Św. Gertruda Wielka

Św. Gertruda urodzona 6.01.1256 roku w pobliżu miasta Eisleben w Turyngii (Niemcy). W czwartym roku życia została oddana na wychowanie do benedyktynek. Kiedy św. Gertruda wstąpiła do klasztoru w Helfcie, opactwo wywierało wpływ na całe Niemcy. Opatką była wówczas Gertruda z Hackenborn, a mistrzynią nowicjatu św. Mechtylda. Po złożeniu ślubów zakonnych, pracowała w klasztornym skryptorium. Dnia 27.01.1281 roku przeżyła swoje mistyczne zaślubiny z Boskim Oblubieńcem. Umiera w wieku 46 lat w listopadzie 1302 roku. Pozostawiła po sobie Objawienia czyli Zwiastun Bożej miłości, Ćwiczenia duchowe, Modlitwy oraz Listy.

Teksty

 

O drzewie miłości

Następnego dnia w czasie Mszy, podczas podniesienia, była jakby ospała i przez to mniejszą uwagę poświęcała nabożeństwu. Jednak na dźwięk dzwonka ocknęła się gwałtownie i zobaczyła Pana Jezusa jako Króla, który trzymał oburącz jakieś drzewo jakby wycięte tuż przy ziemi, ale obsypane przepięknym owocem i liśćmi, z których każdy promieniował cudow­nym blaskiem niby gwiazda. Pan potrząsnął tym drzewem wobec całego dworu niebieskiego a wszyscy cieszyli się podziwiając jego owoce. W chwilę później Pan zasadził to drzewo w sercu Gertrudy, niby po­środku ogrodu, aby ona doglądała go i dbała o po­mnożenie jego owoców, by mogła pod nim odpocząć i pokrzepić siły. Ona zaś, gdy tylko wzięła je pod opie­kę, zaraz zaczęła się modlić – aby pomnożyć jego owo­ce – za pewną osobę, która niedawno wyrządziła jej wiele przykrości, prosząc, aby znowu mogła znosić to cierpienie, które niedawno było jej udziałem, z tą in­tencją, ażeby na osobę, która ją skrzywdziła, obficiej wylała się Boża łaska. Podczas tej modlitwy zobaczy­ła, że na szczycie drzewa zakwita nagle kwiat o wspa­niałej barwie, który przerodzi się w dojrzały owoc, je­śli się tylko spełni jej dobra wola. Drzewo to bowiem oznaczało miłość, która nie tylko obfituje w owoce dobrych uczynków, ale i w kwiaty dobrych chęci i pro­mienne liście ich korzystnych następstw. Dlatego za­stępy niebieskie podziwiają i cieszą się, gdy człowiek pochyla się nad człowiekiem, starając się wedle moż­ności pomóc bliźniemu w jego niedostatkach. W tej też chwili podniesienia Gertruda otrzymała oprócz płaszcza o różanej barwie, w który została obleczona poprzedniego dnia, gdy Pan przytulił ją do swej piersi, także wspaniałą szatę zdobną złotym haftem.Tego samego dnia podczas nony ukazał jej się Pan pod postacią pięknego i pełnego wdzięku mło­dzieńca, prosząc, aby zerwała mu orzechy z owego drzewa, Aby to mogła uczynić, podniósł ją i posadził na gałęzi drzewa. Ona rzekła na to: „O najmilszy mło­dzieńcze, dlaczego wymagasz tego ode mnie, skoro je­stem słaba tak z racji płci, jak i własnych możliwości? Wypadałoby raczej, abyś to ty dla mnie zrywał orze­chy”. „Nie –rzekł on – gdyż narzeczona będąc u sie­bie, we własnym domu, wśród rodziców może się za­chowywać z większą swobodą, niż nieśmiały narze­czony, który czasem przychodzi, żeby ją odwiedzić. Jeśli jednak narzeczona zechce zaradzić nieśmiałości narzeczonego i usłużyć mu w czymś, to on, gdy przyjmie ją do swego domu, nie omieszka jej za to od­płacić podobnymi względami”. Dał jej Pan przez te słowa zrozumieć, że niesłuszne jest usprawiedliwianie się, jak to czynią niektórzy: Jeśli Bóg chciałby, abym zrobił to i to, sam użyczyłby mi łask potrzebnych do tego. Jest bowiem rzeczą sprawiedliwą, aby człowiek w tym życiu we wszystkim jakby pochylał kornie swój rozum przed Bogiem i nie zgadzał się z podszeptami własnej woli, szukając swojej korzyści – w przyszłości otrzyma za to hojną odpłatę. Gdy zatem Gertruda chciała podać orzechy młodzieńcowi i on wspiął się na drzewo, usiadł obok niej i poprosił, by rozłupała sko­rupę, obrała orzechy ze skórki i tak przygotowała mu do zjedzenia. Dał jej przez to zrozumieć, że nie wy­starczy, by człowiek nakłonił swój rozum do dobrych uczynków wobec nieprzyjaciela, jeśli nie szuka przy tym okazji, aby swe zamiary wprowadzić w czyn. Cały bowiem ten obraz orzechów na drzewie miłości odno­sił się do dobrych uczynków wobec jej prześladowców. Dlatego właśnie Pan ukazał jej na jednym drzewie i orzechy, które mają gorzką i twardą skorupę, i słod­kie owoce: bowiem miłość nieprzyjaciół powinna się łączyć ze słodką dobrocią Boga, dzięki której człowiek gotów jest iść na śmierć dla Chrystusa[1].

 

O pociąganiu duszy przez Boga

Którejś nocy Gertruda rozpamiętywała Mękę Pańską ze szczególną pobożnością, a dusza jej zaczęła się jakby wyrywać, by podążyć ku głębinie pragnień. Poczuła wówczas, że nadmierny żar pragnień rozpala jej wątrobę, więc rzekła do Pana: „Mój najsłodszy Panie, który mnie miłujesz, gdyby ludzie wiedzieli, co teraz czuję, powiedzieliby, że powinnam się powstrzy­mywać od takiej gorliwości, aby odzyskać zdrowie ciała. Jednak dla Ciebie, który znasz moje tajemnice, jest całkiem jasne, że żadnym wysiłkiem mego ciała ani zmysłów moich nie mogłabym się oprzeć przeni­kającej mnie mocy Twojej słodyczy”. Na co Pan od­powiedział: „Kto mógłby nie wiedzieć – chyba czło­wiek pozbawiony rozumu – że słodycz mego Bóstwa o niezmiernej mocy, w największym stopniu przewyż­sza wszelką przyjemność ludzką i cielesną? Gdyż wszelka słodycz zmysłowa w porównaniu z Bożą sło­dyczą jest jak drobna kropelka rosy wobec niezmie­rzonej przestrzeni oceanu. Jednak przyjemności ludz­kie tak silnie ludzi pociągają, że od niektórych nie po­trafią się oni powstrzymać, chociaż wiedzą, iż ściągną w ten sposób na siebie niebezpieczeństwo nie tylko ciała, ale i duszy. O ile więc trudniej duszy przenik­niętej słodyczą mego Bóstwa opierać się mojej miłości, gdy wie, że płynie stąd dla niej wieczne szczęście!”Gertruda powiedziała wtedy: „Ludzie mogliby także powiedzieć, że skoro złożyłam profesję według reguły cenobitów, to jestem zobowiązana miarkować zapał mej pobożności tak, bym mogła ściśle zachowy­wać regułę zakonną”. Pan raczył ją uspokoić co do tej sprawy przez takie porównanie: „Jeśli jakimś szambelanom przykazano, by gorliwie służyli przy stole królewskim przez szacunek dla władcy, a król osła­biony wiekiem czy też zmęczony zawezwie jednego z nich, bo zechce wesprzeć się na jego piersi i odpo­cząć przez chwilę, to byłoby bardzo niewłaściwe, gdy­by ten szambelan, którego król wybrał, by wesprzeć się na nim, zerwał się nagle – dlatego, że kiedyś mu przykazano, aby stał przy królewskim stole – i tym spowodował upadek swego pana! Podobnie się dzieje – tyle że jest to jeszcze bardziej niestosowne – gdy Ja sam pociągam kogoś moją łaskawą miłością do za­kosztowania kontemplacji, a on cofa się przed nią ze względu na dosłowne wypełnianie reguły jakiegoś za­konu. Otóż Ja – Stwórca i Odnowiciel wszechświata –nieskończenie bardziej raduję się z jednej duszy mi­łującej, niż ze wszystkich trudów fizycznych i ćwi­czeń, które ktoś może spełnić bez miłości i czystej in­tencji”. Pan dodał jeszcze: „Jeśli jednak kogoś mój Duch nie wzywa wyraźnie ku pokojowi kontemplacji, a on zaniedbuje regułę starając się osiągnąć ów stan, to jest jak ten, kto nieproszony siada do stołu wraz z królem, choć kazano mu usługiwać królowi przy stole. Zatem jak sługa, który siada przy stole królew­skim bez zaproszenia, nie dostąpi zaszczytu, lecz ra­czej narazi się na wzgardę z powodu swego braku sza­cunku, tak i ten, kto zaniedbując nakazy reguły stara się własnymi siłami osiągnąć słodycz Boskiej kontem­placji, której nikt nie może dostąpić bez mojej szcze­gólnej łaski, czasem więcej przez to doznaje szkody, niż pożytku. Bowiem z jednej strony w kontemplacji nie osiąga efektów, a z drugiej słabnie jego gorliwość w tym, do czego się zobowiązał. A jeżeli ktoś zanie­dbuje wypełnianie reguły dla wygody ciała (choć czu­je, że to nie jest konieczne) i szuka zewnętrznych przyjemności, postępuje tak, jak ktoś, kto wyznaczony do usługiwania przy stole królewskim, idzie do stajni i tam brudzi się okropnie oporządzając swego konia”[2].

 

Boskie spojrzenie

Rozważając darmowe dobrodziejstwa Twej przy­jaznej łagodności względem mnie niegodnej stwierdzi­łam, że byłoby niesprawiedliwe, gdybym pominęła – jakby w niewdzięcznym zapomnieniu – to, co otrzy­małam dzięki cudownej łaskawości Twej najżyczliwszej miłości podczas pewnego Wielkiego Postu. Otóż na Mszy w drugą niedzielę, gdy śpiewa się przed pro­cesją responsorium Vidi Dominum facie ad faciem, moja dusza została rozświetlona jakąś cudowną i przedziwną błyskawicą, a w świetle Bożego objawie­nia ukazała mi się twarz jakby zbliżająca się do mojej twarzy; jak mówi św. Bernard: „Nie stworzona, lecz tworząca; nie przyciągająca oczu ciała, lecz radująca oblicze serca; miła nie dzięki urodzie, lecz dzięki da­rowi miłości”. Podczas tej wizji jak miód słodkiej Twoje oczy jaśniejące jak słońce zdawały się być na wprost moich i Ty jeden wiesz, słodyczy moja, jak wówczas przeniknąłeś nie tylko moją duszę, ale i serce, i wszystkie członki. Za to – jak długo żyć będę – będę Ci składać pokorne uwielbienie. (…)Tak więc, jak powiedziałam, gdy zbliżyłeś do mnie niegodnej swoją najmilszą twarz ukazującą bo­gactwo wszelkiego błogosławieństwa, poczułam, jak z Twych boskich oczu bije i wlewa się przez oczy moi? jakaś światłość bezcenna, niosąca słodycz, która przenikając całe moje wnętrze, zdawała się wywierać cudowny wpływ na wszystkie moje członki. I tak to światło jakby opróżniło najpierw wszystkie moje kości ze szpiku, a potem także same kości razem z ciałem unicestwiło do tego stopnia, iż cała moja istota czuła, że istnieje jedynie ów Boski Blask, który w sposób niewyrażalnie przyjemny, radując się sam w sobie, sprawił w mojej duszy nieopisaną, radosną pogodę.Ach, co więcej mogę powiedzieć o tej – by tak rzec – najsłodszej wizji? Prawdę mówiąc, wydaje mi się, że wbrew całej sztuce wymowy wszystkich mów­ców, przez wszystkie dni mego życia nigdy bym nie uwierzyła, że może istnieć tak wspaniały sposób oglą­dania Ciebie, choćby i w chwale niebieskiej, gdyby ła­skawość Twoja, mój Boże, jedyne Zbawienie duszy mojej, nie doprowadziła mnie do niego przez doświad­czenie. A jednak cieszy mnie mówienie o tym, bo – o ile porządek boski jest podobny do porządku ludzkiego, jeśli siła Twego wzroku tak przewyższa to, cze­go doznałam w tej wizji, jak mi się wydaje, to powiem szczerze: dusza, której choć przez chwilę dane byłoby tej siły doświadczyć, nie zdołałaby pozostać w ciele, gdyby jej Boża moc w nim nie zatrzymała. Wiem, co prawda, bardzo dobrze, że Twoja niezbadana wszech­moc pochodząca z hojnej miłości zwykła dostosowy­wać tak wizje, jak uściski, pocałunki i inne oznaki miłości do miejsca, czasu i osoby. Często bowiem do­świadczałam – za co składam Ci dziękczynienie w jed­ności z miłością wzajemną zawsze godnej czci Trójcy – łaskawości przenajświętszych pocałunków Twoich. Niekiedy, gdy siedziałam i w mym wnętrzu słuchałam Ciebie, gdy odmawiałam brewiarz czy odprawiałam nocne oficjum za zmarłych, często podczas jednego psalmu dziesięć albo i więcej razy wyciskałeś na mych ustach swój słodki pocałunek – pocałunek, który przewyższa słodyczą wszelkie wonności i puchary miodu. Wielokrotnie dostrzegałam też na sobie Twoje przyjazne spojrzenie i czułam wyraźnie mocny uścisk Twych objęć w mej duszy. Ale chociaż wszystkie te czułości były cudownie słodkie, jednak przyznaję szczerze, że nigdy nie doświadczyłam, by którakol­wiek z nich miała na mnie tak mocny wpływ, jak to najcudowniejsze spojrzenie, o którym opowiedziałam. Za tę łaskę i za inne, których skutki znasz tylko Ty, niech Ci zostanie ofiarowana owa słodycz, która płynie od Osoby do Osoby w niebieskiej piwnicy Bóstwa wśród szczęścia przewyższającego wszelkie poznanie[3].

 

O ranie miłości

Otóż gdy po przyjęciu ożywczego sakramentu wró­ciłam na swoje miejsce w chórze, zdawało mi się, że z prawego boku Ukrzyżowanego – namalowanego na karcie mej książki – to znaczy z rany w tym boku, wy­chodzi jakby promień słoneczny zaostrzony na końcu jak strzała, który cudownie rozbłysnąwszy, cofa się, po czym znów rozbłyskuje. Tak to trwało przez chwilę i ła­godnie przyciągało ku Panu moje serce. Ale wtedy jesz­cze nie zostało spełnione moje pragnienie, aż do środy, kiedy to po Mszy wierni wspominają dobrodziejstwo Twego godnego czci Wcielenia i Zwiastowania. Ja także – choć nie tak, jak należy – brałam udział w tym nabo­żeństwie. A oto nagle zjawiłeś się Ty, zadając ranę me­mu sercu z tymi słowami: „Tutaj niech spłyną wszystkie twoje wezbrane uczucia, a więc wszelkie przyjemności, nadzieje, radości, cierpienia, lęki i wszystkie inne uczu­cia niech utwierdzą się w mojej miłości”.Natychmiast przywołałam w pamięci, co kiedy­kolwiek słyszałam o pielęgnowaniu ran: że trzeba je przemyć, namaścić i obandażować. Ale wtedy jeszcze nie pouczyłeś mnie dokładnie, jak mogę to zrobić. Dopiero później pełniej odkryłeś te sprawy przede mną za pośrednictwem pewnej osoby, która na Twoją chwałę przywykła – jak mniemam – z większą uwagą i wrażliwością niż ja (niestety!) słuchać w swej duszy czułych szeptów Twego natchnienia. Ona to właśnie doradziła mi, abym rozważając z nieustanną pobożnością miłość Twego Serca, Ukrzyżowany, czer­pała wodę tej pobożności – na obmycie z wszelkiego grzechu – ze źródła łaskawości, płynącego z żaru Mi­łości tak nieopisanej; i abym w walce z wszystkimi przeciwnościami brała maść wdzięczności z wylania dobroci pochodzącej z Miłości tak nieocenionej; a energia łaskawości, którą wytworzyła moc Miłości tak niepojętej, ma służyć mi za bandaż sprawiedliwo­ści, abym przywiązywała się do Ciebie mocą miłości we wszystkich moich myślach, słowach i czynach, i przez to nierozerwalnie się z Tobą zjednoczyła[4].

 

Modlitwa o miłość

Ilekroć chcesz kosztować miłości, uwolnij swoje serce od wszystkich nieuporządkowanych uczuć, przeszkód i wyobrażeń, wybierając w tym celu odpowiedni dzień i porę. przynajmniej trzy godziny dziennie, to znaczy rano, w południe i wieczorem. aby naprawić to, że nigdy nie kochałaś Pana Boga twego z całego serca, z całej duszy i ze wszystkich sił swoich. Następnie z całym uczuciem, oddaniem i uwagą złącz się w modlitwie z Bogiem, jakbyś widziała obecnego Jezusa, twojego Oblubieńca, bo On rzeczywiście jest obecny w twej duszy.I wczesnym rankiem, jak gdyby wychodząc na spotkanie swemu Bogu, odmów tę modlitwę razem z następującymi trzema wersetami:Boże mój, Boże mój, przy Tobie czuwam od świtu. Pragnęła Ciebie moja dusza, tak bardzo tęskniło za Tobą moje ciało. Na tej ziemi pustynnej, bezdrożnej i bezwodnej, tak w świątyni stawiłam się przed Tobą, żeby ujrzeć moc Twoją i chwałę.O Boże – Miłości, Ty jeden jesteś moją pełną i prawdziwą miłością. Ty jesteś moim najdroższym zbawieniem, całą moją nadzieją i radością, moim najwyższym i najlepszym dobrem. Przed Tobą, mój Boże, moja najdroższa miłości, od rana stać będę i ujrzę, że Ty jesteś samą wieczną słodyczą i szczęściem. Ty jesteś pragnieniem mojego serca. Ty jesteś całkowitym nasyceniem mojego ducha. Im więcej Cię kosztuję, tym większy jest mój głód. Im więcej piję, tym większe jest moje pragnienie.O Boże – Miłości, Twój widok jest dla mnie jak najjaśniejszy dzień, ów jeden dzień, który w przedsionku domu Pańskiego lepszy jest niż tysiąc innych, dzień, do którego wzdycha jedyna dusza moja, którą dla Siebie odkupiłeś. Kiedy nasycisz mnie słodyczą swojego najmilszego oblicza? Moja dusza pragnie Cię i omdlewa z powodu bogactwa „Twojej słodyczy. Oto wybrałam i wolałabym być ostatnia w domu mego Pana, aby móc dążyć do orzeźwienia w Twoim najsłodszym obliczu”[5].

 

Dzień dziękczynienia

„Wyznacz sobie od czasu do czasu jeden dzień, w którym będziesz mogła bez przeszkód oddawać się wielbieniu Boskości, w celu uzupełnienia chwały i dziękczynienia, które zaniedbałaś złożyć swojemu Bogu przez wszystkie dni życia swojego za wszystkie Jego dobrodziejstwa. I będzie to dzień uwielbienia i dziękczynienia, dzień radosnego jubileuszu. Będziesz wtedy świętować obchód owego uroczystego dnia, kiedy to na wieki będziesz weselić się przed Panem, nasycisz się obecnością Boga, a twoja dusza napełni się chwałą Pana. I dlatego łączą się z tym pobożne westchnienia duszy pragnącej ujrzeć oblicze Boga. Są jednak wśród nich wyrazy uwielbienia do tego stopnia boskie, że wydają się one pochodzić raczej od błogosławionych w ojczyźnie niż pielgrzymujących na ziemi.Najpierw zatem w duchu pokory staw się przed obliczem Twojego Boga, aby okazał ci łaskę swojego oblicza. I mów: Będę mówić do mojego Pana, choć jestem pyłem i prochem. O mój Boże, wielki i wspaniały, który spoglądasz w głębie niskości, moja dusza i duch mój omdlewają w obliczu Twoich nieskończonych dobrodziejstw. Otwórz przede mną skarb swojego najmiło­sierniejszego Serca, gdzie spoczywa złożona dla mnie pełnia moich pragnień. Odkryj przede mną wdzięk swojego pełnego słodyczy oblicza, abym wylała moją duszę w Twojej obecności. Odkryj przede mną najsłodszą łaskawość, która zapewni mi pokój w Tobie, napełni radością moją duszę i rozwiąże mój język w wielbieniu Ciebie”[6].


[1] Św.Gertruda z Helfty, Zwiastun Bożej miłości , t. I, tłum. B. Chądzyńska, E. Kędziorek, Kraków-Tyniec, s. 193-195.

[2] Tamże, s. 270-272.

[3] Tamże, s. 147-150.

[4] Tamże, s. 108-111.

[5] Tamże, s. 89.

[6] Tamże, s. 119.