Eucharystia – dar żywej i krzepiącej miłości
Bogactwo Eucharystii przerasta wszelkie śmiałe myśli i szablony miłości, a siła jej przemiany radzi sobie czasem z mocną twardością naszych serc. Aby dotrzeć do jej tajemnicy, nie wolno zatrzymać się na rzeczy – znakach i słowach, ale należy przebijać się do osoby. Żywość Eucharystii jest żywością Chrystusa, tętniącą krwią i ciałem konkretnym, a jednocześnie boskim, miłującym i schodzącym w ludzką codzienność. Dopiero wtedy, w takiej bezpośredniości, w takiej bliskości ożywają znaki i ożywa nasze wnętrze, jak w ufnym powierzaniu siebie.
Dar z siebie
Najprzedniejszym imieniem Eucharystii jest dar z siebie. W niej Jezus, który sam pierwszy umiłował (1J 4,11) zaprasza do wspólnoty miłowania. Tę wspólnotę przynosi razem z Ojcem i Duchem – mocną, wierną, troiście spotęgowaną. Wypróbowana i potwierdzona w boskim ogniu, jest przestrzenią zaślubin ze stworzeniem. Osoby Trójjedynego, darują się sobie nawzajem w boskiej wymianie miłowania, aż do zapomnienia o sobie. Darować się całkowicie potrafi jedynie Bóg. Całkowitym darem Syna była zgoda, by „zapomnieć” swego nieba i ukryć się w człowieczeństwie. Zszedł, by podnieść to, co upadłe i pozbawione chwały (Rz 3,23). Wszedł w grzech świata, wziął go na siebie (2Kor 5,21). W trudzie narodzin, uciekania przed gniewem i lękiem możnych, narażając się na szyderstwo czy intrygi kapłanów i nauczycieli ludu, nie cofa się przed okrucieństwem najgorszego rodzaju śmierci. Dopełnia wszystkiego trudem zmartwychwstania.
Wspólnota miłowania sięga jeszcze dalej: potrafi nie tylko zapomnieć o wiele więcej, zwłaszcza to, co człowiek nieustannie wnosi w kolejnym upadaniu, ale ponawia całkowity dar z Siebie. Co prawda jest on bezkrwawy, lecz nie mniej bolesny. Cierpienia dopełnia ponawiane kłamstwo człowieka, który nie chce już stawać w prawdzie i nie dopełnia szczerości żałowania, nie prosi już o wyrwanie z grzechu i przemianę życia. Rości sobie prawo łatwego przechodzenia do porządku dziennego bez pojednania i przeproszenia.
Chrystus cierpi, gdy Jego słowo spada pomiędzy ławki kościołów, a nie zasiewa serc ukrytą mocą historii zbawienia: historii troski Boga o człowieka i jego wiecznego zamieszkania w niebie. Nie jest to jednak cierpienie fizyczne, ale cierpienie miłości.
Chrystus cierpi podczas ofiarowania, gdy składa siebie w darze, a ludzie zamykają swoje serca i nie chcą odpowiedzieć darem. A gdy w czasie konsekracji, Duch Miłości przemienia chleb i wino w Ciało i Krew, oczekuje od wszystkich uczestników Mszy świętej ofiarnej wiary i przyjęcia Go jako Boga żywego, cierpi, gdy nie znajduje uwagi i miłości. Chrystus umiera z miłości, miłości tak często nieodwzajemnianej, porzucanej, niechcianej.
Jeszcze bardziej podczas Komunii świętej, oddaje się cały i bez zastrzeżeń, szukając przyjęcia, spotkania i powierzenia. Przynajmniej oczekuje tego od swych przyjaciół, gdy podobnie, jak Maryja pod Krzyżem, staje się współodkupicielką świata. Odnaleźć się pod Krzyżem, to nie tyle coś zrobić, ale jak przyjaciel przy umierającym przyjacielu, czy żona przy konającym mężu – ofiarować współczującą, pełną miłości, obecność.
W taki, doskonały sposób, zapewne podczas każdej Mszy świętej asystują darującemu się Chrystusowi Ojciec, Duch Święty, Matka Boża, aniołowie i święci. To miłość skupia w Miłości niewypowiedzianej kolejnych ofiar Syna. Oni też chcą tej wiernej i oddanej obecności uczyć wszystkich, dla których w czasie Eucharystii, Jezus składa dar z siebie.
II. Żywa osoba Jezusa
Eucharystia z natury jest zasłonięta, ukryta w małej hostii. Narastająca obecność, najpierw w słowie, następnie w konsekracji, osiąga apogeum w zjednoczeniu Komunii, gdzie zostaje się dopuszczonym do dynamicznego życia żywej Osoby Jezusa. Zaprasza On do swej historii, od Wcielenia, przez Betlejem i Egipt, Nazaret, nauczanie, uzdrawianie, aż po śmierć, aż po Wniebowstąpienie. Człowiek, zjednoczony z osobą Jezusa, może żywo uczestniczyć w wydarzeniach ziemskiego życia Jezusa. Owo powielanie chrystusowego czasu, odkrywa pamięć eucharystyczną, która daje nie tylko odczytywanie czy przypominanie wydarzeń, ale żywy współudział. Dokonuje się na zasadzie udziału w życiu Jezusa. Dopuszczając człowieka do komunii z sobą, otwiera przed nim także swoje wnętrze. Podczas zjednoczenia eucharystycznego władze człowieka i Jezusa jednoczą się i ludzkie upodabniają się do boskich. Chrystus może przelewać w człowieka swoją pokorę, ubóstwo, zgodę na cierpienie i wszystkie inne prawdy. Te wartości stają się wspólne i choć człowiek jeszcze ich w pełni nie posiada, może ich pragnąć, prosić i starać się o nie. Dzieje się tak, gdyż Bóg zaspokoi wspaniale w Chrystusie Jezusie każdą waszą potrzebę (Fil 4,19). W tym zjednoczeniu Chrystus przychodzi z całym swym bogactwem (por. Kol 3,16), aż po Bóstwo. Z tego zjednoczenia rodzi się odpowiedź miłości na miłość. Zaczyna królować miłość upodabniająca, hojnie wspierana przez Chrystusa. Najgłębiej przemienia się serce: w ciche, pokorne i łagodne. Umysł napełnia się światłem prawdy, uwolniony od kłamstw i przeciwny obłudzie. A wola – tak jak Jezusa – gotowa do zabiegania głównie o ludzkie zbawienie, nawet kosztem swojego życia. Duch nastawiony na Ojca, powierza się Jemu. Zjednoczenie sakramentalne w Komunii św. jest najlepszą matrycą, wzorem, swoista przestrzenią, w której dochodzi do bożo-ludzkiej jedności, a dzięki odpowiedzi i współpracy człowieka, może zamienić się w całkowite zjednoczenie osób.
III. Owocowanie miłości
W Eucharystii uderza wierność Chrystusa. Pozostaje z nami w tej tajemnicy aż do skończenia świata (Mt 28,20). Trwa w miłości czekającej, rozciągając obecność na chłodne tabernakula. I częścią tej wiernej miłości jest cierpienie, gdy ludzie przychodzą na Mszę św. tylko z konieczności, z poczucia obowiązku lub coraz częściej, nie przychodzą wcale. Gdy nie widzą że cała liturgia skierowana jest i adresowana osobiście do nich. Chrystus cierpi, gdy ludzie nie chcą lub nie umieją rozmawiać z Nim, jak z żywą osobą, a tym bardziej nie chcą dawać Mu się przemieniać i upodabniać do Niego z miłości. A Jezus eucharystyczny czeka właśnie na to, aby Jego przyjaciele ze współczującym zaangażowaniem przeżywali Mszę świętą.
Gdy zostaje zamknięty w tabernakulum czuje się tam, jak najbardziej samotny z mieszkańców tej ziemi. Cierpi, gdy bardzo rzadko ktoś Go odwiedza, a jeżeli nawet przychodzi, to nie dochodzi do prawdziwego dialogu serc.
Jeżeli dochodzi do adoracyjnego trwania przy Nim, Jezus otwiera głębiej serce. Chce swoich wybranych przekonać, nie nakazami, ale miłością, aby podobni we wszystkim, złożyli swe życie w ofierze za zbawienie świata. Chce, by Mu pomogli zbawiać dzisiejszy świat, przez wszystko czym są i co robią: przez swoją modlitwę, pracę, cierpienie, służbę innym, rodzinne i zawodowe obowiązki. Ale wszystko to mają spełniać w łączności z Nim, dla Niego i Jego spraw. A wtedy będą, jak Eucharystia, która jest ciągłym wydawaniem się miłości. W ten sposób staną się żywą i krzepiącą obecnością na wszystkich ołtarzach życia i w tabernakulach swoich serc.
o. Marian Zawada OCD