„Powiedz księdzu proboszczowi, aby w skromny, ale ognisty spo­sób, nie zaniedbał karcić rozpustników i rozpustnice. Niech upomina rodziców, aby się skromnie zachowywali wobec dzieci i czuwali nad ich postępkami w domu i poza domem i aby do domów nie wprowa­dzali gorszycieli.„Niech się potworzą stowarzyszenia niewiast i mężczyzn różnych stanów, ale jednego ducha, pod opieką Mojej Matki Niepokalanie Poczętej w celu tępienia rozpusty, a krzewienia cnoty czystości i bro­nienia jej. Kto Boga i Ojczyznę kocha, zaklinam go na Moje okrutne biczowanie i cierniem koronowanie, niech się stanie członkiem tego stowarzyszenia, niech sam strzeże cnoty czystości, a tępi rozpustę i drugich do tego zachęca… I tak uleczy Moje, nad wyraz bolesne rózgi”.Gdy Pan Jezus to mówił, zrobiło się dość cicho na placu, bo żydowska starszyzna zajęta była rozprawą u Piłata, (na co gawiedź zwróciła uwagę i jakby na chwilę zapomniała o na wpół tylko jesz­cze żywym Panu Jezusie), wywierając na niego nacisk, aby podpisał wyrok śmierci, wydany na Pana Jezusa przez arcykapłanów żydow­skich, bali się bowiem, aby Piłat nie uwolnił teraz Pana Jezusa.Kiedy Pan Jezus wypowiadał ostatnie słowa, nastąpiła cudow­na przemiana, cudowniejsza niż na górze Tabor. Ciało Pana Jezu­sa stało się jasne jak błękit nieba podczas pogodnej nocy. Rany przemieniły się w świecące gwiazdy, a im większa była rana, w tym jaśniejszą i większą gwiazdę się przemieniła; korona cierniowa na głowie przemieniła się w koronę złotą, drogimi kamieniami wysa­dzoną. Kolce cierniste korony przemieniły się w promienie sło­neczne. Trzcina w rękach przemieniła się w Krzyż błyszczący z na­pisem: „Krzyżem zamknąłem piekło, a otworzyłem niebo”. Płachta czerwona, brudna, okrywająca zranione Ciało Pana Jezusa, prze­mieniła się w jasny, przeźroczysty obłok, przez który widoczne były wszystkie gwiazdy okrywające Ciało Pana Jezusa. Kamień, na którym siedział Pan Jezus, przemienił się w tron kryształowy przybrany złotem, perłami i różnymi kamieniami. A mój najdroż­szy Jezus siedział na tym tronie w majestacie Króla, któremu niebo i ziemia są posłuszne, a w ręce trzymał błyszczący Krzyż, godło swej męki.W tej chwili zjawił się chór Aniołów ze Świętym Michałem Ar­chaniołem na czele. Święty Michał z głęboką pokorą upadł na kola­na i odezwał się w te słowa: „Jezu, najpotężniejszy nasz Królu! Dla pocieszenia Cię w Ogrójcu, byłem posłany przez Ojca Twego Nie­bieskiego; dziś staję przed Tobą w otoczeniu Aniołów dla oddania Ci czci, uwielbienia, miłości i powinszowania zwycięstw odniesio­nych dotąd nad piekłem i jego służalcami. Zwycięstwa ostatecznego oczekuje niebo i ziemia, oczekują dusze w otchłani będące”.„Zwycięstwo to jest już bliskie… O, jakże się radujemy! Twoje ubóstwione człowieczeństwo zostało sponiewierane przez zaślepio­ną Synagogę i przekupionych przez nią służalców piekła. Za to my przybyliśmy z polecenia Ojca Twego Niebieskiego, aby Cię uwiel­bić i uczcić najgłębszym hołdem. Padamy więc przed Tobą wszys­cy na kolana, schylamy pokornie czoła… i napełnieni najgorętszą miłością śpiewamy: „Królowi wieków Nieśmiertelnemu i Niewi­dzialnemu, samemu Bogu cześć i chwała na wieki wieków. Amen. Wychwalamy Cię, błogosławimy Cię… niech będzie Imię Twoje błogosławione teraz i na wieki wieków. Amen. Tyś jest początek i koniec, który był i który przyjdzie. Wszechmogący!… Wszystkie narody upadną do nóg Twoich, będą wysławiały Wszechmocność Twoją i Majestat Świętości Twojej, a nieprzyjaciele Twoi zostaną pohańbieni i zawstydzeni”.Po Aniołach, w takim samym porządku oddawali cześć Panu Jezusowi święci Starego Zakonu, wołając ze łzami w oczach, pod­nosząc ręce ku Jezusowi: „O, Panie, Królu i Wybawco nasz! My­śmy Cię z tęsknotą oczekiwali i wyglądaliśmy dnia, kiedy przyj­dziesz i otworzysz nam bramy otchłani. Spełniła się nasza nadzie­ja… Dziękujemy Ci za Twą Mękę, bo przez nią otworzysz naszą otchłań i wprowadzisz nas do nieba. O, bądź uwielbiony, bądź błogosławiony na wieki… Sława Twojego Imienia rozejdzie się po całym świecie i wszystkie pokolenia wielbić Cię będą i będą się bały Twojej potęgi. Nieprzyjaciele Twoi chcieli Cię poniżyć… Tyś skruszył ich pychę i pokazałeś im, że Tyś wszechmocny, co stwo­rzył niebo, ziemię i wszystko, co się na nich znajduje, że Tobie się należy wszelka cześć i chwała! Wszystkie narody, któreś stworzył przyjdą i pokłonią się Tobie, Panie…” Pan Jezus podniósł ręce i udzielił wszystkim błogosławieństwa.W tej chwili ocuciłam się… podniosłam się napełniona dziwną radością i zawołałam: „Wielbij duszo moja Pana… Wielbij Chry­stusa, Króla w koronie… i ucałowałam Krzyż stojący na stoliku przy łóżku dziękując Panu Jezusowi za to, co widziałam i słyszałam. – Udałam się na Adorację do Kościoła, po Adoracji do chorych”.Tamże, s. 72-77

 

Cyrenejczyk

Oprawcy prowadzili Go środkiem drogi, gdzie były wyboje i sterczały kamienie, a sami szli bocznymi ścieżkami. Trzymając końce powrozów opasujących Pana Jezusa, bezlitośnie je naciągali i szarpali Nim. Widziałam, jak Pan Jezus osłabiony głodem i upływem krwi, upadał pod Krzyżem, a Żydzi Go szarpali, kopali, bili i zmuszali do prędkiego powstania. Przy jednym takim upadku złamał sobie kość obojczykową po lewej stronie szyi, przy drugim rozbił sobie czoło nad okiem o kamień sterczący na drodze. Rana była na dwa cale szeroka, głęboka do kości, a Żydzi, zwłaszcza dorastające chłopaki, śmiali się i błotem ciskali na upadającego Zbawiciela.Przy następnym upadku już się Pan Jezus nie mógł podnieść… a oprawcy gwałtem zmuszali Go do powstania. Ach! Nigdy nie zapo­mnę spojrzenia Pana Jezusa na otaczający Go tłum ludu… w tym spojrzeniu wyczytałam nieopisany ból i skargę zbolałego serca: „O ludzie! Czy już w was zamarły wszelkie uczucia ludzkie? Czy serca wasze zamieniły się w twarde i zimne głazy?” Lecz w tym wejrzeniu wyczytałam i miłość dla wszystkich Go otaczających… Wy się nade Mną znęcacie, na śmierć Mnie prowadzicie, a Ja lituję się nad waszym zaślepieniem; Moją męką chcę was wykupić z niewoli szatana, obmyć was z grzechów i otworzyć Niebo Krzyżem, który Mnie przyciska. Oprawcy nie zrozumieli spojrzenia Pana Jezusa, ale ponieważ zbliżał się sabat i przed sabatem trzeba było wykonać wyrok śmier­ci, szukali człowieka, który by podniósł Pana Jezusa i jakiś kawałek drogi niósł za Nim Krzyż. Nadarzył się Szymon Cyrenejczyk, poga­nin, udający się do miasta w poszukiwaniu ogrodu do wydzierża­wienia – przytrzymano go i kazano mu podnieść Chrystusa. Chrys­tus spojrzał na niego – i spojrzenie to zrozumiał Szymon, poznał od razu tajemnicę Krzyża i rozkochał się w Panu Jezusie i stał się jego miłośnikiem. Widziałam, jak Go serdecznie podniósł z ziemi, otrząsnął z Niego błoto, a potem z radością wziął Krzyż na swoje ramiona i szedł obok Chrystusa, czerpiąc z Niego siłę…Słyszałam, jak mówił do Pana Jezusa: „Przepraszam Cię, Jezu, że za pierwszym żądaniem Żydów nie pospieszyłem Ci z pomocą, dopiero zmuszony przez nich przyszedłem, bom Cię nie znał. A te­raz poznawszy Cię w tak okropnym stanie i wśród ludzi tegoż samego co Ty narodu, któremu tyle dobrodziejstw wyświadczyłeś, a oni taką nienawiścią Cię otoczyli, że wymogli od Piłata pod­pisanie wyroku śmierci, na jaką skazują najniższego rzędu niewol­ników, a przed wykonaniem tego wyroku w tak nielitościwy spo­sób znęcają się nad Tobą, doszedłem do przekonania, że jesteś Bogiem ukrytym w ludzkim ciele… To moje przekonanie potwier­dził Twój wzrok, przenikający do głębi całą moją istotę. Wydawa­ło mi się, że Twojego Krzyża, który na mnie włożono, nie uniosę, a tymczasem łatwo go niosę, bo Ty, Panie, przy mnie idziesz. Nie odstępuj mnie, a do końca życia poniosę go z weselem…”Słysząc to wyznanie Szymona, rzekłam: „Dlatego Wielu stroni od Pana Jezusa, bo Go nie znają, ale gdyby przyszli pod Krzyż i spojrzeli w oczy ukrzyżowanemu Zbawicielowi, poznaliby Go i wszelkie krzyże, utrapienia, choroby i niepowodzenia znosiliby z weselem, gdyby szli obok Pana Jezusa i widzieli w Nim Boga w ciele ludzkim dla nich cierpiącego… O! nie narzekajmy w utra­pieniach, nie bluźnijmy, lecz jak Cyrenejczyk mówmy: »Nie od­stępuj mnie Panie, bądź mi towarzyszem w trudnej mojej piel­grzymce życiowej, a z weselem Krzyż ten poniosę«„…Cyrenejczyk byłby z ochotą niósł Krzyż za Panem Jezusem na samo miejsce ukrzyżowania, ale mu Żydzi nie pozwolili. Dopóki Piłat nie podpisał wyroku śmierci, Żydzi chcieli, aby Pan Jezus skonał przy biczowaniu, lecz gdy Piłat podpisał, nie chcieli, aby umarł na drodze, gdyż pragnęli Go widzieć przybitego do Krzyża na miejscu, gdzie tracili największych zbrodniarzy. Dlatego dali Mu pomocnika na krótką chwilę, by nabrał sił, a potem na nowo kazali mu dźwigać Krzyż, łoże śmiertelnej boleści, aby na nim życie zakończył. Cyrenejczyk na rozkaz Żydów oddał Krzyż Panu Jezusowi, ale pozostał Jego wyznawcą, za przykładem ojca poszli dwaj jego synowie: Aleksander i Rufus wszyscy trzej zostali chrześcijanami i dla Chrystusa męczennikami.„Gdy najdroższy mój Jezus leżał na ziemi, a Żydzi szukali pomocnika, sercem i duszą przeniosłam się ku Niemu i z najgłębszą pokorą uklękłam przed Nim, ucałowałam Jego ręce i nogi i ze łzami zapytałam: „Proszę Cię, mój najdroższy Zbawi­cielu, powiedz mi, za jakie grzechy cierpisz te okropne zniewagi?” „Dziecię moje, odpowiedział Pan Jezus, wiem, że nie ciekawość nasu­nęła ci to pytanie, lecz serdeczne współczucie dla Mnie i wola stanow­cza unikania grzechów, będących przyczyną fałszywego oskarżenia i wydania niesprawiedliwego wyroku. Przyczyną tego, jak i całej Mo­jej męki, są wszystkie grzechy, lecz szczególnie grzechy sądownictwa. Przyszedłem na świat zaszczepić wśród ludzi miłość Boga i bliźniego; wykorzenić nienawiść, zazdrość i wszelką złośliwość pogańską, przy­szedłem wprowadzić sprawiedliwość. A czy świat przyjął Moją naukę? Czy ustały kłótnie, nienawiść, zemsty i procesy?”„Gdzie jest sprawiedliwość w sądach, gdzie uczciwość u oskar­życieli, świadków i obrońców? Przekupstwa i fałsze spostrzegać się dają na każdym kroku. Skarżący piszą skargi przesadzone, a czę­sto fałszywe. Oskarżeni wszystkiemu zaprzeczają. Jedni i drudzy stawiają świadków przekupionych i często świadczących o tym, czego nie widzieli, a tylko od kogoś słyszeli, a co najgorsze, że to przy­sięgą potwierdzają całując Krzyż Mój kłamliwymi ustami. Obrońcy podejmują się bronić największych nawet zbrodniarzy, byle im zapłacili. Sędziowie nieraz, wbrew własnemu przekonaniu, wyda­ją wyroki. Sprawy przeciągają się bez końca, jeden drugiego chce koniecznie zniszczyć, zapominając o Moim upomnieniu: »0d-puść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom. Krzyki, jakie słyszałem na podwórzu Piłata, rozlegają się w sądach, a karczmy wtenczas przepełnione są pijanymi, ile przekleństw i bluźnierstw tam się wówczas popełnia?!„Za to cierpię fałszywe oskarżenia świadków przekupionych przez faryzeuszów; za to otrzymałem wyrok niesprawiedliwy. Jam wszystkie grzechy na siebie przyjął i za nie karę ponoszę”.„Powiedz księdzu proboszczowi, aby starał się ludziom często objaśniać ósme przykazanie Boskie i o ile może, powstrzymywał pro­cesy i niezgody w parafii i w rodzinach. Ty zaś pomagaj mu w tej pracy swoimi modlitwami, a ulżycie moim cierpieniom.Tamże, s. 81-84

 

Spotkanie z Matką

Dziś widziałam spotkanie Pana Jezusa z Jego Najświętszą Ma­tką w drodze na Kalwarię. Okropnie bolesne było to spotkanie. – Nie wiem, czy będę w stanie powtórzyć wszystko, co widziałam i słyszałam. Żydzi nie tylko Pana Jezusa znienawidzili i chcieli się Go pozbyć, lecz i tych wszystkich, co byli blisko Jego osoby. Najzłośliwiej patrzyli na Jego uczniów, Apostołów, Matkę Jego i kre­wnych. Zaraz przy pojmaniu Pana Jezusa widziałam, jak faryzeu­sze wysyłali na wszystkie strony opłaconych szpiegów z polece­niem, aby zwracali uwagę na przechodniów, zwłaszcza na męż­czyzn i podsłuchiwali, co mówią. Podejrzanych o sprzyjanie Panu Jezusowi kazali aresztować. Dlatego Apostołowie i uczniowie ro­zeszli się, pozostali tylko niektórzy, jak Jan i Piotr, ale szli z dale­ka, bojąc się, aby ich nie pojmano.Matka Najświętsza z boleścią serca pożegnała się z Panem Jezusem, gdy wychodził modlić się na górę Oliwną, pozostała z krewnymi w mieście. Pan Jezus nie wziął Jej ze sobą, bo jako arcykapłan Nowego Przymierza, gotując się do złożenia z Siebie Bogu Ojcu ofiary całopalnej, chciał być sam z Bogiem,” bez rodzi­ny. – Tym odosobnieniem chciał przypomnieć to, co powiedział w Świątyni Jerozolimskiej do Matki swojej: „Czy nie wiecie, że w tych rzeczach, które są Ojca mojego, potrzeba, abym był?” Matka Najświętsza pamiętała o tym, co wyrzekła do Anioła, zwiastujące­go Jej poczęcie i urodzenie Syna: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego… Zgadzam się z wolą Twoją, Ojcze Niebieski…” Pamiętała i o słowach Symeona, gdy Dziecię Jezus wziął na Swoje ręce i rzekł: „Oto ten przeznaczony jest na upadek i powstanie wielu w Izraelu, i na znak któremu sprzeciwiać się będą”, a zwróciwszy się do Matki Najświętszej, rzekł: „Duszę Twą własną przeniknie miecz”. Najświętsza Maryja Panna, wspo­mniawszy na te wszystkie słowa przyjęła z najgłębszą pokorą stra­szny cios, jaki Ją spotkał.Całą noc z czwartku na piątek widziałam Ją zatopioną w mo­dlitwie, słyszałam Jej westchnienia: „Ojcze Niebieski! Wybrałeś mnie na Matkę Syna Swojego, a teraz mi Go zabierasz… czynisz z Niego Ofiarnika i całopalną Ofiarę na przebłaganie Majestatu Twojego za grzechy całego świata. Jako służebnica Twoja zga­dzam się z Twoją wolą i chętnie Go oddaję, ale jako Jego Matka boleję bardzo, bo widzę okrutną Jego mękę. Nie byłam osobiście w Ogrodzie Oliwnym, gdzie Go pojmano, ale w duszy mojej wi­działam, co się tam działo. Widziałam Jego walkę wewnętrzną, lęk, krwawy pot spływający na ziemię. Widziałam, jak Go wiązali na dany znak przez Judasza, jak Go oprowadzano po ulicach miasta do niesprawiedliwych sądów, starozakonnych kapłanów: Kaifasza i Annasza. Słyszałam fałszywe oskarżenia i wyrok śmierci wydany przez Synagogę. Widziałam, jak Go sługa arcykapłana policzko­wał. Widziałam, jak Go skazano na całą noc ciężkiego więzienia, gdzie pospólstwo naigrawało się z Niego, biło Go i w straszny sposób znęcano się nad Nim… Widziałam Go dziś rano (w piątek), jak wyprowadzono Go z więzienia, skrępowanego powrozami. Wi­działam, jak prowadzono Go do Piłata, aby potwierdził wyrok śmierci, wydany przez Synagogę. Piłat nie znalazłszy w Nim winy, odesłał Go do Heroda, a ten kazał Go ubrać w białą szatę, ogłosić głupcem i odesłał z powrotem do Piłata, który kazał Go okrutnie ubiczować. Widziałam Go biczowanego, cierniami koronowanego, stojącego w kałuży własnej krwi… Chciałam tam pójść, podzielić mękę mojego Syna, ale mnie nie wpuszczono. Dusza moja zamie­nia się w morze boleści. Teraz prowadzą Go na śmierć krzyżową… Pójdę za Nim… On na krzyżu, a ja pod krzyżem będziemy umie­rać…”Te jęki duszy Matka Najświętsza powtarzała zalana gorzkimi łzami… Potem podniosła się bardzo osłabiona i poczęła wybierać się w drogę. Wzięła wierzchnie okrycie koloru granatowego, szyję owinęła dość długim szalem z cienkiego, lnianego białego płótna, głowę nakryła szafirową, cienką i dużą chustką. Twarz Jej była blada, wychudła, jakby po długiej, ciężkiej chorobie, zalana ob­fitymi łzami, przejęta strasznym bólem, ale pełna spokoju i godno­ści. Cała Jej postać miała w sobie coś nadziemskiego – oczu od Niej oderwać nie mogłam.Słysząc serdeczne westchnienia i bolesną skargę, patrząc na prześliczną, choć pełną boleści Matkę Syna Bożego, Jej Jedynaka i ja zapłakałam, upadłam Jej do nóg i błagałam, aby mi pozwoliła iść z sobą za Jezusem Krzyż dźwigającym. Matka Najświętsza położyła ręce na mojej głowie i rzekła: „Pójdź córko moja, ale kto nas poprowadzi? Ulice zapchane ludem… Syna mojego strzeże wojsko i służalczy faryzeusze z katami… Mamy trudność, lecz zdaj­my się na wolę Ojca Niebieskiego i miłość mojego Boskiego Syna, weźmiemy ją za przewodnika, a ona nas poprowadzi. Pragnę jesz­cze zobaczyć mojego Boskiego Jedynaka i pożegnać się z Nim”. Mówiła spokojnie, ale w Jej słowach był jakiś ogień zapalający serca, a z oczu Jej płynęły łzy, jak najpiękniejsze perły…Wtenczas nadszedł Święty Jan, który po pojmaniu Pana Jezu­sa, wrócił się do miasta, aby dać opiekę osieroconej, z boleści umierającej Jego Matce. Upadł Jej do nóg, ucałował ręce i rzekł: „Oto jestem, Matko Najświętsza, obmyśliłem ścieżkę boczną, któ­rą ominiemy ulice przepełnione tłumem i zabiegniemy drogę Panu Jezusowi, będzie to już za miastem w miejscu przestronnym”. Mat­ka Najświętsza ucałowała Świętego Jana w głowę i rzekła: „Syn mój wynagrodzi Ci to stokrotnie… Przeżyjesz wszystkich Aposto­łów, będziesz cierpiał prześladowanie i męki, ale umrzesz naturalną śmiercią. Przed śmiercią napiszesz księgi, broniące Bóstwa Mojego Syna i przepowiadające losy Kościoła”.Święty Jan, aby nie być poznanym, zmienił suknie, które miał w Ogrodzie Oliwnym podczas pojmania Pana Jezusa i zaraz wy­szliśmy z domu. Zbliżało się południe. Weszliśmy na ścieżkę pro­wadzącą poza miasto w stronę Kalwarii, na koniec ulicy, którą prowadzono Pana Jezusa. W drodze wszyscy troje płakaliśmy i modliliśmy się o łaskę spotkania Pana Jezusa. Matka Najświęt­sza pomimo wycieńczenia sił szła prędko.Zdziwiona tym objawem mocy fizycznej, rzekłam z pokorą: „Matko Najświętsza, skąd masz tyle sił, że idziesz tak prędko, ja bałam się, czy będziesz mogła przebyć tę ,drogę, bom Cię widziała przed wyjściem z domu bardzo słabą, a teraz widzę, że jesteś nie­zwykle mocna, bo tak szybko idziesz…” Pocałowałam serdecznie w rękę Matkę Najświętszą, przepraszając Ją za poufałość.Na to Matka Najświętsza spojrzała na mnie tak słodko i dob­rotliwie, że w tym spojrzeniu widziałam odbicie dobroci Najdroż­szego Jezusa. Po tym spojrzeniu nawiązała się serdeczna rozmowa. Matka Najświętsza dała mi taką odpowiedź: „Moc, jaką widzisz we mnie, daje mi miłość mojego Syna Jezusa. Kocham Go nad życie z dwóch względów – najpierw, że jest moim Bogiem, a Pana Boga przede wszystkim trzeba kochać i żyć jego miłością. Kto wierzy w Boga i miłuje Go serdeczną miłością, tego dusza nigdy się nie starzeje, zawsze pełna jest młodzieńczych porywów i zapału do szlachetnych czynów. Miłość Pana Boga nie tylko wiecznie od­mładza duszę, ale i siły ciała podtrzymuje, często ze starców czyni młodych, z dzieci i niewiast odważnych bohaterów”.„Drugim źródłem tych sił, jakie we mnie podziwiasz, to Naj­świętszy Sakrament, który przy Ostatniej Wieczerzy z rąk Najmil­szego mojego Syna przyjęłam. Ten Sakrament osładza mi gorzkość cierpień, łagodzi smutek duszy, goi rany serca, pokrzepia ciało i dodaje odwagi. Dzięki temu Sakramentowi zniosłam mężnie mę­kę, którą mój Syn poniósł i zniosę ją do końca nawet pod Krzyżem umierającego Syna, gdy Jego ciało zdjęte z Krzyża trzymać będę na moim łonie i gdy to ciało zostanie w grobie, a ja po Jego śmierci zostanę samiuteńka na świecie; i to mnie nie załamie, bo chleb żywota to pokarm niebieski dla duszy. Najświętszy Sakrament przyjęty na Ostatniej Wieczerzy, doda mi sił i utrzyma przy życiu… taką właściwość ma w sobie Najświętszy Sakrament.Dziwiłaś się, jak mój Syn mógł znieść te wszystkie katusze od chwili pojmania aż dotąd, gdy wytoczono z Niego tyle krwi, a Cia­ło jego poszarpano na strzępy, gdy nie dano Mu posiłku dla za­spokojenia głodu i ani kropli wody dla ugaszenia pragnienia, a je­szcze obciążono Go ciężkim Krzyżem; a On żyje i ma siły, by odbyć tę uciążliwą drogę. Widziałam Go i słyszałam, z jakim zapa­łem przemawia do matek jerozolimskich, jak by Go nic nie bolało. Zobaczysz Go, jak zawieszony na Krzyżu będzie głosił nauki. Tę siłę żywotną daje Mu Najświętszy Sakrament, który ustanowił sam podczas Ostatniej Wieczerzy. Mój Syn, chociaż był wśród tylu okropnych męczarni, z radością będzie odchodzić z tego świata, bo Go będzie wzmacniać i rozkoszą napawać to, że odnawiać się będzie pamiątka męki i śmierci Jego w Najświętszym Sakramencie, że w Nim do końca świata mieszkać będzie, że dusze, Krwią Jego odkupione, znajdą tu pokarm, ile razy godnie szukać go będą…Znajdą napój, ile razy spragnione przyjdą i z pokorą i czystym sercem zawołają: «Panie, daj mi pić z tej krynicy Miłosierdzia Twego» Córko Moja! Czyżbyś ty dotąd żyła i wśród różnych bied pokój duszy zachowała, gdybyś Najświętszego Sakramentu co­dziennie nie przyjmowała! Któż cię uleczył z ciężkiej, obłożnej cho­roby… Kto ci daje siły obchodzić chorych, jeżeli nie Najświętszy Sakrament?”„Z Najświętszego Sakramentu czerpali odwagę i męstwo Święci Męczennicy… i twoi rodacy, którzy, nie chcąc się wyrzec wiary i miło­ści Ojczyzny, byli skazani na wygnanie, na długie lata więzienia, a wielu na śmierć. Ci, co bywali u spowiedzi i posilali duszę Najświęt­szym Sakramentem, wszyscy wytrwali i nie dali się niczym przekupić. Jeszcze jedno źródło mojej siły, jaką podziwiasz – to miłość do Jezusa jako mojego Syna. Czegóż by to matka nie zrobiła dla dziecka. Matka, która ma serce prawdziwej matki, wszystko poświęci dla dzie­cka swego, nawet życie. A która to matka może poszczycić się takim Synem jak ja, moim Jedynakiem, Jezusem? Takiego Syna nie było, nie ma i nie będzie. – Otóż miłość moja dla Niego, ze słabej istoty, przemieniła mnie w niezwyciężoną bohaterkę.O, gdyby ludzie ukochali Boga nade wszystko i Syna, Jego Jezusa Chrystusa, który za nich się poświęcił! Gdyby do Najświęt­szego Sakramentu często i godnie przystępowali, mieliby siłę do zwalczania złego, żyliby cnotliwie – w przeciwnościach byliby cierpliwi, a w pomyślności pokorni – szliby za Chrystusem, jak my teraz idziemy i doszliby za Nim do Królestwa wiecznego, które On swoim Krzyżem otworzy”.Przy tej rozmowie duchowej doszliśmy do miejsca, gdzie spo­dziewaliśmy się spotkać Pana Jezusa. – Tu było prawie pusto. Zatrzymaliśmy się. Po chwili nadszedł Pan Jezus schylony pod cię­żarem Krzyża. Straż już była znużona, więc mało zwracała uwagę, kto zbliża się do Pana Jezusa. Wtedy Matka Najświętsza prędko podbiegła do Niego, wyciągnęła wychudzone ręce, białe jak śnieg, podniosła załzawione oczy, i na wskroś przenikającym głosem za­wołała: „Synu mój i najdroższy Boże Wszechmocny! Miłość Twoja mnie tu przyprowadziła… aby się z Tobą przed śmiercią pożegnać. Już niedługo znikniesz mi z oczu, jedyna moja pociecho!”Schylony Pan Jezus wyprostował się i równie ze łzami zawołał: „O, Matko moja! Jakże Ci jestem wdzięczny za ten dowód miłości macierzyńskiej”. Chciał mówić dalej, ale żołnierze i faryzeusze ob­stąpili Go i poczęli krzyczeć: „Tyś skazaniec, więc Ci nie wolno porozumiewać się z rodziną!” – i gwałtownie pociągnęli Pana Jezusa w dalszą drogę. A gdy matka Najświętsza chciała iść za Nim, odepchnięto Ją i biedna upadła. Pan Jezus to widział… i głoś­no ze łzami zawołał: „O, biedna moja Matko, któż Cię podniesie? Ci ludzie, co mnie otaczają, nie mają serca, nie puszczą mnie do Ciebie! Nie mogę Ci dać pomocy”.W tej chwili podbiegł Święty Jan, podniósł ją i na rękach od­niósł na wolne miejsce, ucałował jej ręce i ze łzami rzekł: „Matko droga! Ja Cię do samej śmierci nie odstąpię… Ty będziesz moją Matką, a ja Ci będę synem – jestem pewien, że Chrystus to za­twierdzi”.Brutalne obejście się faryzeuszów z Panem Jezusem i Jego Mat­ką okropnie mnie zabolało, zaczęłam głośno płakać i wołać: „Boże Sprawiedliwy! Ukarz zbrodniarzy za zniewagę wyrządzoną Twoje­mu Boskiemu Synowi i Jego Matce”. Wówczas się ocuciłam, wyję­łam z książki obrazek Matki Bolesnej, ucałowałam go i odmówi­łam: „Zdrowaś Maryjo, boleści pełna, módl się za grzeszników, krzyżujących Twojego Syna i raniących Twe Serce, aby się szczerze nawrócili i pokutowali. Amen”.Tamże, s. 88-94

 

Wygląd Matki Bożej

Twarz Matki Boskiej była nieco ściągnięta i jakby ogorzała od słońca, pełna jakiegoś nadziemskiego wesela, oczy niebieskie na wskroś przenikające, włosy blond, ręce i stopy drobne i nadzwyczaj kształtne. Cała postać była tak piękna, że z żadną pięknością przed­stawianą przez najzdolniejszych malarzy ani spotykaną w naturze, wśród żyjących, klasycznych piękności porównać się nie da. Jej pię­kność tym bardziej zachwycała, że miała jakąś nadzwyczajną powa­gę majestatu, połączoną z niesłychaną prostotą i naturalnością, bez żadnych pretensji. Jej powierzchowność zmuszała do głębokiego uszanowania i zarazem wzbudzała zaufanie bez granic i dziwnie pociągała ku Sobie. Była to piękność niebiańska, na określenie któ­rej brak słów. Twarz Jej trochę inaczej wyglądała w chwilach rados­nych, aniżeli w chwilach smutnych i bolesnych, ale to Jej piękności niebiańskiej nie zmieniało, zawsze była „najjaśniejsza nad słońce i najśliczniejsza nad gwiazdy” jak pieśń kościelna opiewa.Tamże, s. 109-110


Sens niewoli

Dostaliście się do niewoli wskutek niezgody wewnętrznej i sprzedajności wielu waszych rodaków. Rozebrali was na kawałki, ale Pan Bóg na moją prośbę tego rozbioru nie zatwierdził. Zbli­ża się czas, gdy Sprawiedliwość Boska upokorzy chciwość waszych zaborców, tępicieli wiary katolickiej i nabożeństwa do Serca mo­jego Syna. Oni upadną, a Polska na moją prośbę będzie wskrze­szona i wszystkie jej części się złączą. Ale strzeżcie wiary i nie dopuszczajcie się niedowiarstwa… zdrady, niezgody i lenistwa, bo te wady mogą ją na powrót zgubić i to na zawsze.Tamże, s. 111.