Rozważania do tajemnic różańcowych

Rozważania różańcowe

Różaniec ma zasadniczo imię drogi: przez codzienność Matki i Syna w codzienność naszą, a jeszcze bardziej: z codzienności naszej w codzienność Obojga. Gdyż pośród powszedniego dnia dojrzewa się w niebo, czy też mocniej – ono dojrzewa w nas. Niech zaproponowane słowa rozważań wyprostują ścieżki Panu, aż do owładnięcia czystą radością.

Część radosna

Zwiastowanie Najświętszej

Nie bój się Maryjo (Łk 1,30).

Anioł Boga nawiedza ziemię, by zacząć nowy czas – czas zwiastowania Dobrej nowiny. Jakże wspaniałe są słowa zwiastunów dobrych nowin. Przez całą historię zbawienia padają słowa krzepiące. Człowiek wyprowadzany z tylu lęków uczy się odwagi pytań i spojrzenia: Jakże się to stanie? Z tego powstaje odpowiedź, utkana z radości dobra. W brzmieniu boskich słów drży bowiem radością stworzenie. Również Jan Paweł II rozpoczynając swój pontyfikat wnika w tę samą logikę: Nie lękajcie się. Zwiastowania należy się mozolnie uczyć: by być aniołem dobrych wieści, pełnych Ducha i dających życie. Zwiastowanie znaczy: jeszcze raz z odwagą spojrzeć na swą historię i uczynić ją pełnią łaski, wypowiadając swoje fiat. Zwiastowanie znaczy obudzić Słowo w swoim wnętrzu i żyć w zasłuchaniu.

Nawiedzenie Elżbiety

Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała okrzyk (Łk 1,42).

Są okrzyki święte, wydobyte z głębi religijnego urzeczenia, z oszołomień odwiedzinami, które przeszywają codzienność i czynią z niej utkaną dla Słowa gościnę. Wypełniają one przestrzenie spotkań niezwykłych, nasączają je błogosławieństwem. Okrzyk Elżbiety rozlega się, ale okrzykiem wewnętrznym, w Maryi, Chrystus budzi do radości swego Poprzednika, Jana Chrzciciela. Budzenie do radości jest budzeniem do pełni. Chrystus przyszedł do swoich, aby radość moja w was była i aby radość była pełna (J 15,11). Radość jest goszczeniem Przyjaciela, oznaką Jego obecności w domu, owocem boskiego zamieszkania, jest prostotą otwartości. Otwarcie owo wyprowadza z domu, każe iść wysoko w góry, by nawiedzać innych zamieszkałych, dzieląc miarę człowieczej wielkości, aż w końcu okrzyki łączą się w jedną, nieustanną pieśń chwały dla Emmanuela, który nawiedził swój lud w Maryi.

Narodziny Boga

Nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. Porodziła… (Łk 2,6-7).

W pełni czasu, Maryja rodzi w cieniu Ducha Świętego Ojcu swego Syna. Rodzi Go również człowiekowi. Dzieją się rzeczy, które przeniknąć pragną anielskie umysły. A szatan wierzy i drży. Nadszedł czas jedynego rozwiązania, nadszedł czas rozwiązań: rozwiązane życie, tętniące boskością, skrzące się dobrem i pojednaniem. Maryja wyznacza nam podstawowe zadanie: rodzić Chrystusa człowiekowi. Pośród naszych słów, czynów i pragnień poczyna się, wzrasta i dojrzewa obecność Boga.

Ale dokonuje się jeszcze coś więcej: Bóg na nowo zrodził nas do żywej nadziei (1P 1,3). Zrodzony do żywej nadziei najpierw porzuca nadzieje martwe. Zrodzony na nowo nie wraca do starego życia, ale świętuje przyszłość pełną nadchodzącego Boga.

W narodzinach wyłania się nowy człowiek. Siłą tej nowości buduje nowy świat, zrodzony z Boga. Wzajemność rodzenia: Boga dla człowieka i człowieka dla Boga wyznacza nowy sposób istnienia.

Ofiarowanie

Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu… i na znak, któremu sprzeciwiać się będą (Łk 23,34).

Maryja niosąc Syna do świątyni rozważa prawdę, że wszystko należy do Stwórcy: od Niego wychodzi i do Niego wraca. Zwłaszcza to, co najcenniejsze, najbardziej umiłowane. Ofiara polega na uszanowaniu tego boskiego porządku, na sprawiedliwości, a więc oddaniu Bogu tego, co Mu się należy i na zaświadczeniu, iż to co dla mnie cenne, powierzam Najwyższemu. Ofiarowanie jest więc próbą wolności: czy potrafię powierzyć i ofiarować Bogu. Częścią ofiary jest  ból – przenikający głębię subtelnej duszy, ostry miecz.

Ofiarowanie rodzi się ze wspólnego Ducha. Pełna łaski Maryja i pełen Ducha Bożego Symeon spotykają się we wnętrzu ofiary i odczytują wspólnie nowy horyzont spraw. Ofiarniczy styl życia rozjaśnia ludzkie dzieje: upadki i powstania. Dlatego przeszywający maryjne serce miecz zarazem ujawnia prawdę: zamysły serc wielu (Łk 2,35). Prawdzie człowiek często się sprzeciwia, zagubiony w swoich kłamstwach. Ofiarowanie to tajemnica przebywania drogi od nieprawdy do prawdy, od sprzeciwu do poddania. Słowem droga ofiarowania siebie.

Znalezienie Chrystusa

Z bólem serca szukaliśmy Ciebie (Łk 2,48).

Maryjny ból zagubienia. Dni matczynej niepewności, dramatycznych poszukiwań, pełne łez ściśniętego serca. Serce udręczonej Gołębicy. Ileż matek wybiega na drogi i bezdroża z rozdartym sercem szukając swych synów i córek. Odnaleźć dziecko… Rodzice znaleźli Chrystusa w świątyni. To właściwe miejsce na odnajdywanie człowieka, siebie. Odnaleźć Boga, jako Pierwszego Szukającego.

Są ludzi, którzy w spotkaniu po udręce szukania chcą wypowiedzieć swój ból: Synu, czemuś nam to uczynił? Rodzice Chrystusa usłyszeli odpowiedź: Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca? (Łk 2,48-50). Przecież nie należę do was! Oto, być może jeszcze większe cierpienie – ból znalezienia. Znajdowanie czasem dominowane jest przez zachłanność: skoro cię znalazłem, należysz do mnie. Gubienie i znajdywanie Chrystusa to część duchowych dróg człowieka. Znajdywanie nie zawsze oznacza ulgę, pokój, gdyż On nie pozwala zatrzymać się na sobie – wskazuje Ojca i Jego drogę, czasem trudną. Znaleziony zostaje przede wszystkim krzyż, droga do życia.

Tajemnice światła

Chrzest Jezusa w Jordanie

A gdy Jezus został ochrzczony… oto otworzyły Mu się niebiosa i ujrzał Ducha Bożego (Mt 3,16)

Chrzest zanurza nas w śmierć Chrystusa i wprowadza w nowy świat, jest rytem otwarcia. Jemu samemu otworzyły się niebiosa, ujrzał Ducha i rozmiłowanego Ojca. Chrzest otwartych niebios. To wielka lekcja, ale bynajmniej nie chodzi jedynie o jakiś pojedynczy gest,  lecz mentalność, skłonność umysłu i serca. Ochrzczony znaczy otwarty, na niebo, na Ducha. To, co może dokuczać ochrzczonym to zamykanie siebie, zamykane na niebo. Uporczywe wpatrywanie się w słabość, grzech, zło. Wielu co prawda wyrzeka się szatana i jego dzieł, ale nie żyje wyrzekaniem się ich, raczej wyrzekając zło pośród zatrutych słów. Daje to ostatecznie świadomość demoniczną, wrażliwą jedynie na obecność zła: jego zagrożenia i nacieranie, jego zbiorowe i jednostkowe kuszenie. Jeżeli chrzest ma być konsekwentnym pójściem za dobrem, wydobyciem się ze zła, to związanie z Ostatecznym Dobrem winno być coraz klarowniejsze, aż do sytuacji, gdzie człowiek przede wszystkim widzi dobro, jest na nie wrażliwy i na nie wskazuje. Chrystus jedyne, co naprawdę dostrzegał, to Ojca czyniącego (J 5,19). Takiego Jezusa dostrzegała Maryja.

Wesele w Kanie Galilejskiej

Matka Jezusa mówi do Niego: Nie mają już wina (J 2,1)

W Kanie Galilejskiej rozlewa się tyle światła. Najpierw światło zaproszenia. Zaproszeni przybywają, zwłaszcza Chrystus i Maryja, aby weselu nadać zupełnie nowy sens – rozpocząć czas Oblubienicy. Dzieje się to poprzez następne światło – światło wyczerpania. Nie mają już wina. Wysychają źródła radości – wino, co rozwesela serce człowieka. Pomiędzy wyczerpanie, a to, co się rozpoczyna, wchodzi Maryja ze słowami: Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie. Aby obudzić nowy czas należy z całą mocą przynależną człowiekowi poddać się Bogu, uporządkować siebie według Boga.

Chrystus każe napełnić posłusznym sługom aż po brzegi stągwie oczyszczenia. Ich liczba – sześć, to symbol sześciu dni stworzenia. Chrystus rzucając na wodę światło swoich słów, jednocześnie dokonuje stworzenia nowej, zbawczej przestrzeni. Oto woda doznaje przemiany w wino, które kiedyś z kolei Emmanuel przemieni jeszcze raz – we własną krew. Wino galilejskie zawiera w sobie tajemnicę radości nadprzyrodzonej, radości nieba, obietnicy szczęścia niewyczerpanego, tajemnicę łaski – światło początku. Słudzy, którzy wiedzieli o wypełnieniu stągwi nową treścią, nowym życiem, zostali powołani do świadczenia o nowym czasie, o nowej radości. Maryjo, Pani wszelkiego wesela ucz nas odnajdywać prawdziwe źródła   radości.

Głoszenie królestwa i nawrócenia

Jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć królestwa Bożego (J 3,3).

Nawrócenie jest osią chrystusowego przepowiadania. Tak rozpoczyna swoją Ewangelię Marek. Bóg czasem dopuszcza wielkie trzęsienie ziemi, upadek i rozpad wewnętrznego i zewnętrznego świata, który człowiek tak misternie buduje, by pośród jego gruzów ofiarować niezwykłe doświadczenie nowości. Odkrycie nowej twarzy Boga i stworzenia, przestrzeń Królestwa. Jest to jak szawłowe zwalenie z konia, upadek z wysokości swego zaślepienia. Człowiek zostaje wciągnięty w głąb własnego istnienia, by uczyć się nowo patrzeć i czytać rzeczywistość.

Nawrócenie do Królestwa posiada swe warstwy, które odsłania przed Nikodemem Jezus.  Nikodem myślał, iż wystarczy przyjść, myślał, że wystarczy wymienić poglądy i uznać ich, słuszność. Być może w tak dramatycznym kontekście sprzysiężonej nagonki sanhedrynu na Chrystusa, było to dużo. Lecz okazało się, że dialog nie wystarczy. To daleko za mało przyjąć Chrystusowy punkt widzenia. Nie wystarcza poprzestawiać, przemeblować wnętrze, podjąć jakiś duchowy remanent. To aż nad wyraz przypomina przyszywanie nowych łat do starych bukłaków – wszystko w końcu wycieka. Nikodem usłyszał słowa szokujące: musisz na nowo się narodzić. Nowe narodziny z Boga, to miara boskiego początku, boskiej inicjacji, nowy umysł i nowe oczy, nasączone Bogiem i Miłością: odwzorowanie wewnętrznego świata maryjnego Niepokalania.

Przemienienie na górze Tabor

Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i brata jego Jana i zaprowadził ich na górę wysoką, osobno (Mt 17,1).

Sceneria wysokich gór i wewnętrznego odosobnienia wyznacza wiele ścieżek duchowym szlakom. Góry z całą powagą swego majestatu dotykają nieba, są z natury teofaniczne – objawiające świętość. Pośród twardości skał jeszcze dotkliwiej dochodzi do głosu kruchość człowieczego istnienia. Tyle jest biblijnych gór, tak bardzo uprzywilejowanych. Tabor na pewno jest jedną z najważniejszych. Można przyjąć, że Stwórca często zaprasza w dziedzinę wysoką, by objawić swe piękno, ale małoduszność ludzka znajduje wystarczającą ilość powodów, by zadowolić się chłodnym urokiem nizin czy dolin. Dzieje się tak dlatego, że zaproszenie wiąże się z otchłanią samotności, odkrywania własnej głębi. Dzięki samotności, człowiek dociera do swej pierwotności, rzeklibyśmy pierwotności Adama, który uczył się nazywać rzeczy po imieniu. Odsłania ona zarazem przestrzeń, którą Bóg zarezerwował dla siebie. Zbudowana jest z przynależności do Boga. Jeżeli człowiek nadto wpatruje się w siebie, samotność staje się trudna, rodzi potrzebę zasypania tego nieskończonego duchowego pragnienia, które od niej pochodzi. Dlatego wysokie góry i samotność nie są dla wszystkich, dlatego Chrystus nie wziął na Tabor całej apostolskiej wspólnoty. Lecz właśnie wysoka miara i szlachetna samotność najszybciej prowadzą do bram boskiego piękna.

Ustanowienie Eucharystii

A gdy jedli, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał i dał im mówiąc: Bierzcie, to jest Ciało moje (Mk 14,22).

Fragment o Eucharystii wprowadza nas w tajemnicę głodu i nasycenia, podtrzymywania życia. Jedzenie nie odnosi się jedynie do zaspokajania głodu, ale posiada pierwotne związanie z drzewem wiadomości. Kiedyś bowiem człowiek wyciągnął rękę, by spożyć owoc niosący śmierć. Bóg przychodzi, by uzdrowić naszą zdolność spożywania, wchodzi w ryt zachowania życia, by już nie szerzył śmierci. Gdyż nazbyt często człowiek chcąc potwierdzić swe doświadczenie życia sięga po owoc zatruty. Jakże wspaniale na tym tle rozbrzmiewa prawda o poście eucharystycznym: powstrzymywać się od innego rodzaju owoców, od naporu i przymusu wyciągania ręki, by zrobić miejsce dla Pana, dla tego, co święte.

Dając chleb do spożycia, Jezus jednocześnie uświadamia, iż to Jego Ciało. Co za znakomite dojrzewanie prawdy: materia staje się w Eucharystii czymś boskim – zwykły chleb rzeczywistym Ciałem Chrystusa. I właśnie niejako od materii idzie do człowieka zbawienie, a więc stąd, gdzie zazwyczaj doznaje on kuszenia. To jeden z najwspanialszych cudów. Liturgia materii, uświęcenie rzeczy. Bóg w Eucharystii uczynił jeszcze jeden krok: nie tylko stał się człowiekiem, stał się sakramentalnie materią, by uświęcić wszystko.

Dzięki Eucharystii ciało ludzkie zostaje napełnione boskim, krew ludzka, nasączona boską, to najbardziej radykalne odnowienie ciała i stworzenia. Bierzecie i jedzcie, bierzcie i pijcie, na moją pamiątkę. Eucharystia jest pamięcią.

Tajemnice bolesne

Konanie w Ogrójcu

I odszedłszy nieco dalej, upadł na ziemię i modlił się, żeby – jeśli to możliwe – ominęła Go ta godzina (Mk 14,35). Kiedy dzieją się rzeczy najważniejsze człowiek ma potrzebę oddalenia, a samotność objawia się jako przestrzeń intensywnej wolności. W niej, jak w sanktuarium, upada się na ziemię. Dotyk ziemi, jej smak to dobre miejsce dla rozeznania i modlitwy. Tu dojrzewa zgoda na wielkość. Wielkość ta jest wielkością umierania. Ale cała natura sprzeciwia się tej godzinie. Natura ma swój czas i swoje miary żywości; posiada całą spektakularną maszynerię omijania tego, co Boże. Właśnie dlatego samotność czasem jest nie do zniesienia: jednej godziny nie mogliście czuwać ze Mną? (Mt 26,38). Godziny Jezusa błagają o godziny apostołów. Dramaturgia czasu, liturgia godzin. Chrystus przemierza najtrudniejszą historię: wszystkich decyzji wielkich i małych, zakulisowych i  spektakularnych zgód i buntów,  dobra i zła; historię uczestnictwa i omijania tego, co Boże i demoniczne. Konanie przywołuje obecność Tej, której zgoda była nienaruszalna, nieodwołalna, czysta i bezwarunkowa. Obecność czuwająca tam, gdzie rodzi się decyzja i czyn.

Biczowanie

Każę Go więc wychłostać i uwolnię (Łk 23,22)

Historia Piłata zawiera w sobie wartkie i pokrętne dzieje poczciwych założeń, postanowień, obaw, ambicji i nieustępliwości motłochu. On, wytrawny polityk chce wypośrodkowań,  pozorów słuszności, ale i zadowolić masy. Biczowanie miało być ceną ostudzenia gniewu, ceną wolności. Stało się drogą szybszej śmierci.

Biczowane Ciało, biczowane Wcielenie, biczowanie boskiej miłości. Nie masz takiej miary, której by nie przekroczył grzech, nie masz takiego dobra, które godne by było ocalenia. W jakimś tajemniczym wymiarze biczowanie targało ciałem Tej, która wydała Chrystusa na  świat. Ubiczowane macierzyństwo.

W życiu spadają czasem na nasze najwrażliwsze miejsca bicze krzywdzących słów, podejrzeń, niedomówień. Ludzka zazdrość czy chciwość rzeźbi głębokie bruzdy. Bóg Ojciec patrzy na nas wtedy jak na swego Syna, z radością odnajdując podobieństwo: To jest mój syn umiłowany! Obyśmy wtedy weszli w tajemnicę milczenia Baranka, prowadzonego na rzeź.

Ukoronowanie

Przyklękali przed Nim i szydzili z Niego, mówiąc: Witaj, królu żydowski! Przy tym pluli na Niego (Mt 27,29-30).

Święta głowa Boga została okryta koroną hańby. Wszystkie boskie zamiary, dążenia, wszystkie boskie przemyślenia o miłości, jak człowiekowi pomóc, jak utorować mu drogę powrotu wydane zostały na szyderstwo, sprofanowane, poniżone. Oto jak sprzysiężyły się pogarda, i zuchwałość, i duma człowiecza.

Głowa człowieka czasem otoczona zostaje zwojem kłamstw, kłujących sytuacji,  głęboko raniących myśli. Wbijają się w świadomość, krwawią goryczą i zamętem. Upada na duchu w przepaść bez dna. Pośród cierni rodzi się wątpienie i podejrzenie, czy Bóg nie oszukuje, czy się z nie rozprawia, czy nie odrzuca. Cierń wątpienia mocno ugodził współczesne umysły. Zraniony umysł tworzy zakłamane rozumienie religii, zakłamaną ideę Boga. Na niej wyrasta rodzaj kultu szyderczego. Scena ukoronowania pokazuje, że można przyklękać przed Chrystusem, pozdrawiać Go, słaniać się w ukłonach, a jednocześnie iść drogą pogardy do Boga i człowieka.

Właśnie tu, pośród tej pogardy możemy spotkać Maryję, która pragnie ocalić człowieka od szaleństwa. Przychodzi i wyjmuje delikatnie zatrute ciernie zaślepienia, by człowiek miał jeszcze odwagę uwierzyć w miłość i delikatność.

Droga krzyżowa

On sam dźwigając krzyż wyszedł na miejsce zwane miejscem Czaszki (J 17,19).

Drogi krzyżowe krzyżują się w naszych życiach, przekładają i rozmieniają na niezliczone cierpienia, nieszczęścia, dramaty. Każdy ma swe miejsce, zwane miejscem czaszki, przygwożdżony do spraw, obowiązków, trudnej wierności sobie czy innym. Na te drogi wychodzi Maryja, by krzepić zdążających. Człowiek w cierpieniu często traci religijną świadomość, iż towarzyszy mu niebo, zastępy tych, którzy doszli i mogli zespolić swój krzyż z tym jednym, jedynym – Chrystusa. Dzięki temu wszystko nabiera zupełnie innego znaczenia. Poprzez krzyż Chrystusa, to, co przeklęte staje się błogosławione. Odwrócony sens odwraca sens historii, tych wszystkich sytuacji, kiedy czujemy się przegrani, odtrąceni, powaleni bólem, wymarginalizowani. Dlaczego? Ponieważ to, co za wielkie uchodzi między ludźmi, obrzydliwością jest w oczach Bożych (Łk 16,15). Na drodze krzyżowej można rzetelnie uporządkować swój stosunek do rzetelnej wielkości, poprzez tę klauzulę boskiej obrzydliwości. Maryja wpatrzona w drogi pielgrzymów niestrudzenie rozstawia drogowskazy, aby wiodły one w stronę domu Ojca.

Śmierć na krzyżu

Potem Jezus świadom, że już wszystko się dokonało, aby się wypełniło Pismo, rzekł: Pragnę (J 19,28).

Czyż nie ma w tym czegoś … , by żywić pragnienie w momencie, gdy wszystko już umiera. Czy można przeciwstawić się śmierci pragnieniem? Chrystus w tym słowie wypowiada odwieczne pragnienia Ojca, pragnienie własnej historii wcielenia i swym pragnieniem ogarnia całą przyszłość. W pragnieniu tym ukrył swą nadzieję. Chrystus bowiem był świadom, że wszystko się dokonało, że wszystko się wypełniło. Krzyż okazał się najbardziej uprzywilejowanym miejscem, z którego można spoglądać na historię i dostrzec pełnię Boskich słów, potęgę ich działania. Śmierć dla pełni, pełni człowieczeństwa, pełni boskich poczynań. Stało się tak, aby się wypełniło słowo, które wypowiedział: Nie utraciłem żadnego z tych, których Mi dałeś (J 18,9). By nadzieja nie utracenia nikogo osiągnęła całkowitość, trzeba było oddać wszystko. Na Golgocie Chrystus został pozbawiony wszystkiego: dobrego imienia, dóbr, prawa do życia. Oddaje to, co miłuje. W ostatnim momencie, by ofiara była pełna, oddaje swą umiłowaną Matkę Janowi. Całkowite ogołocenie Mistrza jest wstrząsające. Ale wypełnia je miara miłości. Tylko miłość potrafi wytłumaczyć takie zachowanie. Nie miejmy innych racji, innych tłumaczeń, poza miłością.

 

Część chwalebna

Zmartwychwstanie Chrystusa

Widziałam Pana (J 18,20)

Zmartwychwstanie jest najpierw wyprowadzeniem. Wyprowadza ze śmierci, ze smutku, z niewiary, ze zdumienia. Wyprowadza z grobów klęsk, porażek, przegranych. Następnie, zmartwychwstanie jest nowością. Chrystus nie tylko pojawia się jako żywy, ale nade wszystko aż tak nowy, że nierozpoznany. Zadziwia ta inność Jezusa. Przypatrując się Magdalenie i Janowi, wiemy już, że rozpoznaje Go miłość. Jeżeli nosimy tę miłość zmartwychwstania, dostrzegamy Pana. Zmartwychwstałe oczy widzą, zmartwychwstałe uszy słyszą. Cała zmysłowość człowieka nastawiona na Pana oddycha tą nowością, a życie staje się pieśnią żyjących. Wpatrzonym w Życie nie dokucza udręka czy skwar południa doczesnego świata, śmierć nie ma już nad nimi władzy. Nawet tam, gdzie nie ma już powodów do radości, wpatrzonym w Życie, towarzyszy pokój. Brzmią niezmiennie słowa wspomagane przez królowanie Maryi: Pokój wam (J 20,19), gdyż zmartwychwstanie znaczy też i wieczny pokój.

Wniebowstąpienie

Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba (Dz 1,11).

Wniebowstąpienie Chrystusa wiąże się z zachowaniem, utrwaleniem dzieła, które podjął. Ojciec pieczętuje słowa i czyny oraz obdarza chwałą niewymowną. Potęga Imienia ogarnia historię człowieka jak obłok podczas wstępowania. We wniebowstąpieniu wszystko, co ludzkie doznaje wyniesienia. Przechodzi ze świata widzialnego do niewidzialnego. Utrwala się w tym, co pierwotne, duchowe, boskie, przyjmuje formę nieśmiertelności. Świętowanie wniebowstąpienia naszego Pana pozwala podążać za Nim w przekonaniu, że nie tylko Wcielenie (wiązanie z ciałem), ale i wniebowstępowanie (wiązanie z duchem) ma głęboki chrześcijański sens. Pozwala przede wszystkim inaczej patrzeć na ciało i historię. We wniebowstąpieniu odkrywamy głębszy wymiar wiary. Staje się ona Boskim sposobem patrzenia, odwołuje się bowiem do wyniesienia przed Boga. Jest to zarazem chrześcijańskie świętowanie stawania przed Panem: doskonałość modlitwy i uwielbienia, oraz jasność sądu. Tak więc Ten, który został wzięty – nadchodzi. Czyż może być bardziej klarowna nadzieja? W jasności boskiego przychodzenia, dojrzewa wołanie Oblubienicy.

 

Zesłanie Ducha Świętego

Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wiatru… Ukazały się im też języki jakby z ognia (Dz 2,2-3).

Wiatr i ogień obwieszczają Ducha Boskich poruszeń i Boskiego rozpłomienienia. Żar miłowania rozpala się w dziejach Apostołów, żarzy się rozwiewany po całej historii człowieka aż do dziś. Istnieje jedno, bardzo ważne zadanie Ducha: On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko (J 14,26). Duch nauczyciel, Duch pedagog. Przypominanie  nie tylko przywołuje przeszłość, lecz nade wszystko jest formowaniem przyszłości. Duch przypomina o Chrystusie, o Jego słowach, czynach i życiu, ale przez to uświadamia dokąd człowiek zmierza, umacnia jego wyglądanie Syna Bożego. Duch jest Pamięcią. Przypomina człowiekowi kim jest, ale jeszcze bardziej to, kim jeszcze nie jest. Podąża za słowami św. Jana: obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy (1 J 3,2).  Duch prowadzi do tego, kim jeszcze nie jesteśmy, do przepastnej otchłani naszej głębi. (Może się okazać, że nasza świadomość tego, kim jesteśmy nie musi mieć większego znaczenia). Uczy otwierania i przyjmowania Jedynego Słowa, uczy nieskończonej tęsknoty, za tym co daje i co jest Pełnią. Nie pozwala zapomnieć o naszym Początku, i o naszym Końcu, o Tym, który jest Alfą i Omegą, o wypełnieniu na wieki.

Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny

Niech usta moje głoszą chwałę Pana, by wszelkie ciało wielbiło Jego święte imię na zawsze i na wieki (Ps 145,21)

Niezwykła to tajemnica – wzięcia do nieba Maryi. Stanowi poniekąd o podwójnym nurcie chwały: Jej osobistego duchowe piękna i mocy, oraz naszego powołania do chwały.

Chwała  jest nie tylko wymiarem duchowej wielkości, ale zarazem miarą podobieństwa. Człowiek uczyniony na chwałę Stwórcy, jest częścią Jego chwały. W niebie bierze niejako  w posiadanie to kim jest – nosicielem boskiej chwały. Bóg z miłości dzieli się swym pięknem, blaskiem swego światła i mocą miłowania. Głos i obecność Boga stają się dla zbawionego głosem chwały i potęgą stwórczą.

W tajemnicy tej osiąga swe najwyższe napięcie duchowa tęsknota, niepohamowana i niezaspokojona przez żadne stworzenie. Dusza w swej istocie jest nieustającym wołaniem o Boga, jest głodem wniebowzięcia. Niczym nie można tego stłumić. A Stwórca niejako ciągle to pragnienie stwarza na nowo.

Wpisanie swego życia w tajemnicę Maryi czyni nasze pragnienia, dążenia, całe nasze zmierzanie wniebowziętym, przybliża nasz czas do godziny wieczności, do trwania bez zasłon i cieni. W medytacji nad wniebowzięciem Maryi oczyszcza się nasza nadzieja, jaśnieje niezmierzonością niebios.

Ukoronowanie NMP na królową nieba i ziemi

Weselmy się i radujmy, i dajmy Mu chwałę, bo nadeszły Gody Baranka, a Jego Małżonka się przystroiła (Ap 19,7).

Pani obojga światów, nieba i ziemi, całego Kościoła potwierdza swą władzę i mądrość. Koronowanie Maryi jest zarazem koronowaniem tego wszystkiego, co wydarzyło się pomiędzy Bogiem i ludzkością. Maryja przywraca rolę Adama i Ewy, króla i królowej stworzenia. Ta rola nadana i zadana leżała u źródeł ich klęski – pierworodnego kuszenia przez węża. Adam i Ewa nie zdołali zachować swej władzy. Korony pokryła śniedź cierpienia i śmierci. A podległe stworzenie uzyskało nad nimi władzę, gdyż oni zamiast do Boga, skierowali się ku niemu.

Ukoronowanie Maryi oznacza świętowanie jedności – wszystko powraca do Stwórcy. Korona Maryi stanowi nadprzyrodzony zwornik, pieczęć zjednoczenia. Z mistycznej jedni, która nie zna już lęku wydobywa się pieśń spełnienia – radość synów i córek. W chwale zjednoczenia, które nie zna już granic, człowiek coraz bardziej, coraz gwałtowniej zbliża się do Boga, przemierza Jego Długość, Szerokość i Głębokość porywany miłością i radością poznawania Nieskończonego. Jak w trybie geometrycznym, potęgując poznanie, coraz bardziej miłuje, a miłując coraz  bardziej pragnie Jego poznania. Królowanie, to wieczysta pieśń miłości, w czystej przestrzeni jeszcze jaśniejszej od Niepokalania Maryi.

 

***

 

Przeszliśmy razem z Maryją drogę od radości do radości, tej w Zwiastowaniu, aż do tej, tkwiącej w zamknięciu dziejów – łan po łanie historii świętej i ludzkiej zarazem. Ton radości jest właściwym tonem tej drogi, właściwym tonem Ewangelii, czyli Nowiny Dobra. Poczciwy człowiek nie zna radości złych nowin. Niech Rok Różańca spleciony z miłości i radości Maryi, wyznacza nam drogowskazy ku dobru, które pragniemy uczynić naszym, wspólnym, wpisanym w Serce Niepokalanej.

 

o. M. Zawada OCD