Szalona i dystyngowana świętość

Pomiędzy świętością dystyngowaną a szaloną

Mamy dochodzenie do świętości stateczne, bardzo rozsądne w słowach, gestach, świętość oszczędną… Ona nie zrobi nic niestosownego, zazwyczaj ugrzeczniona, opanowana, zdystansowana do doczesności. Posila się powagą stanu, białym mankietem, zaczesanym włosem, iście anielską pedanterią. Do jej atrybutów należy powściągliwość oczu, języka. Ciągle zajęta świętą nieobecnością, nieskalana łzą, dramatem… Nie daje się tak łatwo zaskoczyć, przekonać. Na szczęście dla innych potrafi być wyrozumiała, zwłaszcza dla nowicjuszy. Marszy lekko brwi, delikatnie daje do zrozumienia niestosowność obyczajów, chrząknie na stronie, by ostrzec czy uwagę – na miarę przyciętą i należną – zwrócić… To taka świętość zerkająca w niebo, jakby spoza uczonych okularów, trochę niedowierzająca i Bogu i aniołom. Ale jest świętość jak ogień, co wypala glinę człowieczeństwa. Wymyka się ona wszelkim kategoriom, ocenom, szablonom, raz irytuje, raz wzbudza podziw, bywa podejrzewana i piętnowana, zawsze jednak doświadczana w tyglu historii. Jest szalona z natury. Jak u Teresy od Dzieciątka Jezus. Zazdrościła Chrystusowi szaleństwa. Pisze płomiennym piórem: Nigdy nie dokonamy dla Niego szaleństw, jakich On dokonał dla nas; nasze działania nie zasługują na to miano, gdyż są tylko aktami pełnymi rozsądku i dalekimi od tego, czego chciałby dokonać nasza miłość (List 169). Szaleństwo świętości nie zna ograniczeń. Jest ona niecierpliwością, zuchwałością zdzierającą welony z tajemnic, by zakosztować pełni przyszłego wieku. Dlatego jest niecierpliwością życia i umierania, niecierpliwością wyniesienia, wdziera się w niebo i nie zna żadnych miar.W takiej świętości jest wiele nieprzespanych nocy i niedorzeczności szalonej miłości. Jest ona jak objawianie się Boga, jak pociągnięcie pędzlem Boskiego Mistrza, dbałego o kunszt swych obrazów w czas wiatru dmiącego w żagle wyobraźni. Jeżeli mówimy o wyobraźni, czas by spuścić ją z łańcucha naszych ugrzecznionych kanonów. W niebie ludzie bez wyobraźni sadzani są w ostatnich rzędach. Czyż nasz Pan nie ostrzegał: odtąd głosi się Dobrą Nowinę o królestwie Bożym, i każdy gwałtem wdziera się do niego (Łk 16,16). Świętość biegnie rwącą, gwałtowną historią, stając się szaleństwem. Wdziera się w życie człowieka i porywa jak Eliasza w anielskim rydwanie, bo dzieła Boże nie mogą czekać. Święty świadczy dobitnie o zwycięstwie Boga – Boga walecznych zastępów.Świętość jest najbardziej rozległą formą istnienia, gdyż owa szczelina nadprzyrodzona zostaje wypełniona żywością samego Boga i owo niedopowiedzenie nadprzyrodzone stanowi bramę do coraz większego i głębszego poznawania i miłowania Boga, któremu nie ma już końca. Zaiste świętość jest najbardziej nieskończona ze wszystkich darów ofiarowanych człowiekowi. Wreszcie świętość to radość Boga, Jego duma i oszołomienie. Jest napotykaniem Boga zdumionego. Czy można Boga zadziwić? Znajdujemy w Ewangelii sytuację zdziwionego Chrystusa. Przysłuchiwał się niemal z niedowierzaniem setnikowi: Gdy Jezus to usłyszał, zdziwił się i rzekł do tych, którzy szli za Nim: Zaprawdę powiadam wam: U nikogo w Izraelu nie znalazłem tak wielkiej wiary (Mt 8,10). Jeżeli świętością nazywamy chodzenie za Panem, naśladowaniem Go, to należy sobie uświadomić, że jest to czasami Bóg zdziwiony. Świętość to umiejętność zaskakiwania Boga; to kroczenie Boga od zdziwienia do zdziwienia. Zdziwienie Boga nas najszybciej sadowi w niebie. Jest to winda, o której mówi święta normandka z Lisieux.

O. Marian Zawada OCD