O. Marian Zawada OCD
Boskie odczytywanie. Powołanie – jego kryteria
Poniższa refleksja dotyczy powołania konsekracyjnego i wyrasta z potrzeby głębokiej refleksji nad jego początkiem. Rozeznanie powołania to nie tylko poddawanie „testom” psychologicznym czy analizom socjologicznym, lecz rzeczywistość teologiczna, oczekująca pomocy we wskazaniu przez rozpoznającego obecności zasadniczych „składowych” w odniesieniu do Boga. W powołaniu można odnaleźć wspólne „wartości bazowe” konsekracji, a z drugiej, specyficzny zaczyn konkretnego charyzmatu. Zajmiemy się tym pierwszym zagadnieniem.
Powołanie objawia się w spojrzeniu Boga. Dzięki temu powołany zaczyna patrzeć na świat i na siebie bożymi oczyma. Powołanie pochodzi z wysoka, spoza człowieka, jest mu dane, ofiarowane. Jednocześnie pochodzi ono z głębi, z samej istoty bycia człowiekiem, czyli kogoś skierowanego ku Bogu. W powołaniu spotyka się to, co wysokie i to, co głębokie. Powołany odkrywa owo ukierunkowanie, tę przedziwną intencjonalność, dążenia już nie do czegoś, ale do Początku i Końca wszystkiego. Przedziwnie przeplatają się tu początki i końce, otwarcia i zamknięcia. Można by stwierdzić, że powołanie to udzielanie się Boga w tajemniczym dziele, danym w „naczyniu” codzienności. Bóg uobecnia się w powołaniu. Dzięki światłom wiary zostaje ujawniona droga do tego dzieła, do tajemnicy człowieka. W powołaniu Bóg staje się pasją
1. Wiara – kryterium pierwszorzędne
Kryterium pierwszorzędnym jest wiara, ponieważ naświetla ona życie i nadaje mu Bożą perspektywę. W niej dochodzi do głosu rozumienie siebie i swego życia jako „drogi do-” Boga. Wnętrze wiary wrażliwe jest na słyszenie Boga, gdyż ona sama się rodzi w słyszeniu. Powołanie dokonuje się w wołaniu Boga, słyszanego i ujmowanego przez wiarę. W tym sensie powołanie zostaje rozpoznane i przyjęte jako własne. Można wtedy życie ująć od strony Powołującego.
Dzięki wierze, wszelkie inne drogi bledną, stają się mniej czytelne, wyraziste. Cichą inne głosy i spośród różnych wydarzeń życia wydobywa się głos Boga, najczęściej w delikatnym szepcie. Odkrywa się zatem najpierw Boga wołającego. W boskim wołaniu rodzi się po-wołanie. Powołanie nie tyle rozpoczyna się, co poczyna się, rodzi i ujawnia. Dzieje się to niejako zgodnie ze słowami o Bogu, który to, co nie istnieje, powołuje do istnienia (Rz 4,17). Tajemnica życia powołanego zostaje głęboko osadzona w tajemnicy Boga.
Ponieważ wołanie wyzwala reakcję, powołanie jest zarazem odpowiedzią. Jest dosłownie pójściem „za Głosem”. Wtedy głośniej niż inne głosy słyszany jest głos Chrystusa: Pójdź za mną (Mt 19,21). W powołaniu człowiek daje się prowadzić, ufa temu głosowi i on formuje drogę.
Jest ono pójściem w wierze, w pójściem w nadziei, i pójściem w miłości. Owo „pójście” jest zarazem zapowiedzią poszerzenia w tych trzech rzeczywistościach.
Owo „pójście” dosłownie wyzwala potrzebę opuszczenia dotychczasowego horyzontu życia, ofiaruje odwagę zmiany, i nadaje jednoczenie życiu nowe znaczenia. Lecz może to być odkryte dopiero wtedy, gdy człowiek wyruszy. Powołanie jest łaską wyruszenia. Dlatego zawiera w sobie zdolność i odwagę pozostawienia. Bez tej odwagi powołanie nie może się dokonać. Gdy wiara słabnie, doczesność pięknieje, skuteczniej uwodzi i zagospodarowuje realizm życia, które staje się już tylko zafascynowane doczesnością.
Wiara jest nie tylko poręką dóbr przyszłych (Hbr 11,1), swoistym zaczynem nadziei, ale szczególnego rodzaju zwycięstwem – zwycięstwem, które zwyciężyło świat (1J 5,4). W przestrzeni powołania musi dokonać się zwycięstwo nad mentalnością tego świata, a zatem nad tym, co nie chce żyć z Boga, nad światem, który leży w mocy Złego (1J 5,19). Wiara ofiaruje perspektywę, w której dokonuje się zwycięstwo Chrystusa i jest ono potwierdzane w życiu wybranego. Bez tego podstawowego osadzenia na pograniczu tych dwóch światów, powołanie do konsekracji nie może być czymś istotnym w życiu. Św. Jan Apostoł dostarcza klarownego kryterium: Jeśli kto miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca (1J 2,15), a św. Jakub jaszcze dosadniej: Jeżeli więc ktoś zamierzałby być przyjacielem świata, staje się nieprzyjacielem Boga (Jk 4,4). Powołanie jest w głównej mierze sporem o miłość, sporem o przyjaźń. Powołanie konsekrowane zawiera osobliwą dawkę śmierci: odwagę obumarcia dla doczesnego.
Dzięki wierze powołanie jest zrodzeniem siebie; jest zrodzeniem z Boga, życiem w świecie łaski. Człowiek umiera dla żywiołów świata (Kol 2,20) i odnajduje się w łonie Ojca (J 1,18), a zatem w samym niejako miejscu, co Syn. Jest to odnalezienie własnego początku, własnego pochodzenia.
2. Kryterium potrzeby upodobnienia
Boska droga przyjmuje formę podobieństwa. Dlatego w powołaniu pogłębia się wrażliwość ikoniczna – troska o to, jak być podobnym, jak kroczyć drogą, jak naśladować. Toteż w praktyce powołanie dopełnia się na granicy podobieństwa i niepodobieństwa, boskich dróg i bezdroży, boskich słów i uwodzących, kłamliwych słów demona, pomiędzy łaską nieba i grzechem świata.
W centrum upodobnienia należy odnaleźć Boski wzorzec, pierwowzór, czytelny dla nas w Chrystusie: zostawił wam wzór, abyście szli za Nim Jego śladami (1P 2,12). Życie konsekrowane jest życiem „na” Jezusa. Św. Paweł w bardzo istotny sposób rozczłonkował proces upodobnienia, by się stać na wzór obrazu Syna (Rz 8,29): przeznaczenie-powołanie-usprawiedliwienie-obdarzenie: Tych zaś, których przeznaczył, tych też powołał, a których powołał – tych też usprawiedliwił, a których usprawiedliwił – tych też obdarzył chwałą (Rz 8,29-30). Nakłada się tu tajemnica stworzenia, chrztu i konsekracji, czego jedność powinno mocno być akcentowana, jako jedna droga łaski. A piękno chwały staje się koroną upodobnienia.
Powołanie pojawia się wtedy w przestrzeni rozróżnień pomiędzy podobnym i niepodobnym do Boga: dostrzega i przyswaja się to, co ma siłę upodobnienia: modlitwę, sakramenty, boże środowisko wspólnoty, itd. Z drugiej strony dochodzi do głosu wrażliwość na przestrzeń zdrady czy sprzeniewierzeń. Człowiek powołany nie chce upodabniać się do świata, lecz do Boga.
Człowiek żyje pomiędzy skiagraphia (gr. malowane cieniem) – nieprawdziwym, złudnym, udawanym, bo wewnętrznie pustym życiem bez Boga, jedynie „wybielając” martwe kontury, a eikongraphia – odwzorowywaniem prawdziwej istoty, gdzie powołany mierzy się w pokorze i miłości z prawdą o swym człowieczeństwie i miarą zadanej boskości.
Na tym tle, w powołaniu niekiedy dochodzi do głosu spór idolatryczny, kiedy człowiek nie chce służyć już innym bogom, lecz Jedynemu oraz chce „nawrócić”, zwrócić ku Bogu, wszystkie rozproszone siły. Odpowiadając na powołanie jednocześnie staje w teatrze wojennym, by podjąć zmaganie o boży kształt myśli i pragnień, o życie w przestrzeni wolności Boga, o kształt swego człowieczeństwa. W tym sensie powołanie jest zmaganiem, batalią o podobieństwo, o wierność obrazowi.
Konsekracja jest sprzężeniem i wspomaganiem się podobieństwa i naśladowania. To ostatnie pozwala rozumieć siebie jako bycie uczniem Chrystusa. Być uczniem nie znaczy przyswoić sobie pewnych teorii, gdyż Mistrz stanowi część życia ucznia i uczeń stanowi część życia Chrystusa. Chrystus daje i On jest sposobem życia konsekrowanego. Nie uczy więc prawdy, ale jest prawdą i tworzy z nas prawdę, istnienie prawdziwe. Nie wskazuje drogi, ale jest drogą; nie uczy życia, ale nim jest. Chrystus chce wypełnić nasze życie całkowicie. Wzywa do uczestnictwa w swym życiu, a więc w tym wszystkim kim jest i w swym przeznaczeniu. Nie jest to coś gotowego, danego zupełnie, ale wymaga współtworzenia. Człowiek czuje się powołany do tej samej misji, co Chrystus, utożsamiony z misją Baranka, chce być współpracownikiem zbawienia.
Człowiek zostaje w powołaniu okryty szatą miłości Bożej, by mógł świętować i radować się tym samym życiem, godnością syna czy córki, dostępować tego samego rodzaju życia, jakie prowadził Chrystus. Dlatego pojawia się silny wątek chrystologiczny, objawiający się pragnieniu bliższego poznania Chrystusa, a sam Mistrz przychodzi bliżej, by mógł być rozpoznany i niejako „pochwycony”.
Podobieństwo posiada jeszcze głębszą – strukturę trynitarną. Za antropologią wielu mistrzów możemy odsłonić „trynitarną” strukturę człowieka, gdzie np. pamięć, umysł i wola odpowiadają Ojcu, Synowi i Duchowi Świętemu. Do tego dochodzi boska ekonomia, w której objawia Bóg swe działanie. Powołanie jest przestrzenia intensywnego działania Trójcy Św., i dobrze, jeżeli relacje z poszczególnymi Osobami boskimi zostają odkryte i nabierają różnego „odcienia”. Rozpoznać powołanie znaczy rozpoznać łaskę Boga w nas, a zatem osobistą historię zbawienia, zwłaszcza to, że żyjemy z łaski – upodabniającej miłości Boga.
3. Kryterium świętości
Przedłużeniem powyższego tropu i zarazem zasadniczą drogą do upodobnienia jest świętość – boskie piękno odwzorowane. Świętość nie jest maksymalnym rozwinięciem ludzkich możliwości, lecz życiem na sposób boski.
W ludzką naturę zostaje wpisany zupełnie nowy rodzaj życia. To w rozumieniu świętości winno być klarowne, ponieważ inaczej popadamy w pułapki naturalizmu czy zawężonego psychologizowania.
Świętość Boga jest niedostępną siedzibą Jego wiecznego misterium. Jej objawienie w stworzeniu i w historii Pismo święte nazywa chwałą, promieniowaniem 293 Jego majestatu Por. Ps 8(KKK 2809).
Powołany uważa świętość, przynajmniej w porządku pragnień, nie tylko jako „zadanie” życia, ale jako swój styl. Nie zamierza być niewiernym odbiciem Boga, ale żyć w pogłębiającej się zgodności z Nim. Tak rozumie fundamentalną wierność.
Świętość jest przynależnością do Tego, który jest w najgłębszym sensie Święty, «po trzykroć Święty» (por. Iz 6, 3)(MNI 30). Świętość nie przynależy do człowieka – jest przynależeniem do Boga. W świętości, jak w ogniu człowiek się wypala z miłości, by płonąć i stawać coraz bardziej wieczystym, żywym płomieniem. Wymyka się ona wszelkim kategoriom, ocenom, szablonom, raz irytuje, raz wzbudza podziw, bywa podejrzewana i piętnowana, zawsze jednak doświadczana w tyglu historii. Jest jak obawianie się Boga, jak pociągnięcie pędzlem Boskiego Mistrza, dbałego o kunszt swych obrazów.
Czasem sączy się przez szczelinę życia cierpliwego, wierności codziennej, zwykłej, jak uśmiech czy płacz dziecka; czasem biegnie rwącą, gwałtowną historią, stając się szaleństwem. Wtedy świętość wdziera się w życie człowieka i porywa jak Eliasza w anielskim rydwanie, bo dzieła Boże nie mogą czekać. Świadczy dobitnie o zwycięstwie Boga – Boga walecznych zastępów.
Ale o wiele bardziej świętość jest niecierpliwością, zuchwałością zdzierającą welony z tajemnic, by zakosztować Pełni, przyszłego wieku. Dlatego jest niecierpliwością życia i umierania, niecierpliwością wyniesienia.
Świętość jest najbardziej rozległą formą istnienia, gdy owa szczelina nadprzyrodzona zostaje wypełniona żywością samego Boga i owo niedopowiedzenie nadprzyrodzone stanowi bramę do coraz większego i głębszego poznawania i miłowania Boga, któremu nie ma już końca. Zaiste świętość jest najbardziej nieskończona ze wszystkich darów ofiarowanych człowiekowi.
Wreszcie świętość to radość Boga, Jego duma i oszołomienie. Świętość jest napotykaniem Boga zdumionego, jak Chrystusa zadziwionego wiarą setnika (Mt 8,10); Boga, który może wreszcie odpocząć, bo dokonał dzieła zbawienia. Świętość jest odpoczywaniem Boga w stworzeniu, znalezieniem domu. Posmak tego winno się pojawiać jako swoiste przeczucie, zwiastun przygody i piękna do osiągnięcia. Świętość w tym znaczeniu ma kształt zaproszenia.
Tym zaś, co najbardziej upodabnia jest miłość Boża. Polega ona na ofiarowaniu największego Dobra, w zatem wiąże się z darem. W miłości najmocniej dochodzi do głosu wybranie. Jest to najbardziej delikatna i strzeżona zazdrością Boga „przestrzeń oblubieńcza”. Tam, gdzie Bóg wybiera, człowiek odnajduje potwierdzenie dla siebie, żyje tym potwierdzeniem, które przyjmuje kształt wielkiego, życiowego, a zarazem chrystusowego „TAK”. Podobnie, jak w Chrystusie, w powołanym dokonuje się „tak” (por. 2Kor 1,19). W ten sposób realizowane jest cel całego stworzenia, którym jest uczestniczenie w jedynym podobieństwie Chrystusa, jako ikony obrazu Najwyższego. Wtedy też element „ludzki” staje się drugorzędny.
Ponieważ miłość nigdy nie próżnuje, powołanie ciągle „powołuje”, wybija człowieka z „uśpienia”, stawia nowe zadania, otwiera oczy z miłości.
4. Kryterium daru
Powołany to człowiek, który odkrywa w sobie ukrytą przestrzeń daru. Nie ma do niego dostępu, gdyż jest on tajemnicą, lecz może go z ufnością przyjąć. Nadrzędnym zatem jest kryterium daru. Dar posiada określoną strukturę. Najpierw człowiek odkrywa dary, to, że jest nosicielem darów – rozpoznaje je w sobie. Uświadamia sobie następnie, że jest Boski Dawca – dostrzega boską hojność i uczy się odpowiadać na nią wdzięcznością. Wreszcie – pragnie swoje życie uczynić darem. Poza darem nie ma życia dla Boga, nie ma konsekracji, nie ma ofiarowania siebie.
Brak kryterium daru zamienia konsekrację w kupczenie. Bez tej perspektywy człowiek zaczyna zawłaszczać rzeczywistość, która jest mu dostępna, a z drugiej – staje się coraz bardziej wyrachowany. Chciwy i roszczeniowy styl życia zaczyna deformować czytanie rzeczywistości i ujmuje ją jako strukturę „dla mnie”, z coraz mocniejszym naciskiem – „wyłącznie dla mnie”, a głównym motywem staje się zaborcze prawo „rozrostu” (co by tu jeszcze pozyskać dla siebie), oraz prawo dominium – przyporządkowania sobie. Świadomość daru sprzeciwia się najmocniej temu, co tradycyjnie zwie się pożądliwością – chaotyczny, instynktowny mechanizm, który jest dążeniem, pragnieniem, rodzajem głodu, braku zmysłowego i dąży do swego przedmiotu przez pochłanianie go, przez pożeranie, a więc jest dążeniem, które niszczy to, co napotyka. Zamyka ono człowieka w samym sobie czasem w narcystycznym usidleniu, ogranicza, izoluje od reszty stworzenia. Nawet jeżeli wychodzi w kierunku drugiego, to tylko w celu zagarnięcia go, wykorzystania dla siebie. Owo uwięzienie w pożądliwości musi być przezwyciężone przez dar z siebie.
Bez poczucia daru konsekracja („bycie w ofierze”) zamienia się w wykalkulowany i interesowny styl życia. Wydatnie wzrasta „cena” obecności, a losem rządzi wyłącznie prawo zysku. W kleszczach zimnej „ekonomii” ginie bezinteresowność.
Porządek daru jest wcześniejszy od porządku istnienia, ponieważ od początku, a może nawet przed czasem, przed – jak mówi Pismo – założeniem świata (Ef 1,4), Bóg zamierzył życie każdego z nas. Dar jest osadzony w darmowej, niezasłużonej miłości Boga do człowieka. To On czyni darem. Natomiast demon jest najmniej zdolny do daru.
Co więcej, czystość daru jest czystością miłości ofiarowanej i ofiarującej siebie. W logice daru, stając się darem, człowiek traci siebie. Jest to najwyższy stan wolności. Lecz z drugiej strony, tracenie siebie kwestionuje pogodne przekonanie o realizacji swego potencjału życiowego, wzroście duchowym czy rozwoju możliwości ukrytych w człowieku w ramach konsekracji. Dzieje się tak dlatego iż dar jest nie tylko darem ukrzyżowanym, lecz i darem ukrzyżowania. Bez paschalnego wymiaru konsekracja traci jakąkolwiek doniosłość.
Drogę całkowitego daru ukazał nam Chrystus, gdy mówi o sobie, że będzie wydany. „Wydanie siebie” jest nie tylko zawierzeniem siebie, ale i ofiarowaniem w najbardziej dramatycznym słowa tego znaczeniu. Lecz jest to droga przekroczenia siebie, ograniczenia własnego istnienia, gdy człowiek staje się własnością wszystkich, wszystkim dla wszystkich, po to, by Bóg był wszystkim we wszystkich (1Kor 15,28). Całkowitość daru odsłania całkowitość istnienia. Dar pojawia się wtedy już nie jako potrzeba bycia szczęśliwym, ale dawania szczęścia innym, zwłaszcza tego ostatecznego. Dzięki „byciu w darze” człowiek staje się źródłem. Zakorzenia się w początku konsekracji.
5. Kryterium wolności
Kryterium wolności pojawia się jako potrzeba całkowitej uległości Bogu, jako dawanie posłuchu, jako oddanie prawa rozporządzania sobą. Powołanie to życie uległym sposobem istnienia. Konsekrowany chce żyć wolnością przylegającą do Ducha Świętego. Winno mówić się o wolnej duchowości, duchowości uwolnionej dla Boga w akcie konsekracji i darowanej Stwórcy.
Bóg często wspiera wolność człowieka, jak w przypadku Mateusza, gdy przechodząc, spojrzał na niego. To spojrzenie wyrwało go z „komory celnej”, która była całym jego życiem. W takim spojrzeniu Boga pojawia się nowy sposób spojrzenia i ujmowania swego życia. W takim spojrzeniu dostrzegany jest dar życia skierowanego.
To, iż tajemnica daru osadzona jest w wolności znaczy, że dar należy „wyzwolić”, pozwolić mu się rozwinąć, gdyż dany jest on w formie pierwotnej, zalążkowej. Dopiero troska pozwala mu „rozkwitać”. Wolność ta jest podwójna: jest wolnością Boga dokonującego dzieła i wolnością człowieka otwierającego się w darze. Powołanie należy rozumieć jako dzieło Boga w człowieku, w jego historii, w jego świecie. To dzieło jest tajemnicze. Człowiek nie tyle w zaufaniu, co w zawierzeniu i ufności nie potrzebującej potwierdzeń, pozwala Bogu w sobie działać, rozporządzać swoim życiem. Trochę to przypomina chodzenie po wodzie: gdy szuka się podpórek, zaczyna się tonąć.
Drugą wolność, wolność daru należy również „wyzwolić”. Dlatego, by dar mógł wzrastać, należy uwolnić się tego, co ogranicza Boże działanie w człowieku. Święci nazywają to oczyszczeniem. Potrzeba oczyszczania wolności dla Boga prowadzi przez drogę odmowy dla tego, co niskie i niegodne Boga, by kierować się ku górze.
Wolność to również pojęcie odpowiedzialności. Dar się rozrasta, o ile człowiek najpierw się z nim „zrasta”, jednoczy, uznaje za swój. Następnie, gdy go ofiaruje. Miarą daru jest bezinteresowność. W niej wolność zostaje potwierdzona i opieczętowana. Taki jest kolejny warunek – niezbywalność wolności.
6. Kryterium obietnicy
Powołanie dochodzi do głosu w spotkaniu z własną tajemnicą, gdy człowiek zaczyna swoje życie poważnie traktować i pozwala, by w jego sercu zagościł inny, nieznany sens, dany przez Boga. Tajemnicą daru jest wypełnienie umysłu i serca nowym sensem, który zaczyna się dostrzegać dzięki światłu wiary jako zarys nowego spełnienia. Powołanie jest dane w zarysie kształtu, w przeczuciu, w nadziei, jak obietnica. Pojawia się rozróżnienie pomiędzy niespełnionymi obietnicami świata, a obietnicą szczęścia ze strony Wszechmocnego.
Powołanie jest w znacznej mierze obcowaniem z obietnicą. Taki jest kształt konsekracji: człowiek ofiaruje swą zdolność do miłowania, do posiadania i swą wolność, powierzając je Bogu w ślubach. Powołanie jest życiem w obietnicy. Jest to wolne oddanie Bogu przestrzeni swego życia, by On dokonał w nim swego dzieła. Obietnica nie musi mieć „konkretnego” kształtu, albo też może sprawiać wrażenie jej zaprzeczenia (np. ofiara z Izaaka). Dlatego jedynym uczciwym stosunkiem do niej jest głęboka ufność, że Bóg dokonuje swego dzieła, nie szukająca racjonalnych potwierdzeń i uzasadnień. Czasem przybiera ona formę dramatu Maryi, która otrzymała obietnicę, że jej Syn będzie królem. Mogła tym żyć i tym się karmić, ale fakty i historia zaprzeczyła temu, gdyż nie tylko nie został obwołany królem, ale w sposób najbardziej poniżający, został odrzucony. Jej Syn zostaje wywyższony i umiera w królewski sposób, ale według zupełnie innego, duchowego porządku. Imię obietnicy może być odczytywane w uniżeniu, w cieniu odrzucenia.
Obietnica najmocniej formuje naszą nadzieję. A nadzieja formuje wizję przyszłości. W nadziei z przyszłości nadchodzi Bóg. On jest naszą przyszłością. Dlatego o wiele bardziej powinniśmy doświadczać nie tyle tajemnicy „tu i teraz”, lecz „tam i potem”. Takie imię ma konsekracyjne spełnienie.
Dzieje się tak dlatego, że obietnica dana jest nam w ucisku. Znaczy to, że żyjąc jako znak sprzeciwu wobec ducha tego świata, powołany może być, jak Chrystus znienawidzony: znienawidzili Mnie bez powodu (J 15,25). Żyjąc pośród wewnętrznego i zewnętrznego uciskania, należy w tym odkryć duchowy styl Chrystusa. Dlatego obietnica domaga się męstwa.
7. Kryterium pokory
Powołanie dokonuje się w ramach kondycji grzeszników – mrocznej skłonności do zła. I nawet jeśli ideały są klarowne i praca nad podobieństwem stanowcza, w tajemnicy działającego w nas grzechu, mamy do czynienia z wymykaniem się piękna.
Pokora jest według św. Teresy z Avila – chodzeniem w prawdzie. Prawdziwość duchowa nie polega na podkreślaniu swej bezsilności, miernoty czy czynieniu z siebie plugawej istoty, lecz chodzi o szczerość istnienia wobec Boga i Kościoła. Rozpoczyna się od przyjęcia siebie, prawdy o sobie, jak i Bożej drodze wplecionej we własną historię. Słowem: dzięki powołaniu odsłonić własną wartość w Bogu. Drogą wewnętrzną człowieka jest miłowanie prawdy i światła, powołanie zaś jest Drogą prawdy i Światła. Pokora ostatecznie pozostaje wiernością Drodze i Prawdzie. Pokora pozwala by prawda życia powołanego objawiła się w pełni, pomimo, ze sama jest z natury ukryciem i zasłonięciem. Gwarantuje czystość prawdy.
Kryterium prawdy potrzebne nam jest jako świadomość bycia kruchym naczyniem. W życiu duchowym nie zawojujemy na własny koszt nieba ponieważ, jak mówi św. Teresa z Lisieux, wszystko jest łaską. Z drugiej strony nie sięgamy zuchwale sami po duchowe dary, lecz czekamy w trudzie rozeznań, na zaproszenie ze strony Boga. Pokora jest sposobem przystępowania do bożych spraw.
8. Kryterium eklezjalne
U źródeł powołania można postawić słowa Marty wypowiedziane do Marii: przywołała po kryjomu swoją siostrę, mówiąc: «Nauczyciel jest i woła cię» (J 11,28). W rodzeniu się powołania jest coś sekretnego, co często rozpoznaje się przy pomocy innych, a zatem w pośrednictwie Kościoła.
Lecz jednocześnie powołanie pozwala się odnaleźć się w łonie Kościoła. Wydaje się, że serce nie może zmieścić się pod jednym rodzinnym dachem, chce natomiast ubogacać Kościół w szerokim znaczeniu, gdyż w konsekracji wszystko nabiera wymiaru eklezjalnego. W ten sposób spotyka się i zrasta całkowitość daru z powszechnością Kościoła.
Dlatego zależność jest głębsza: człowiek odkrywa w powołaniu i dzięki niemu, swą miłość do Kościoła. Staje się wierny Kościołowi i człowiekowi, temu co ich jednoczy i czyni bliższym Bogu. Miłuje Kościół, to znaczy jest wierny czasowi, w którym żyje, tej godzinie, którą mu ofiarował Pan, i pragnie ten czas razem z Bogiem uświęcić, trwając w przestrzeni błogosławieństw. Dzięki swemu życiu chce ofiarować Życie światu i wspierać Kościół w posłudze zbawienia.
Życie konsekrowane ze względu na obietnicę, jest doświadczane jako życie „pomiędzy”, w jakimś przedziwnym „zawieszeniu” pomiędzy doczesnością i wiecznością, Bogiem i ludźmi, spełnieniem i niespełnieniem. To „pomiędzy” przyjmuje formę „kanału” – skutecznej drożności łaski, błogosławieństwa dla Kościoła i świata. Umieszcza człowieka w zasięgu zbawienia. Osiąganie zbawienia, najpierw „dla siebie” rozszerza się dzięki miłości, w dar dla świata. Zbawienie pojawia się nie tylko jako cel własny, ale wspólny, jako wspólnota obietnicy. Dlatego konsekrowany jest istnieniem eklezjalnym, zwróconym ku wspólnocie zbawienia.
Idea zbawienia winna się poszerzać. Najpierw, od świadomości iż służy się zbawianiu, a nie potępianiu, czy oskarżaniu człowieka, następnie, że dotyczy ona zwłaszcza konsekwentnych grzeszników. W powołaniu ewoluuje ten stosunek do zła i grzechu w kierunku miłosierdzia. W konsekracji człowiek wiąże się z Chrystusem w tajemnicy Mistycznego Ciała. Trudzi się i cierpi razem z Nim, szczególnie w Jego najsłabszych elementach. To, co może być odrzucone jako grzeszne i niegodne „świętości” Kościoła, jest jednak godne ocalenia. Miłość Chrystusa na ziemi przedłużana w konsekracji wkracza ze swej natury na teren grzechu, by te miejsca ocalić dla Boga. Gdzieś w sercu winien pojawić się głębokie współczucie dla grzeszników, a w pozytywnym wymiarze – chęć współpracy z Bogiem w dziele zbawienia.
9. Kryterium duchowego zadomowienia
Tajemnica powołania jest głęboko wrośnięta w samą istotę człowieka, dotyczy miejsc, gdzie Bóg „łączy się” z człowiekiem i gdzie człowiek odnajduje siebie u siebie. Dlatego powołanie ma niejako kształt zadomowienia. Bóg, jak u Abrama, domaga się opuszczenia dotychczasowego horyzontu spraw, opuszczenia tego, co człowieka inspiruje, żywi, do czego się przyzwyczaił i co oswoił, by poszedł w nieznane, osiadł na ziemi obietnicy. Powoduje to czasem lęk utraty, pozostawienia lub realne cierpienie w odchodzeniu. Powołanie jest osiedleniem się w nowej przestrzeni konsekracji. Nowy dom w konsekracji potwierdza naturę człowieka jako „domu Boga”, Jego świątyni.
Dom, duchowa świątynia, znajduje się w określonym miejscu, posiada określony kształt. Nazywamy to charyzmatem. Dlatego właściwiej jest mówić o powołaniach, niż jednym –ogólnym. Charyzmat to szczególny rodzaj miłości, który rozpala się sercu i pobudza do czynu. W Kościele mamy ich całą gamę: miłość do ubogich, chorych, porzuconych; miłość wspierania Kościoła, miłość niesienia oświaty, pouczenia, wiedzy; czy miłość kontemplatywną szukającą jedynie Oblubieńca. Człowiek jest zazwyczaj naturalnie „wyposażony” do charyzmatycznego czynu, potwierdza siebie, na linii charyzmatu. Jest to zarazem nadanie powołaniu „ciała”, podążaniem określoną, charakterystyczną drogą świętości. Duch Uświęciciel i Dokonawca objawia się z mocą miłości przemieniającej.
***
Przedstawione wątki stanowią jakby wielomodułowy „układ”, dający możliwość zasygnalizowania ważniejszych tonów, które winny dojść do głosu. Zależy od rozpoznającego (obydwu stron) czy będzie to system dur (twardy) czy moll, zdobiony barwną chromatyką akordu, czy raczej jednorodny. Powołanie jest jak mała symfonia pisana ręką Boga w różnej rytmice i dynamice historii i wnętrza osoby. Jej rozpiętość jest zdecydowanie nadprzyrodzona, sięga wysoko w niebo i nisko w ziemię.