Zagadnienie miłości jest, jak sam człowiek – bezmierne. Jej twarze naturalne, filozoficzne, teologiczne, duchowe, formułują się w wartki nurt życia, gdyż życie samo jest miłością. Niekiedy możemy być świadkami, jak rozwija się ona i osiąga niezwykłą pełnię, sadowiąc się w najbardziej uprzywilejowanych tajemnicach Kościoła. Historia jednego życia z pierwszej połowy XX wieku może stanowić znakomity obraz wewnętrznego dojrzewania, które pozwala w końcu złożyć z miłości ofiarę z własnego życia. Rzeczywiście w życiu Edyty Stein, patronki Europy, miłość dokonała swego arcydzieła. Miłowała bardzo dojrzale to, z czego wyrosła i co porzuciła, prawdę o wielkości człowieka i jego błędach. Szła drogą objawiającej się coraz bardziej prawdy.
Fundamentalne umiłowanie prawdy
Karl Jaspers napisał słowa, które wydają się być znakomitym wstępem do pasji poszukiwania prawdy, spotykanej u Edyty:
“(…) szukać prawdy to zawsze być gotowym do komunikacji i oczekiwać komunikacji od innych. Z tym, kto pragnie rzeczywiście prawdy, a więc komunikacji, można mówić po prostu i swobodnie o wszystkim. I on sam może to samo, przy czym ani się nie uraża, ani oszczędza tego, kto rzeczywiście pragnie słuchać. Walka o prawdę w wolności jest walką wypełnioną miłością” (1).
Edyta Stein jest osobą, dla której prawda była ciążeniem, zmaganiem, miłością, pasją, udręczeniem, krzyżem. Jej prawda jest osadzona w głębi. Drogą do prawdy jest wewnętrzne skupienie. Edyta pisze z żalem:
“Mało jest ludzi wewnętrznie skupionych. Są tacy, którzy nigdy nie docierają do swej ostatecznej głębi. Toteż nie tylko nie osiągną oni nigdy doskonałości swego istnienia, ukształtowania duszy według jej istotowej charakterystyki, lecz nawet nie dochodzą do pierwszego, «tymczasowego» posiadania siebie samych, warunkującego pełne posiadanie i osiągnięcie już dzięki chwilowemu przebywaniu w głębi”.
Pragnie iść dzielnie, jak to nazywa, do korzeni rzeczy. Pasja prawdy prowadzi ją przez filozofię do wiary. Niezwykłe roszczenie do prawdy odsłania się jako droga do Boga, a jej miłowanie – do umiłowania Chrystusa jako Oblubieńca. Dzięki temu napisze słynne zdanie: “moje poszukiwanie prawdy było prawdziwą i właściwą modlitwą”.
W Odbiciu Trójcy Świętej odsłania intuicję tego, co Kościół nazwał ziarnami prawdy. Kto szuka prawdy, otwiera się w tym samym kierunku jak ktoś, kto jest obdarzony łaską mistyczną. Teresa Benedykta stwierdza tu wewnętrzną logikę duchowego otwierania się. Człowiek opanowany pasją prawdy żyje, jak nasza bohaterka, w rozmiłowanym spoglądaniu ducha. Jest to rewelacyjna definicja kontemplacji. Tak pasja prawdy osiąga najwyższe stopnie miłosnego poznania.
“Dajesz mi boskie poznanie, odpowiednio do całej zdolności i pojemności mojego rozumu. I stosownie do pomnożonej siły mej woli, rozpalasz mnie miłością” (2).
Ale w jej pismach powraca coś więcej. Nie chciała jedynie odpoczywać w odnalezionej prawdzie. Służąc prawdzie, chciała prawdę wspierać modlitwą. Modlitwa w jej wydaniu oznacza właśnie wzmacnianie coraz bardziej wymagającej prawdy. Aż zastąpi ją „głupstwo Krzyża”. Wierność tej miłości odsłania logikę ofiary.
Miłość bliźniego
Mówienie o miłości posiada swą perspektywę antropologiczną i teologiczną, zgodnie z brzmieniem dwóch przykazań miłości. Zatrzymajmy się najpierw nad pierwszą, miłością Edyty Stein do człowieka.
Naturalne otwarcie na człowieka. Miłość, naturalnie, jest relacją, która rodzi potrzebę kontaktu, jest czymś dialogicznym. Znajduje swą formę w umiejętności wczytywania się w takim rodzaju świadomości, w którym człowiek przejmuje się drugim, uczestniczy w życiu drugiego człowieka. Chodzi o taki rodzaj świadomości, w którym można przerzucić pomost pomiędzy jedną i drugą głębią. Stanowi to dostęp do wnętrza innych.
Miłość, jak sądzę, w Edycie dojrzewała filozoficznie. Metoda, której używała w filozofii, zakłada dwie postawy:
1. Należy docierać bezpośrednio do poznawanego i poddawać się temu, co człowiek poznaje. W odniesieniu do miłości istotne jest to, że pozostaje jedynym rodzajem poddania, jedyną formą władzy, która nie poniża człowieka, nie dominuje, ale pragnąć służyć i upodobnić, szanuje podmiotowość tego, którego kocha.
2. Z drugiej strony należy neutralizować wszelkie domniemania, sądy, uprzedzenia, stereotypy. Takie dochodzenie do człowieka, nie poprzez szufladkowanie, przyklejanie etykiet, jest drogą do wewnętrznej prawdy i miłości. W kontekście miłości można to zinterpretować jako czystość patrzenia na człowieka, które wyzwala od złudzeń, niepewności, nieprawdy. Im bardziej człowiek uwolni się od złudzeń, tym bardziej może miłować. Edyta nazywa to dostępem źródłowym. Dzięki temu doświadcza się niezwykłej prawdziwości spotkania, niezwykłej głębi, a uruchomione mechanizmy miłości ciągle zaskakują czymś nowym.
Piękne świadectwo o Edycie zostawiła jej przyjaciółka Gertruda Koebner:
“Z przejrzystą otwartością oddawała się swym przyjaciołom, widziała ich pracę i życie. Szukała, w czym mogłaby pomóc. Ponieważ sama była otwarta, każdy się przed nią łatwo otwierał” (3).
Mogła tak się zachowywać, ponieważ była świadoma tajemnicy człowieka:
“To, co niekiedy wiemy – jak nam się zdaje – o własnej duszy, jest zaledwie przelotnym refleksem tego, co pozostaje tajemnicą Boga aż do dnia, w którym się wszystko objawi” (4).
Miłość narodu
Miłość bliźniego w życiu Edyty kierowała się ku własnemu narodowi. Zawsze czuła się Żydówką. Nie tylko wtedy, gdy w Getyndze towarzyszyła największym umysłom ówczesnych Niemiec, ale również w czas trwogi kryształowej nocy.
W dniu profesji zakonnej wyznaje spowiednikowi:
“Ojciec nie ma pojęcia, co znaczy dla mnie, gdy rankiem, stając w kaplicy przed tabernakulum i obrazem Maryi, mogę sobie powiedzieć: Oni byli mojej krwi” (5).
To zbliżało ją do Chrystusa. Duchowy wybór Chrystusa był potęgowany przez pokrewieństwo krwi. Z dumą podkreślała swe żydowskie pochodzenie nawet wtedy, gdy została ochrzczona. Z obozu w Westerbork pisze, biorąc na ramiona dzieci pozostawione przez matki, że gdyby nie dzieliła losu swych braci, jej życie byłoby zmarnowane (6). Edyta nie osądza historii, oprawców, nie ocenia całości nieszczęść. Z miłości chce być wydana za naród.
Nadprzyrodzony wymiar miłości bliźniego. Oprócz swego osobowego charakteru miłość pojawia się jako realizacja najwyższego dobra człowieka. Miłość jest poszukiwaniem człowieka. Edyta pisze:
“Miłość Chrystusa nie zna granic, nie kończy się nigdy… Pan przyszedł na świat dla grzeszników, nie dla sprawiedliwych, i jeśli Jego miłość naprawdę żyje w nas, powinniśmy robić to, co On: wyruszyć na poszukiwanie zagubionej owcy” (7).
Edyta Stein w swym studium o kobiecie mówi o miłości służebnej. “Miłość służebna to miłość świadczona każdemu stworzeniu, by osiągnęło swoją pełnię” (8). Miłość odwołuje się do dobra najwyższego, ostatecznego, pełni najwyższej. Stanowczo więc stwierdza: “Jesteśmy tu i teraz po to, by pracować nad zbawieniem swoim i tych, którzy są nam dani” (9).
Miłość Boga
Aby poruszać się właściwie w rozważaniach na temat miłości Boga, należałoby dokonać rozróżnienia wewnętrznej miłości Boga, miłości Boga do człowieka, wreszcie miłości człowieka do Boga.
Wewnętrzna miłość Boga:
“Miłość jest tym, co najbardziej wolne ze wszystkiego, co istnieje; ofiarowaniem siebie samego, czynem siebie posiadającego, tj. osoby. U Boga jest to czyn osoby, która (…) jest samą miłością, czyli której istnienie jest miłością. Dlatego sama miłość musi być osobą: osobą miłości. (…) Miłość jest życiem w najwyższej doskonałości; jest istnieniem, które się wiecznie oddaje, nie doznając umniejszenia, i wieczną płodnością. Stąd Duch Święty jest darem: nie tylko wzajemnym oddaniem się Osób Boskich, lecz udzieleniem się bóstwa «na zewnątrz»; w Nim zawarty jest Boży dar dla stworzenia (10).
Miłość Boga do człowieka:
“Miłość jest oddaniem się dobru. Oddanie się – we właściwym znaczeniu – jest możliwe tylko jako oddanie się osobie. (…) Oddanie się zmierza do stania się jednością, dochodzi do dokonania dopiero przez przyjęcie ze strony osoby ukochanej. Aby miłość mogła być dokonana, wymaga się wzajemnego oddania się osób; w swej najwyższej doskonałości urzeczywistnia się ona we wzajemnej miłości osób boskich, w oddającym się boskim istnieniu. Miłość jest istnieniem Bożym, Bożym życiem, Bożą istotą” (11).
Tak więc Bóg daje siebie człowiekowi:
“Życie Boga, które rozwija się w miłującej Go duszy, to nic innego, jak samo troiste życie Bóstwa. Boć przecież oddaje się ona Trójjedynemu. Oddaje się woli Boga Ojca, który w niej jakby na nowo rodzi Syna. Jednoczy się z Synem i chciałby się w Nim zatracić, aby Ojciec nie widział w niej już nic, oprócz Syna. I jej życie zespala z Duchem Świętym, przekształca się w boski wylew miłości” (12).
Miłość człowieka do Boga. Taka miłość działa w sercu człowieka. Jak jednak rozróżnić miłość typu boskiego od zwykłej, naturalnej? Edyta Stein rozróżnia je bardzo wyraźnie. Pisze:
Miłość ludzka dąży do zatrzymania dla siebie przedmiotu ukochania. Kto kocha ludzi jak Chrystus, chce, by należeli oni do Boga, a nie do niego. W ten sposób zapewnia sobie ich posiadanie na wieki. Jeżeli zdobędziemy człowieka dla Boga, jesteśmy z nim w Bogu zjednoczeni, podczas gdy chęć zdobycia go dla siebie prowadzi często do tego, że go później tracimy” (13).
Z tego również wyrasta logika cierpienia. Człowiek miłujący po ludzku cierpi, jeśli ktoś oddala się od niego, zaś człowiek Boży cierpi, gdy oddala się ktoś od Boga.
Miłość nie musi być od razu czynem, działaniem. Jest ona bardziej jak promieniowanie.
“Z najgłębszego wnętrza pochodzi takie promieniowanie własnej istoty, mimowolne, duchowe wychodzenie z siebie. Im bardziej skupiony żyje ktoś we wnętrzu swej duszy, tym silniej promieniuje i innych wciąga w swą orbitę” (14).
Oczyszczona miłość do Boga przyjmuje w końcu formę sprawiania radości Bogu: “Ślubuję Ci, że skorzystam z każdej sposobności, aby sprawić Ci radość” – wyznaje Edyta w głębi swego konsekrowanego serca.
Edyta tłumaczy naturę miłości w duszy:
“Łaska jest tym, co zespala w jedno Boga i stworzenie. Jeśli rozpatrujemy ją jako to, czym jest w Bogu, to jest ona boską miłością, boskim tchnieniem, będącym bonum effusivum sui, dobrem, które siebie udziela, rozlewa i daje (nie ulegając przy tym zmniejszeniu). Wzięta tak, jak występuje w stworzeniu, łaska jest tym, co stworzenie w siebie przyjmuje jako udzielone mu boskie istnienie, jako «udzielone podobieństwo do boskiej natury»” (15).
“Dusza, w której Bóg mieszka przez łaskę, nie jest bezosobową areną życia, lecz zostaje w to życie włączona. Życie Boże jest życiem trzech Osób; jest miłością ciągle przepływającą, przez którą Ojciec rodzi Syna i oddaje Mu całą swą istotę; Syn ją obejmuje i zwraca Ojcu; miłość jednocząca Ojca i Syna – ich wspólne tchnienie – jest ich Duchem. Tak więc przez Ducha Świętego żyje dusza swoim życiem łaski, w nim kocha Ojca miłością Syna i Syna miłością Ojca” (16).
Miłość Boża, której uosobieniem jest Duch Święty, sprawia coś niezwykłego:
“Tu każda osoba odnajduje siebie samą w drugiej, a ponieważ zarówno ich życie, jak i istota są jednym, dlatego ich wzajemna miłość jest zarazem miłością siebie, afirmacją własnej istoty i własnej osoby” (17).
Konsekracja
Św. Teresa Benedykta w swoim opisie miłości Boga akcentuje wygaszanie własnego życia. Owo wygaszanie jest jednocześnie tworzeniem w sobie miejsca dla życia Bożego. Tym życiem Bożym jest miłość płonąca, potężna, bezkompromisowo dająca siebie. Sama pragnie oddać siebie, tę odrobinę, to trochę, które sprawia, by Bóg był bardziej kochany.
W analizie konsekracji ukazuje, iż zwłaszcza kobieta ma potrzebę oddania się całkowicie, stać się własnością i zarazem kogoś całkowicie posiadać. Ale to potrafi doskonale jedynie Bóg. Edyta Stein chciała przebywać przed Bogiem w imieniu wszystkich. Jej miłość znaczona męczeństwem wyrażała się w poczuciu wspólnej odpowiedzialności za Kościół wspartej tajemnicą pośrednictwa. Konsekracja ofiarowana Kościołowi, jako osobowa miłość staje się wspólną sprawą wszystkich ludzi. Tak więc im bardziej ktoś bogaty jest miłością Bożą, tym sposobniejszy jest do wstawienniczego zastępstwa.
Rzeczywiście konsekrację Edyty zdominowała idea ekspiacji – ofiarności zastępczej.
“Jeżeli można swe zasługi ofiarować komuś drogiemu, złożyć je za niego przed tronem Bożym, to można również wziąć na siebie czyjąś winę, tzn. ofiarować się Bogu za tego, na kogo ma przyjść kara” (18).
Życie jej przyjmuje formę przebłagalnej ofiary. Jedno zdanie z Wiedzy Krzyża wydaje się pełne treści: “(…) wiedzę Krzyża można zdobyć, gdy samemu krzyża się doświadczy”.
W biblijnej interpretacji podejmuje rolę królowej Estery, która ryzykując życie, staje przed królem, by prosić o ocalenie swego narodu. A kto wie, czy nie ze względu na tę właśnie chwilę dostąpiłaś godności królowej? (Est 4, 14). Razem z nią modliła się: wyzwól mnie od mojego lęku (Est 4, 17). Ta forma miłości zawiera w sobie ideę przejednania Boga, a zarazem przekroczenia nienawiści.
“Ci, którzy to rozumieją, muszą w imieniu wszystkich wziąć krzyż na siebie” (19).
Krzyż. Miłość do Boga i narodu w życiu Edyty spotyka się w Krzyżu. Kochając, wpisuje się świadomie w scenariusz umierania sobie. Świadomie w Karmelu obiera imię Błogosławiona przez Krzyż, gdyż w swym życiu odkrywa jego tajemnicę. Krzyż, na którym umiera Chrystus, przygniata naród, który kiedyś wołał: Krew Jego na nas i na dzieci nasze (Mt 27, 25).
Odrzucenie Chrystusa z powodu krzyża doprowadza do odrzucenia narodu. Edyta w takim świetle odczytuje wszystkie prześladowania Żydów. Rozumienie miłości do Chrystusa i narodu powoduje, że niejako sama wybiera drogę ukrzyżowania. Chce świadomie uczestniczyć w losie swego narodu wydanego na zagładę, chce dobrowolnie dopełnić ofiary, którą złożyła, konsekrując siebie Bogu. W miłości tak ukrzyżowanej przez trudną historię zdolność do ofiary osiąga swą pełnię. Razem z Chrystusem pragnie nieść ten krzyż.
“W obliczu krzyża nie ośmielamy się osądzać wrogów”.
Miłość Boga sięga poprzez tajemnicę Krzyża istoty człowieka i istoty historii. Dzieje się to w ogniu miłości, boskiej kontemplacji. Kontemplacja dla Edyty znaczy być ranionym przez Boga, czuć obecność Boga na sposób bolesny, być zraniony raną miłości, uczestniczyć w tajemnicy śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Pełnia miłości duszy z Bogiem zostaje osiągnięta przez Krzyż; dopełniona, pochłonięta przez Krzyż i nim przypieczętowana na całą wieczność.
Ale mistyczna dusza, oczyszczona i uświęcona, niejako powraca do świata, osadza się w głębi historii. Ogarnia świat szczególnego rodzaju odpowiedzialnością:
“Nawet wiodąc życie kontemplacyjne, nie wolno zrywać kontaktu ze światem. Sądzę, że im głębiej ktoś zanurzył się w Bogu, tym więcej w tym samym duchu musi «wyjść z siebie», tj. wchodzić w świat, by mu nieść życie Boże” (20).
x x x
Tak więc razem z Teresą Benedyktą od Krzyża zatoczyliśmy krąg miłości, który czerpie siły z Boga, a ogarnia świat i pragnie go uczynić bardziej Bożym. Taka jest tajemnica każdej miłości, gdyż czerpie ona siły z tego samego miejsca, skąd czerpią siły procesy historii. Sięgając w takie przestrzenie, święty jednocześnie współpracuje z Bogiem, by działo się zbawienie, by mogło się dokonać Boskie dzieło. Święty dzięki miłości staje się Bożym dziełem, które posługuje, przywracając historię, nawet tę najtrudniejszą, dla Boga.
Marian Zawada OCD
(1) K. Jaspers, Wolność i komunikacja, przekł. L. Kołakowski, (w:) Filozofia egzystencjalna, Warszawa 1965, s. 188.
(2) E. Stein, Wiedza Krzyża, przekł. J.I. Adamska, Kraków 1994, s. 210.
(3) Za: J.I. Adamska, O nocy, któraś prowadziła, Kraków 1973, s. 146-147.
(4) E. Stein, List do s. M. Ernst OCD, Echt, 16 maja 1981, (w:) Pisma, tłum. J.I. Adamska, Kraków 1982, t. II, s. 403.
(5) Za: J.I. Adamska, O nocy…, dz. cyt., s. 195.
(6) J.I. Adamska, Mądrość miłości. Rzecz o duchowości Edyty Stein, Tczew-Pelplin, 1998, s. 35.
(7) E. Stein, Z własnej głębi. Wybór pism duchowych, t. I, s. 66.
(8) E. Stein, Kobieta. Jej zadanie według natury i łaski, tłum. J.I. Adamska, Tuchów 1995, s. 151.
(9) E. Stein, Pisma, dz. cyt., t. II, s. 88.
(10) E. Stein, Byt skończony a byt wieczny, tłum. J.I. Adamska, Poznań 1995, s. 424 n.
(11) Tamże, s. 453.
(12) Tamże, s. 457.
(13) E. Stein, Tajemnica Bożego Narodzenia (w:) Z własnej głębi, tłum. J.I. Adamska, Kraków 1978, t. II, s. 67.
(14) E. Stein, Byt…, dz. cyt., s. 442.
(15) Tamże, s. 408.
(16) E. Stein, Wiedza Krzyża, dz. cyt., s. 186.
(17) E. Stein, Byt…, dz. cyt., s. 456.
(18) Za: J.I. Adamska Mądrość…, dz. cyt., s. 120-121.
(19) Za: J.I. Adamska, Błogosławiona Edyta Stein, Kraków 1988, s. 209.
(20) J.I. Adamska, Błogosławiona…, dz. cyt., s. 198.