Problemy teologiczne medytacji
Modlitwa wypływająca z wiary
Religie Wschodu pojawiają się bardzo przyjaźnie, jako „ciekawa” propozycja również dla katolików, uprzejmie komunikując o swej „neutralności” religijnej. To, co zawierają pokrywa się znakomicie z wrażliwością zachodniej kultury i mogą stanowić żywą odpowiedź na jej poszukiwania. Zwłaszcza buddyzm chce być propozycją pewnej religii laickiej, która uznaje świętość życia, ale nie potrzebuje struktur religijnych, ani pojęcia Boga. Wnosi sakralność, lecz nie jest to sakralność typu religijnego. Taki punkt widzenia współbrzmi z nurtem laickim wielu intelektualistów oraz kryzysem autorytetu, obecnego również w Kościele. Panorama dzisiejszej mentalności religijnej rozciąga się pomiędzy gnostycyzmem a agnostycyzmem, pomiędzy dwoma różnymi intelektualizmami religijnymi. O ile gnostycyzm jest propozycją zbawienia o własnych siłach, i dlatego nie jest Bóg konieczny, tak agnostycyzm wyraża marginalność Boga, życie bez Jego potrzeby. W obu przypadkach rozum ludzki „rozsądnie”, można by rzec z pełną kulturą, wyklucza konieczność istnienia Boga. Propozycje Wschodu wydają się znakomicie współbrzmieć z tego typu przekonaniami. Mocny atut wschodnich propozycji stanowi tolerancja: bez dogmatów, bez bogów, bez ekskomunik, bez aktów wiary (akt wiary w buddyzmie jest równie dziwny jak modlitwa do bogów w starożytnej Grecji). Tego typu zjawiska intelektualne i poglądy powodują zamieszanie dryfujące w kierunku synkretyzmu religijnego. Dalekowschodni propagatorzy medytacji pojawiając się na Zachodzie eksponują ideę uniwersalizmu, zacierania różnic, wzajemnej akceptacji religijnej i społecznej, coś, w co można dobrze ubrać w american way czy też w sztampę globalizacji.Modlitwa wypływa z wiary i vice versa tak, że obydwie w istotny sposób wypełniają przestrzeń pomiędzy Bogiem i człowiekiem. Jeżeli Bóg jest nieczytelny, bądź Jego żywa obecność jest wątpliwa, człowiek w taki sposób kształtuje swą wiarę, że sam staje się przedmiotem własnych wierzeń i gotów jest sam sobie oddawać cześć. Teologia zostaje zastąpiona antropologią. W rzeczy samej należy w miarę możliwości dokładnie określić, jaki jest Bóg modlitwy i jaki jest sposób nawiązywania z Nim relacji. Konkretne wyjaśnienia dotyczące natury Boga, stworzenia, odkupienia i życia wiecznego porządkują modlitwę i jednoczenie stanowią jej zasadniczą treść.Odnośnie do treści wiary chrześcijaństwo ma swe oczywiste prawdy odrębne od religii Wschodu[1].
W naszym temacie na podkreślenie zasługuje bardziej postawa wiary niż sama jej treść. Nasza Święta dzieli się poprzez swe pisma wielką odpowiedzialnością za swą wiarę i miłością do niej. Modlitwa jest drogą do prawdy, nie do jej zamazywania. Teresa pisze, że na wyższych stopniach rozwoju duchowego dusza tak mocno [zostaje] utwierdzona w wierze…, że gotowa by, rzekłbyś, zdławić i rozszarpać wszystkich czartów w obronie jednej najmniejszej z prawd, jakie Kościół podaje (Ż 25, 12).Św. Teresa wypowiadając słowa o modlitwie przywołuje obraz spotkania przyjaciół. W tym samym kluczu konstytucja dogmatyczna Dei verbum mówi o naturze objawienia niewidzialnego Boga: Bóg w nadmiarze swej miłości zwraca się do ludzi jak do przyjaciół (por. Wj 33, 11; J 15, 14-15) i obcuje z nimi (por, Ba 3, 38), aby ich zaprosić do wspólnoty z sobą i przyjąć do niej (nr 2). Modlitwa w swej istocie pozostaje w ścisłym związku z dziełem zbawienia, z najgłębszą racją samej wiary.
Pomiędzy Stwórcą i stworzeniem
W obrębie naszego tematu na uwagę zasługuje relacja do Boga, a w niej kilka kwestii, które zasadniczo współtworzą klimat medytacji. Po pierwsze, stosunek człowieka do Boga, po drugie, możliwość osiągania przez człowieka celów religijnych.Wiara poucza o nieprzekraczalnym dystansie pomiędzy stworzeniem i Stwórcą, uświadamiając prawdę o łasce, jako jedynej możliwości zbliżenia się do Pana. W niechrześcijańskich formach medytacji zaciera się różnicę pomiędzy tym, co boskie, a tym, co ludzkie, doszukując się wspólnej pierwotnej postawy dla całej rzeczywistości. Jednak z naciskiem należy zaznaczyć, że boskie i ludzkie „ja” nie spotykają się na tym samym poziomie. Modlitwa nie może być partnerstwem typu ontologicznego. Jest zaproszeniem do przyjaźni ze strony Boga, który działa w tajemnicy swego miłosierdzia. Św. Teresa na początku modlitwy zaleca uświadomić sobie prawdę, kim jest Bóg, a kim jest modlący się. Nasze całe tu działanie zasadza się na tym, – pisze w Twierdzy wewnętrznej – byśmy stawali przed Bogiem jak ubodzy i żebracy przed wielkim, bogatym monarchą, a zaniósłszy prośbę naszą, z oczyma spuszczonymi pokornie wyglądali zmiłowania Jego (T IV, 3, 5). Powyższemu wypaczeniu towarzyszy inne, tzw. instrumentalizacja Boga. Sekunduje temu demokratyzacja życia oraz pewna mentalność wyrosła na zachwycie możliwościami człowieka, co można by nazwać swego rodzaju cywilizacyjną pychą. Przejawia się to w roszczeniach religijnych i postawach, które w praktyce prowadzą do rozumienia Boga, jako towarzysza sukcesu i kogoś, kto ten sukces ma zapewniać i osłaniać. Modlitwa takiego człowieka skupia się na instrumentalnym pozyskaniu Boga do swych osobistych celów. Św. Teresa z wielką cierpliwością pisze: Nie, siostry moje, nie o sprawy tego świata troszczyć się mamy. Uśmiech politowania ale i smutek mnie ogarnia, gdy widzę, jakie to interesy ludzie nam polecają, byśmy o nie prosiły Boga, o powodzenie w rzeczach doczesnych, o pomyślne zakończenie procesu, o nabycie czy zachowanie majątku, kiedy wolałabym raczej, by prosili Boga o łaskę podeptania tego wszystkiego. Intencję mają dobrą i dlatego, czyniąc zadość ich żądaniu, polecam Bogu te prośby, ale czuję to, że w takich rzeczach Bóg nigdy mnie nie wysłuchuje (DD 1, 5).
W drugiej kwestii należy zaznaczyć, że człowiek nie posiada żadnego narzędzia, by mógł zbliżyć się do Boga czy osiągnąć zbawienie. Jedynie Bóg jest autorem zbawienia, jest źródłem duchowego życia i poszczególnych łask, a człowiek może je przyjąć jako dar w głębokiej wdzięczności i pokorze. Na tle zarysowanej antropologii religii Wschodu powstaje określona mentalność, którą można krótko zdefiniować jako pokusę samozbawienia, w której człowiek posługuje się medytacją do uzyskiwania kolejnych stopni duchowych i w ten sposób o własnych siłach może osiągać duchowe cele. Gwarantuje to sama technika i proces medytacji. W duchowości chrześcijańskiej jako podstawowy, pojawia się wymiar łaski – niezasłużonego dostępu do Boga. Człowiek jest nieświadomy bożego działania, gdyż jest, jak to określa Teresa – własnymi czynami zaślepiony (Ż 38, 3). Świadomość wymiaru łaski winna towarzyszyć każdemu spotkaniu z Bogiem. Teresa swym rzeczowym, kobiecym językiem podsumowuje: Co do mnie nie mieści mi się w głowie, by ludzkie starania i sposoby mogły się przydać na co w takich rzeczach, w których snadź Boski Majestat Pana zakreślił granice nieudolności naszej… (T IV, 3, 5).
Doświadczenie i wiara
W tej dziedzinie można jeszcze wskazać na problem, który można sformułować jako modlitewne przeżywanie wiary, jej doświadczanie. Medytacja jest częścią życia religijnego, która dostarcza przeżyć, pewnego rodzaju intuicji czy też uczuciowego doświadczenia obecności Boga. W niektórych środowiskach niestety za bardzo akcentuje się uczuciową stronę modlitwy, tak, że mamy do czynienia z nieproporcjonalnym do samej wiary akcentowaniu doświadczenia.Problem formułuje się w dwojaki sposób: następuje swoiste uzależnienie od doświadczeń, oraz na podstawie jakości doświadczeń wysnuwa się wnioski o rozwoju duchowym. Uzależnienie od doświadczeń dowodzi przerostu psychologicznych aspektów modlitwy nad jej treścią teologiczną i powodowany jest głodem doświadczenia. Ten ostatni może się pojawić jako próba zaradzenia wewnętrznej pustce egzystencjalnej rodzącej się z wypłukanej z wartości kultury nastawionej wybitnie konsumpcyjnie. Uzależnienie, a więc przede wszystkim intensywne pragnienie duchowych doświadczeń doprowadza samą istotę modlitwy do ruiny, ponieważ człowiek zachłannie skupia się na sobie, traktując samą modlitwę jako źródło pozytywnych wrażeń. Jeżeli ich brakuje, brakuje jednocześnie motywów do modlitwy. Należy przypomnieć, że istotą modlitwy jest złożenie ofiary miłej Panu, a nie czerpanie z niej psychologicznej satysfakcji. Św. Teresa zaleca, by nie zabiegać o nadzwyczajne doświadczenia: najpewniej ich dostąpi ten, kto się o nic nie stara (T IV, 2, 9) i podaje pięć zasadniczych powodów[2]. Specyficznym przypadkiem w tej dziedzinie jest dążenie, by za pomocą technik medytacyjnych umożliwić sobie dostęp do nadnaturalnych mocy i właściwości wykraczających poza horyzont normalnych możliwości człowieka. W tej dziedzinie można mówić o medytacji już nie jako o akcie uwielbienia Boga, ale jako o zapewnieniu dopływu niezwykłych mocy, które chronią człowieka we współczesnym świecie.Odmiennym problemem jest kierowanie się pewnymi przeżyciami i ich interpretacją, by uzasadnić czy odczytać stan duchowego rozwoju. Wynika to z przekonania instruktorów metod dalekowschodnich, że stosowanym technikom towarzyszą określone zjawiska świadomościowe, co interpretuje się jako osiągnięcie pewnego statusu wtajemniczenia. Duchowość chrześcijańska daleka jest od błędu typowych dla messalian (IV w.) czy hiszpańskich alumbrados z czasów św. Teresy z Avila, które to oceniały rozwój duchowy wprost proporcjonalnie do intensywności przeżyć mistycznych.
Indywidualizm a postawy eklezjalne
Pogłębiona forma medytacji prowadzi do uświadomienia sobie faktu, że człowiek modlitwy żyje pośród innych modlących się, odkrywa społeczność Kościoła. Eklezjalny wymiar medytacji przywołuje szczególną relację do ludzi – odpowiedzialność za ich zbawienie. Znaczy to, że modlący się nie żyje dla siebie, ale miłość jego spontanicznie ogarnia Kościół. Św. Teresa pisze w Księdze fundacji jak podtrzymywała pragnienie zbawienia dusz i wzrostu Kościoła: z każdym dniem rosły we mnie gorące pożądania przyczynienia się w czymkolwiek do zbawienia jakiej duszy (1, 6). A w Drodze doskonałości zostawia ślad swej niezwykłej miłości: Cóż mi to, choćbym miała pozostać w czyśćcu aż do dnia sądnego, jeśli tylko moją modlitwą choć jednej duszy wyjednam zbawienie (DD 3, 5).
Ostatecznie logika medytacji musi się pokrywać z logiką życia Kościoła i sytuować się w ramach jego misji, a misją tą jest wspólne zbawienie. Taka postawa przeciwstawia się indywidualistycznej koncepcji modlitwy i ześrodkowaniu na własnych potrzebach. Świat własnych potrzeb może wypłukiwać istotne cele medytacji, do których należy poznanie Boga i Jego tajemnic, oraz uczestniczenie w nich. Modlitwa nie może być zamknięta, ograniczona do własnego świata. Teresa niejednokrotnie widzi wielkie zagrożenia z tytułu jedynie doczesnych spraw, z jakimi ludzie przychodzą do furty. Miłość, jaka ożywia medytację dąży do przezwyciężenia prywatności w tym nieeklezjalnym znaczeniu.Właściwa formacja modlitewna uwypukla jeszcze jeden istotny problem związany z Kościołem – akceptowanie pośredników. W niektórych formach medytacji istnieje źle pojęta kategoria bezpośredniości. Medytujący uważa, że spotyka się z Bogiem czy też z bóstwem bezpośrednio i nie potrzebuje do tego żadnych pośredników. Mistrzowie modlitwy z wielkim naciskiem przypominają, że pierwszym pośrednikiem jest Chrystus, a także słowo Boże, kapłani, wydarzenia, gdyż przez nie rzeczywiście działa Bóg dla dobra człowieka. Teresa pisze: Z wielkim upodobaniem Bóg spogląda na duszą, która z pokorą bierze sobie Jego Syna za pośrednika i mocno Go miłuje (Ż 22, 11).
Droga człowieczeństwa Chrystusa
Modlitewne zaangażowanie człowieka wywołuje czasami problem stosowania wyobraźni czy pojęć na medytacji. Powstaje pytanie, na ile angażować się w obrazy i jak kształtować wyobraźnię. Jest to istotne, gdyż niektóre metody wschodnie korzystają z tzw. wizualizacji, bądź też proponuje się bezpojęciową medytację pustki.Teresa z Avila spotkała się na swojej drodze duchowej z ruchem kontemplacyjnym o silnym zabarwieniu platonicznym, który uważał, że w czasie modlitwy należy unikać jakichkolwiek obrazów, a karmić się jedynie czystą boskością. (Oni) usilnie zalecają jej [duszy] oddalanie od siebie wszelkich wyobrażeń zmysłowych, a wznoszenie się do duchowej kontemplacji Bóstwa. Mówią bowiem, że wszelkie zmysłowe wyobrażenia, chociażby samego Człowieczeństwa Chrystusowego tym, którzy już tak daleko postąpili, sprawią skrępowanie i przeszkodę do doskonałej kontemplacji (Ż 22, 1)… Przekonanie to, moim zdaniem jest błędne (Ż 22, 2). W Twierdzy wewnętrznej dodaje: Raz jeszcze zapewniam was, córki, takie stronienie od świętego człowieczeństwa, jakby od jakiej do nabożeństwa przeszkody, jest drogą bardzo niebezpieczną… (T VI, 7, 14).
Teresa broni do końca drogi człowieczeństwa Chrystusa, a więc i roli wyobraźni i zmysłów na modlitwie. Porzucenie człowieczeństwa jest dla niej porzuceniem bożej drogi. Niezmiernie na tym zależy, abyśmy póki żyjemy w tym ludzkim ciele, mieli przed oczyma Chrystusa Pana w ludzkiej Jego postaci (Ż 22, 9). Jeżeli człowiek nie opiera swej drogi na człowieczeństwie Chrystusa pozostaje w czasie modlitwy zawieszony w powietrzu i nie ma się na czym oprzeć (por. Ż 22, 9)[3].
Należy mieć na uwadze, że w bezwyobrażeniowej medytacji istnieje niebezpieczeństwo rozpłynięcia się pojęcia Boga. Medytacja chrześcijańska, jak zwraca uwagę kard. Ratzinger w swoim słowie dołączonym do Listu o niektórych aspektach medytacji chrześcijańskiej nie jest pogrążeniem się w bezosobowej atmosferze boskości, bezkształtnej otchłani bez oblicza,[4] ale wychowywaniem do przyjaźni z Bogiem o ludzkiej Twarzy. Medytujący chrześcijanin pragnie dzięki pracy wyobraźni upodobnić się do Chrystusa, nosić Go w sobie, a jednocześnie wychować sobie religijną wyobraźnię. Te same mechanizmy upodobnienia pojawiają się w każdym innym procesie religijnego wyobrażania sobie czegoś. Znane są z niektórych technik medytacyjnych wizualizacje świątyń, zwłaszcza w buddyjskich medytacjach tzw. przyjmowanie schronienia, wizualizacji światła czy energii[5]. Należy zdawać sobie sprawę, że upodobnienie ma charakter zależności. Chcąc należeć do Chrystusa, z Nim wiążąc wyobraźnię, człowiek jednocześnie pogłębia zależność od Boga i dyspozycyjność wobec Jego woli. Pojawia się niebezpieczeństwo typu duchowego, jeżeli człowiek medytując uzależnia się od istot i energii, których nie zna. Dla Teresy są to omamy i podstępy szatana.
Przeszkody medytacji: grzech czy niewiedza?
Porównując medytacje chrześcijańską z niechrześcijańskimi należy podkreślić istotną różnicę w zakresie inicjacji i ich rozwojem. W modlitwie chrześcijańskiej główną przeszkodą jest grzech, a więc sytuacja zerwania więzi z Bogiem. Człowiek wydobywa się spod dominacji grzechu i wzmacnia duchowe dobro, by coraz bardziej być zdolnym do miłości Boga. Można tu przywołać znane słowa Doktora Kościoła: Modlitwa nie polega na tym, by wiele rozmyślać, ale by wiele miłować (Ż 9, 5).
Z drugiej strony modlitwa wzmacnia bojaźń Bożą. Dusze rozmodlone Bóg tak mocno trzyma przy sobie, iż w całym postępowaniu widać usilną troskę i obawę, aby Go w czymkolwiek nie obraziły. I nie ma takiej ponęty na świecie, która by zdolna była je skłonić do popełnienia świadomie grzechu powszedniego (DD 41, 1).
Natomiast we wschodnich koncepcjach napotykamy niewiedzę jako źródło nieszczęścia człowieka. Otrzymanie prawdziwego poznania i przebudzenie właściwego stanu świadomości stanowi rozwiązanie i jednocześnie cel medytacji. Należy dodać, że idea niewiedzy współbrzmi i rezonuje w czymś, co można by nazwać sferą informatyczną. Ludzie Zachodu w dobie technologii informatycznej podsycając wrażliwość na wiedzę wraz w wyrosłymi na tym tle kompleksami, skłonni są powierzać się kompetentnym osobom, którzy „wiedzą” (know how) i mają dostęp do „tajnych” informacji. Medytacja stanowi wtedy klucz do wchodzenia na teren zastrzeżony dla wybranych. Wnosi posmak elitaryzmu i ekscytowanie się niezwykłą wiedzą, zastrzeżoną dla niewielu. Jest również obce mentalności eklezjalnej. Modlitwa nie dotyczy poznania, w gnostycznym sensie tego słowa, jako wejścia w tajemnice, ale na rozpaleniu miłości. To wypływa zupełnie z innego rodzaju postawy. Takie czuje w sobie pragnienie chwalenia Pana, że chciałaby wniwecz się obrócić i tysiąc razy umrzeć dla Niego. Zatem i powstaje w niej żądza nieugaszona wszelkich jak najcięższych cierpień i krzyżów i zapał spotęgowany do pokuty, i pociąg niepowstrzymany do samotności, i pragnienie, by wszyscy znali i miłowali Boga, i ból serdeczny na widok jego obrazy (T V, 2, 7). Medytacja stanowi ważny element dojrzewaniem do tego rodzaju apostolstwa.
[1] W religiach Wschodu Bóg pojawia się jako bezosobowy Absolut lub jako bliżej nieokreślona boskość wszechogarniającej Jaźni (bez atrybutów), która może być przyjęta jedynie przez wewnętrzną negację, przy czym idea osoby jest tu ograniczeniem, które należy pokonać. Stworzenie jest częścią Boga, jego emanacją, oparte o prawa wiecznego powrotu. Boskość schodzi do człowieka w postaci kolejnych wcieleń (avatara). Zbawienie polega na przerwaniu łańcucha wcieleń (samsara) i osiągnięciu wyzwolenia (moksa) w rozpłynięciu się w nieskończonej Jaźni. Por. Quadro sinottico, w: La mistica e le mistiche. Il nucleo delle religioni e discipline spirituali, Cinisello Balsamo 1996, s. 778-787. [2] Naprzód dlatego, że pierwszym warunkiem do osiągnięcia ich jest czysta i bezinteresowna miłość Boga. Po wtóre dlatego, że zawsze to będzie trochę za mało pokory, jeśli kto sobie wyobraża, że za takie małe i nędzne posługi, jakie my możemy oddać Bogu, zdoła osiągnąć rzecz tak wielką. Po trzecie, że prawdziwe do otrzymania podobnej łaski przysposobienie zasadza się na tym, byśmy pomnąc na to, że bądź co bądź jesteśmy grzesznikami i po wiele razy obraziliśmy Boga, pragnęli nie używać smaków i rozkoszy, ale cierpieć dla miłości Pana i naśladować Go. Po czwarte, że Bóg nie zobowiązał się udzielać nam tych łask nadzwyczajnych, tak jak w nieskończonej dobroci swojej zobowiązał się dać nam chwałę wieczną, jeśli zachowamy przykazania Jego; łaski te nie są konieczne do zbawienia, a On najlepiej wie, czego nam potrzeba i co nam pożyteczne i zna, kto Go prawdziwie miłuje. Jakoż wiem o tym i znam dusze takie, które idą tą drogą miłości, a każdy nią iść musi, kto pragnie służyć jedynie Chrystusowi ukrzyżowanemu, że nie tylko nie pragną smaków i rozkoszy ani o nie Pana nie proszą, ale przeciwnie, błagają Go, by im, póki żyją, łask takich nie dawał; prawdziwie tak jest, jak mówię. Po piąte na koniec, że starania nasze byłyby daremne dlatego, że ta woda smaków niebieskich nie daje się, tak jak tamta woda pociech duchowych, sprowadzić za pomocą wodociągu, więc póki źródło, którym jest Bóg, wydać jej nie chce, na próżno tylko trudziłybyśmy się nad jej dobywaniem. To znaczy innymi słowy, że jakkolwiek byśmy przedłużały rozmyślania nasze i wysilały się, i łzami zalewały, nigdy z tych usiłowań naszych woda ona nie wypłynie; Bóg sam tylko ją daje, komu chce, i daje ją częstokroć w chwili, kiedy dusza najmniej się tego spodziewa (T IV, 2, 9). [3] Doprawdy, niepodobna mi przypuścić, by która dusza pobożna zdolna była tak się świadomie i rozmyślnie oddalić od wcielonego Boga swego, a którzy tak radzą, ci chyba sami nie wiedzą, co mówią i szkodę wielką i samym sobie, i drugim wyrządzają. Za to przynajmniej ręczę, że tacy nie wejdą do tych ostatnich dwu mieszkań, bo opuściwszy przewodnika, którym jest Jezus najsłodszy, jakże mogą iść naprzód? Wielkie to już szczęście, jeśli choć w dalszych mieszkaniach zdołają bezpiecznie się utrzymać. Sam Pan nam mówi, że On jest drogą… (T VI, 1, 6). [4] Za: W. Słomka, Medytuję więc jestem, Łódź 1992, s. 215. [5] Przykład typowej medytacji Trzech Świateł opracowana przez Karmapę XVII: I. Koncentracja na oddechu.Czujemy bezkształtny strumień powietrza, który wchodzi i wychodzi przez czubek nosa, myślom i dźwiękom pozwalamy po prostu swobodnie przepływać nie oceniając ich. Następnie myślimy o czterech podstawowych prawdach, wprowadzających nas na drogę oświecenia.II. Uświadomienie sobie 4 prawd.ROZUMIEMY, ze dzięki metodom podanym przez Buddę posiadamy teraz cenną możliwość wykorzystania tego życia dla pożytku innych. Tylko niewielu ludzi na świecie ma te szanse, jeszcze mniej zaś jest tych, którzy ja wykorzystują.
PRZYPOMINAMY sobie przemijalność wszystkich rzeczy. Tylko otwarta, przejrzysta nieograniczoność umysłu jest trwała, nikt nie wie jednak, jak długo cieszyć się będziemy warunkami pozwalającymi nam ja rozpoznać.MYŚLIMY o przyczynie i skutku, o tym, ze sami decydujemy, co się wydarza. Dawniejsze działania, słowa i myśli stały się naszym dzisiejszym światem, nieprzerwanie też zasiewamy nasiona przyszłości.Uświadamiamy sobie, dlaczego nauka Buddy jest niezrównana: oświecenie jest ponadczasową najwyższa radością. Rozumiemy również, że niewiele potrafimy zrobić dla innych, dopóki sami jesteśmy pomieszani i cierpimy.Ponieważ nie zawsze przeżywamy świat tak, jakbyśmy tego chcieli, pragniemy uczyć się od tych, którzy już to potrafią.III. DLATEGO przyjmujemy schronienie – rytuał oddania się oświeconemu czyli buddzie.TERAZ w przestrzeni przed nami pojawia się złocista, przejrzysta postać XVI Karmapy, forma z energii i światła. Ma on na głowie Czarną Koronę posiadającą zdolność budzenia w nas najgłębszych stanów otwartości. Karmapa ma łagodną twarz, a jego oczy widzą nas, znają i życzą wszystkiego co najlepsze.IV. Medytacja 3 świateł.TERAZ z czoła Karmapy wypływa pełne mocy przejrzyste światło i wpływa do naszego czoła, wypełniając cala głowę. Dzięki działaniu tego światła rozpuszcza się wszystko, co przeszkadzające w naszym mózgu, nerwach i zmysłach. Wszelkie szkodliwe choroby i nawyki znikają. Nasze ciało staje się narzędziem dawania innym miłości i ochrony. Spoczywając tak długo jak chcemy w przejrzystym świetle, słyszymy wewnętrzną wibracje sylaby “OM”.TERAZ czerwone światło promieniuje z gardła Karmapy do naszych ust i do naszego gardła. To pełne mocy światło rozpuszcza wszystkie nasze trudności w naszej mowie. Opuszczają ją niezręczne, przynoszące cierpienie słowa, dzięki czemu staje się ona współuczuciem i mądrością, świadomym środkiem przynoszenia pożytku innym. Nieoddzlieni od czerwonego światła słyszymy głęboka wibracje sylaby “AH”.TERAZ z ośrodka serca Karmapy – z miejsca pośrodku jego piersi – wypływa głębokie niebieskie światło. Wpływa ono do centrum naszej klatki piersiowej i całkowicie je wypełnia. W ten sposób rozpuszczają się wszystkie przeszkody w naszym umyśle. Pomieszane uczucia i sztywne wyobrażenia znikają i nasz umyśl staje się pierwotna radością. Przestrzeń i radość są od siebie nieoddzielne. Wraz z płynącym niebieskim światłem brzmi sylaba “HUNG”.WRESZCIE trzy światła wpływają do nas jednocześnie. Przejrzyste do czoła, czerwone do gardła i niebieskie do serca. Dzięki temu doświadczamy mahamudry, stanu Karmapy.Na końcu złocista forma Karmapy i Czarna Korona rozpuszczają się w tęczowe światło. Wpływa ono do nas i w tym samym momencie znikają wszystkie formy. Pozostaje tylko świadomość bez centrum i granic, ponad czasowa i wszechobecna.Chcemy utrzymywać ten czysty sposób widzenia we wszystkich życiowych sytuacjach tak dobrze, jak to tylko możliwe.Pragniemy również, aby całe dobro, które właśnie powstało, stało się nieograniczone i doprowadziło wszystkie istoty do rozpoznania natury umysłu.