Hamulec na języku, czyli o majestacie Milczenia
Wśród sławnych Hellenów żył jeden lud słynący z powściągliwości – Lacedemończycy – mistrzowie krótkich słów. Zaskakiwali nawet w publicznych mowach swą lakonicznością (gr. lakonismos znaczy powściągliwy). A ich modlitwą było milczenie przed bogami, kompletnie niezrozumiałe dla wymownych Greków. A Spartanie niegdyś przegonili ze swych granic retorów – mistrzów zamieszania, doprowadzających wiele dzieł do zniszczenia. Nadużycia jednak nie wystarczają do wprowadzenia w tak szlachetny temat, jak milczenie. W księdze „O gadulstwie” Plutarcha możemy przeczytać, że: za nauczycieli mowy mamy ludzi, ale za nauczycieli milczenia – bogów. A Menander w Odludku, zachęca do zachowywania zbożnego milczenia (eufemía, nieużywane od dawna imię żeńskie). Tym bardziej jest to przekonujące, że nasz mistrz Chrystus nie zachęca na modlitwie do gadatliwości (Mt 6,7), a w księdze Sofoniasza czytamy: Milczcie przed obliczem Wszechmogącego (1,7). Nie dość jednak zachwalania zacnego milczenia! Tym bardziej, że jest ono właściwe nade wszystko Bogu. Najczęściej mamy z tym problem. Podejrzewamy, że Bóg nas albo nie kocha, albo lekceważy, albo poddaje próbie, gdy nie dostrzegamy Jego „odpowiedzi” na nasze zabiegi o obłaskawienie niebieskiego dworu. A może Bóg nie milczy, tylko mówi „innym” językiem? Istnieje łacińskie powiedzenie: per impendimenta ad cognitionem (przez przeszkody do poznania), czemu niektórzy dodali zmaterializowanej błyskotliwości, wskazując że z Krakowa do Poznania jedzie się przez Zawady. Trudności powinny mobilizować, wnosić cierpliwość i jeszcze bardziej potwierdzać nasze poddanie Bogu. A tymczasem wnoszą irytację i zniechęcenie. Mądry Baltazar Gracjan (vel Gratianus), mawiał, że niepewność to najlepszy wynalazek Pana Boga. Pewnie miał rację, bo przecież Bogu nie chodzi o to, by nas zadręczać, lecz by wzrastała nasza ufność. Raczej należy z wielką pokorą uczyć się tej „inności” Boga. Milczenia Boga nie można często zrozumieć, ale można je pokochać.Milczenie jest stylem Boga. Nie polega ono na wyczerpaniu słów, lecz czuwa nad ich narodzinami. By rozgościć się w milczeniu Boga, należy osiąść w przestrzeni niewypowiedzianej. Każda forma milczenia ma naturę przepaści. Nie chodzi bynajmniej o rzeczy zapierające dech w piersiach, lecz o zwykłą kontrolę nonszalancji objawiającej się w niedelikatności „bycia gadanego”. Nie tylko z polityki wiemy, jak słowo można wyświechtać i sponiewierać należność sensów. Milczenie Boga potrzebne jest nam do tego, by oczyścić nasz duchowy słuch, który tępieje od nadmiaru słów. Głębszą naturą człowieka jest zasłuchanie. Płomienność słów sama wygasa, natomiast milczenie pogłębia.By pokochać milczenie Boga, należy zamknąć się w Milczeniu Boga. Wtedy przyjmuje ono kształt oczekiwania. Nie jest już żadną pustką zagubienia, ale nadzieją! Oczekiwanie pełne milczenia, to wypatrywanie Tego, który ma przyjść, a którego w pewnym sensie jeszcze „nie ma”. Nie ma Go dla nas dostępnego w pełni. Bóg w milczeniu budzi nas do nadziei. Kiedy wypowie nasze nowe imię, obudzi nas do pełni. Dlatego, by zrozumieć Boskie milczenie, powinien człowiek stać się żywą pasją tego, kim jeszcze nie jest. To w nas milczy. Milczenie Boga adresowane jest do tego milczenia. A zatem by jeszcze coś pojąć z Milczenia: o wiele bardziej ważne jest nie „tu” i „teraz”, ale „tam” i „potem”. I jeszcze coś dla umysłów szlachetnych: milczenie jest najlepszym lekarstwem na pośpiech, w którym wszystko gubimy; nawet siebie. By się odzyskać, zanurz się w Milczenie.