Humanizm św. Jana od Krzyża

Perspektywy humanistyczne doktryny mistycznej św. Jana od Krzyża (+1591)

O humanizmie św. Jana od Krzyża możemy mówić w dwóch perspektywach:

1. Spojrzenia na ludzką egzystencję (tajemnica człowieka).

2. Rozwoju podstawowych wymiarów ludzkiego istnienia (dynamizm antropologiczny).

 

Należy zwrócić uwagę, że:

– Antropologia św. Jana jest w sposób klarowny humanistyczna.

– Św. Jan od Krzyża ofiaruje nam wizję człowieka duchowego, transcendentalnego wobec świata materialnego, żyjącego w jedności z najgłębszymi pragnieniami ducha.

– Opisuje człowieka jako istnienie zasadniczo rozumne, dialogiczne, teologalne, jako byt dla Boga.

– Ukazuje w swych dziełach pełną realizację aspiracji duchowych człowieka.

Poniżej zaprezentowano wybór tekstów najbardziej reprezentatywnych dla wizji antropologicznej św. Jana od Krzyża. Użyto następujących skrótów dla poszczególnych dzieł św. Jana:

DGK – Droga na Górę Karmel

N – Noc ciemna

PD – Pieśń duchowa

ŻPM – Żywy płomień miłości

Są one zamieszczone w: Jan od Krzyża, Dzieła, Wyd. Karmelitów Bosych, Kraków 1986.

 

I. Tajemnica człowieka w ujęciu św. Jana od Krzyża

 

Struktura ducha wcielonego

Głębia jestestwaPrzez całe swe jestestwo rozumie się tu to wszystko, co należy do zmysłowej części duszy. Do tej części zmysłowej należy ciało ze wszystkimi swymi zmysłami i władzami tak wewnętrznymi i zewnętrznymi, jak również wszystkie uzdolnienia naturalne i reszta zasobów duszy. Mówi, że wszystko to jest już zajęte służbą dla Umiłowanego wraz z częścią rozumową, czyli duchową duszy, jak to mówiliśmy w poprzednim wierszu, dato bowiem używa ich już według Boga, ku Niemu kierując działalność zmysłów wewnętrznych i zewnętrznych, a i cztery namiętności duszy również ma zajęte Bogiem. Albowiem raduje się tylko Bogiem, nie ma nadziei w czym innym, tylko w Bogu, boi się tylko Boga, boleje tylko zgodnie z myślą Bożą, a także wszystkie jej pożądania i troski dążą jedynie do Boga (PD 28, 4).

 

Wzgórze duszy

Do tego bowiem boskiego działania wewnętrznego konieczna jest również samotność i oddalenie od wszystkich rzeczy, które by się mogły duszy nasuwać, tak ze strony niższej, czyli zmysłowej, jak i wyższej, czyli rozumowej. W tych dwóch częściach bowiem jest zawarty zespół wszystkich władz i zmysłów człowieka; nazywa je tu wyniosłym szczytem, gdyż przebywają w nich i ukrywają się wszelkie poznania i pożądania natury, jak zwierzyna na wzgórzu. I na tym wzgórzu, wśród tych pożądań i upodobań, zwykł szatan czyhać na nieszczęście duszy i porywać zdobycz. Pragnie więc dusza, aby na tym szczycie nic się nie zjawiło, tj. by żadne wyobrażenie ni obraz jakiegokolwiek przedmiotu należącego do jednej ze wspomnianych władz czy zmysłów nie ukazywał się przed nią i przed jej Oblubieńcem. Wyraża zatem w ten sposób następującą myśl: we wszystkich władzach duchowych duszy, którymi są pamięć, rozum i wola, niech nie będzie żadnych poznań, żadnych afektów i spostrzeżeń szczegółowych. We wszystkich zmysłach i władzach ciała, tak wewnętrznych jak i zewnętrznych, tj. w wyobraźni, fantazji itd., we wzroku, słuchu itd., niech nie będzie żadnych odchyleń i form, żadnych obrazów i przedstawiania sobie przedmiotów ani żadnych innych naturalnych działań (PD 16, 10).

 

Centrum i przedmieścia duszy

Przedmieściami Judei, jak to powiedzieliśmy, jest niższa albo zmysłowa część duszy, a przedmieściem samej duszy są zmysły wewnętrzne tej części zmysłowej, a więc pamięć, fantazja, wyobraźnia, w których to mieszczą się i gromadzą formy, obrazy i wyobrażenia przedmiotów, jakimi zmysłowość pobudza swe pożądania i żądze. Te formy itd. nazywa tu nimfami i gdy one są spokojne i uciszone, śpią również pożądania. Wchodzą one do tych przedmieść zmysłów wewnętrznych przez bramę zmysłów zewnętrznych, a to przez słuch, wzrok, zapach i inne; w ten sposób wszystkie te władze i zmysły części niższej, tak wewnętrzne jak i zewnętrzne, możemy nazywać przedmieściami, gdyż są dzielnicami, które leżą poza murami miasta. To bowiem, co w duszy nazywamy miastem, jest to sama jej głębia, tj. część rozumowa, która ma zdolność znosić się z Bogiem, czynności zaś jej są przeciwne działaniu części zmysłowej. Ponieważ jednak zachodzi naturalna łączność mieszkańców tych przedmieść części zmysłowej, którymi są wspomniane nimfy, z częścią wyższą, czyli z samym miastem, więc to, co się dzieje w głębi duszy, odczuwają zwykle i zmysły wewnętrzne niższej części, co oczywiście odwraca uwagę i przeszkadza w działaniu i w uwadze duchowej na Boga. Dlatego też mówi im, by pozostały za twierdzy murami, tj. by spoczywały w wewnętrznych i zewnętrznych zmysłach tej niższej części (PD 18, 7).

 

Otchłań ludzkiego bytu

O niepojęta wspaniałości Boga! Mimo że te pochodnie przymiotów Bożych są jednym prostym bytem, to jednak w nim jednym widzi się i smakuje każdą z osobna płynącą, a każda z nich jest istotnie (s.765) tą samą, co i druga. O przepaści rozkoszy! Tym jesteś większa, im ściślej są twe bogactwa zespolone w jedności i nieskończonej prostocie twego jedynego bytu, w którym tak się poznaje i smakuje jednego, że to nie przeszkadza doskonałemu poznaniu i smakowaniu drugiego. Owszem, każdy wdzięk i doskonałość, które są w tobie, są równocześnie światłem wszelkiej innej wielkości twojej, bo przez twą czystość, o Mądrości Boża, widząc jedną rzecz w tobie, widzi się ich wiele! Tyś bowiem jest skarbcem bogactw Ojca, “jasnością wiecznej światłości i obrazem bez zmazy Boskiego majestatu i wyobrażeniem dobroci Jego” (Mdr 7, 26). W waszych odblaskach jasnych i promiennych…Otchłanie głębin zmysłu duchowegoTymi otchłaniami są władze duszy: pamięć, rozum i wola. Są one tak głębokie, jak wielkie skarby zdołają pomieścić i nic ich nie potrafi [zapełnić], tylko nieskończoność. Z tego, co one cierpią, gdy są puste, możemy poznać w pewnym stopniu, jak się radują i rozkoszują, gdy są pełne Boga, gdyż przez jedno przeciwstawienie uwypukla się drugie. Należy tu zaznaczyć, że te otchłanie władz, jak długo nie są puste, ogołocone i oczyszczone z wszelkiego przywiązania do stworzeń, nie odczuwają wielkiej próżni swej głębokiej pojemności. Każda bowiem, nawet maleńka rzecz, gdy w tym życiu do niej przylgną, wystarczy, by je trzymać tak skrępowane i omamione, że nie czują doznanej szkody, nie widzą swych skarbów bezcennych, ani nie poznają swej zdolności do ich przyjęcia. Dziwna rzecz, że chociaż zdołają pomieścić nieskończone dobra, wystarczy drobiazg, by tak je wypełnić, że nie mogą przyjąć żadnego z dóbr doskonałych, dopóki całkowicie nie zostaną opróżnione, jak o tym zaraz będziemy mówić. Gdy jednak te jaskinie są próżne i czyste, powodują nieznośne pragnienie, głód i utęsknienie ducha. Tak bardzo cierpią, jak pojemne są głębie tych otchłani, bo pokarm, którego brak odczuwają, również jest pełen głębi – a jest nim Bóg (ŻPM 3, 17-18). Pojemność tych otchłani jest bardzo wielka, bo to, co już może wejść do nich, jest głębokością nieskończonej dobroci, gdyż jest to sam Bóg. W pewien sposób więc ta pojemność duszy jest nieskończona. I tak: jej pragnienie jest nieskończone, jej głód jest również głęboki i nieskończony, jej wyniszczenie i cierpienie jest śmiercią nieskończoną. A chociaż nie powoduje ona tak gwałtownych cierpień, jak w życiu przyszłym, jest jednak żywym obrazem tego wieczystego umierania przez pozbawienie Boga, bo dusza jest już przygotowana na przyjęcie swej pełni. Chociaż to cierpienie jest innej natury, mieści się bowiem w łonie miłości woli, to jednak tutaj miłość nie zmniejsza cierpienia; bo im większa jest miłość, tym większa jest gwałtowność tęsknoty za posiadaniem Boga, którego na każdą chwilę oczekuje z największą żądzą (ŻPM 3, 22)

 

Bóg w centrum człowieka

Dusza pragnąca zagubić się w wielkości swego Boga, którego miłość owładnęła i zraniła jej serce, nie mogąc już znieść udręki, błaga Go w tej strofie już nawet wprost, by odsłonił jej i ukazał swą piękność, czyli swą boską istotę. Prosi, aby tym widokiem zadał jej śmierć i odłączył ją od ciała, w którym pozostając nie może Go widzieć ni radować się Nim tak, jak tego pragnie. W tym celu przedstawia Mu boleść i udręki swego trawionego miłością serca, którego nic ukoić nie może, tylko widok boskiej Jego istoty. Prosi zatem:Odsłoń przede mną obecność Twoją.Dla zrozumienia tego należy zaznaczyć, że Bóg w potrójny sposób może przebywać w duszach. Pierwsza obecność jest przez Jego istotę, przez którą przebywa On we wszystkich duszach nie tylko dobrych i świętych, lecz również w złych i grzesznych, podobnie jak jest we wszystkich stworzeniach. Przez tę obecność daje im życie i byt, gdyby zaś ją usunął, wszystkie stworzenia obróciłyby się w nicość i przestałyby istnieć. Tej obecności nie brak nigdy w duszy. Drugim rodzajem obecności jest obecność przez łaskę, przez którą Bóg mieszka w duszy, podobając sobie w niej i będąc z niej zadowolony. Przez tę obecność nie wszyscy posiadają Boga, gdyż ci, co popadli w grzech śmiertelny, utracili Go i dusza nie może wiedzieć w sposób naturalny, czy go posiada. Trzecia obecność, to obecność przez odczucie duchowe. Wiele bowiem dusz pobożnych nawiedza On swą szczególną obecnością, w różnych przeżyciach duchowych, przez które je orzeźwia, napełnia rozkoszą i uwesela. Lecz te duchowe obecności, podobnie jak i tamte, są przysłonięte, gdyż z powodu trwania życia doczesnego Bóg nie ukazuje się takim, jakim jest w swej istocie. I dlatego do każdej z tych obecności stosuje się powyższy wiersz: Odsłoń przede mną obecność Twoją. W tej świadomości, że Bóg jest w duszy co najmniej owym pierwszym sposobem, nie prosi dusza o Jego obecność, lecz by odsłonił tę obecność, jaka jest w niej ukryta; czy to będzie obecność naturalna, czy duchowa, czy też uczuciowa. Niech ją odkryje do tego stopnia, by mogła Go ujrzeć w Jego boskim bycie i piękności. I tak, jak istotowa obecność Boga daje duszy byt naturalny, zaś Jego obecność przez łaskę udoskonala ją, tak również pragnie, by ją uwielbił objawieniem swojej chwały (PD 11, 1-4).

 

Bóg – ostateczny cel człowieka

Najgłębszym środkiem jakiejś rzeczy jest to, do czego najbardziej ciąży jej byt, skłonności, siła działania i ruchu, z czego nie może już wyjść; podobnie jak ogień czy skała, które mają naturalną dążność czy siłę ciążenia do osiągnięcia swojej sfery, od jakiej nie mogą się odchylić ani przestać w niej istnieć, chyba na wskutek jakiegoś gwałtownego przeciwdziałania. Według tego określenia mówimy, że np. kamień, gdy jest w ziemi, choćby nie był w najgłębszym jej punkcie, znajduje się – w pewien sposób – w swym ośrodku, gdyż jest w obrębie swego właściwego dążenia. Lecz nie mówimy jeszcze, że jest już w najgłębszym ośrodku swego dążenia, jakim jest sam środek ziemi; zawsze jeszcze ma siłę i skłonności spadania i dążenia do tego ostatecznego centrum, jeśli się usunie przed nim przeszkody. Gdy zaś dojdzie już do takiego miejsca, gdzie nie ma więcej siły ni skłonności do dalszego ruchu, mówimy, że jest w najgłębszym swym środku. Środkiem duszy jest Bóg, i gdy ona dojdzie do Niego według wszelkich możliwości swej istoty i według siły swych działań i skłonności, wówczas osiągnie ostateczny i najgłębszy swój środek, Boga. Nastąpi to wtedy, gdy wszystkimi siłami swymi pozna, ukocha i posiądzie Boga. Jeśli zaś nie doszła jeszcze do tego stopnia, jak bywa w życiu ziemskim, kiedy jeszcze nie można osiągnąć Boga podług wszystkich sił swoich, to chociaż jest w swym środku, czyli w Bogu przez łaskę i Jego udzielanie się jej, to jednak czując jeszcze siły i pociąg do dalszego dążenia, nie jest zadowolona. Jest wprawdzie w swym środku, lecz nie najgłębszym, więc może jeszcze dążyć dalej, ku największej głębokości Boga (ŻPM 1, 11-12).

 

II. Realizacja wymiaru transcendentalnego

 

Pierwotny stan człowieka

 

Ci, co nie są jeszcze tak uduchowieni, by byli wolni od pożądań i upodobań, tkwi bowiem w nich jeszcze coś zmysłowego, uważają za coś wielkiego rzeczy podpadające pod zmysły, według których sami żyją, a które to rzeczy w istocie same są bardzo niskie i bezwartościowe dla ducha. Natomiast rzeczy najcenniejsze dla ducha i bardzo wzniosłe, tj. te najbardziej oddalone od zmysłów, będą uważali za coś bardzo błahego, niewiele będą je cenili, czasem nawet osądzą je jako niedorzeczności, jak to wyraźnie daje do zrozumienia św. Paweł: “Człowiek zmysłowy nie pojmuje tego, co jest z Ducha Bożego i jest dla niego głupstwem, gdyż zrozumieć tego nie może” (1 Kor 2, 14). Przez człowieka zmysłowego rozumie się tu człowieka, który jeszcze żyje wśród pożądań i upodobań naturalnych; bo chociaż niektóre upodobania rodzą się z ducha, to jednak, gdy człowiek łączy się z nimi przez swe naturalne pożądanie, stają się one już tylko pożądaniami naturalnymi. I niewielkie w tym wypadku ma znaczenie, że przedmiot lub motyw jest nadprzyrodzony, skoro pożądanie pochodzi z natury, mając w niej swój korzeń i siły żywotne; w gruncie rzeczy pozostaje ono pożądaniem naturalnym, odpowiednie bowiem do substancji i natury rzeczy są jej pobudki i materia naturalna (ŻPM 3, 74).O nieszczęśliwa dolo naszego żywota! W jakim niebezpieczeństwie tutaj żyjemy i z jaką trudnością poznajemy prawdę! To, co jest najjaśniejsze i najprawdziwsze, wydaje się nam ciemne i niepewne. Uciekamy też od tego, czego najwięcej powinniśmy szukać. Idziemy za tym, co jest dla nas zrozumiałe i jasne, choć jest to dla nas najgorsze i na każdym kroku szkodliwe. W jak wielkim niebezpieczeństwie i niepewności żyje człowiek! Jego bowiem wzrok, który powienien by prowadzić do Boga, pierwszy uwodzi go i oszukuje. Jeśli więc chcemy być pewni drogi, musimy zamknąć oczy i wejść w ciemności. Wtedy dusza będzie bezpieczna od nieprzyjaciół, którymi są jej domownicy, czyli jej zmysły i władze!(2 N 16, 12). Człowiek duchowy powinien pilnie uważać, by serca i radości swej nie opierał na rzeczach doczesnych. Z małej bowiem rzeczy można stopniowo dojść do wielkiej. Drobna początkowo rzecz sprowadza wielkie szkody, podobnie jak jedna iskra wystarczy dla wzniecenia pożaru, mogącego strawić wielką górę i cały świat. Nie trzeba (s.348) więc uspokajać siebie, że jakieś przylgnięcie jest nieznaczne i że oderwanie się od niego należy odkładać na później. Jeśli bowiem ktoś nie ma odwagi zerwać z małym przylgnięciem, to jakże można przypuścić, że będzie mógł je wyrzucić z duszy, gdy ono się w niej spotęguje i zakorzeni? Przecież o tym właśnie mówi nasz Boski Zbawiciel w Ewangelii: “Kto w małym jest nieprawy i w większym nieprawy bywa” (Łk 16, 10). Kto zatem unika tego, co jest małe, nie popadnie w wielkie. Zresztą w małym przylgnięciu kryje się już wielka szkoda, bo uczyniona jest już szczelina do wejścia w obręb serca. Mówi przysłowie, że ten, który zaczął, dokonał już połowy dzieła. Musimy się więc mieć na baczności, gdyż przestrzega nas Dawid, że “choćby nam przybyło majętności, nie powinniśmy do nich przykładać serca” (Ps 61, 11). Jeśliby człowiek nie chciał uczynić tego dla Boga i dla obowiązku doskonałości chrześcijańskiej, to pominąwszy korzyści duchowe, dla samych doczesnych, jakie stąd wynikają, powinien doskonale wyzwolić serce swoje z wszelkiej radości ze wspomnianych rzeczy. Uwalnia się wtedy nie tylko od tych zgubnych szkód, o jakich mówiliśmy w poprzednim rozdziale, lecz nadto, odrzucając próżną radość z rzeczy doczesnych, nabywa cnotę wspaniałomyślności, będącą jedną z najważniejszych w drodze do Boga. Wspaniałomyślność bowiem nigdy nie pogodzi się z chciwością. Prócz tego zyskuje człowiek swobodę umysłu, jasność sądu, spoczynek i uciszenie, pogodne zaufanie w Bogu, oddanie woli i prawdziwą cześć dla Boga. Więcej również zyskuje radości i wytchnienia w stworzeniach, jeśli się od nich odrywa, gdyż ten, który do nich przylgnie jako do własności, nie może prawdziwie cieszyć się nimi. Przylgnięcie bowiem powoduje pewną troskę, która krępuje ducha jakby więzami i przywiązuje go do ziemi, nie pozostawiając swobody sercu. Natomiast człowiek oderwany od rzeczy doczesnych ma jasne poznanie i zrozumienie ich wartości, tak naturalne jak i nadprzyrodzone. Radość jego jest zupełnie inna niż tego, kto do nich jest przywiązany ze względu na ich wielkość i korzyści, jakie przynoszą. Człowiek oderwany smakuje w rzeczach doczesnych według prawdy, jaka się w nich kryje, człowiek zaś przywiązany do tych rzeczy smakuje w nich według zawartego w nich kłamstwa; [pierwszy korzysta z tego, co w nich jest lepsze, drugi z tego, co w nich jest gorsze; pierwszy pojmuje ich istotną wartość, drugi przywiązuje się tylko do ich przypadłości, obejmując je zmysłami. Zmysły bowiem mogą objąć tylko to, co jest przypadłością. Natomiast duch, oczyszczony z mgły wszelakich przypadłości, wnika w samą prawdę i wartość rzeczy, to jest bowiem jego właściwym przedmiotem]. Radość bowiem zaćmiewa sąd rozumu jakby mgłą. I nie może być dobrowolnej radości ze stworzeń, bez dobrowolnego ich posiadania, podobnie jak nie może być radości pojętej jako namiętność, gdyby nie było do niej w sercu habitualnego usposobienia. Oderwanie się i oczyszczenie od tych radości pozostawia sąd tak jasny, jak jasne jest powietrze, gdy mgły się rozpłyną. Człowiek oderwany raduje się we wszystkim radością pełną, wolną od wszelkich przywiązań, tak jak gdyby wszystko posiadał. Skoro zaś patrzy na rzeczy doczesne z pragnieniem posiadania części z nich, pozbawia się ogólnego upodobania we wszystkich. Oderwawszy się od wszystkich nie ma żadnej z nich w sercu, jak mówi św. Paweł, ma je wszystkie w wielkiej swobodzie (por. 2 Kor 6, 10). Jeśli się zaś przywiąże do niektórych, wola jego zostaje skrępowana i nic nie posiada, bo raczej te rzeczy opanowują człowieka i krępują jego serce, on zaś cierpi jak niewolnik. Im zaś więcej pragnie radości w stworzeniach, tym więcej z konieczności doznaje ucisków i niepokojów w skrępowanym i opanowanym przez nie sercu (3S 20, 1-3).

 

Pragnienie Boga

Te dzieła, co się wokół przesuwają,Niosą mi pieśń o Twojej czarownej piękności.I coraz głębiej duszę rozdzierają,Tak że niemal umieram,Gdy mi szepcą o twoich tajemnic wielkości.W poprzedniej strofie dowodziła dusza, że zachorowała lub została zraniona miłością Oblubieńca skutkiem tych wieści, jakie jej dawały o Nim nierozumne stworzenia. W tej zaś strofie mówi nam, że rana Jego miłości jeszcze się bardziej zaogniła skutkiem innego, wyższego poznania Oblubieńca. Poznania tego nabywa ona za pośrednictwem stworzeń rozumnych, szlachetniejszych od tamtych, mianowicie przez ludzi i aniołów. I nie tylko zwiększa się jej rana, lecz mówi, że umiera z miłości na widok przedziwnego bezmiaru, jaki dzięki tym stworzeniom zaczyna się przed nią częściowo odsłaniać. Nazywa go tajemniczym, ponieważ nie umie tego wyrazić; jest on jednak taki, że przyprawia duszę o śmierć z miłości (PD 7, 1). W tym okresie dusza czuje coraz większą gwałtowność w zbliżaniu się do Boga, jak kamień w miarę zbliżania się do środka przyciągania. Jest ona wówczas jak wosk, w którym zaczęto odbijać pieczęć, a nie ukończono. I widząc, że jest jakby obrazem naszkicowanym tylko pierwszymi pociągnięciami, woła do artysty, by go wykończył. Wiara duszy jest w tym stanie tak jasna, że widzi pewne boskie odbicia wzniosłości swego Boga. Nie wiedząc, co ma czynić, dusza zwraca się do tejże wiary, zawierającej i kryjącej w sobie postać i piękność jej Umiłowanego; z niej bowiem także otrzymuje wspomniane zasady i rękojmię miłości. I wiodąc rozmowę z wiarą, mówi w następnej strofie:O źródło krzyształowe!Gdyby mi teraz twa woń wysrebrzonaOdzwierciedliła nagleTe oczy upragnione,Których piękność w mym wnętrzu już jest nakreślona!Dusza powodowana tak wielkim pragnieniem zjednoczenia z Oblubieńcem, nie znajdując do tego żadnego środka ni sposobu zaradczego wśród wszystkich stworzeń, zwraca się do wiary jako do tej, która najlepiej pozwala jej poznać Umiłowanego i używa jej za pośrednika. Bo rzeczywiście nie ma innego środka do prawdziwego zjednoczenia i do zaręczyn duchowych z Bogiem oprócz wiary. Wyraża tę prawdę Ozeasz w następujących słowach: “Poślubię cię w wierze” (2, 20). W tym gorącym pragnieniu wypowiada dusza myśli zawarte w tej strofie: O wiaro mego Oblubieńca Chrystusa! Gdybyś mogła te prawdy o mym Oblubieńcu, które wlewasz w mą duszę zakryte, mroczne i ciemne – wiara bowiem, jak mówią teologowie, jest sprawnością ciemną – ukazać mi już w jasności. Gdybyś to, co mi dajesz poznać jako niejasne i nieokreślone, ukazała mi, odkryła choćby na jeden moment, odsłoniwszy zasłonę! – wiara bowiem jest zasłoną i zakryciem prawd Bożych. – O gdybyś prawdy ukryte w tobie zamieniła na objawienie się ich chwały! Mówi zatem w następnym wierszu: O źródło kryształowe! (PD 12, 1) Najpierw trzeba wiedzieć, że jeśli dusza szuka Boga, to o wiele więcej Umiłowany jej szuka; i jeśli ona śle do Niego swe miłosne pragnienia, tak wonne dlań “jak słupy dymu z wonności mirry i kadzidła” (Pnp 3, 6), to On wysyła jej również zapach swych olejków, którymi ją pociąga i porywa do siebie (tamże, 1,3). Tymi olejkami są boskie natchnienia i dotknięcia, które gdy od Niego pochodzą, zawsze pobudzają i skierowują ku doskonałości prawa Bożego i wiary. Przez tę doskonałość ma postępować dusza zbliżając się coraz bardziej do Boga. Winna więc dusza zrozumieć, że pragnieniem Boga we wszystkich dobrodziejstwach, które jej świadczy przez te namaszczenia i zapachy boskich olejków, jest przygotowanie jej do innych, wznioślejszych i delikatniejszych namaszczeń, bardziej zbliżonych do natury Bożej, aż przyjdzie do tak wykończonego i całkowitego przygotowania, iż zasłuży na zjednoczenie się z Bogiem i substancjalne przeobrażenie we wszystkich swych władzach. (ŻPM 3, 28)

 

Droga do Boga poprzez noc

Objaśnia, co to jest ta “noc ciemna”, przez którą dusza przeszła, jak mówi, by dojść do zjednoczenia. Mówi o jej przyczynach. W noc jedną pełną miłości,Z trzech przyczyn nazywa się NOCĄ ta droga, którą przechodzi dusza do zjednoczenia z Bogiem. Po pierwsze ze względu na punkt wyjścia; musi bowiem iść pozbawiona pożądania i upodobania, wyrzekając się wszystkich rzeczy światowych, jakie posiadała. Takie wyrzeczenie i pozbawienie się tych rzeczy jest jakby nocą dla wszystkich zmysłów człowieka. Po wtóre zowie się nocą ze względu na drogę, czyli na środki, jakimi musi posługiwać się dusza, by dojść do zjednoczenia. Środkiem jest tu wiara, będąca taką ciemnością dla umysłu jak noc. Po trzecie, nazywa się nocą ze względu na cel, do którego dusza chce dojść. Celem tym jest Bóg. W życiu doczesnym jest On dla duszy również nocą ciemną. Te trzy noce muszą przejść przez duszę, albo, by lepiej się wyrazić, dusza musi przejść przez nie, aby dojść do zjednoczenia z Bogiem (1DGK 2, 1)

 

Droga oczyszczenia natury

Siła duszy polega na jej władzach, namiętnościach i pożądaniach. Wszystkim tym zaś rządzi wola. Gdy więc wola podnosi do Boga te władze, namiętności i pożądania, a odrywa je od wszystkiego, co nie jest Bogiem, wówczas zachowuje dla Boga siły duszy. Dochodzi ona wtedy do miłowania Boga ze wszystkiej siły swojej. Dla pouczenia duszy jak to powinna czynić, będziemy mówili o oczyszczeniu woli ze wszystkich nieuporządkowanych uczuć. Z nich bowiem powstają pożądania, afekty i nieuporządkowane uczynki, na skutek czego dusza nie zachowuje wszystkiej swej siły dla Boga. Uczucia te albo namiętności są cztery: radość, nadzieja, ból i obawa. Trzeba je rozumnie uporządkować i zwrócić ku Bogu. Dusza nie powinna się radować z niczego, jak tylko z czci i chwały Boga; nie powinna w niczym innym pokładać nadziei, ni cierpieć z innego powodu, (s.338) ani wreszcie lękać się kogoś, jak tylko samego Boga. Bo tylko wówczas zwróci wszystkie swe siły i zdolności ku Bogu oraz zachowa je dla Niego. Im zaś więcej radować się będzie czymś innym, tym mniejsza będzie jej radość w Bogu. Im bardziej spodziewać się będzie czego innego, tym mniejsza będzie jej nadzieja w Bogu. To samo można powiedzieć o innych jej namiętnościach (3 DGK 16, 2).Czytelnik pewnie już dawno chciałby zapytać, czy osiągnięcie tego wysokiego stanu doskonałości musi być koniecznie poprzedzone całkowitym umartwieniem wszystkich pożądań, małych i wielkich, i czy nie wystarczy opanować tylko ważniejsze, pomijając inne, mało znaczące. Zdaje się bowiem rzeczą twardą i trudną dla duszy dojście (s.174) do takiej czystości i ogołocenia, by nie miała pragnień ani skłonności uczuciowej do żadnej rzeczy. Dam więc odpowiedź na to. Najpierw trzeba zaznaczyć, że nie wszystkie są równie szkodliwe i nie w jednakowej mierze zaprzątają duszę. Naturalne bowiem pożądania (chodzi o te poruszenia, w których wola rozumna nie bierze udziału ani przedtem, ani potem) niewiele lub nic nie przeszkadzają duszy w zjednoczeniu, jeżeli są tylko pierwszymi poruszeniami i dusza na nie nie zezwala. Takich bowiem pożądań pozbyć się zupełnie w tym życiu nie można. One też nie przeszkadzają do tego stopnia, by dusza nie mogła dojść do zjednoczenia, choćby nie były, jak mówię, całkowicie wyniszczone, ponieważ natura może je posiadać, a jednak dusza według wyższej części rozumowej będzie od nich wolna. Zdarza się bowiem nieraz, że dusza będąc w wysokim zjednoczeniu modlitwy odpocznienia we władzach woli, mimo że ma te poruszenia w części zmysłowej, nie odczuwa ich jednak w wyższych władzach duszy, które trwają w modlitwie. Natomiast od wszystkich pożądań dobrowolnych, dotyczących zarówno grzechów śmiertelnych, to jest największych, jak i grzechów powszednich, a więc mniejszych, czy wreszcie dotyczących tylko niedoskonałości, a więc najmniejszych – od tych wszystkich, choćby i najmniejszych, musi się dusza uwolnić, by mogła dojść do całkowitego zjednoczenia z Bogiem. Jest to konieczne dlatego, że stan zjednoczenia z Bogiem polega na tak całkowitej przemianie duszy w wolę Bożą, by w niej nie było nic przeciwnego woli Bożej, ale żeby we wszystkim i w każdym poruszeniu wola jej była wolą Bożą. Dlatego też mówimy, że w tym stanie jest jedna wola dwojga, to jest wola Boga i ta wola jest również wolą duszy. Gdyby więc dusza chciała jakiejś niedoskonałości, której nie chce Bóg, nie byłoby jednej woli z Bogiem, bo dusza chciałaby tego, czego Bóg nie chce. Jest więc jasne, że dusza chcąc przyjść do doskonałego zjednoczenia z Bogiem przez miłość i wolę, musi się najpierw wyzbyć wszelkiego, choćby najmniejszego, pożądania swej woli. Znaczy to, by rozważnie i świadomie nie zezwalała na niedoskonałości, lecz by miała siłę i swobodę odrzucania ich zaraz, gdy je spostrzeże. Mówię: świadomie, gdyż bez uwagi i poznania, czyli niedobrowolnie, może popaść w niedoskonałości, grzechy powszednie i pożądania naturalne, o których mówiliśmy. O takich bowiem grzechach nie całkiem dobrowolnych, lecz mimowolnych, napisano, że “sprawiedliwy siedemkroć na dzień upada i podnosi się” (Prz 24, 16). Lecz gdy chodzi o pożądania dobrowolne, którymi są świadome grzechy powszednie, choćby najmniejsze, wystarczy jeden, którego się nie przezwycięża, aby przeszkodzić duszy w zjednoczeniu (1DGK 11, 1-3).Dusza zatem, odrywając się od wszystkiego, co może pojmować i poznawać drogą ducha i zmysłów, powinna szczerze pragnąć, by mogła dojść do tego, czego w tym życiu nie może poznać i czego nie może zakosztować jej serce. Po odrzuceniu tego wszystkiego, co czuje, czego zewnętrznie i wewnętrznie doświadcza lub może doświadczyć i odczuć w tym życiu, niech szczerze pragnie dojść do tego, co przekracza wszelkie uczucie i doznanie. Aby zaś dusza dążąc do zdobycia tego była swobodna i oderwana, żadną miarą nie powinna zajmować się tym, co odczuwa duchowo lub zmysłami (objaśnimy to wkrótce, gdy będziemy mówili o tym szczegółowo), nie przywiązując do tego żadnej wagi. Im więcej bowiem ceni i uważa za coś to, co pojmuje, czego doświadcza i co sobie wyobraża, czy to są rzeczy duchowe czy inne, tym bardziej się pozbawia Dobra najwyższego i opóźnia dojście do Niego. Przeciwnie, im mniej ceni to, co może mieć, choćby to nawet było czymś wielkim w stosunku do Dobra najwyższego, tym więcej ceni to Dobro najwyższe, a co za tym idzie, tym rychlej dochodzi do Niego. Tak więc, pośród ciemności, szybko zbliża się dusza do zjednoczenia za pośrednictwem wiary, która również jest ciemna, i tak udziela jej swego prawdziwego światła. Gdyby zaś dusza chciała coś widzieć, na pewno wkrótce by oślepła w stosunku do Boga, tak jak człowiek, który patrzy na oślepiające światło słońca (2 DGK 4, 6).

 

Droga wiary, nadziei i miłości

Objaśnia, jak trzy cnoty teologiczne udoskonalają trzy władze duszy i jak sprawiają mrok i próżnię w tych władzach. Mając z kolei mówić o trzech władzach duszy: rozumie, pamięci i woli w tej nocy ducha, która jest środkiem do boskiego zjednoczenia, należy najpierw wyjaśnić w tym rozdziale, jak trzy cnoty teologiczne: wiara, nadzieja i miłość – dotyczące bezpośrednio wspomnianych władz jako właściwe ich przedmioty nadprzyrodzone, za pośrednictwem których dusza łączy się z Bogiem w swych władzach sprawiają próżnię i ciemność, każda w odpowiadającej sobie władzy; wiara w rozumie, nadzieja w pamięci, miłość w woli. W dalszym ciągu mówić będziemy, jak rozum ma się udoskonalać w ciemności wiary, pamięć w próżni nadziei i wola w miłości przez ogołocenie ze wszystkich afektów w drodze do Boga. Ujrzymy wtedy, że dusza chcąc postępować bezpiecznie po tej drodze duchowej, musi iść koniecznie wśród ciemnej nocy i opierać się na tych trzech cnotach, które ją zaciemniają i opróżniają ze wszystkich rzeczy. Bo powtarzamy, że dusza w tym życiu nie łączy się z Bogiem przez rozumowanie, radowanie się, wyobrażenia czy przez inne jakieś odczuwanie, tylko przez wiarę w stosunku do rozumu, nadzieję w stosunku do pamięci i miłość odnośnie do woli. Wspomniane trzy cnoty teologiczne sprawiają próżnię w trzech władzach duszy. Wiara sprawia w rozumie ciemność i próżnię pojęć rozumowych; nadzieja sprawia w pamięci opróżnienie z wszystkiego posiadania; miłość sprawia próżnię w woli i ogołaca ją z wszelkiego afektu i radowania się tym wszystkim, co nie jest Bogiem. Wiara bowiem podaje nam to, czego rozum nie może pojąć. Pisze o niej św. Paweł w liście do Hebrajczyków w tych słowach: Fides est sperandarum substantia rerum, argumentum non apparentium; “Wiara jest podstawą tych rzeczy, których się spodziewamy” (11, l). I chociaż rozum mocno i stanowczo zgadza się na prawdy wiary, nie są one oczywiste, gdyż gdyby były oczywiste, wtedy nie trzeba byłoby wiary. Wiara więc, chociaż daje umysłowi pewność, nie daje mu jednak jasności, lecz raczej go zaciemnia. Co do nadziei, to nie ma wątpliwości, że ona również wprowadza w pamięć próżnię i mrok co do rzeczy ziemskich i nadprzyrodzonych. Nadzieja bowiem odnosi się do tego, czego się jeszcze nie posiada, gdyż posiadanie wyklucza nadzieję. Dlatego też św. Paweł mówi w liście do Rzymian: Spes, quae videtur, non est spes: nam quod videt quis, quid sperat? “Nadzieja, którą się widzi, nie jest nadzieją; tego bowiem, co się już widzi (czyli posiada), jakże jeszcze spodziewać się można? “ (Rz 8, 24). Sprawia więc ta cnota próżnię, bo odnosi się do tego, czego się nie posiada, a nie do tego, co się posiada. Tak samo i miłość opróżnia wolę ze wszystkich rzeczy. Zobowiązuje nas bowiem kochać Boga ponad wszystkie rzeczy, co może nastąpić tylko wtedy, gdy się oderwie afekt od wszystkiego i całkowicie złoży się go w Bogu. Dlatego też mówi Chrystus w Ewangelii (s.202) św. Łukasza; Qui non renuntiat omnibus, quae possidet, non potest meus esse discipulus; “Każdy z was, który nie wyrzekł się wszystkiego, co ma – przez przywiązanie woli – nie może być uczniem moim” (Łk 14, 33). Tak więc wszystkie te trzy cnoty pogrążają duszę w ciemnościach i w opróżnieniu ze wszystkich rzeczy. (2S 6, 1).Aby wiara mogła prowadzić duszę do zjednoczenia, musi dusza być w ciemnościach nie tylko w tej części, która się odnosi do stworzeń, do rzeczy doczesnych, to jest w części niższej, zmysłowej (jak to już mówiliśmy), lecz musi pozwolić się oślepić i zaciemnić w tej także części, która się odnosi do Boga i do rzeczy duchowych, to jest w części wyższej, rozumowej. O tym też będziemy teraz mówić. Zrozumiałe jest, że aby dusza mogła dojść do nadprzyrodzonego przeobrażenia, musi wejść w ciemności i uciec od wszystkiego, co dotyczy jej natury zmysłowej i rozumowej. Nadprzyrodzone bowiem, jak samo określenie wskazuje, jest to, co przewyższa naturę i tym samym natura musi pozostać niżej. Przeobrażenie i zjednoczenie są to rzeczy, które nie podpadają pod zmysły ani pod zdolność ludzką. Musi więc dusza, o ile tylko może i o ile to od niej zależy, dobrowolnie i zupełnie uwolnić się od wszystkiego, co w niej jest, czy to będą rzeczy wzniosłe czy niskie, dotyczące tak afektów, jak i woli. Co do Boga bowiem, to któż Mu zabroni, by w duszy tak oderwanej, unicestwionej i ogołoconej uczynił, co zechce? Musi się więc dusza opróżnić ze wszystkiego, co może osiągnąć własnymi siłami. Nawet w stosunku do rzeczy nadprzyrodzonych, choćby ich wiele otrzymała, musi być oderwana i w ciemnościach. Musi iść jak ślepiec trzymając się ciemnej wiary jako przewodniczki i światła, nie opierając się na żadnej rzeczy, którą poznaje, smakuje, (s.194) czuje czy wyobraża sobie. Wszystko to bowiem są mroki, które ją oszukują, wiara zaś jest pewniejsza niż wszystko, co można zrozumieć, spróbować, odczuć czy wyobrazić sobie. Jeśli więc co do tych rzeczy nie oślepi się tak, aby pozostawać zupełnie w ciemnościach, nie dojdzie do tego, co jest wyższe, a czego uczy wiara (2 DGK 4, 2).Ta wzniosła szczęśliwość, jaka ogarnęła duszę, jest wynikiem tego, co sama wyraża zaraz w następnych wierszach:Wyszłam nie spostrzeżona, Gdy chata moja była uciszona.Bierze tu dusza porównanie z człowieka, który chcąc dobrze wykonać jakieś dzieło, wychodzi z domu w nocy i wśród ciemności, gdy już wszyscy domownicy spoczywają, aby mu nikt nie przeszkadzał. Wychodzi tu bowiem dusza, by dokonać tak heroicznego i tak niezwykłego dzieła, jakim jest zjednoczenie jej z Boskim Oblubieńcem. Musi więc oddalić się od wszystkiego i wyjść na zewnątrz, gdyż Umiłowanego może spotkać jedynie w samotności. Stąd oblubienica, pragnąca Go znaleźć, pytała: “Któż mi to da, Bracie mój, abym Cię odnalazła sama na dworze i złączyła się z Tobą mą miłością?” (Pnp 8,1). Potrzeba również, by dla osiągnięcia swego upragnionego celu ta dusza rozmiłowana wyszła wśród nocy, gdy już śpią w spokoju wszyscy jej domownicy, tzn. gdy się już uciszą i uspokoją za pośrednictwem tej ciemnej nocy wszystkie jej przyziemne działania namiętności i pożądań, będące właśnie mieszkańcami jej domu. One bowiem rozbudzone niepokoją duszę, przeszkadzają jej w osiągnięciu dobra i nie dozwalają, by od nich się uwolniła. I to są owi “domownicy”, o których mówi nasz Boski Zbawiciel w Ewangelii, że są “nieprzyjaciółmi człowieka” (Mt 10, 36). Trzeba więc koniecznie, aby ich działania wraz z poruszeniami zostały uśpione w tej nocy, aby nie przeszkadzały duszy w osiągnięciu dóbr nadprzyrodzonych zjednoczenia miłości z Bogiem. Zjednoczenia tego nie osiągnie dusza, pokąd te pożądania są żywe i czynne. Wszelkie bowiem działanie i czynności naturalne raczej przeszkadzają, niż pomagają w osiągnięciu dóbr nadprzyrodzonych w zjednoczeniu miłości. Zresztą [wszelkie zdolności] naturalne są niewystarczające, by móc pomieścić w sobie te dobra nadprzyrodzone, jakie Bóg sam zlewa na duszę sposobem biernym, ukrytym i wśród milczenia. Muszą więc wszystkie władze duszy być uspokojone i czekać biernie na przyjęcie tych łask, nie mieszając się do tego swym nieudolnym działaniem i niską skłonnością. Przypadła więc duszy ta wzniosła szczęśliwość, bo Bóg uśpił wśród tej nocy wszystkich jej domowników, czyli uciszył wszystkie jej władze, namiętności, odczucia i pożądania tak zmysłowe, jak i duchowe. Wtedy ona nie spostrzeżona, czyli nie mająca przeszkód ze strony naturalnych odczuć itd., – które zostały uśpione i umorzone, zostawszy w opuszczeniu i w ciemnościach tej nocy, aby nie mogły nic spostrzegać ani odczuwać swym nieudolnym działaniem, przez które by mogły przeszkodzić duszy w tym wyjściu ze siebie samej i chaty swej zmysłowości – wychodzi, aby dojść do zjednoczenia duchowego w doskonałej miłości Bożej. O jak wzniosłą szczęśliwością jest dla duszy ta możność wyzwolenia się z chaty swej zmysłowości! Może to zrozumieć jedynie dusza, która tego doświadczyła. Widzi wtedy jasno, jak nędzne i niewolnicze było jej życie. Poznaje, ilu niedoskonałościom podlegała, gdy się posługiwała działalnością swych władz i pożądań. Teraz zaś widzi, jaką prawdziwą wolnością, jakim bogactwem skarbów niewymownych jest życie czysto duchowe. O niektórych z tych dóbr będziemy mówili w następnych strofach. Wtedy można będzie zrozumieć jeszcze jaśniej, z jaką słusznością opiewa dusza radosną szczęśliwość, jako przejście przez ową straszną noc (2N 1-3).

 

Miłość zjednoczenia

Należy zaznaczyć, że miłość jest skłonnością duszy, władzą i siłą pociągającą do Boga, gdyż przez miłość łączy się dusza z Bogiem. Im więcej zatem będzie miała dusza miłości, tym głębiej wejdzie w Boga, tym ściślej z Nim się zjednoczy. Dlatego możemy powiedzieć, że ile stopni miłości mieć może dusza, tyle może mieć również swych środków w Bogu, jeden głębszy od drugiego. Większa bowiem miłość ściślej łączy z Bogiem. W ten sposób możemy zrozumieć to, co mówił Syn Boży, że “w domu Jego Ojca mieszkań jest wiele (J 14, 2). Według tego zatem, cośmy powiedzieli, ażeby dusza mogła być w swoim środku, którym jest Bóg, wystarczy, by miała przynajmniej jeden stopień miłości, gdyż przez ten jeden łączy się z Nim przez łaskę. Gdy będzie miała dwa stopnie, złączy się i zjednoczy z Bogiem w drugim, głębszym środku. Gdy przyjdzie do trzech, złączy się w środku trzecim. A gdy dojdzie do ostatniego stopnia, zrani ją miłość Boża aż do ostatniego i najgłębszego środka, a tym samym przemieni ją i rozpromieni podług jej całej istoty, władz i sił w takim stopniu, w jakim tylko zdolna jest to przyjąć, i sprawi, że upodobni się całkowicie do Boga. Dzieje się tu bowiem podobnie jak z czystym i przejrzystym kryształem, poddanym działaniu promieni słonecznych. Im więcej światła otrzymuje on, tym więcej go w sobie skupia i tym jaśniejszy błyszczy z powodu obfitości światła; i może dojść do tego, że sam będzie wydawał się światłem i nie odróżni się go od światła, gdyż będzie promieniował całą obfitością światła, jakie otrzymał, czyli upodobni się do niego. Tak więc, gdy dusza mówi, że płomień miłości rani najgłębszy jej środek istoty, to znaczy, że gdy Duch Święty przeniknie do głębi jej substancję, jej władze i siły, rani i napełnia ją całą. Ale mówiąc o tej miłości, nie wyraża myśli, że jest ona już tak substancjalną i pełną, jak w uszczęśliwiającym widzeniu Boga w życiu przyszłym. Chociaż bowiem dusza w tym życiu śmiertelnym dojdzie do tak wysokiego stopnia doskonałości, jak ten, o którym tu mowa, nie osiągnie ani nie może osiągnąć doskonałego stopnia chwały i tylko czasem zdarza się, iż na krótką chwilę daje jej Bóg podobną łaskę. Lecz mówi tu dusza o tym, aby dać poznać wielkość i obfitość rozkoszy i chwały, jakie przez tego rodzaju udzielanie się odczuwa w Duchu Świętym. Rozkosz ta jest tym większa i tym bardziej subtelna, im silniej i substancjalniej jest dusza przeobrażona i ześrodkowana w Bogu. A ponieważ tutaj osiągnęła to w tak wysokim stopniu, jak tylko można w tym życiu, chociaż, jak wspomnieliśmy, nie tak doskonale, jak będzie w życiu przyszłym, nazywa to najgłębszym środkiem (ŻPM 1, 13-14).O, jakżeż więc wzniosie są te cienie, które wielkością swych doskonałości i przymiotów Duch Święty rzuca na ową duszę, będąc tak blisko niej, że nie tylko dotyka ją cieniami, lecz jest z nią złączony w tych cieniach i odblaskach, a ona w każdym z nich poznaje i smakuje Boga, według Jego właściwości i przymiotów w każdym z tych cieni! Poznaje tu i smakuje potęgę Bożą w cieniu Jego potęgi, mądrość Bożą poznaje i smakuje w cieniu mądrości Boga, nieskończoną dobroć Boga poznaje i smakuje w jej cieniu, który rzuca na nią ta dobroć nieskończona itd. Na koniec zaznaje chwały Boga w cieniu chwały, który daje jej poznać właściwości i formę chwały Boga. Wszystko to dzieje się w jasnych i rozpalonych cieniach tych jasnych i płonących pochodni, które istnieją razem w jednej pochodni jednego prostego bytu Boga, oświecającego ją obecnie tymi wszystkimi sposobami (ŻPM 15, 3).Należy wspomnieć krótko o doskonałościach, z jakimi dopełnia dusza tego oddania. W odniesieniu do tego należy zauważyć, że dusza radując się pewnym odblaskiem widzenia uszczęśliwiającego, otrzymanym ze zjednoczenia rozumu i afektu z Bogiem, napełniona rozkoszą i zobowiązana przez tę tak wielką łaskę, spełnia to oddanie Boga i siebie samej Bogu zdumiewającymi sposobami. Bo jeśli chodzi o miłość, odnosi się dusza do Boga z niezwykłymi wspaniałościami; podobnie również jeśli chodzi o odblask widzenia uszczęśliwiającego; w ten sam sposób, jeśli chodzi o uwielbienie; wreszcie tak samo, jeśli chodzi o wdzięczność. Co do pierwszego, posiada dusza trzy główne doskonałości miłowania: Pierwsza, że kocha Boga nie przez samą siebie, lecz przez Niego. Jest to niepojęta wspaniałość, gdyż kocha przez Ducha Świętego, tak jak Ojciec i Syn się kochają, jak to sam Syn Boży mówi przez św. Jana: “Aby miłość, którą mnie umiłowałeś, w nich była, i ja w nich” (J 17, 26).Drugą doskonałością jest to, że kocha Boga w Bogu, gdyż w tym gwałtownym zjednoczeniu zatapia się dusza w miłości Boga, a Bóg również z wielką siłą przenika duszę. Trzecią doskonałością najwyższej miłości jest to, że kocha Boga dla tego, czym On jest sam w sobie; nie kocha Go tu bowiem dusza tylko dlatego, że jest dla niej tak dobry, szczodry, chwalebny itd., lecz o wiele więcej dlatego, że sam w sobie jest takim istotnie. W odniesieniu do obrazu widzenia uszczęśliwiającego, ma dusza trzy inne, zdumiewające, cenne i podstawowe doskonałości: Pierwszą, że raduje się tu Bogiem przez Niego samego. Mając bowiem rozum zjednoczony z Jego wszechmocą, mądrością, dobrocią itd., chociaż jeszcze nie tak jasno, jak to będzie w życiu przyszłym, doznaje jednak niewymownej rozkoszy w szczegółowym poznawaniu tych wszystkich przymiotów, jak już wyżej powiedzieliśmy. Drugą główną doskonałością tego uradowania jest rozkoszowanie się zwyczajnie w samym tylko Bogu, bez żadnej przymieszki stworzenia. Trzecią rozkoszą jest radość Nim tylko, z tego, czym On jest sam w sobie, bez najmniejszej odrobiny własnego upodobania (ŻPM 3, 82-83).

Opr. O. dr Marian Zawada OCD