Samotność bł. Elżbiety od Trójcy Przenajświętszej, karmelitanki z Dijon
Niezwykła droga, bo niezwykle krótka, dopełniona chorobą Addisona, tej niespełna 26 letniej francuskiej dziewczyny Elżbiety Catez z Camp d’Avour (1880-1906), która odkryła tajemnicę swego imienia: Elżbieta znaczy „Dom Boga” i jakże pragnęła, by Bóg w niej założył swe mieszkanie. Po zaledwie pięciu latach życia w Karmelu w Dijon, odchodzi do Światła, do Życia do Miłości. Żyła uwielbieniem Majestatu Trójcy Przenajświętszej, Laus gloriae, w cieniu słów o przeznaczeniu człowieka: z góry przeznaczeni, …byśmy istnieli ku chwale Jego majestatu (Ef 1,11-12). Chciała być uwielbieniem Chwały Boga. Zostawiła po sobie ponad 300 listów, Dzienniczek, Zapiski duchowe, Ostatnie zapiski oraz krótkie, ale niezwykłe Niebo w wierze. Błogosławiona uchodzi za patronkę głębszej modlitwy skupienia. Dziś przywołamy kilka jej myśli o samotności.
Samotność – Betanią Chrystusa
Człowiek duchowy, który pragnie iść poważnie drogą pierwszego przykazania i miłować Boga z całego serca, szuka wyłączności. Pragnie samotnością otoczyć się jak wewnętrzną atmosferą, by dotrzymywać towarzystwa najdostojniejszemu Gościowi duszy. Życie religijne staje się gościnnością serca, wyczekiwaniem, czuwaniem. Chrystus jest dla duszy rozmiłowanej sakramentalnym <Wszystkim>. Wtedy samotność jest źródłem pokoju i szczęścia, a świadomość, że jest się dla Boga zupełnie sam, tzn. całościowo, jeszcze bardziej zaprasza do ukrycia. W samotności człowiek potwierdza, że nasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu (Kol 3,3). Samotność należy do jednej z wielkich tajemnic Boga i człowieka, do tych spraw, których nie można przełożyć na język ziemski, gdyż tracą swoje głębokie i niebieskie znaczenie (Dzienniczek, 27.01.1900) [1]. Samotność serca jest małą Betanią, gdzie Chrystus chętnie przychodzi odpocząć. To w samotni ducha człowiek pozwala sobie na najczulsze uczucia i wyznania. Tu można wypowiedzieć z miłości tysiące niedorzeczności (Dz 5.04.1899) [2]. Tu dokonuje się najcichsza ofiara – umieranie dla świata. Samotność wyznacza przestrzeń zawierzenia.Błogosławiona Elżbieta z Dijon wyznaje Chrystusowi tajemnicę swej samotności: Będę żyć w samotności, sam na sam z Tobą, zajmując się tylko Tobą, żyjąc tylko dla Ciebie, rozmawiając tylko z Tobą (Dz 27.03.1899)[3]
Światła samotności
W samotności zaczyna świecić bardzo jasne światło. W mojej drogiej samotności żyję w stałej łączności z Bogiem i patrzę na wszystko w prawdziwym świetle (List 315)[4]. Taki rodzaj boskiego światła wyzwala najgłębsze pokłady rozumienia. Zwłaszcza wartości cierpienia: To światło ukazuje mi, że cierpienie, w jakiejkolwiek postaci się pojawia, jest największym dowodem miłości, który Bóg może okazać stworzeniu (L 315)[5]. Samotność, choćby była w jakimś stopniu uciążliwa, nabiera najwyższego znaczenia w tajemnicy cierpienia. To słodycz ukryta na kielicha (L 315).
Ukrywanie się Boga
Źródłem samotności jest często ukrywanie się Boga. Objawia to bezsilność, kruchość człowieka (L 298)[6]. Ale oddalenie ma swą wartość – pobudza pragnienie wspólnoty. Im człowiek mocniej odczuwa dramat samotności, tym głębiej jest przygotowywany na ostateczne spotkanie. Taki rodzaj samotności zmusza do szukania Pana, z drżeniem istnienia, jak zraniona Oblubienica Pieśni nad pieśniami. Jest częścią duchowego oddania i spalenia (por. L 299)[7]. Jest ona jak zasłona.
Samotne trwanie serca przy Sercu
Zewnętrza samotność, samotność cierpienia czy oddzielenia od ludzi ma czasem za zadanie jeszcze bardziej uświadomić tajemnicę trwania przy Chrystusie w słodkim <serce przy sercu> dniem i nocą (L 267)[8]. Tak rozumiał Elżbieta swe powołanie w Karmelu. Pośród tej samotności Bóg oddziela niczym obłokiem od rzeczy ziemskich, aby zachować miłującego całego dla siebie (L 269)[9]. Człowiek duchowy podejmuje samotność, gdyż nadchodzi Bóg i puka w bramy serca: stoi u drzwi twego serca… Czeka… Otwórz Mu (L 174)[10]. Samotność jest otwieraniem bram swego istnienia dla Stwórcy. Otwierając bramy serca narażamy się na rany miłości, ale one tylko rozniecają miłość.
Rozszerzenie serca
W wybranej samotności, w momencie, gdy serce zamknęło się za kratami Karmelu rozszerzyło się jeszcze bardziej, stworzone przecież do miłowania (L 265)[11]. Głęboka samotność, która w jakiś sposób zamyka życie w niebie, sprawia, że człowiek nie przestaje się interesować tym, którzy żyją na ziemi (L 246)[12]. Samotność pełna miłości jest drogą do Boga, a może jeszcze bardziej jasno – drogą przez Boga do ludzi. W takiej samotności człowiek powraca. W takiej samotności rodzi się potrzeba dzielenia się tą jedyną miłością. Chciałbym się cała przemienić w milczenie i adorację, bym coraz bardziej mogła pozwalać przenikać się Bogu i Nim napełniać tak, by przez modlitwę przekazywać Go tym biednym duszom, które nie znają daru Bożego (L 131)[13]. Samotność wybrana nie jest rezygnacją z człowieka, jest wybraniem i darowaniem dla niego najpiękniejszej rzeczy w tajemnicy ducha. Tym darem jest najwyższe szczęście – zbawienie każdego. Elżbieta, uwielbienie chwały, zrozumiała, jakie jest marzenie Stwórcy: móc kontemplować Siebie w stworzeniu, niczym w czystym i bez skazy krysztale, i widzieć, jak promieniuje wszystkimi Jego doskonałościami i całą Jego pięknością (Ostatnie rekolekcje, 8)[14]. Dlatego święci poświęcają życie temu dziełu, często wybierając niezrozumiałe ukrycie, samotność i milczenie swego istnienia.
O. Marian Zawada OCD
[1] Bł. Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej, Myśli i słowa, tłum. i opr. J.E. Bielecki OCD, Kraków19982, s. 64.[2] Tamże, s. 59.[3] Tamże, s. 55.[4] Tamże, s.195.[5] Tamże, s. 195.[6] Tamże, s. 167.[7] Tamże, s. 167.[8] Tamże, s. 154.[9] Tamże, s. 155.[10] Tamże, s. 118.[11] Tamże, s. 153.[12] Tamże, s. 143.[13] Tamże, s. 98.[14] Tamże, s. 178.