O nasłonecznieniu słów i pożytkach z przycinania
O tym, jak bogate potrafią być słowa, wie wielu, nie tylko amatorów dobrej literatury, jak bogata potrafi być przyroda – nie tylko entuzjaści flory. Piękne w swych formach, „kwiecistości”, postaciach i detalach. Tym razem interesuje nas nie tyle obfitość kwiatów, czy liści, lecz owocowanie. Oczywiście są tacy, którzy poprzestają na zachwycie przy pąkach kwiatowych czy liściowych, nie znając czasu owocowania. Gdy zatrzymujemy się przy drzewach naszych słów, odkrywamy z radością, że nie mamy większych problemów, by z jednego słowa obudzić trzydzieści, sześćdziesiąt, czy sto kolejnych słów, ale nie jest to plonowanie, o którym mówi Chrystus. Co zatem zrobić, by siłę witalną słów skoncentrować na wzroście i owocowaniu, a nie na rozpraszaniu? Bardzo pouczająca jest definicja owocowania: to przekształcanie zalążni i dna kwiatowego w owoc. Mamy w naszym odniesieniu zarówno zalążnię słowa, jak i kwiat słowa. Czy zatem kwiecistość słów służy owocowaniu? Jest ciekawą sprawą, że najlepiej owocują drzewa stojące na obrzeżu drzewostanu, gdyż mają najwięcej słońca, zapewne w odróżnieniu od tych, co sadzają się w jego centrum. Inną ciekawostką jest to, iż na glebach żyznych drzewa później owocują, niż na ubogich. Otwiera się nam tu duchowe rozumienie, że ubóstwo sprzyja owocowaniu. Niektóre, jak maliny, najlepiej czują się na ziemiach ubogich, V czy VI klasy.Aby przynieść owoc należy poddać się starannej pielęgnacji, a przycinanie odrostów, powoduje, że owoce bywają większe. Duchowość słynie z „przycinania” słów, powstrzymywania się od „zbędnej” czy „nadmiernej” obecności, która chce wszystko wokół zakrzyczeć. Dla wielu ogrodników problemem jest owocowanie naprzemienne, tzn. po obfitym roku można w następnym nie zebrać prawie nic. Sztuką jest niedopuszczanie do zbytniego owocowania w czasie obfitości. Dotyczy to nade wszystko słów. A te nadużyte, wracają po swą zapłatę… W gęsto sadzonych sadach powszechnie wykonywane jest tak zwane cięcie odmładzające. Polega ono na wycinaniu małych gałązek, pozostawianiu jedynie tzw. przewodnika, a następnie zaszczepieniu w nich (na zraz) nowych, młodych gatunkowo lepszych gałązek. Takie uszlachetnianie świata naszych słów byłoby na wyraz wskazane. Nowy człowiek używa przecież nowego języka, a zatem tkwi całym swym słowem w zbawczym sensie przekazu… Niektórzy, aby przyspieszyć owocowanie, zamiast obcinania gałęzi, stosują przyginanie „do dołu”. Soki pracują lepiej. Aż narzuca się logika pokory, która umiłowała sobie „przygięte” trwanie, bo być blisko ziemi, znaczy też być blisko życia. Słowa zaś plecione z wątkami życia owocują prawdą, a jej rozsady, we wspólnocie. Bez prawdy nie ma ani wspólnoty słów (języka), ani wspólnoty osób. Nie można dopuszczać by słowa owocowały kłamstwem, a wspólnoty spotykały się we wspólnocie kłamstw.Z teorii upraw wiadomo, że drzewa lekkonasienne owocują częściej, ciężkonasienne – rzadziej. Lecz lekkie bywa i zwiewne, ciężkie zaś mocniej zakorzenia. Słowu owocującemu nie przystoi lekkomyślność, ani zbytnia łatwość przyswajania. Okazjonalne, tracą barwę następnego dnia, płowieją, marnieją, deptane szybkim czasem. Słowu przystoi trwałość. Wreszcie, każdy owoc nosi w sobie zarodki przyszłego życia. Nie ogranicza się do siebie, jest wyprowadzany w przyszłość, otwarty w nasionach, pestkach, czy ziarnach na to, co życiodajne: słońce i wodę. Wypada zatem życzyć słów nasłonecznionych, i nasączonych wodą, by niosło to owocowanie miłościwe i przyjazne.