Św. Jan od Krzyża

Jan de Yepes rodzi się niedaleko Avila, w Fontiveros, w 1542 roku, jako ostatni z trzech synów. Ojciec Gonzalez de Yepes, który pracował dla rodzinnej spółki zajmującej się produkcją jedwabiu poznał w Medinie ubogą Catalinę Alvarez. Ich mezalians doprowadził do wydziedzieczenia go. Po śmierci męża i jednego z synów, wdowa udaje się ostatecznie do Medina del Campo, gdzie znajduje pracę jako tkaczka. Jan zostaje oddany do przytułku, gdzie zapewniano za pracę wyżywienie i naukę. W wieku 17 lat Jan otrzymuje pracę w kościele sióstr augustianek, w zakrystii, a następnie zostaje pielęgniarzem w pobliskim szpitalu augustianów. Jednemu z administratorów szpitala przypada do gustu, tak, że postanawia go wykształcić na kapelana. W tym czasie Jan podejmuje naukę w kolegium księży jezuitów. , których kolegium kończy w wieku 21 lat. Wstępuje do karmelitów w Medina. W wieku 25 lat, w latem 1567, spotyka św. Teresę z Avila i decyduje się dopomóc w reformie od listopada 1568 roku, która doprowadza do powstania karmelitów bosych. Umiera w Ubeda 14 grudnia 1591 roku. Zostaje beatyfikowany 1675, kanonizowany 1726, a w 1926 roku zostaje ogłoszony Doktorem Kościoła. Napisał m. in. Drogę na Górę Karmel, Noc ciemną, Pieśń duchową, Żywy płomień miłości.

Teksty

 

Tajemnica nocy mistycznych

Ta noc, którą, jest kontemplacja, powoduje w duszy podwójny rodzaj ciemności albo oczyszczenia, stosownie do dwóch części człowieka, tj. jego części zmysłowej i duchowej. Jedna noc zatem jest oczyszczeniem części zmysłowej. Oczyszcza się tu dusza co do zmysłów, aby je całkowicie dostosować do ducha. Druga noc jest oczyszczeniem ducha. Oczyszcza się w niej i ogołaca duchowa część duszy, dostosowując się i przygotowując do zjednoczenia miłości z Bogiem[1]. Ta ciemna noc jest to wpływ Boga na duszę, oczyszczającego ją z nieświadomości i niedoskonałości habitualnych, naturalnych i duchowych. Wpływ ten ludzie duchowi nazywają kontemplacją wlaną albo teologią mistyczną. W tej kontemplacji poucza Bóg duszę sposobem ukrytym i zaprawia ją do doskonałej miłości, podczas gdy ona nic nie czyni i nie rozumie, jakim sposobem owa kontemplacja jest wlewana. Ponieważ zaś jest ona miłosną Mądrością Bożą, sprawia w duszy najzbawienniejsze skutki. Przez oczyszczenie i oświecenie duszy przygotowuje ją do miłosnego zjednoczenia z Bogiem. Oczyszczając i oświecając duszę, działa tu ta sama, [pełna miłości] Mądrość, która oczyszcza duchy błogosławione i napełnia ją światłością.Nasuwa się wątpliwość: dlaczego to światło Boże (oświecające i oczyszczające duszę z jej słabości) nazywa tu dusza nocą ciemną. Można odpowiedzieć, że dla dwóch powodów ta Mądrość Boża jest nie tylko nocą i mrokiem dla duszy, lecz również jej udręką i męczarnią. Pierwszy powód, to wzniosłość tej Mądrości Bożej, która przekracza pojęcie duszy i tak staje się dla niej mrokiem. Drugi powód, to niskość i nieczystość duszy, i to właśnie jest dla niej udręką i utrapieniem, a również i ciemnością. (…)Tak i owo boskie światło kontemplacji, skoro przenika do duszy, nie będącej jeszcze dostatecznie oświeconą, sprawia w niej ciemności duchowe. Nie tylko bowiem przekracza miarę jej pojemności, lecz również zaciemnia i pozbawia ją możności posługiwania się naturalną inteligencją. Z tych przyczyn św. Dionizy i inni teologowie mistyczni nazywają kontemplację wlaną promieniem ciemności. Odnosi się to do duszy jeszcze nie oczyszczonej i nie oświeconej ostatecznie, w której swoim nadmiernym światłem nadprzyrodzonym zwycięża i wyniszcza jej naturalne siły rozumowe. (…)Jasne jest również, że ta ciemna kontemplacja jest na początku męczarnią duszy. Albowiem boska wlana kontemplacja przynosi z sobą dobro najdoskonalsze, a dusza przyjmująca to dobro, nie będąc jeszcze doskonale oczyszczoną, ma w sobie wiele najgorszej nędzy. Dwie te sprzeczności zatem: dobro najwyższe i nędza największa nie mogą się pomieścić w jednym podmiocie, tzn. w duszy. Z konieczności zatem odczuwa dusza mękę i cierpienie, skoro zwalczają się w niej dwie przeciwności. Jedne występują przeciw drugim, a to z powodu oczyszczania duszy z niedoskonałości, które dokonuje się przez tę kontemplację. (…)To udręczenie duszy z powodu jej nieczystości jest bardzo wielkie, gdy ją to światło Boże zalewa. Ta jasna światłość przenika ją bowiem w tym celu, by usunąć wszystkie jej nieczystości. Zatem dusza czuje się tak zabrudzona i nędzna, iż sądzi, że Bóg ją odrzucił i że ona we wszystkim sprzeciwia się Bogu. Odczucie tej nędzy takim zmartwieniem napełnia duszę – czuje jakby ją Bóg odrzucił – że jest to jedna z największych udręk. (…) Najboleśniejszym zaś zmartwieniem jest to, iż się jej zdaje, że nie dźwignie się nigdy i że wszelkie jej dobra już się skończyły.(…)Drugą przyczyną zmartwienia duszy jest jej słabość naturalna, moralna i duchowa. Ponieważ zaś ta boska kontemplacja spływa na duszę z pewną gwałtownością, a to dlatego, by ją wzmocnić i opanować, dusza ta, będąc słaba, taką mękę odczuwa, że niemal omdlewa. (…)Rzecz dziwna i godna pożałowania, jak wielka może być słabość i nieczystość duszy. Choć bowiem ręka Boża jest tak łagodna i słodka, tutaj wydaje się duszy tak ciężka i nieprzyjazna, mimo że jej przecież nie przytłacza i nie karci. Dotyka jej jedynie miłosiernie, by jej udzielić łask, a nie kary.[2]

 

O posiadaniu wszystkiego

Jakże się może podnieść do Ciebie człowiek zrodzony z nędzy, jeśli go Ty nie podniesiesz tą ręką, którą go stworzyłeś?Nie pozbawisz mię, o Boże mój, tego, coś mi dał w swym Synu, Jezusie Chrystusie, w którym mi dałeś wszystko, czego pragnę; dlatego się weselę, bo nie zawiedziesz mej ufności!Czemu więc, duszo moja, jeszcze się ociągasz, gdy już teraz możesz kochać swym sercem swego Boga?Moje są niebiosa i moja jest ziemia, moje są narody, moi są grzesznicy i sprawiedliwi! Aniołowie są moi, Matka Boża jest moja, wszystkie rzeczy są moje, i sam Bóg jest moim i dla mnie, gdyż Chrystus jest mój i wszystek dla mnie! (por. 1 Kor 3, 22–23). Czegóż więc pragniesz, duszo moja? Wszystko jest twoje i wszystko dla ciebie. Nie zadowalaj się małym i nie szukaj odrobin, które spadają ze stołu Ojca twego (por. Mt 15,26–27; Mk 7, 27–28).Lecz wyszedłszy z siebie, wejdź do pełności i ciesz się w twojej chwale! Ukryj się w niej i raduj się, a zaspokoisz pragnienie serca swego[3].

Kontemplacja stworzenia

Bóg stworzył wszystkie rzeczy z wielką łatwością i szybkością i pozostawił w nich jakiś ślad swej wielkości. Nie tylko bowiem dał im z niczego byt, lecz również ozdobił je niezliczonymi przymiotami i wdziękami, upiększając je z przedziwnym ładem i wzajemną zależnością jednych od drugich. Wszystko to zaś uczynił przez swą Mądrość, przez którą je stworzył, tj. przez Słowo, swego jedynego Syna. (…) Największe bowiem dzieła Jego, przez które nam się objawił i na których się dłużej zatrzymał, są to wcielenie Słowa i tajemnice wiary chrześcijańskiej. W porównaniu z tymi dziełami wszystkie inne zostały dokonane jakby mimochodem i w pośpiechu. (…) Według św. Pawła, Syn Boży jest „jasnością i odbiciem istoty Jego” (Hbr 1, 3). I trzeba pamiętać, że przez tę postać swego Syna patrzy Bóg na wszystko stworzenie i tym samym daje stworzeniom byt naturalny, przymioty i dary naturalne oraz sprawia, że są piękne i doskonałe. (…)Trzeba wiedzieć, że w żywej kontemplacji i poznaniu stworzeń dusza dostrzega w nich takie bogactwo wdzięków, mocy i piękności, w jakie Bóg jej przyodział, iż poznaje, że otrzymały one to przedziwne piękno i moc naturalną z owej nieskończonej piękności nadprzyrodzonej – z postaci Bożej. Bóg bowiem przyodziewa je swym spojrzeniem w piękno i napełnia weselem cały świat i niebiosa (…) Dlatego dusza, pobudzona do miłości tymi śladami piękności swego Oblu­bieńca, jakie poznała wśród stworzeń, udręczona pragnie ujrzeć to piękno niewidzialne, które było przyczyną piękna widzialnego[4].

 

Wnikanie w tajemnice Chrystusa

Jednym z powodów, najbardziej pobudzających duszę do wejścia w gęstwinę Bożej Mądrości i do głębszego poznania piękna Mądrości Bożej jest, jak powiedzieliśmy, pragnienie zjednoczenia swego umysłu w Bogu przez poznanie tajemnicy Wcielenia. Jest to bowiem mądrość najwyższa i najsmakowitsza ze wszystkich dzieł Bożych. Mówi tu więc oblubienica w tej strofie, że po tym głębszym wniknięciu w mądrość Bożą (o wiele głębszym od zaślubin duchowych, jakie teraz posiada), co nastąpi w chwale, gdzie zobaczy Boga twarzą w twarz, złączy się z ową Boską Mądrością, z Synem Bożym i pozna wówczas wzniosłe tajemnice Boga–Człowieka. Tajemnice owe należą do najwznioślejszych, jakie kryją się w Bogu. I gdy razem ze swym Oblubieńcem dojdzie do ich poznania, zanurzając i zatapiając się w nich, wówczas będą pospołu kosztowali smaku i rozkoszy spowodowanych poznaniem tych tajemnic, przymiotów i potęgi Boga, poznanych we wspomnianych tajemnicach, jak np. Jego sprawiedliwość, miłosierdzie, mądrość, potęga, miłość itd.Ileż to rzeczy można odkrywać w Chrystusie, który jest jakby ogromną kopalnią i mnogimi pokładami skarbów, w które, choćby się nie wiem jak wgłębiano, nie znajdzie się ich kresu i końca. W każdym zaś zakątku tych Jego tajemnic napotkać można tu i tam nowe złoża nowych bogactw, jak na to wskazuje św. Paweł, mówiąc, że „w Chrystusie ukryte są wszystkie skarby mądrości” (Kol 2, 3). W głębię tych tajemnic Bożej Mądrości dusza nie wejdzie inaczej, jak tylko przez uciski i cierpienia wewnętrzne i zewnętrzne, jak to już mówiliśmy. I do tej wiedzy tajemnic Chrystusowych, jaką można osiągnąć w tym życiu, nie można dojść inaczej, jak tylko przez wiele cierpień. Potrzeba do tego również wielkich łask Bożych, tak dla umysłu jak i dla zmysłów oraz usilnych ćwiczeń duchowych. Te wszystkie bowiem łaski są niższe od mądrości tajemnic Chrystusa, jako że są jakby przygotowaniem na drodze do niej. Czytamy bowiem o Mojżeszu, że gdy prosił Boga, aby mu okazał swą chwałę, odpowiedział mu Bóg, że nie może jej ujrzeć w tym życiu, lecz że ukaże mu wszystko dobro, czyli to, co w tym życiu jest możliwe. I stało się, iż gdy postawił go w rozpadlinie skały, którą, jak powiedzieliśmy, jest Chrystus, pokazał mu plecy swoje (Wj 33, 18–23), czyli dał mu poznanie tajemnic człowieczeństwa Chrystusowego.W te groty, tzn. w Chrystusa pragnie rzeczywiście wejść dusza, aby się tam zanurzyć, przeobrazić i dobrze upoić w miłosnej ich mądrości, ukrywając się na piersi swego Umiłowanego. On sam bowiem zaprasza ją do tych rozpadlin, mówiąc w Pieśni nad pieśniami: „Wstań, przyjaciółko moja, piękna moja, a przyjdź! Gołębico moja w rozpadlinach skalnych, w szczelinie parkanu” (2, 13–14). Te „rozpadliny” oznaczają to samo co groty, o których mówimy, i o których dalej dusza powiada:I tam w ich wnętrze wszedłszy tajemnicze.Tam, to znaczy: pójdziemy w owo poznanie i tajemnice Boże. I nie mówi dusza, że pójdzie tam sama, choć byłoby to właściwiej, gdyż Oblubieniec nie potrzebuje tam wchodzić na nowo, lecz mówi: pójdziemy tam razem, tzn. i ja, i Umiłowany, by dać poznać, że tego dzieła nie dokonuje ona sama, lecz Oblubieniec z nią pospołu. Będąc bowiem ściśle złączona z Bogiem w tym stanie zaślubin duchowych, o jakich tu mowa, nie czyni dusza niczego bez Boga. Mówiąc zaś: pójdziemy tam, chce powiedzieć: tam się przeobrazimy, tzn. ja w Ciebie przez miłość dla tych wspomnianych sądów boskich i słodkich. W poznaniu bowiem przeznaczenia odnośnie do sprawiedliwych i przewidywania odnośnie do złych, w czym Ojciec Przedwieczny uprzedził sprawiedliwych „błogosławieństwami słodkości” (Ps 20, 4) w swym Synu Jezusie Chrystusie, przemienia się dusza w sposób bardzo wzniosły i ścisły w miłości Bożej, odnośnie do wspomnianych poznań, kochając i dziękując znowu Ojcu z wielkim smakiem i rozkoszą za Jego Syna Jezusa Chrystusa. Czyni to zaś wraz z Chrystusem, zjednoczona z Chrystusem. Smak tego u wielbienia jest tak wzniosły, że jest całkowicie niewymowny[5].

 

Mistyczny ogień miłości

Następuje wiersz:O słodkie żaru upalenie!Upaleniem tym, jak już powiedzieliśmy, jest tu Duch Święty, bo jak mówi Mojżesz w Księdze Powtórzonego Prawa: „Pan Bóg nasz jest to ogień trawiący” (4, 24), tzn. ogień miłości, który mając nieskończoną siłę, może strawić nad wszelkie pojęcie i przeobrazić w siebie duszę, którą ogarnie. Lecz ogarnia i pochłania każdą, odpowiednio do tego, jak ją znajdzie przygotowaną; jedną mniej, drugą więcej, ile i kiedy sam zechce. Będąc zaś bezmiernym ogniem miłości, gdy nieco głębiej chce dotknąć duszy, sprawia, że żar jej miłości urasta do takiej miary, iż zdaje się jej, że płonie ogniem ponad wszelkie w świecie ognie. I dlatego w tym zjednoczeniu nazywa Ducha Świętego upaleniem, bo jak w całkowitym spaleniu ogień jest silniejszy i gwałtowniejszy nad wszelkie inne i większy sprawia skutek, tak i w tym akcie zjednoczenia żar jej miłości jest silniej rozpalony niż wszystkie inne i dlatego odnośnie do nich nazywa go upaleniem. A ponieważ dusza przeobrażona przez miłość ma ten boski ogień w sobie, więc nie tylko czuje to upalenie, lecz cała staje się jednym upaleniem niezmiernego ognia.Rzecz to zdumiewająca i godna uwagi, że chociaż ten boski ogień jest tak gwałtownie trawiący, że mógłby strawić tysiące światów z większą łatwością niż ogień ziemski jedną nitkę lnu – nie trawi i nie niszczy duszy, w której z taką siłą płonie, a nawet najmniejszego cierpienia jej nie sprawia; przeciwnie, na miarę siły miłości przebóstwia ją i ogarniając ją płonie w niej słodko i rozkosznie.Dzieje się to dzięki czystości i doskonałości duszy, w której płonie ten ogień Ducha Świętego, podobnie jak to było w Dziejach Apostolskich, gdzie ten ogień przychodząc z wielką gwałtownością, objął Apostołów (2, 3), oni jednak, jak mówi św. Grzegorz, „wewnątrz płonęli słodką miłością”. To również tłumaczy Kościół święty, mówiąc w tej samej myśli: „Przyszedł ogień z nieba nie palący, lecz promieniejący, nie trawiący, lecz oświecający”. Bóg bowiem, pragnąc w tych udzielaniach się wywyższyć duszę nie męczy jej i nie sprawia ucisku, lecz rozprzestrzenia, napełnia rozkoszą; nie zaciemnia jej i nie spopiela, jak ogień węgle, lecz napełnia ją blaskiem i ubogaca; dlatego nazywa ona to słodkim upaleniem.I tak ta szczęśliwa dusza, która szczęśliwym losem dochodzi do tego upalenia, wie wszystko i wszystkiego smakuje, jest całkowicie wolna i wszystko osiąga, nikt nie może jej pokonać, nic jej nie dosięga, stosuje się bowiem do niej to, co mówi Apostoł: „Człowiek zaś duchowy rozsądza wszystko, a sam przez nikogo nie jest sądzony” (1 Kor 2, 75). „Duch bowiem wszystko przenika, nawet głębokości Boże” (tamże, 2, 10); to bowiem jest przymiotem miłości, że przenika wszystkie dobra Umiłowanego.O niepojęta chwało dusz, które zasługujecie na wejście do tego najwyższego ognia mającego bezmierną siłę, by was strawić i wyniszczyć, a który nie niszcząc (co jest rzeczą pewną) pochłania was w chwale! I nie dziwcie się, że Bóg podnosi niektóre dusze aż tak wysoko, gdyż jak słońce promieniując powoduje niekiedy wspaniały widok, tak Bóg, jak mówi Duch Święty, „w trójnasób rozpala góry” (Syr 43, 4), tj. świętych.Gdy więc tak słodkim jest upalenie, jak to mówiliśmy, jakżeż nad wszelkie pojęcie musi być szczęśliwa dusza przez nie dotknięta! Chcąc to określić, nie mówi dużo, lecz ocenę wszystkiego zachowuje w sercu, a na usta wyrywa się jej tylko ten jeden okrzyk: O! mówiąc: O słodkie upalenie![6].


[1] Święty Jan od Krzyża, Droga na Górę Karmel, w: Dzieła, tłum. B. Smyrak OCD, Kraków 1998, s. 426-427.

[2] Tamże, s. 456-458.

[3] Modlitwa duszy rozmiłowanej, w: Tamże, s. 103-104.

[4] Pieśń duchowa, w: Tamże, s. 554-558 passim.

[5] Tamże, s. 659-699.

[6] Żywy płomień miłości, w: Tamże, s. 739-744.