Bardzo pouczające są słowa Chrystusa: Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych, żeby ten dzień nie przypadł na was znienacka, jak potrzask (Łk 21,34-35). Teoria potrzasku zbudowana jest na ociężałości, którą powoduje grzech. Chrystus eksponuje trzy sytuacje. Obżarstwo jest metaforą niepowstrzymanego „chłonięcia” wszystkiego co przychodzi: od informacji, wiedzy, dóbr intelektualnych, regenerację i dożywianie „uczuć”, po zwykłe, ustawiczne „pakowanie” do brzucha. Są to różne oblicza ducha konsumpcyjnego. Wszystko, co przyjmuje kierunek „przychodzenia” jest bezkrytycznie przyjmowane, a nawet gromadzone jako forma bogactwa. Gdy jednak człowiek idzie tą drogą dochodzi do sytuacji, którą znakomicie określił św. Paweł: Ich losem – zagłada, ich bogiem – brzuch, a chwała – w tym, czego winni się wstydzić. To ci, których dążenia są przyziemne (Fil 3,19). Obżarstwo, w takim szerokim znaczeniu, jest formą idolatrii. Cała bowiem rzeczywistość „zmierza” ku nim. Jest ono niestety powodem pewnej niebezpiecznej dolegliwości. Można się tego nie spodziewać – ale człowieka konsumpcyjnego bierze w posiadanie zabójczy smutek. Pijaństwo jest metaforą tego wszystkiego, co odurza. Gdy człowiek nie chce żyć w całej „ostrości” świadomości, gdy szuka zapomnienia, znieczulenia, czy nawet uśmierzenia, zaczyna traktować rzeczywistość „terapeutycznie”. Nie tylko rozrywka, ale kultura, a zwłaszcza religia, mają przynosić poczucie ukojenia. Człowiek wtedy od życia niczego innego nie oczekuje, poza azylem ulgi. Jedną z rozwijających się form „zanurzenia” czy „odurzenia” jest świat wirtualny. Gdy taka postawa się pogłębia i „rozrasta”, znaczy to, że człowiek nie zamierza żyć duchowo, a życie chciałby spędzić w świecie, któremu na imię „wielka piaskownica”. Za taką postawą stoi przede wszystkim zwolnienie się z odpowiedzialności za życie i cały boży świat, ucieczka w zdegenerowane formy obecności. A owocuje to bezsilnością i życiem „w potrzasku”. U postaw leży zdrada siebie, zdrada Boga, zdrada bliźniego. Kiedy człowiek przestaje być wierny sobie, pozwala, by jego umysł zaślepił bóg tego świata (2Kor 4,4) i uczynił twardym jego serce (por. J 20,40). Pijaństwo w szerokim znaczeniu jest formą zdrady, odwrotu od życia, totalną dezercją. Jest zanurzeniem w nierzeczywistości. Owocem tego jest „szklistość” serca – niedostępność do rzeczywistości, a może jeszcze bardziej zabójcza – niewrażliwość na nią.Trzecim elementem potrzasku jest źle uformowana troska. Troska wyraża to, co dla człowieka ważne, istotne, pierwszorzędne. Otacza to swoją troską, tzn. przedłuża temu trwanie, strzeże, dogląda, dba, słowem – troszczy się. Dramat człowieka zaczyna się, czy też życie w potrzasku, gdy całą swą troskę ogranicza do rzeczy doczesnych. A troski doczesne, jak tego się dowiadujemy z przypowieści o ziarnie zagłuszają Boga (Mt 13,22). Zagłuszony Bóg, zagłuszone człowieczeństwo. Można żyć pracowicie w zagłuszającym jazgocie ziemskich spraw i jednocześnie zmarnować troskę. Co najwyżej, uczynić ją pielęgnowaniem tego, co nie wytrzymuje próby czasu, a zatem i progu śmierci. Troska jednocześnie jest ciążeniem, zatroskaniem, związaniem życia. W złej trosce umiera najpierw sens ludzkiego wysiłku i pracy. Gdy życie wiążemy z tym, co śmiertelne, nasza troska zamienia nasze życie w wieczyste konanie. Nie można bowiem ocalić tego, co jest skazane na śmierć. Należy ją zatem związać z tym, co nie przemija. Wtedy przedziwnie odzyskujemy duchowy słuch, a ze słyszenia rodzi się wiara. Jeżeli wiążemy naszą troskę z niebem, to ona sama nas tam kieruje. W trosce zostaje potwierdzona nadzieja. Skoro tak, ocalenie naszej troski, jest ocaleniem człowieka.