O. Marian Zawada OCD
O pięknieniu, czyli odradzaniu się z popiołów
Fascynująca jest opowieść o feniksie! Pochodząca z zamierzchłych czasów mitów indyjskich, zazdrośnie strzeżony przez Fenicjan, podawana była w wielu wersjach od Herodota, Owidiusza, poprzez rosyjską baśń o ognistym ptaku. Doczekał się też chrześcijańskich interpretacji w wydaniu chociażby św. Izydora z Sewilli. Towarzyszył metaforom mistycznym, na przykład św. Teresie od Jezusa czy też św. Janowi od Krzyża. Sam Chrystus zwrócił Teresie uwagę, że użyła dobrego porównania, gdy wykorzystuje ten obraz do wyjaśnienia duchowego odradzania się (Ż 39, 23).
Według niektórych ten wspaniały i potężny ptak o złotych i purpurowych piórach, mieszkał w przepięknej krainie i pił z rana wodę ze strumienia życia. Kiedy czuł, że jego życie dobiega końca, budował gniazdo z najbardziej pachnących i soczystych ziół i gałęzi, zwłaszcza z akantu i mirry. Gdy kończył dzieło, gniazdo stawało się dla niego grobem. Wschodzące słońce nagrzewało olśniewające skrzydła a wonne gniazdo się zapalało. Feniks jednak odradzał się z własnych popiołów, będąc jeszcze piękniejszy. Często maluje się go z napisem: „Renasce più glorioso”, co można przetłumaczyć: „odradza się jeszcze wspanialszy”. Potrzebował trzech dni na odrodzenie, chętnie był więc ukazywany jako symbol Chrystusa.Był symbolem narodzin na zgliszczach, a także trwałości życia, nieśmiertelności, poświęcenia się, dziewictwa, wiecznej młodości. Mit o feniksie uświadamia, że można się odrodzić dopiero po całkowitym zniszczeniu. Znakomicie to współbrzmi z kilkoma ewangelicznymi kontekstami: kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je (Mt 10,39); ze słowami o próbie na końcu czasów: jawne się stanie dzieło każdego: odsłoni je dzień Pański; okaże się bowiem w ogniu, który je wypróbuje, jakie jest (1 Kor 3, 13); każdy ogniem będzie posolony (Mk 9,49).
Czasami rzeczywistości duchowej dotyka, a owszem i łamie ją, rozszarpuje, a nawet niszczy jakiś nieprzewidziany, miażdżący cios. Człowiek czuje się powalony, zmieciony ze sceny życia, dokładnie jak – spopielony. Długo wydostaje się spod sterty guzów, odzyskuje z popiołów, co jeszcze nie spłonęło, chce poskładać pozostałe puzzle w jakąś sensowną całość. Jeżeli doznał „łaski feniksa”, znaczy to, że czas na nowy rozdział, a pamięć przeszłości jedynie obciąża. Właśnie spłonęło po to, by uczynić go wolniejszym, bardziej śmiałym i piękniejszym. Wierność popiołom jest wtedy nieporozumieniem. Trzeba je porzucić jak stare gniazdo, by w rozpostarciu skrzydeł dojrzeć nowe horyzonty. Cześć nowym Kolumbom, którzy śmiało płyną ku nieznanym lądom i nie pozwalają się uwieść wątpieniu. Tak przychodzi nowy zapach czasu i duma stąpania po nowych lądach, o których innym się nie nawet nie śniło.
Imię feniksa nosi ten, kto umarł, wierząc w nowe narodziny. Zbratał się ze śmiercią, przeszedł przez czeluść nieistnienia, otworzył oczy na nowo. Życie feniksa czasem jest jak spadający płatek śniegu: delikatny, im bliżej ziemi zatraca się, zmieniając w kroplę, wsiąka w ziemię, by dać jej siłę wzrastania. Feniks nie żyje dla siebie, on dla siebie umiera. Feniks pogodził się, że nie da się uratować tego świata, nie można ocalić „własnego”, a jego przenikliwy wzrok sięga dalej. Żyje w szczelinie umierania, przeczuwając „nowe”. Jego pragnienia nigdy nie gasną, a płonąc spalają tkankę czasu. Wydobywa się w płomieniu, by żyć, spalając się doszczętnie. Takie jest imię doskonałej miłości. Nie chciałaby po sobie zostawić śladu. Chce poszybować w obłoku, porzucając gąszcz ziemi. Sięga dziedzin niezdobytych, rozpina z rozmachem nowe skrzydła. Feniks oswojony jest ze śmiercią, z agoniami, schodzeniem, ale dzięki temu ma udział w pięknieniu.
Feniks ujawnia również sposób działania Bożego. Przez swe śmierci i powstania staje się tym, który ciągle na nowo przychodzi, coraz piękniejszy. (W ludzkim wymiarze stałe nachodzenia są raczej uciążliwe i bywa, że napełniają obrzydzeniem). Feniks może być symbolem Ducha, który ciągle na nowo posyłany przez Ojca i Syna, w odchodzeniach i przychodzeniach znajduje radość (por. J 16, 7). W: Głos Karmelu 1(49)2013, s. 43.