Urodzona 18 listopada 1858 roku. Pochodzi z rodziny inteligenckiej. W wieku trzydziestu lat, pod wpływem o. Honorata Koźmińskiego, decyduje się na opuszczenie domu rodzinnego i przenosi do Zakroczymia, gdzie zakłada Zwiastunki Wynagradzania, Siostry Wynagrodzicielki Najświętszego Oblicza (tzw. SS. Obliczanki), przyjmując imię Teresy od Oblicza Pańskiego. Poświęca się bez reszty organizacji zgromadzenia, w duchu wynagrodzenia za grzechy świata, a miłość prowadzi ją na szczyty zjednoczenia. Ostatni etap swego życia spędza w Nowym Mieście nad Pilicą, gdzie osiąga szczyty życia mistycznego, rozpowszechniając kult Najświętszego Oblicza Chrystusa. Gruźlica i surowy tryb życia powoduje, że umiera 16 lutego 1898 roku.
Teksty
Dar Oblicza Syna
Dziś zaraz po przebudzeniu, przy pierwszych aktach prosiłam Matki Bożej: „O moja Matko! pozwól mi zatopić w Sercu Twojem, całą moją duszę ze wszystkiemi jej władzami…” czułam bowiem, że tam chyba mogłam znaleźć to, czego tak pragnęło serce moje. W zeszłą Niedzielę która była dla mię także dniem szczególniejszego dziękczynienia, kiedy w czasie Mszy Św. starałam się skupić wszystkie władze duszy w duchu dziękczynienia – wielką pociechę sprawiało mi ofiarowanie Ojcu Przedwiecznemu przen. Oblicza Pana naszego w chwili kiedy wzniósłszy ku Niemu Swe Oczy dzięki czynił w chwili ustanowienia Przen. Sakramentu. Zdawało mi się też, jakoby Matka Przenajśw. litując się ubóstwa mego, powiedziała mi: „daję ci Oblicze Syna mego – daję ci me Serce przepełnione wdzięcznością… czułam się bardzo wzruszoną i przejętą wdzięcznością… Czegoś podobnego doświadczyłam w dzień Ofiarowania M. Boskiej. I tą razą tak jak w zeszłym roku – przy rannem rozmyślaniu przedstawiała mi się Przen. Dziecina, w chwili wstąpienia do Świątyni, wpadająca w głębokie zachwycenie, długi czas trwające, w którym Przen. Jej dusza przenikała niejako niezmierną chwałę dla Niej w przyszłości zgotowaną – i to morze boleści, które przejść było potrzeba dla jej osiągnięcia, na co wszystko z niezrównaną miłością i gotowością na spełnienie woli Bożej się ofiarowała. Wówczas już w Jej Niepokalanem Sercu brzmiało owo cudowne i potężne „Fiat!” które wkrótce do Jej przeczystego łona miało ściągnąć Boga trzykroć Świętego – i jak zachwycająca harmonja niebo całe radością napełniało… Wszystko to dziwnie przejmująco oddziaływało na duszę – zdawało mi się, że tuż przy Niej klęczałam i czułam gorące pragnienie połączenia z tą tak miłą Bogu ofiarą – ofiarą całkowitą i najzupełniejszą całej swojej istoty w duchu zadośćuczynienia… O mój Ojcze, łatwo to zrozumiesz jak się powiększyło moje wzruszenie, gdy mi się wydało, że ta Najświętsza i Niepokalana Dziecina, nie wychodząc ze swego zachwycenia, objęła mię lewem Swem ramieniem i do siebie przytuliła!.. Miałam szczęście pod tem błogiem wrażeniem przystąpić do Komunii Ś[więt]ej, tonęłam we łzach miłości i wyniszczenia: „Quomodo me amas Deus meus, amor meus, quomodo me amas?!”[1]. Trudno jest wyrazić, co się w takich chwilach czuje.List 27 z 30 listopada 1989 roku, [w:] Archiwum Zgromadzenia Sióstr Wynagrodzicielek Najświętszego Oblicza, Warszawa, nr sygn. C I B, s. 20-21.
Zastanawiałam się nad tem często, że chyba nie ma w domu Bożym większego próżniaka, niepożyteczniejszego darmozjada, próżniejszej marzycielki, jak ja. Ciągle prawie jestem pełna próżnych i zarozumiałych myśli i przypuszczeń co do sądu o mię niektórych kapłanów, i chociaż mię się zdaje, że nic sobie z tego nie robię, wiedząc i pamiętając o tem dobrze, że w oczach Bożych ani na włos lepszą się od tego nie stanę, jednak tego obawiam się najbardziej że wcale z tem jakoś nie walczę, ani to oddalam, ale przeciwnie, szukam występnego w tem zadowolenia… O mój Boże! jakżeż to przed Tobą okropnie musi wyglądać!.. Vanitas mea comedit me.. Salvum me fac propter misericordiam tuam!.. Czy nie słuszną jest moja obawa, że marzycielstwo moje wprowadza mię nieraz na niebezpieczną drogę złudzeń, N. O. sam osądzić raczy z następnego przykładu: Kiedym we wtorek zapustny w czasie 40 godz. nabożeństwa u Paulinów odprawiała medytację, będąc jeszcze pod wrażeniem Kom. Sej, chociaż na parę godzin przedtem przyjętej u Sakramentek, gdzie prymaria przez te 3 dni bywała o 5tej – przedstawiło mi się w duchu, że P. Jezus, przytuliwszy mię prawą ręką do Serca Swojego (ile razy o tem wspominam, przychodzą mi na myśl te słowa: Dextera illius amplexabitur me…) i wziąwszy w drugą moją rękę prawą, powiedział, pochylając nademną jakby uśmiechnięte Oblicze Swoje: „Tyś moja, a Jam twój!…” Przede wszystkiem mając na myśli ów wielki pociąg do kapłanów, który mię tak często trwoży zaczęłam Go się pytać, użalająć się na siebie, czemu On to dopuszcza, żeby serce moje tak lgnęło do sług Jego, kiedy jest Jego wyłączną własnością?.. na co powiedział: „To nic: oni na tem wygrają…” Kiedy zaś będąc już w drodze do domu i z pewnego rodzaju trwogą nad tem wszystkiem się zastanawiając, z głębi duszy westchnęłam: „O mój Boże! co ze mnie będzie?!…” posłyszało mi się natychmiast: „Nie troszcz się o to”.Inną znowu razą, gdy będąc u fary miałam na myśli to, com kiedyś usłyszała: „Quittez tout et je viendrai et je vous inonderai”[2]… (bardzo często o tem myślę – i zwykle lubiłam sobie wyobrażać, że to „inonderai” zapowiadało, że mi P. Jezus pozwoli b. wiele cierpieć dla Jego miłości) zwróciłam się do P. Jezusa z zapytaniem, czem mię zaleje?.. zdawało mi się, że mi powiedział: „Zaleję miłością, zaleję cierpieniem, zaleję rozkoszą”… O niezrównany mój Oblubieńcze i Zbawco! niech nie znam nigdy innej rozkoszy, jedno tylko cierpieć z miłości ku Tobie – cierpieć i wielbić Imię Twoje przedziwne w cierpieniu – a wielbić Je Sercem i Usty Niepokalanej Twej Matki, a wielbić tak głośno, tak gorąco tak nieustannie, tak miłośnie, by uwielbienie to, wstępując przed Boskie Twoje Oblicze, zasłonić Je mogło od zatrutych pocisków Twych nieprzyjaciół, ukoić srogie Jego cierpienia, otrzeć plwociny, rany zagoić, wynagrodzić wszystkie zniewagi nań spadające, i miłosierdzie wybłagać wraz z nawróceniem dla biednych grzeszników!.. Patrz, ile ich ginie, o Jezu mój, Jezu!.. ulituj się nad nimi i pociągnij ich gwałtem ku Sobie… trahe nos vinculis amoris tui!..[3] Salvum fac, populum tuum, Domine!..[4] Fiat misericordia tua super nos, quemadmodum speravimus in te[5]. O, jakże pocieszającą staje się ta pewność, że w chwili, gdy kapłan udziela błogosławieństwo Przen. Sakram. Matka Boża wraz z nim i nami woła do Boskiego Syna Swojego: „Salvum fac populum tuum! O, niechże Cię wzruszy, o Jezu, błaganie Twej Rodzicielki za nami! Okaż moc Twoją – Innova signa, immuta mirabilia, sentiamus adiutorium brachii tui…[6] List 101 z 9 marca 1892Tamże, s. 84
Dobrze to czujemy, że jesteśmy w oktawie uprzywilejowanej Uroczystości Niepokalanej Matki naszej i Pani: zdaje się, iż chciała by nas całkiem zanurzyć w zdrojach łaski, miłości, miłosierdzia, światła i zbawienia, które sprowadza z Najsłodszego Serca Boskiego Syna Swojego, rozjaśniającego raz po raz cudowne, najmiłościwsze Oblicze Swoje nad nami z wysokości Ołtarza… O, cóż to za wszechmocny magnes kryje się pod tą przejrzystą zasłoną! Nieraz przychodzi mi na myśl, że słowa Pan naszego: „Kiedy będę podwyższony od ziemi, pociągnę wszystkich ku sobie”… odnoszą się zarówno do podwyższenia Go utajonego w Przen. Sakramencie na Ołtarzu w monstrancji, jak i do podwyższenia Jego bolesnego na krzyżu… Prawda że tamto jest słodkim dla nas owocem gorzkiej Jego Męki – za którą bądź na wieki pochwalony, o Najsłodszy nasz Panie!Dziś, zaraz po przyjęciu Kom. S[więt]ej przedstawiło mi się jakoś b. żywo, że od Przen. Marji P[anny]. Ją otrzymałam; czując się głęboko wzruszoną, pośpieszyłam złożyć ten dar Najwyższy w Jej Niepokalanem macierzyńskiem Sercu, błagając Ją za to gorąco, by mię Boskiemu Synowi Swojemu oddać całkowicie raczyła. Intencja wynagradzająca była przeważnie za tych, którzy nie chcą otworzyć serc swoich na przyjęcie Boskiego Dzieciątka, z tak niewypowiedzianą miłością pragnącego nawiedzić je dla ich uleczenia i uświęcenia. Błagałam Przen. Niepokalaną Marję, by im łaskę nawrócenia wyjednać raczyła. Od niejakiego czasu przedstawia mi się to nieraz, co by to za niewypowiedziane szczęście było, żeby ta Przen. Matka tak żywo i istotnie była zawsze w duszy obecną, by w Niej nasz Zbawca Najukochańszy mógł tam nieustannie niejako odnawiać wszystkie tajemnice miłosierdzia swojego – by Ona czcią i miłością Niepokalanego Serca Swojego w zupełności wynagrodzić Mu w nas mogła za wszystkie winy, niewierności i niewdzięczności nasze i świata całego. Myśl ta ma w sobie coś niewypowiedzianie pocieszającego, i wprawia mię chwilami jakby w rozmarzenie. Tak by się chciało każde uderzenie serca, każde odetchnienie, każde poruszenie duszy i ciała z tą Niepokalaną, tak niewypowiedzianie Bogu miłą Istotą zespolić, tak iżby można z całą prawdą powiedzieć: „Żyję ja – ale nie ja, tylko żyje we mię Marja”; a gdzie jest Marja czyżby mógł tam nie być i Jezus? I gdzież by mógł być z większym upodobaniem, z większą pełnością łaski wszelkiej, jak tam, gdzieby Niepokalana piękność Matki Jego Przeczystej, zakrywała przed Obliczem Jego wszystko, co tchnie nędzą i zepsuciem skażonej naszej natury?.. O Boże nieskończonego miłosierdzia, u którego żadne słowo nie jest niepodobne! racz wyrzec jeszcze raz wszechmocne Twoje „Fiat”!, by się stało początkiem uświęcenia naszego przez Marję, Niepokalaną Twoją Matkę, jak się stało początkiem stworzenia i odkupienia… „Emitte Spiritum tuum et creabunturet renovabis faciem terrae. Veni, Domine Jesu!”[7] O Marjo, o Matko Przedziwna! zapraszaj Go Ty sama nieustannie do serca biednej niewolnicy Twojej – a stanie się jej według słowa Twojego – albowiem nie słyszano jeszcze od wieków, by Jedynak Twój Boski został nieczuły na głos Rodzicielki Swojej. Wtenczas tylko może się spełnić owa obietnica Jego duszę porywająca:… „przyjdziemy, i mieszkanie uczynimy…” [J 14,23]. Gdzie zobaczy Serce Twoje, otwarte na Jego przyjęcie – czyż może nie powtórzyć się ów cud Jego miłości: Exultavit ut gigans ad currendam viam… …et habitavit in nobis… [8] O Boże w Trójcy Sej Jedyny! Boże trzykroć Święty! Dzięki, dzięki, dzięki Ci za wszystko coś dla Niepokalanej Twojej Matki, i przez Nią dla nas, z niepojętej Twej miłości uczynić raczył!!! Co znaczy to wszystko, co od początku dusze najbardziej w Niej rozmiłowane mogły ku Jej uczczeniu czuć, myśleć, mówić lub pisać, – wobec niezrównanej i żadnym rozumem niepojętej wielkości, świętości, doskonałości tej Niepokalanej Bożej Matki Dziewicy… Sam tylko Jezus może godnie uczcić swą Matkę, tak jak przez Nią tylko może być godnie uczczony… List 89 z dnia 13-14 grudnia 1891Tamże, s. 72-73
Korzystając z wolniejszej chwili, postaram się dokończyć to, czego w ostatnim liście moim nie zdążyłam napisać. Miałam wspomnieć o tem, jak przed tygodniem będąc na wystawieniu u Sakramentek (zdaje się, iż to było w zeszły piątek, urocz. S. Kazimierza i pamiątka Cierniowej Korony P. Jezusa, który to dzień jest jednym z najważniejszych w liczbie Świąt Arcybractwa Oblicza P. w Tours) miałam ciągle prawie na myśli te słowa: „Wszystko, co się zbliży do Oblicza mojego, napełnione będzie jasnością” i odtąd często bardzo myśl moja do nich się przywiązuje: wszystko – a więc wszystkie myśli, słowa, uczynki, wszystkie cierpienia i intencje wszystkie, – trzeba się starać zbliżać jak najbardziej do tego życiodawczego Źródła łaski, miłosierdzia i wszelkiej świętości, – zanurzać w jasności Boskiego Oblicza… in splendoribus sanctorum…[9] by łaskawe wejrzenie Pana trzykroć Świętego zatrzymać się na nich raczyło… Respice, Deus, in Faciem Christi tui… et ne reminiscaris delicta nostra! O Mater Dolorosa! intercede pro nobis![10]List 102 z 11 marca 1892Tamże, s. 85
Chwała ośnieżonej przyrody
Chciało mi się już nieraz powiedzieć Najdr. Ojcu o kilku chwilach b. szczęśliwych, jakie z nieprzebranego miłosierdzia Bożego miałam ostatniemi czasy. Wspominałam już o tem, że po trochu zaczęłam wracać zwykłego stanu swojego, t. j. do tego spokoju, tak b. podobnego do obojętności na wszystko, do letargu, do obezwładnienia, który mię czyni jakby niezdolną do uczynienia najmniejszego wysiłku w czemkolwiek, do zadania sobie jakiegokolwiek gwałtu. Jednakże to coś niewypowiedzianego, które przez czas dość długi ciągle prawie uniesieniem radości i szczęścia mię napełniało, całkowicie i dotąd jeszcze nie znikło, i b. często pobudza mię do powtarzania raz po raz aktów miłości, które chociaż nie czynią tak żywego wrażenia jak dawniej, jednak tak jakby krępują wszystkie władze mej duszy, że nie są w stanie niczem innem na dobre się zająć, ani rozmyślać, ani się modlić inaczej wtedy nie mogę. To też parę razy ofiarowałam to w intencji rozmyślania, chociaż nie jestem pewna, czy wolno jest sobie robić samowolnie taką zamianę. Pewnego razu naprz[ykład] zamiast rozmyślać z książki, cały czas myśl miałam zajętą rozważaniem owej nieskończonej mądrości i miłości Boskiej, której dowody na każdym kroku spotykając, tak mało na nie zwracamy uwagi. Powodem do tego stały się owe cudownej piękności śniegu płateczki, które wówczas widziałam nieraz spadające na ziemię; wpatrując się w nie bliżej idąc po ulicy, chyba nie potrafię tego wyrazić, co czułam: dusza moja rozpływała się w uczuciach adoracji, miłości, wdzięczności i smutku zarazem. Adoracji tej Wielkości niepojętej, objawiającej moc i mądrość swoją w tych cudownych, przezroczystych, tak delikatnych i zachwycająco pięknych kształtem i rozmaitością gwiazdkach, z których każda tak wymownie zdaje się głosić chwałę Stwórcy Swojego, i niepojętą miłość Jego ku nam biednym dzieciom Jego. „Enarrant coeli gloriam[11]… a mię serce się wyrywa, żeby dodać „et amorem Dei”[12]… O mój Boże! Czyż te gwiazdki tak cudne i niezliczone, któremi jak płaszczem niepokalanym ziemię całą otulasz, a na których piękność niezrównaną nikt prawie nie zwraca uwagi, nie są obrazem łask tych obfitych i nieocenionych, któremi nas obsypujesz – łask, po większej części również zapoznanych, zaniedbywanych, deptanych, jak te śniegu płateczki?.. O, jakże wielkie czułam pragnienie złożyć Panu tyleż aktów miłości, wdzięczności, przeproszenia i wynagrodzenia za ślepotę i niewdzięczność naszą!.. Chciałoby się wszystkie te cuda Bożej miłości zebrać w swe nędzne serce, by mogły stamtąd wznieść się wszystkie napowrót w aktach miłości i dziękczynienia przed Oblicze Pana trzykroć Świętego… „Dirigatur, Domine, oratio mea sicut incensum in conspectu tuo!”[13] O jakże cudny jest ów Kantyk, wzywający twory wszystkie do wielbienia Stwórcy Swojego! Bo też każde z nich wielbi Go swoim właściwym mu głosem – tylko że trudno nam jest dosłyszeć tę cudowną harmonję… „Benedicite, omnia opera Domini, Domino: laudate et superexaltate Eum in saecula…”[14] Gdym tak mniej więcej na tem się zastanawiała, zdawało mi się, że P. Jezus powiedział: „Jam cię ukochał nad wszystkie dzieła rąk moich”… O, wiem dobrze o tem, o mój Oblubieńcze Boski! Bo też żadne ze stworzeń Twoich nie kosztowało Cię tyle, ile zbawienie mej duszy – tyle trudów, cierpień i zniewag, tyle krwi i męczarni tyle… Ach, muszę kończyć czem prędzej, bo już wielki czas śpieszyć na lekcję.List 100 z 27 lutego 1892, Tamże, s. 83
Nieodparta siła modlitwy
Przystępując dzisiaj do Komunii S[więte]j błagałam Pana Najukochańszego o tę upragnioną czystość serca, która jak cień ciągle przede mną uciekać się zdaje. O, kiedyż nastąpi ta pożądana chwila, by to nędzne serce zniknąć już raz mogło w Bogu na zawsze! „Laqueus contritus est, et nos liberati sumus…”[15] Jakkolwiek jeszcze bardzo daleką się zdaje, nie tracę jednak nadziei, że Pan Ukochany zlituje się nareszcie nade mną i sprawi w nędznej mej duszy to, o co Go błagam ku większej chwale Jego Imienia. Przed kilku dniami przychodziła mi pewna myśl w sposób dosyć przekonywający, ale długo się nie utrzymała, czy to wskutek braku ufności z mej strony, czy też wskutek niewierności serca – a mianowicie: zdawało mi się (było to w Wielką Sobotę, jeśli się nie mylę) że „odtąd mam żyć innem życiem w Chrystusie Panu, a siebie samą i wszystkie nieprawe poruszenia natury uważać za umarłe, nie zwracać na nie uwagi i nie roztrząsać, skoro się dadzą uczuć, jak się nie roztrząsa cuchnącej zgnilizny”…Na razie czułam się wzmocnioną na duchu tą myślą – ale niebawem uderzyła silniejsza fala na słabe serce i wstrząsnęła niem tak silnie, że dotychczas nie może odzyskać utraconej równowagi. O mój Boże, mój Boże, żebym przynajmniej wiedziała, że ta gorąca żądza modlenia się za tego sługę Twojego od Ciebie tylko pochodzi Samego, i do Twojej jedynie chwały i miłości zmierza! Że prawdą jest to, co mi z tego powodu czasem na myśl przychodzi, że Pan Bóg w wyrokach Swych niezbadanych dlatego zbliżył dusze nasze, ażeby je użyć za narzędzia do uświęcenia wzajemnego, z jednej strony przez krzyż i cierpienie, a z drugiej przez nieustanną prawie modlitwę i pełną miłości ofiarę, do czego jakaś nieprzeparta siła mię ciągle popycha! Wszakże wiesz o tem dobrze, o słodki mój Panie, jak pragnę gorąco, żeby nic w mojej duszy nie było, co by Twoją zupełną nie było własnością.List 134 z 18 kwietnia 1895Tamże, s. 121-122
Ogień Boskiej Miłości
A za nic w świecie bym nie chciała, żeby chociaż jeden promyczek miłości nędznego serca mojego zatrzymał się na stworzeniu, przylgnął do niego, oderwał się od niepodzielnej całości miłości Najwyższej, która się stała na zawsze, tak mi Boże dopomóż! nieodwołalną i niepodzielną własnością Boskiego Oblubieńca Najświętszego, Najsłodszego, Najpiękniejszego, Najczystszego, Dziewiczego Małżonka duszy mojej… Wszakże On się nie gniewa na mię za to, o mój Ojcze Najdroższy! że się ośmielam tak Go nazywać?.. Czyż nie dał mię Sam prawa do tego, w nieprzebranem i niewysławionem miłosierdziu Swojem?.. Cóż więc dziwnego, że wszystkie władze mej duszy, tak słabej, nędznej, niedołężnej i zimnej – ze wszystkich sił swoich, z pragnieniem niewypowiedzianem, przylgnęły do Niego, który jest najwyższą mocą, świętością, światłością, miłością… że biedne serce moje, czując się jakby w niepokalanych objęciach Jego, w upojeniu szczęścia i radości niewymownej, tuli się do Boskiego Serca Jego, czując Je tuż – tuż przy sobie… Dzisiejszej nocy prosiłam Go, żeby mi pozwolił usnąć – bo było już tak późno – a mię się wcale spać nie chciało, tylko musiałam ciągle się modlić, z nadmiaru szczęścia, jakiem się czułam przejętą. Błagam Go, z całą gorącością ducha, na jaką się zdobyć potrafiłam – o co zresztą w owej chwili było mi nie trudno – przez Niepokalane Serce Najmilszej Jego Matki, by ogniem Boskiej Swojej miłości wypalić raczył we mię do szczętu wszystko, co Mu się bynajmniej nie podobać może – żeby mię spalić raczył tem świętym ogniem… Nie pamiętam już dokładnie, o co jeszcze prosiłam, zdaje mi się tylko, że usnęłam powtarzając akt S. O. Fr. O Najsł. Panie Jezu Chr. niech ognista i słodka moc Twojej miłości itd… a zresztą dobrze już nie pamiętam, czy to było tą razą, czy też inną…List 95 z 5 stycznia 1892Tamże, s. 79 Pewnego razu walcząc z sobą w podobnym wypadku dość długo, prosiłam P. Jezusa o łaskę zastosowania się do rady mi danej; wtem przyszło mi na myśl, żeby uważać to cierpienie duszy, jakiego doznawałam za krzyżyk, bez względu na to, zkąd ono pochodziło, i żeby jako za taki P. Bogu dziękować; co gdy zaczęłam czynić – bardzo prędko wszelka walka ustała. Coś podobnego przeszłam przed tygodniem przy zakończeniu rekol., na które uczęszczałam regularnie do Reformatów. Zanim się zaczęły, będąc na kazaniu b. pięknem Ks. Remb. u Wizytek, pewna rzecz, którą powiedział (że nieraz na dnie wszystkich spow. i Kom. Sej okazuje się szukanie siebie samego – tak mniej więcej –) jak kamień jaki zaciężyła mi na sercu; zdawało mi się bowiem, że właśnie ze mną tak jest i przychodziła mi ochota pójść do niego do spowiedzi z prośbą iżby mi zechciał roztrząsnąć pod tym względem sumienie; lecz skończyło się na tem, że po skończonych rekol. poszłam tam gdzie zwykle. Ani uspakajające słowa kapłana, ani rozgrzeszenie, żadnej prawie ulgi mnie nie przyniosły; dopiero w chwili przyjęcia Kom. Sej znikł ciężar, który mię tłoczył – i spokój nienaruszony wrócił do mojej duszy, spokój tak głęboki, że ledwie się czuło, że się jeszcze żyje… Nieraz mię się zdarza podobnego uczucia doznawać; ale skoro potrwa cokolwiek dłużej, zaczyna mię ztąd jakby jaka trwoga opanowywać – próbuję otrząsnąć się z tego stanu, jakby dla przekonania się czy naprawdę życie nie uciekło z duszy – czy zdolna jeszcze odczuć cokolwiek. Najpożądańszem obudzeniem do życia w tych razach jest jaki krzyżyk dotkliwy, którym Pan Ukochany obdarzy – taki szczególnie, przez który wiem, że On Sam nie cierpi, tylko mię samą dotyka… O, jakże kocham takie krzyżyki!.. jak słodko jest przyciskać je do serca – napawać się tem rozkosznem cierpieniem, które w sercu miłość świętą zapala… „Igem veni mittere in terram – et quid volo, nisi ut accendatur?..”[16] Ach, cóż może być słodszego, jak krzyżyk taki utopić w dziękczynieniu?.. Tylko że zbyt prędko niknie w tem rozkosznem morzu… Zastanawiam się nieraz nad rozmaitością krzyżyków, w jakie się w duchu wpatruję, gdyż stają mi często przed oczyma duszy w rozmaity sposób. Po raz pierwszy wyraźny kształt krzyża przedstawił mi się, o ile sobie przypominam, przy końcu pierwszych rekol. moich, jakie doprawiałam w Sławucie. Był płaski, złoty z promieniami, średniej wielkości, unoszący się w powietrzu niezbyt wysoko. Potem zdawało mi się kiedyś, że tuż przy mię znajdował się krzyż znacznie większy, także złoty, ale gruby; że widziałam tylko kawałeczek podłużnego ramienia jego, które się lśniło od światła; że do tego krzyża miałam być przybitą gwoździami, które trzymałam, ważąc je w ręku… To znowu kiedy pewnego razu w Zakr. N. O. odprawił mię tak prędko, że nie mogłam nic prawie powiedzieć, a tak pełno jakoś było mi w sercu, cierpienie jakie mi to wtenczas sprawiło przedstawiało mi się w kształcie niewielkiego, drewnianego, bronzowego krzyżyka – tak grubego, że w żaden sposób nie mogłam się z nim sprawić, ułożyć go w swojem sercu, nad czem przez długi czas bardzo pracowałam… Za to potem miałam chwile niewypowiedzianego pokoju, chociaż zaprawionego smutkiem wielkotygodniowego rozmyślania… Było to w Wielką Sobotę – czy przed rokiem czy też przed dwoma laty… Nakoniec ostatniemi czasy widywałam często w duchu jakby unoszący się nieco w powietrzu mały krzyżyk brylantowy – z jednej strony jakby jaśniejący od tryskającego nań skądś światła… Wpatrywanie się w krzyżyk ten jakąś dziwną radością serce napełnia i nie chciało by się oczu od niego oderwać… – Od kilku dni znowu przychodzą mi ciągle na myśl te słowa z Ewang. o Przemien. Pańskiem, o Apostołach, że: „podniósłszy oczy, nikogo nie widzieli, jedno Samego tylko Jezusa”. Zdają się one zawierać szczególniejsze znaczenie dla mnie, jakby przestrogę, żebym się starała zawsze, wszędzie, we wszystkich i we wszystkiem samego tylko widzieć Jezusa, Jego tylko szukać, za Nim jedynie tęsknić… O Dulcissime JEZU! fiat! fiat mihi secundum Verbum Tuum!..[17] O, cóż by to za niebo już wtenczas było nawet na ziemi, o mój Boże, mój Boże… Deus meus et omnia!…[18]List 128 z 16 marca 1893 rokuTamże, s. 117-118
Boski Gość
Kiedy myślę o zbliżającej się Wielkiej Uroczystości Zesłania Ducha Przenajśw. – czuję najprzód gorące pragnienie, jak najlepiej przygotować serce i duszę swoją na przyjęcie tego Gościa Boskiego… Jakżebym chętnie chciała przetrwać ten czas przygotowania u nóg Przenajśw. naszej Matki Marii w Wieczerniku razem z Apostołami, w największem ducha skupieniu i oderwaniu od wszelkich rzeczy zewnętrznych! Z tem pragnieniem łączy się uczucie nieograniczonej wdzięczności za łaski, których w ciągu tej Uroczystości przypadają rocznice: Profesji Najdroższej naszej M., tegoż dnia roczn. mojego bierzmowania i wyświęcenia ks. P. – nie bez tego, żeby sama ta data (18) nie przypominała mi zarazem jednej z rocznic Najukochańszego O. mojego, o której mam szczęście już wiedzieć, a samo wspomnienie której, jak wszystko, co do Niego się odnosi, wdzięcznością serce mi porywa… O mój dobry Boże! jakże to niedołężne serce wszystko to wytrzymać zdoła!.. O Niepokalana Matko! o S. Józefie! O wszyscy Święci i Duchowie niebiescy, chciejcie chwalić Pana za nas!.. Magnificate Dominum nobiscum![19]List 63 z 11 maja 1891Tamże, s. 50 Adveniat regnum Tuum![20] Od samego rana na myśl o Komunii Sej serce mi drgało nadzieją i niewymownem pragnieniem rozszerzenia się bez miary, by z tego źródła niewyczerpanego skarbów niebieskich zaczerpnąć jak najwięcej łask najdroższych, najskuteczniejszych, z pomiędzy wszystkich Sercu Bożemu najmilszych, dla Ojca naszego Najdroższego i Najukochańszego, za którego intencja dzisiejsza była głównie przeznaczoną z głębi duszy, przejętej najżywszą, najgłębszą, niewysłowioną wdzięcznością… O mój Boże, Ty Sam tylko wiesz, co się dzieje w mem sercu. Ty, któryś jest jego Panem Wszechwładnym, który przenikasz najskrytsze jego tajniki, któryś jego światłością, i życiem, pożądaniem najwyższem i jedyną Miłością!.. O, jakże słodką i pocieszającą jest ta prawda, że cokolwiek by to biedne, nędzne serce moje w uniesieniu najgorętszej miłości, najżywszej wdzięczności, mogło zapragnąć, o cokolwiek błagać dla Niego w nagrodę za wszystko, co zawdzięczamy Ojcu Najukochańszemu: niczem to wszystko wobec skarbów nieprzebranych, jakie Sam Pan Najhojniejszy, Najwspanialszy i Najwierniejszy, Oblubieniec Niebieski Najmiłościwszy, ma pogotowiu dla umiłowanego Sługi, Przyjaciela i Oblubieńca Swojego… O, niech będzie pochwalony i błogosławiony za to po wszystkie wieki wieków! Amen. Respice, DEUS, in Faciem Christi Tui![21]List 155 z 11-14 marca 1897Tamże, s. 141
Liturgia pragnąca uwiecznienia
O, jakże niewypowiedzianie drogie sercu są wszystkie nasze ceremonje kościelne!.. cóż to za szczęście mieć w nich udział, jakże wielką wdzięcznością czuje się dusza przejęta ku Zbawcy Boskiemu, jak gorącą miłością – ku Niepokalanej Oblubienicy Jego, ukochanej Matce naszej, Kościołowi Świętemu! Jakże to wypowiedzieć? Zresztą byłoby to rzeczą całkiem zbyteczną wobec Ojca Najdroższego, który wiem, że mię aż nadto dobrze rozumie, i niewypowiedzianie szczęśliwą się czuję, że wolno mi wynurzyć przed Nim wdzięczność serca mego nędznego, zlać ten słaby strumyczek z onym potokiem miłości i wdzięczności, jaki się z Jego Serca ku Najsłodszemu Sercu Boskiego Oblubieńca nieustannie unosi… O mój Ojcze, jak to będzie tam w Niebie!.. List 160 z 3 marca 1897Tamże, s. 146
Sakrament Miłości
O mój Ojcze Najdroższy, co bym dała za tę wielką łaskę, żebym chociaż mogła zawsze odkryć przed Tobą wszystkie rany mej trędowatej duszy! Z niemałem przychodzi mi to wprawdzie zawstydzeniem niekiedy – ale niebawem spływa na nie jakby balsam gojący, którego też ona wciąż tak gorąco pożąda i pragnie – jak bardzo – Ty wiesz o tem najlepiej, o Najsłodszy, Najczystszy, Boski Oblubieńcze mej duszy!.. I o tem wiesz także, że po onych drogich – ze wszystkich najdroższych chwilach na ziemi, zjednoczenia się z Tobą w cudownym i niewysłowionym Sakramencie Twojej Miłości, nigdy chyba i nigdzie dusza stęskniona tak wyraźnie nie czuje Twej obecności, jak wtenczas, kiedy w trybunale pokuty wolno jej złożyć u stóp Namiestnika Twojego brzemię swych przewinień i grzechów; kiedy Ty Sam przez usta Jego ogłaszasz jej wyrok miłosierdzia i przebaczenia. O Jezu Najsłodszy! dzięki Ci, dzięki nigdy nieustające za to źródło nieprzebranego miłosierdzia nieustannie otwarte dla nas biednych grzeszników dla obmycia skalanych dusz naszych! Dzięki Ci za to ukochane serce ojcowskie, przez które rozlewasz nieustannie zdroje łask nieoszacowanych na nas biedne słabe i schorzałe Twe dzieci – to serce pełne miłości, przez które Sam nam się objawiasz, Sam do nas przemawiasz, Sam nas pociągasz ku Swej przenajświętszej, najczystszej, wiekuistej, Boskiej miłości…, które za nas się modli, za nas i dla nas tak się poświęca, tyle się trudzi i tyle cierpi… o, niechże wszelką łaską i wszelkiem błogosławieństwem napełnione będzie teraz i na wieki! Niech spoczywa słodko w Niepokalanem Sercu Przenajśw. Matki Jezusa i naszej, Najczystszej, Najukochańszej Dziewicy Maryi – niech ognista i słodka moc miłości Najsłodszego Jezusa ogarnie je i pochłonie w rozkosznych swoich płomieniach, jak serce Serafickiego Ojca naszego Franciszka Świętego!.. Respice, DEUS, in Faciem Christi Tui, et exaudi orationem meam![22]List 161 z 5-6 marca 1897Tamże, s. 148 Wyobrażam sobie nieraz w chwili, gdy N. Ojciec podnosi przy Ołtarzu Kielich zbawienia, że Krew Przenajświętsza spływa Mu do serca, jak do bogatej skarbnicy, żeby się ztamtąd w obfitych zdrojach łaski wylewać na nas biedne dzieci Jego. To też ile razy się słyszy odgłos rozgrzeszenia z konfesjonału – uczucia najgłębszej czci i gorącej wdzięczności serce przejmują wobec cudu łaski Bożej, jaki się tam spełnia… łaski, której żaden rozum pojąć, żaden język wypowiedzieć nie zdoła. Nigdy, nigdy nie zapomnę owej chwili szczęśliwej, gdy po raz pierwszy w mem życiu łaska ta na duszę moją grzeszną spłynęła – nie potrafiłabym nigdy wypowiedzieć, co wówczas uczułam, ale mię się zdaje, że chyba nie bardzo przesadzam, kiedy mówię, że ledwo nie umarłam z radości… której sen nawet nie był w stanie mi przerwać – (było to dość późno wieczorem w Wielką Środę) – bo i przez sen czułam niezmierne swe szczęście, od którego serce mi się rozpływało w aktach niewypowiedzianej wdzięczności ku Bogu!.. O, cóż to za błogie były chwile!.. List 38 z 1890Tamże, s. 30 W ostatni Czwartek rano, kiedy, jak to mi się nieraz zdarza obudziwszy się, już nie mogłam zasnąć, tylko drzymałam, miałam ciągle prawie na myśli te słowa Psalmu: „rozszerz usta twe, a napełnię je” – tak jakby kto je wewnątrz serca mi powtarzał. Zdawało mi się, że to znaczyło to samo, mniej więcej, co: „rozszerz serce twe – rozszerz pragnienia serca twego – a napełnię je – proś, o co chcesz, a uczynię to…” przynajmniej mniej więcej takie to na mię robiło wrażenie, pod którem zostawałam przez cały dzień – a poniekąd i dotąd jeszcze zostaję. Od wczoraj znowu zostało mi po części marzenie o różach i liljach, których tak bardzo pragnę mieć jak najwięcej w sercu dla Pana naszego Najukochańszego…List 59 z 1 maja 1891Tamże, s. 46
Boskie Serce
Serce moje niegodne niknie w uczuciach wdzięczności dla Zbawcy Najukochańszego, że mi pozwolić jeszcze raczył i na ten raz przybyć tutaj, bym wziąść mogła udział w onej uczcie w onej uczcie pożegnalnej, jaką ma nam na ostatku wyprawić… Nie jest że to cudowne zrządzenie Boskiej Opatrzności, że to tak się złożyło – nie mamyż prawa zawołać z wdzięcznością i uwielbieniem: „ Digitus Dei est hic!”[23] Nie jest że to dotykalnem dowodem nieskończonej Jego ku nam miłości, którą Ojcowskie Serce Boskiego Zbawiciela naszego chce w całej pełności wylać na dusze swych dzieci, żeby je pocieszyć, i wzmocnić na chwilę cierpienia i serca im dodać do mężnego przetrwania bolesnego rozstania… „Nie zostawię was sierotami … Oto jestem z wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata… Nie bójcie się, Jam zwyciężył świat… Pójdźcie do mię wszyscy, którzy pracujecie i obciążeni jesteście, a Ja was ochłodzę…”, Ja was pocieszę, Ja was wzmocnię, Ja sam z wami, w was i za was cierpieć będę…; chciejcie tylko chętnie i z ufnością przyjąć krzyż z Ojcowskiej ręki Mojej – a zwróci się ku wam z miłością Boskie Oblicze Moje, by was napełnić radością i pokojem”… O, niechże nam się tak stanie, o Boże nasz i Panie!.. O, cóż to za szczęście niewypowiedziane, że choćby nam wszystko zabrali, choćby wszystko spustoszyli i wszystko zniszczyli, Skarbu jednak naszego najdroższego nikt nas pozbawić nie zdoła! Ciągle mi to na myśl przychodzi, kiedy patrzę na to smutne spustoszenie w ukochanym naszym kościółku, tem błogosławionym i tak niewymownie drogiem dla serca rodzinnem naszem zaciszu – i staje się źródłem żywej wdzięczności ku Bogu, jak również myśli bardzo pocieszających co do zamiarów, choć przed nami ukrytych, ale zawsze pełnych miłości wyroków Boskiej mądrości. Czyż nie potrafi Wszechmocna Prawica na gruzach rozwalonego budynku, ręką ludzką niegdyś zbudowanego, wznieść świątynię tak wspaniałą, tak wzniosłą i trwałą, o jakiej może nikt i marzyć by nie śmiał? Nie umiem tego dobrze wyrazić, ale zdaje mi się że istnieje pewien związek pomiędzy przejściami, podobnemi obecnemu, a męką, śmiercią i zmartwychwstaniem Pana naszego… Przed chwalebnym tryumfem, odniesionym przez Niego nad śmiercią, jakże niknie wszelka potęga, jakże pierzchają przed blaskiem Jego wszelkie cienie, nawet cienie śmierci…O śmierci, gdzież jest oścień twój?.. odkąd niebo i ziemia zadrżały z radości na głos on potężny a słodki: „Ego Sum resurrectio te vita: qui credit in me, non morietur in aeternum”…[24]List 117 z 4 czerwca 1892Tamże, s. 100 O, jakżeż nieskończenie dobry jest Pan Jezus. Serce mi się rozpływało z wdzięczności, szczególnie od chwili, kiedy miał się rozpocząć tryumfalny pochód Boskiego Oblubieńca, niewypowiedziane wzruszenie mnię ogarnęło: coś tak uroczego, tak wspaniałego, tak przenikającego dawało się uczuwać w tej chwili, że nie podobna tego wyrazić. Tonąc we łzach błagałam Go, niknąc w przepaści swej nędzy, by w tej chwili, tak stosownej do tego, raczył okazać cudowną moc Boskiego Oblicza Swojego, by dał Je poznać, ukochać, uwielbić i uczcić całemu światu, by cuda łaski i miłosierdzia swego w przejściu swem jak najobficiej ku większej czci i chwale Imienia Swojego rozsiać raczył… Trudno by było wszystko przypomnieć i wypowiedzieć, co wówczas serce czuło, o co błagało… W duchu towarzyszyłam uroczystemu orszakowi, wyobrażając sobie, że wraz z dziatkami, sypiącemi kwiatki, rzucałam pąsowe róże i białe lilije pod stopy Zbawiciela – róże i lilije, które mi dała na ta Marja z rozkosznego ogrodu Serca swojego… Wobec tego wszystkiego, myśl o swym niepojętym a tak ścisłym związku, jakim ten Boski nasz Miłośnik, ten Król nad królami i Pan nad panującymi raczy zaszczycać biedne dusze nasze, wspomnienie na nieskończone miłosierdzie, które nam okazał odrywając nas od świata na miłość wyłączną, jaką nam w tem objawił – dopełniały miary niewymownej wdzięczności i pragnienia najgłębszego wyniszczenia się, i gorącej miłości, któraby odmienić mogła to nędzne serce, pełne nieustannie się odnawiających żądz nieprawych, w serce nowe, płonące ogniem najczystszej miłości, jaśniejące czystością, pokorą i wszelkiemi cnotami, miłemi oczom Boskiego Oblubieńca… O, kiedyż nastąpi ta tak gorąco pożądana odmiana! (…) Często widok ognia, rozpalonych węgli lub żelaza niewypowiedzianą tęsknotą duszę mi napełnia, budząc pożądanie podobne do tego, jakiego doznaje spragniony na widok chłodzącego napoju – i wraz z Samarytanką z głębi spragnionego serca wołam do Pana: „Domine, da mihi hunc ignem!”[25] (…) O Marjo Przen. i Niepokalana, Matko pięknej miłości, racz z serc naszych wyrzucić to wszystko, co im przeszkadza spłonąć w ogniu miłości, który Boski Syn Twój pragnie tak bardzo rozniecić na ziemi!..List 119 z 18 czerwca 1892Tamże, s. 103-104
[1] Jakżesz mnie miłujesz Boże, jak bardzo mnie miłujesz.
[2] Franc.: Opuść wszystko, a ja przybędę i was pochłonę (dosł. zaleję).
[3] Pociągnij nas więzami miłości twojej.
[4] Zbaw lud swój Panie.
[5] Niech nas ogarnie łaska Twoja Panie, według ufności pokładanej w Tobie! (Ps 32,22).
[6] Odnów znaki i powtórz cuda, wsław rękę i prawe ramię! (Syr 36,6).
[7] Ześlij Ducha Twego a powstanie życie i odnowi oblicze ziemi. Przyjdź panie Jezu.
[8] Weseli się jak olbrzym, co drogę przebiega (Ps 18,8) i zamieszkało wśród nas (J 1,14).
[9] W potędze świętych.
[10] Wejrzyj na oblicze Twego Pomazańca (por. 83,10) i nie wspominaj występków naszych! Matko Bolesna wstawiaj się za nami!
[11] Niebiosa głoszą chwałę (Ps 19,2)
[12] I miłość Boga.
[13] Niech moja modlitwa będzie stale przed Tobą jak kadzidło (Ps 140,2).
[14] Wszystkie Pańskie dzieła, błogosławcie Pana, chwalcie i wywyższajcie Go na wieki! (Dn 3,57).
[15] sidło się porwało, a my jesteśmy wolni (Ps 123,7)
[16] Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął (Łk 12,49).
[17] O najsłodszy Jezu! Niech mi się stanie według słowa Twego (por. Łk 1,38).
[18] Bóg mój i wszystko [moje] św. Franciszek.
[19] Uwielbiajcie z nami Pana! (por. PS 33,4).
[20] Niech przyjdzie królestwo twoje (Mt 6,8).
[21] Wejrzyj Boże, na oblicze Twego Pomazańca (por. Ps 83,10).
[22] Usłysz, o Boże moją modlitwę, i wysłuchaj mego wołania (por. pS 38,13).
[23] To palec Boży (w sensie – Boże zrządzenie).
[24] Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, nie umrze na wieki (por. J 11,25; J 5,24).
[25] Panie, daj mi tego ognia.