Pochwała życia nikczemnego

Pochwała życia nikczemnego, czyli o nieznośnej świętości

Obecność Chrystusa nie może być neutralna, a nawet „legalna”. Obecność Chrystusa w strukturach, w rzeczach i słowach (sakramentach) wielu bulwersuje, zwłaszcza wrogów Kościoła, natomiast przejawiająca się obecność Chrystusa w osobach (świętych, mistykach)   drażni przede wszystkim „swoich”, najbliższe otoczenie. Pełne tych kontekstów są życiorysy błogosławionych.

Wobec nich machinalnie pojawia się przymus zakwestionowania, niemal „urzędowe” niedowierzanie,  potrzeba poddania próbie, a co za tym idzie – odmowa świętości. Imię błogosławionego staje się podejrzane, niecne, niegodne „dobra”. Wywołuje irytację, zżymanie się, wzburzenie.

Dzieje się tak dlatego, że w samym centrum świętości działa zasada sprzeciwu, którą doskonale ujął poczciwy Symeon: Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą (Łk 2, 34). W samym centrum świętości objawia się zasada sprzeciwu, podstawowego niepokoju, który  doprowadza do upadku, do zakwestionowania tego, co dotychczasowe. Zasada sprzeciwu obnaża prawdziwą hańbę człowieka zafascynowanego swoją wielkością, obnoszącego się ze swym znaczeniem i chwałą, a w istocie detronizującego Boga. Zasada sprzeciwu domaga się całkowitego poddania się Bogu, uznania Go za jedynego gospodarza na własnej scenie życia. Zasada ta obnaża wielkie „idolatryczne niedomówienie”, w którym chroni się dumny człowiek, budując kolejne ołtarze dla fałszywych bogów. W tym sensie świętość jest nieznośna. Na widok świętego budzą się niedokrwieni bogowie i wrzeszczą wniebogłosy o kolejne ofiary. Budzą się potomkowie „świetlistego”, dostarczając światłych argumentów do rozprawy ze świętością. To działa pod każdą gwiazdą, pod każdą szerokością geograficzną, i w każdej kulturze. Niemal spontanicznie tworzą się wspólnoty niegodziwców, skrzętnie szafujących wyroki o podłości i niegodziwości błogosławionych.  W ich haniebnych oczach wszystko jest haniebne, a w ich nikczemnych słowach dławiona jest każda prawda. Ale w tym samym miejscu, w spiętrzeniu nienawiści i kłamań, rodzi się męczeństwo miłujących i męczeństwo prawdziwych.

„Wspólnota kwestionowania” przedziwnie zgodna jest jeszcze w jednym: wszędzie tam, gdzie umniejsza się ich własną bezdyskusyjną wyjątkowość, należy solidarnie zewrzeć szyki, by głosić zdradę i piętnować zuchwałość. Czynią to zapamiętale, cynicznie, metodycznie, jak wyrąbuje się las. Zmęczeni, z krwawiącymi sercami, wycierają sztylety własnych słów, fetując zwycięstwo. Nie znają dróg błogosławionych. Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was (Mt 5, 11).

Do pełni brakuje jednak wymiaru wewnętrznego. Imię „niecne” nie musi być tylko narzucone w demonicznej intrydze. Św. Teresa sama uprzedzając swych adwersarzy, a było ich niemało, mówiła o sobie – mujer ruin – kobieta nikczemna, niegodziwa, nielojalna wobec Stwórcy. Niegodziwość w takim stylu przydaje jej świętości i barwy i smaku, a nas poucza o prawdzie, że przed Bogiem, w samym sanktuarium naszej duszy winno pojawiać się to przeświadczenie, że  wobec Najświętszego nie ma  nic czystego. Teresa używając takich słów w istocie nie chce się poniżać, lecz radykalnie głosić wielkość i wszechmoc Boga, i to, czego dokonał w jej życiu.

Najzdrowsze duchowe środowisko składa się z dwóch kontekstów „niegodziwych”: niegodziwości przychodzącej od zewnątrz, jako chłosta i tygiel, oraz wewnętrznej – oddalającej pokusę niegodziwego zawłaszczenia boskiej przestrzeni dla siebie. Temu, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma (Łk 19, 26). Wtedy pojawia się czyste istnienie, mieniące się Boskim.

O. Marian Zawada OCD